środa, 30 stycznia 2013

[896] www.tea-dregs.blogspot.com


Bloga literackiego 
Tea-dregs
Ocenia Drzewo

Pierwsze wrażenie, wygląd i dodatki (11/15)
   Z racji, że to ocena urodzinowa, a ja nie jestem już regularną oceniającą, to ten blog został wybrany przez mnie, nie ja przez jego autorkę. To odwrócenie dotychczasowego porządku, w którym zwykłam żyć...
  Logicznie rozumując, coś mnie musiało skłonić do tea-dregs, skoro sama, dobrowolnie zdecydowałam się go zanalizować. Ogólnie rzecz biorąc, zaintrygował mnie on. Jako całość - raczej minimalistyczny, uporządkowany. Adres sobie na początku przetłumaczyłam według jakiegoś źródła jako 'osad z herbaty', potem stwierdziłam, że może jednak chodziło o fusy... Napis na belce chyba autorski, przynajmniej Google nie znalazł mi niczego pod tym hasłem, prócz Twojego bloga. Nie podoba mi się forma, wizualnie cieszyłoby mnie to zdanie bardziej, gdyby zaczęte zostało poprawnie od wielkiej litery i zakończone kropką. Treściowo jest OK, przynajmniej ja je lubię.
   Opis autorki konkretny, przejrzysty, całkiem ciekawy. Bez przynudzania. Ładne, pasujące zdjęcie. Wywaliłabym lub zmodernizowałabym końcówkę - widać, że pisana była wcześniej, jeszcze zanim oba te projekty zagościły na dobre na blogu. Poza tym nie tylko one już się na nim znajdują. Może warto byłoby zrobić osobną zakładkę o blogu, żeby nie zaśmiecać Twojego opisu.
   Linki mogłyby otwierać się w osobnych kartach. 
   Ulubione cytaty to taki przyjemny dodatek, mówiący też wiele o autorce. Estetycznie zapisane, co się ceni.

Treść i poprawność (17/45)
  Wnikliwie przeczytałam wszystkie posty z kategorii „art”, zwane przez Ciebie również pieszczotliwie „pseudoartystycznym bełkotem”. Postaram się teraz możliwie składnie i treściwie pozbierać wszystkie wnioski, które mi się nasunęły, a nawet dostrzec coś więcej w owym bełkocie… Zapewniam, że żadnego bezpodstawnego zjeżdżania, przed którym tak chciałaś się ustrzec, nie przewiduję w programie.

1. DZIWOTY (3/8)
   Przyznam otwarcie, że niektóre „dziwoty” nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia, wydały się wręcz bez sensu. Gdzieniegdzie jednak, pośród nich, pojawiło się to „coś” – może w mocno niedopracowanej formie, ale powodujące błysk zainteresowania. Żeby było miło, od tych ciekawszych zacznę: „Forever sun”, „Zbieg Okoliczności” i „Strange winter”. 
  W „Forever…” udaje Ci się zarysować szkic pewnej krainy, dziwnego świata oderwanego od rzeczywistości, oscylującego między słodyczą a przykrą szarością i smutkiem. Wszystkie te Twoje stworki są kolorowe, sielankowe, trochę jak z jakiejś bajki dla pięciolatków. Na szczęście zyskują jako niewinne ofiary Cienia, zastraszone i nieszczęśliwe, które tylko w jeden dzień w roku mogą cieszyć się życiem. Dlaczego zyskują? Bo pomimo tego, że robi się infantylnie, to poniekąd ma prawo tak być, skoro zaczęłaś tekst słowami o krainie, „gdzie dorosłe oko nie sięga”. Spodobał mi się przede wszystkim zalążek klimatu oraz uczucia zawarte w opisie święta.
   „Zbieg Okoliczności” spowodował szeroki uśmiech na mojej twarzy, gdy pojęłam Twój zamysł, zabawę słowami. Sam ten motyw ukryty w tytule mnie ujął, bo filozoficzne „rozkminy” na bazie „Ciekawego przypadku Benjamina Buttona” (filmu, który mojego serca akurat nie podbił), stały się już nieco poplątane i, szczerze mówiąc, zbyt nudne dla mnie. Treść raczej na minus – początkowy pomysł na plus; myślę, że można by go wykorzystać i rozwinąć na wiele innych sposobów.
   „Strange Winter” ma niezłą kompozycję, stopniowanie napięcia. Całkiem przyjemnie czytało się opis emocji głównej bohaterki, jej wewnętrznego przebudzenia. Z tym, że pojawił się błąd logiczny: napisałaś, że Roma postanowiła zmienić swoje życie w dniu, który był zupełnie inny. Nie ma to sensu, bo ona dopiero miała sprawić, by jej dni stały się inne. Drobnostka, ale warto dbać o szczegóły.

   O pozostałych nie chcę lać wody – są króciutkimi formami, w których ani treść ani język mnie nie powaliły. Nie wyróżniały się niczym, bo albo podejmowały temat zbyt oklepany, albo pokazane były w banalny sposób. Zaczynały się i kończyły, a ja czułam, że niewiele z tego wynikło. Wskazałam Ci te dobre cechy opowiadań zapamiętanych przeze mnie, żebyś mogła mniej więcej zrozumieć, co rozumiem pod pojęciem „tego czegoś”.

+ poprawność:
W kwestii poprawności przede wszystkim zwróć uwagę na powtórzenia. W „Forever sun” problem jest ze słowami: mrok, stworzenia, umierać, przemarznięty i zmarznięty.
W „Albercie”: dziewczyny, dziewczęta, zarumienione, kobiety, spełnione i przepełnione, które.
W „Power of sisterhood”: być.
W “Jednym dniu”: być, mieć, jej.
W „Space between us”: jej, jego, ich i nich.
„W rękach wściekłego losu”: jej, tak naprawdę.
W „Ukierunkowanej rewolucji: jej.
W „Strange Winter”: jej, ją.

 2. POEZJA (0/8)
   Najchętniej pominęłabym ten punkt, ponieważ mało pewnie czuję się na gruncie poetyckim. OK, mam pewne pojęcie o tym, jak dobry wiersz wygląda i czym się cechuje, wyniesione głównie ze szkoły. Posiadam też pewną wrażliwość i intuicję, potrafię docenić tenże dobry wiersz – nawet jeśli samodzielnie nie dostrzegam 80% ukrytych w nim treści… Ale mam małe doświadczenie i obycie, więc w zasadzie nie jestem kimś, z czyim zdaniem na temat poezji należałoby się bardzo liczyć. Chcę być uczciwa wobec Ciebie, więc zaznaczam: nie startuję z pozycji krytyka-znawcy, ale krytyka mega-subiektywnego.
   Otóż Twoje próby poetyckie mnie nie zachwyciły. Przy okazji „Poem dafuq” dowiedziałam się, że ‘dafuq’ to w slangu internetowym to samo, co ‘what the fuck’. Rozszyfrowanie tytułu bardzo mi pomogło. Ulżyło mi, że sama podsumowałaś ten wierszyk w podobny sposób jak ja, gdy próbowałam zrozumieć i jakkolwiek logicznie zinterpretować go. Jedynym skutkiem był, niestety, coraz większy mętlik w głowie, bo sensu się tu nie doszukałam… Po prostu przydługa, dziwaczna rymowanka, nic więcej.
   „Cóż z życia…” jest wierszem starym, odgrzebanym aż z 2010 roku. Domyślam się, że opisuje emocje związane z jakąś prywatną sytuacją, wiec wygląda to na swego rodzaju sentymentalny powrót. Prawisz o samotności i pustce, ubierając je w formę krótkiego wiersza białego. Pytania retoryczne w dziwacznym szyku i o mało poprawnej składni zdań, wynikające chyba z przekonania, że w poezji wszystko wolno. Oryginalnych metafor – brak. Doceniam wkład uczuciowy, ale przekaz jest okropny. Jestem na „nie”…
   W „Katharsis” treść – będąca niejako modlitwą – jest tyleż prosta, co w pewnych punktach bezsensowna. Chodzi mi o to, że ogólną myśl (prośbę o oczyszczenie) przekazujesz bezpośrednio, bez opakowywania w literackie środki. Jednocześnie ostatnie wersety strof tkwią na swoich miejscach najwyraźniej trochę przypadkowo, brzmią jak wzięte z tekścików większości polskich piosenek, dopasowane do rymów, raczej pozbawione głębszej (czy też jakiejkolwiek) treści. Takie mam odczucia.
   „Morderca” z liryką, moim zdaniem, niewiele ma wspólnego. Czytając go, wydawało mi się, że pokroiłaś pewien tekst na kawałki, podzieliłaś na wersety i stworzyłaś „wiersz”. Umówmy się jednak, na potrzeby analizy, że to w istocie poezja i że występuje podmiot liryczny. Zadajmy sobie parę pytań. Co się dzieje z bohaterką? Zostaje zamordowana najpierw nożem, potem dobita pistoletem… Czym jest nieznane ciepło serca oprawcy, do którego zostaje zaciągnięta? Jaki to tlący, niewyraźny kawałek lodu? Czy to wszystko w istocie odnosi się do pointy: przestrzelonych marzeń, zniszczonego świata? Nie znam odpowiedzi na te pytania. Nie wiem, czy w ogóle istnieją, czy jakieś odpowiedzi wewnątrz tych słów zawarłaś… Dla mnie brzmią one pusto, zastosowane intuicyjnie, bez zastanowienia.
   „Pomiędzy piekłem a piekłem”, jeszcze jeden wiersz, który popełniłaś i ostatni, z którym przyszło mi się zmierzyć. Przeszkadza mi w nim dość duża doza powtarzalności, banalności… Bazujesz na słownictwie często używanym w kontekście nieszczęśliwej miłości – drogi, które nie mogą się spotkać, ból, smutek, niemoc, płonięcie… Jest to mało ciekawe, mało świadome, pozbawione walorów artystycznych, które przykułyby uwagę na dłuższą chwilę. 
  
3. PROJEKT OPRAWCA (5/8)
   Podoba mi się początek. Ciekawie opisałaś gabinet, zbudowałaś klimat. Wyraźnie dostrzegalne są emocje bohaterki! W drugim rozdziale interesujący jest opis malowania się, próby przeistoczenia się postaci w piękną, pewną siebie kobietę. W dalszej części drugiego i w trzecim rozdziale brakuje mi uporządkowania, jakiegoś wiodącego motywu. Te dwa opisy, które wyróżniłam, są wprawdzie niedoskonałe, ale posiadają charakter. Dużym minusem, rysą na Twoim stylu są te potworne powtórzenia, cała masa! Błagam, przypilnuj się, by na przyszłość robić ich mniej. Tekst bardzo dużo na nich traci.
   Trudno mi się zagłębiać w to opowiadanie, ponieważ dane mi było przeczytać dopiero zalążek. Domyśliłam się, że bohaterki doświadczyły jakiejś traumy i z tego powodu spotykają się z psychologiem. Czy jednak są to dwie, czy na przykład trzy kobiety? Nie wiem, czy pierwsza jest osobną postacią, czy jedną z tych opisanych w drugiej i trzeciej części. Może będzie ich więcej? Nie potrafię na razie powiedzieć, do czego zmierza fabuła i jak interpretować treść. Życzę jednak temu projektowi wszystkiego co najlepsze, bo dostrzegam pozytywy w owym szkicu, początku.
+ poprawność:
a) „tą cholerną Nicość” – tę
b) „Niezdarną dłonią maluję bezbarwne powieki.” – Toż to oczywiste, że są bezbarwne, skoro ma je dopiero pomalować!
c) „Znów płakać, palić papierosy i opowiadając o nieszczęściu obcej kobiecie.” - opowiadać
d) Kolejne powtórzenia, to: które, jej.

 
4. PRZEWODNICZKA ISTNIENIA (3/8)
   Nie wiem, co sądzić o tym opowiadaniu. Kolejne zalążkowe i jak na razie nie znalazłam w nim za wiele dobrego. Krótki prolog brzmi jak wyrwany z Biblii, przypomina mi scenę zwiastowania. Z tego pompatycznego piedestału spadamy potem na poziom słabej obyczajówki, marnie pisanej i z nieciekawie zapowiadającą się fabułą. Dwa pierwsze rozdziały to dla mnie porażka. Króciutkie części opisują idealne uczucie pary, skażone jedynie chorobą narzeczonej i kłamstwem ukochanego – białym, oczywiście, przecież chce ją tylko chronić… Brakuje klimatu, bohaterowie są mało przekonujący, zbyt cukierkowi, wszystko dzieje się za szybko, jakby poklatkowo – bez właściwej treści, miąższu. Dopiero trzeci rozdział powoduje u mnie lekkie zaintrygowanie. Czyżby to Łucja miała być tytułową przewodniczką? Jeśli tak, to pochwalę Cię za zabieg kompozycyjny – że na początku przeniosłaś środek ciężkości na Natalię i Gabriela, skierowałaś na nich uwagę czytelnika, by dopiero w trzecim rozdziale umieścić tę najważniejszą postać. Swoją drogą, dobry dobór imienia – świadomy czy przypadkowy? Łucja jest patronką niewidomych, przedstawia się ją na obrazach z oczami na tacce… Wiąże się to oczywiście z postacią Natalii.
   Na razie więcej domniemywania, niż analizy. Dzięki trzeciej części zaczęłam się zastanawiać, jak rozwiniesz fabułę. To dobrze, bądź co bądź, udało Ci się wywołać jakiś stopień zaintrygowania. Tylko pamiętaj, proszę, że nawet jeśli masz fajny pomysł, to możesz go całkowicie schrzanić techniką. Pod tym względem tekst prezentuje się na razie fatalnie, o czym Ci już napisałam, ale pragnę podkreślić na koniec. Popracuj nad stylem, nad opisami uczuć, budowaniem klimatu i napięcia. Wtedy będzie lepiej.
 + poprawność: 
 a) „Postawił tam tą torbę” – tę torbę
b) Błędnie zapisujesz dialogi. Pokażę Ci to na przykładzie.
„- Tego szukasz? - Usłyszał delikatny, kobiecy głos za swoimi plecami. (1) 
- Ach, tak. Dzięki. – Odebrał swoją zgubę i odpalił papierosa. (2)
- Może dałbyś mi odpalić? Skończył mi się gaz.Zagadnęła go. (3)”
W pierwszym wypadku zdanie po kwestii powinno być zapisane od małej litery. Dlaczego? A dlatego, że odnosi się ono bezpośrednio do mówionych słów, kobieta o delikatnym głosie wypowiada dane słowa. Podobnie sytuacja wygląda w trzeciej kwestii. Co więcej, nie powinnaś stawiać kropki.  
Gdy opisuje się zachowanie, tak jak Ty to zrobiłaś po drugiej kwestii, zastosowany zapis jest właściwy.
Podsumowując:
gdy didaskalia odpowiadają na pytanie „kto powiedział, w jaki sposób?” – nr 1 i 3. Gdy odpowiadają na pytanie „co robił, gdy mówił/co zrobił, gdy powiedział?” – nr 2.  
c) Powtórzenia: upał, być, czuć, jego, jej, które, tak (rozdział I), ale, jego, tak naprawdę, jej, być, które, bełkot (rozdział II), jego, jej (rozdział III)
d) „Mogę Ci potowarzyszyć, jeśli chcesz.” – zaimki osobowe piszemy od wielkiej litery tylko w listach, dedykacjach i innych bezpośrednich zwrotach do odbiorcy – zdecydowanie nie w opowiadaniach!
e) „Jego policzki zapłonęły rumieńcem, który dostrzegła nawet przez bujny zarost mężczyzny, kiedy ujrzała nagą kobietę na własności Huberta.” – co takiego? Nie rozumiem, o co chodzi.
f) „Ciemne włosy opadały na ramiona, a prosta grzywka najwyraźniej jej przeszkadzała, bo odgarniała ją z oczu.” – przecinki przed „a”! (Gdy występuje jako spójnik zdań równorzędnych, nie w porównaniach lub przeciwstawieniach – wtedy bez przecinka.) Podaję jako przykład, ale robisz ten błąd notorycznie.  

5. POKAŻ MI SWOJE EMOCJE (4/8)
   Najpierw wspomnę o tytułach. Po pierwsze, kwestionuję określenie weny jako uczucia. Po drugie, nie podoba mi się, że część „The ring” nie zgadza się z wzorem, jaki ustanowiłaś do całej reszty. Poza tym, w ogóle nie pasuje mi to do treści, którą opisuje. Myślałam, że będzie coś o ringu bokserskim… A tu pierścionek, oświadczyny, romantyczność. Agresję mamy w następnym rozdziale, proszę państwa (A propos ringu i bijatyk)!
   OK, przejdźmy do sedna. Co mamy? Cztery części przedstawiające niezwiązane ze sobą sytuacje z życia niejakiego Jasona. Zastanawiam się, ile tak naprawdę mają one wspólnych mianowników, oprócz głównego bohatera. Czas i miejsce te same, czy się zmieniają? Warto byłoby to zaznaczyć. Nawet jeśli tym, na czym mamy się skupić, są uczucia Jasona, to aż tak chaotyczne rozrzucenie ich w czasoprzestrzeni raczej drażni, niż powoduje jakikolwiek pozytywny efekt. W czwartej części pojawia się życiorys Jasona, wcześniej koncentrujesz się tylko na przeżyciach wewnętrznych i konkretnych sytuacjach. Nie potrafię powiedzieć, czy to dobrze, czy źle – ale jest to niekonsekwencja. Ogólnie brakuje mi spójności, ludzie otaczający Jasona nie mają żadnego związku ze sobą. Chociażby, kobiety: z jednej strony Marisa, dziewczyna Jasona od lat młodzieńczych, z drugiej Maria Consalida, której się on oświadcza. Wiemy, że Marisa z nim zerwała, ale wobec tego w którym momencie w jego biografii pojawia się Maria?
   Pod względem technicznym jest lepiej niż w „Przewodniczce…” Tekst czyta się, mimo wszystko, płynniej. Opisy uczuć są przyzwoite, choć mogłyby być bardziej sugestywne. Może brakuje mi odrobiny dosłowności, ponazywania pewnych stanów psychicznych? Chyba tak.
  Zastanawia mnie rozdział o strachu. Kiedy Jason się zmienił? Kreujesz go najpierw jako przebojowego człowieka sukcesu, podejmującego ryzyko i mającego swoje zdanie oraz poczucie wartości – świadczy o tym odwaga, z jaką sprzeciwia się naczelnemu. Stanowczo stawia granice. Tacy ludzie kojarzą się jednoznacznie z elastycznością życiową, a o Jasonie piszesz dalej tak: „Lęk przed działaniem, przed utratą, przed nowym. Marisa znała swojego Jasona. Nie lubił zmian. Czuł się bezpiecznie, kiedy miał wokół siebie to, co znał.” Być może nie ma tu sprzeczności samej w sobie – mogłabyś wyjaśnić, iż życie prywatne stanowiło dla niego oparcie i ostoję, gdy zawodowo posuwał się do najśmielszych kroków… Wtedy byłoby to psychologicznie uzasadnione. Niemniej, w tak ogólnym ujęciu sprawy, w oczy gryzie niezgodność.
   Na plus w tym tekście poczytuję samego Jasona. Poświęcasz mu wiele uwagi, więc siłą rzeczy kreujesz dość wielowymiarową postać. Najbardziej podobał mi się on jednak w pierwszym rozdziale.   
+ poprawność:
a) „Jeszcze nie ma południa, a on znowu łoi.” – brakujący przecinek
b) „Jason nic nie umiał zrobić dobrze. – Jason niczego nie umiał zrobić dobrze. (podmiot dopełniaczowy -> nie umiał zrobić (czego?) – niczego)
c) Powtórzenia: jak, który, być, dawać, bełkot (I), które, być (II), być, jego, dziewczyna (III).

POPRAWNOŚĆ
  • powtórzenia: wskazane w każdym podpunkcie z osobna
  • cudzysłowy: nie powinny wyglądać tak ("słowo"), tylko tak (słowo”)
  • przecinki przed „a”: często ich brakowało!
  • błędny zapis dialogów: wyjaśnione w „Przewodniczce istnienia”
Ogółem odejmuję 3 punkty z 5 możliwych.





Dodatkowe punkty oceniającej (2/5) 
   Z sympatii, na zachętę i z okazji naszych urodzin.


30/55
Dostateczny (3)

Przepraszam za spóźnienie i za sfałszowaną, nierzeczywistą godzinę publikacji... Trochę się przeliczyłam i nie wyrobiłam na zakręcie czasowym. Nie chciałam już dzisiaj tego nadrabiać kosztem oceny ani zawodzić zaufania Diny. Smirku, wybacz rozbicie Twego dopiętego na ostatni guzik planu. :* Wierz mi, to, na co miałaś wpływ (hm, tak, zatuszujmy drobne potknięcie Drzewka...), i tak doprowadziłaś do perfekcji, takich urodzin SiS jeszcze nie miał.  Jeszcze raz wszystkiego najlepszego. :) 

2 komentarze:

  1. NO, W KOŃCU. <3
    Wpadłaś na godzinę, wpadłaś. <3
    Wiesz, ja nie mam pretensji do Ciebie, że się nie wyrobiłaś, że coś się nie pojawiło, ja... po prostu mam problem. Mam duży problem, o którym nie wiem, czy Ci kiedyś pisałam, ale nad nim staram się pracować, ale jakoś w internecie mam z tym większy problem niż w życiu rzeczywistym, który truje mi dupę od przeszło trzech lat. Ja się po prostu naprawdę źle psychicznie czuję, jeśli coś nie jest tak, jak sobie zaplanowałam.
    Dzięki za uczestniczenie w tym dniu z nami, głupku. <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję ślicznie za ocenę, oczywiście poprawię się jeśli chodzi o błędy :) Postaram się zapanować nad techniką i powtórzeniami i nieokiełznanym stylem :)
    Co do tytułu bloga, to jest fragment zdania "Dlaczego po omacku krążąc w mrokach cieni, przerażeni i nadzy,
    tak bardzo boimy się przyznać prawdzie, że ze ślepotą nam do twarzy?" z tego posta: http://tea-dregs.blogspot.com/2012/11/open-your-eyes.html :)

    OdpowiedzUsuń