środa, 30 stycznia 2013

[891] www.cmentarz-mojej-autonomii.blogspot.com

Lum ocenia Cmentarz  mojej autonomii


TREŚĆ (17/40)
Nagrobek 0


            Mocny początek. Nie jestem pewna, czy nawet nie przegięłaś trochę z tą mocą. W każdym razie na pewno zagubiłaś pierwotną funkcję prologu — wprowadzenie czytelnika w świat opowiadania. Z tych kilku akapitów, oprócz faktu, że dziewczyna jest martwa (w przenośni naturalnie) nie dowiaduję się, jako czytelnik, kompletnie niczego. Ten lekki przerost formy nad treścią byłby dobry, gdybyś upchnęła tu i ówdzie informacje, które bezpośrednio pokazywałyby nam realia, w jakich bohaterce przychodzi żyć, ewentualnie powody tej frustracji.

            Pierwszy akapit jest dość dobry, chociaż momentami mamy  do czynienia z jedzeniem kartofli z ziemniakami. Bohaterka nie oprze mu się i nie będzie posiadała takiej siły, czy: ponieważ nie będzie posiadała takiej siły, nie oprze się mu?

            W drugim akapicie robi się już nieciekawie. Czy według Ciebie tylko posłuszne psy zdychają? A te nieposłuszne są nieśmiertelne? A co z kotami: czy u nich też jest taki podział? (cholera, czy to jest równoznaczne z tym, że mój kot jest nieśmiertelny?!) Oczywiście rozumiem — przenośnia. Ale odnośnie tego, poczęstuję Cię pijackim cytatem mojego przyjaciela, który wydaje mi się bardzo adekwatny: aby coś przenieść, trzeba mieć co przenieść. A w tym przypadku nie wiemy nic, wszystko wydaje się być tylko przypadkową paplaniną.

            Nie wiem, co też miały symbolizować lub przekazywać akapity numer trzy oraz numer cztery. I właściwie nie mam ochoty też zbytnio tego sprawdzać. Tak będzie lepiej, zaufaj mi.

            Ogólnie wszystko do poprawki, przykro mi. Po pierwsze: popracuj nad ogólną treścią i przekazem. Mnie, jako wymagającego czytelnika, nie zadowoli jedynie wprowadzenie w klimat, potrzebuję czegoś więcej, konkretnego bodźca, który zachęciłby mnie do czytania całej reszty. A na razie wybacz, ale nie uśmiecha mi się lektura opowiadania o kolejnej załamanej nastolatce. Masz tę przewagę, że możesz dowolnie i w zależności od humoru używać magii — więc użyj jej, dorzuć jakieś efekty specjalnie. Zalążek fabuły, jakiejś sytuacji. Coś, co nie będzie tylko opisem chaotycznych uczuć bohaterki — do tego powinnaś przejść później, jak zbudujesz fundamenty opowiadania.



Nagrobek 1

            Pierwszą rzeczą, która poważnie zaczęła mnie denerwować był nie kto inny, ale bohaterka. Typowa Mary Sue, wila, jedyna niewiasta w szkole. naturalnie nieszczęśliwa i kochająca samotność (którą narzucił jej ojciec, którego nienawidzi — co u diabła?!). Ideał, ideał moi drodzy państwo, padajcie na kolana i oddawajcie pokłony. A na poważnie: nie masz wrażenia, że coś tu jest nie tak? Że ktoś jest tu zbyt idealny, zbyt schematyczny, ogólnie zbyt. Ja niestety tak, przez co mam ochotę krzyknąć NIHIL NOVI i schować się pod biurko.

            Dajmy jednak spokój biednej Marysieńce i zacznijmy od początku. Podobał mi się sposób w jaki opisałaś dziewczynę i jej historię. Nie obyło się, co prawda, bez błędów, ale ogólnie całość wydaje się nawet spójna i z sensem. Pominę oczywiście fakt, że jest to tak niezgodne z kanonem, aż zęby bolą i wszystko, wyjmując jedynie romans Kruma z maskotką, jest bardzo nieprawdopodobne. Chociaż myślę, że to kwestia umiejętności wkręcania czytelnikowi kitów: my jesteśmy zbyt przeżarci przez Hogwart, aby łyknąć bez chwili wahania coś takiego, a Ty nie masz umiejętności Rowling, aby przemycić czytelnikowi pewne treści.

            Z opisu szkoły nie wynika nic — skupiasz się na subiektywnych odczuciach bohaterki, nie wiemy GDZIE jest konkretnie ta szkoła, JAK wygląda, CO się w niej znajduje. Możemy jedynie wnioskować o jakichś wydziałach, auli, teleportacji, sypialniach, ale w gruncie rzeczy, są to pierdoły, które w takiej formie nikogo nie interesują. Wrażenie braku informacji dodatkowo potęguje fakt, że opis szkoły przerywany jest co chwilę przez wyrazy bólu, nienawiści i ogólnego vanitasu bohaterki. Słuchaj, wiemy już, że:

ð     bohaterka ma żal do matki

ð     nienawidzi ojca

ð     szkołę uważa za więzienie

ð     nie jest normalna

ð     jest marionetką

ð     nie potrafi się przeciwstawić losowi

i poważnie nie ma potrzeby przypominania o tym, co drugi wers. To w gruncie rzeczy dość śmieszne, bo takie wnioski psycholodzy wysnuwają dopiero po kilku wizytach w ramach terapii, a ja, cholera, czytam to jakieś dziesięć minut i wiem o wiele za dużo o jej duszy. Zostaw nam jakiś kawałek na deser i zajmij się tym, co do Ciebie należy: przedstawianiem nam świata, w którym Maryśka żyje.

            Po całej serii narzekań poznajemy przyjaciela Marysi. Naturalnie jedynego. Jakżeby inaczej. Ma na imię Kurt. Na nazwisko Frey. A ja się pytam: gdzie u diabła w Bułgarii można znaleźć Kurtów Freyów? Nie uwzględniając, naturalnie, turystów. Jego postać wydaje się tak idealnie przerysowana z Hogwartu, że robi mi się wręcz niedobrze. Rozumiem, wszystko rozumiem, że to nie rowlingowski świat magii, że kij w te kanony, ale są jednak jakieś granice. Nie napiszesz przecież opowiadania, którego akcja dzieje się w Polsce i nie nazwiesz bohaterki Vanessą, utrzymując równocześnie, że jest ona rodowitą Polką. A o tym, że Kurt nie jest Bułgarem (czego można się domyślić, że jest, skoro szkołę w tejże Bułgarii umieściłaś, ale o tym później) nie napisałaś nigdzie. W sumie, mogłoby to tylko dodać tej postaci smaczku, a tak zostawiasz czytelnika z dziwnym wrażeniem, że, cholercia, coś tu nie gra. Ponadto bohater jest również męską wersją Mary Sue, jest idealny, ma idealną rodzinę, ubiera się nienagannie, ma nienaganną urodę, nienaganną bladą twarz oraz przez swoich kolegów jest posądzany o homoseksualizm. Jakbym to już gdzieś, kurczę, słyszała.

            W rozdziale dowiadujemy się również o Turnieju Trójmagicznym. Świetnie. Jak tylko Wiktor zaczął o tym mówić wiedziałam już, że:
a) reprezentantką tej szkoły będzie Marysia, ponieważ taka będzie święta wola jej ojca,
b) wszystko będzie miało miejsce tutaj,
c) Marysia zaprotestuje,
d) mimo przeciwności losu weźmie w nim udział,
e) wygra go.

Dziękuję, pozdrawiam, po porady proszę się zgłaszać telefonicznie. Ale wracając do tematu: wszystko jest zbyt schematyczne, banalne i przewidywalne, że aż ciężko mi to zrozumieć. Zdecydowanie radziłabym Ci przebudowę fabuły, bo skoro w połowie pierwszej części czuję się całkowicie znudzona i pewna całej reszty, to jaki jest sens pchać to dalej? Mam nadzieję, że jednak zaskoczysz czymś swoich czytelników i uratujesz tę historię, która po kilku zgrabnych zabiegasz mogłaby nabrać nieco... kolorów.


Nagrobek 2

            Znowu witasz czytelnika kolejną porcją smutków, żali i narzekań. Tak, jakby oprócz jej niezadowolenia nie istniało nic innego. I faktycznie: może nie istnieje? Z tekstu wynika, że szkoła znajduje się w wielkiej pustce, w szkole również jest tylko pustka oraz biblioteka, gdzie znajduje się pustka, regał, stolik i gość z ciastem. A gdzie reszta? Gdzie podział się świat przedstawiony? Zbyt skupiasz się na bohaterce, zapominając, że oprócz niej istnieje jeszcze wiele rzeczy. Widzę, że starasz się pisać trochę o zwyczajach panujących w szkole, ale to niestety w dalszym ciągu jest zbyt mało. Te nieliczne fragmenty dotyczą tylko rzeczy, które na dobrą sprawę nic nie zmieniają. Proponowałabym jakoś to urozmaicić o opisy zamku, tego, co jest wokół, wewnątrz, jak wyglądają ludzie, którzy tam chodzą, jakiej są głównie narodowości — wiesz o co chodzi.

            Znalazłam zdanie, które przyprawiło mnie o dziki atak śmiechu.

" - Dziękuję, tato – mruknęłam jeszcze do siebie, idąc rannymi godzinami wzdłuż jednego z korytarzy Durmstrangu. – Bardzo ci dziękuję. "

A więc to tak! Bohaterka, oprócz bycia Mary Sue, posiada jeszcze jedną nieprawdopodobną umiejętność chodzenia rannymi godzinami. Ja i w sumie wszyscy znani mi ludzie chodzimy NOGAMI, ale skoro ona preferuje ranne godziny, to nie wnikam.

            Spodobało mi się to, w jaki sposób opisałaś lekcję. Faktycznie czuć ten klimat męskiej szkoły, bohaterowie wydają mi się prawdziwi i dobrze wykreowani. Niestety, całość została bezlitośnie popsuta wypowiedzią Marysi, a może i jej brakiem, chociaż nie do końca wiem, co wyszłoby gorzej w tym przypadku. Nadal jestem zdania, że za dużo miejsca poświęcasz bohaterce, nie sytuacji, która w drugim rozdziale powinna być już minimalnie wyrysowana.

            Mam wciąż wrażenie, że lekko przeginasz kreując Wiktora na kogoś takiego. Zdecydowanie bardziej do jego roli pasowałby jakiś Snape, ktoś taki. Ale Krum? On zawsze wydawał mi się zbyt mięciutki do roli takiego tyrana, przypomnij sobie fragmenty z nim — taka maskotka bułgarskiej drużyny, młodziutka gwiazdeczka. W dodatku dyrektor szkoły. O tak, bo za to, co ktoś osiągnął w sporcie warto mu dać posadę dyrektora szkoły magii. A swoją drogą, jeśli już jesteśmy przy magii: mam wrażenie, że mimo wszystko, jest jej tutaj za mało. Nie mogę pozbyć się wrażenia, jakbym czytała opowiadanie o jakiejś elitarnej szkole wojskowej. Z całym szacunkiem, ale czy w ciągu tych dwóch rozdziałów, ktokolwiek wyjął tutaj różdżkę?



Nagrobek 3

         Powinnam Cię w tym momencie pochwalić, ponieważ mimo wielu błędów w fabule i świecie przedstawionym, masz coś, co zdecydowanie wyróżnia Twoje opowiadanie — styl. Opowiadanie czyta mi się naprawdę miło, lekko i przyjemnie. Nie przesadzasz z nużącymi opisami (chociaż nie przeczę, że jakiekolwiek opisy by się zdały), ani specjalnie wyszukanym językiem. To bardzo dobrze.

         Za to nadal nie mogę zdzierżyć tego narzekania Marysieńki. Spodobał mi się sposób, w jaki opisałaś jej gdybanie. Jest ciekawy i w sumie nieźle wyszła Ci taka forma. Nadal bardzo przeginasz z kreacją Kruma i Marysi — uczucia nastolatki są mało adekwatne do tego, w jaki sposób traktuje ją ojciec. Przecież on właściwie nie robi nic takiego, każdy rodzic zachowuje się podobnie, jeśli chociaż trochę zależy mu na dziecku. I żadne dziecko nie robi z tego dramatu. Owszem — buntuje się i tak dalej. Jeśli już tak bardzo zależy Ci na tym, żeby zrobić z niej ofiarę losu — umotywuj jakoś głębiej jej zachowanie, dodaj jakiś dodatkowy czynnik. Nigdzie nie piszesz bezpośrednio, dlaczego ona się tak, a nie inaczej zachowuje. Skoro całe życie spędziła w zamku z mężczyznami — dlaczego zachowuje się jak zwykła, jakkolwiek śmieszne zabrzmi to w tej sytuacji, jak zwykła baba? Czy na pewno groźba, że ojciec zamknie ją na miesiąc w pokoju była wystarczającym bodźcem do stracenia całej wiary w siebie? No błagam! Zabrałaś się za to ze złej strony, bardziej skupiasz się na tym, jak ona zachowuje się TERAZ, a nie, co to zachowanie powoduje. I jeśli zależy Ci na tym, żeby zająć się tylko wnętrzem bohaterki, nie powinnaś pomijać przeszłości Marysieńki, bo bez tego całość jest niekompletna.

         Szczególnie wskazuje na to fragment, gdy Kurt wyjawia jej tajemnicę. Dziewczyna ma około, no nie wiem — siódma klasa, czyli ma około osiemnastu lat. Na to, czego się dowiedziała zareagowała, jakby była bardzo niedojrzała, jak na swój wiek. I tutaj wychodzi kolejna nieścisłość, jeśli chodzi o bohaterkę.

         Tak, wiem, że skupiam się głównie na niej, pomijając resztę elementów. Ale w sumie: Ty też je pomijasz. Skończyłam czytać rozdział trzeci i nadal nie doczekałam się opisu zamku, opisu wyglądu bohaterki, a w dodatku znalazłam kilka śmiesznych nieścisłości. Po pierwsze: akcja dzieje się w Bułgarii, gdzie klimat w gruncie rzeczy jest cieplejszy, niż w Polsce czy Anglii. A ja mam stale wrażenie, jakby akcja działa się w Hogwarcie (bo jak do diabła mam sobie wyobrazić jej zamek, skoro wiem o nim tyle, że ma jakąś kryjówkę za sowiarnią?!), mieszczącym się gdzieś w środku Rosji. Staraj się być konsekwentna w tym, bo uważny czytelnik zwróci na to uwagę.



Nagrobek 4

         (właśnie weszłam z zakładkę z bohaterami i mam ochotę Ci rączki po... poobcinać; zastanawiam się tylko, którą pierwszą)

         OPIS! LUDZIE OPIS! OPIS ŚWIETLICY! I to nawet porządny. Jestem pod wrażeniem tego, jak w suchość tych kilku zdań wplotłaś informacje o zwyczajach w szkole. Co prawda, trochę Cię poniosło, (zbyt skupiasz się na szczegółach, zamiast stworzyć ogólny zarys pomieszczenia) ale biorąc pod uwagę to, że pierwszy raz spotykam się z czymś takim w Twoim opowiadaniu — jestem pod wrażeniem. Aby na przyszłość udoskonalić trochę kreowanie miejsc, proponowałabym najpierw zająć się ogólnym wrażeniem, a potem rozdrabniać się na szczegóły takie, jak ściana, Aleksiej i jego chłopak oraz takie właśnie pierdoły.
         Idealnie tempo akcji nagle gdzieś nam się zgubiło i o to raz spowalniasz całkowicie bez sensu, aby akapit później przyspieszyć, jak szalona, nie wyjaśniając, co się działa pomiędzy. Szkoda, bo wcześniej szło Ci to bardzo dobrze.

         I po raz kolejny zmuszona jestem przyczepić się do niekonsekwencji w kreacji świata przedstawionego. Otóż w Bułgarii spadł śnieg. W październiku. Śnieg. Tu jest, kurde, Bułgaria, tu jest, kurde, śnieg. No kurde — śnieg. Mam pomysł dość mało odkrywczy, ale całkiem sensowny — przenieśże cichcem akcję gdzieś do Rosji. Wyjdzie to o wiele lepiej, niż wysłuchiwać ciągle tych narzekań.   

         I jeszcze jedna sprawa: dlaczego Marysia właściwie nie chce brać udziału w Turnieju? Nigdzie nie było o tym bezpośrednio napisane.



Nagrobek 5

         Na dzień dobry rozwaliło mnie użycie słowa "doba", zamiast "dzień". Chyba było to trochę nie na miejscu, zgrzyta mi to przepaskudnie.

         Powitanie Wiktora wydaje mi się takie blade. W ogóle całe to ich przybycie nie ma takiej dostojności, jaką miało przybycie przedstawicieli innych szkół opisane przez Rowling. Nie ma w tym ani trochę niezwykłości, wcale nie podkreśliłaś, że nie jest to zwyczajne wydarzenie. Piszesz o skrzatach, o kwestiach organizacyjnych, ale najpierw powinnaś zająć się podstawowymi rzeczami. Nie podoba mi się pomysł użycia świstoklików. O wiele bardziej efektownie byłoby wymyślić coś podobnego do pomysłu Rowling, ona nie zrobiła w końcu tego tylko po to, żeby było ciekawiej, miała w tym głębszy cel, nieprawdaż?
         Całkiem dobre wytłumaczenie tych pogodowych fenomenów. Aczkolwiek przy tej okazji mogłaś dorzucić kilka głębszych faktów na temat zamku. Rozdział piąty, a ja nadal nie wiem, jak wygląda! Oprócz tego, że wciąż nie mogę nie pozbyć wrażenia, jakby to wszystko działo się w Hogwarcie.

         Ciekawa byłam tego, jak przedstawisz dzieci Pottera oraz samego Pottera. I niestety niczym mnie nie zaskoczyłaś. Coraz częściej odnoszę wrażenie, że postacie, które tworzysz są papierowe. Nie umiem sobie ich wyobrazić, ocenić, czy to, jak rozmawiają jest logiczne, rzeczywiste, nie wiem też, jak wyglądają, bo zazwyczaj podajesz tylko jedną cechę wyglądu, nie analizujesz zachowań bohatera, a najczęściej poznajemy go przez dialogi. Zdecydowanie powinnaś nad tym popracować.

Nagrobek 6
            I znów wpieniam się jak szalona, bo nie zadbałaś o to, aby czytelnik mógł wyobrazić sobie tę aulę, tylko napisałaś o jej funkcji. Poza tym — materace? Toż to świat magii, mogli dać im coś bardziej magicznego, jakieś puchowe chmurki, czy coś takiego. W ogóle kiepsko idzie Ci opisywanie tej całej magii, które u Rowling było czasem aż zbyt wiele. A u Ciebie? Nic. 
            Proszę, proszę. Marysia dostała kolegę. Albus. Najgorszy z rodzeństwa, syn dyrektora, inteligentny, który odważył się powiedzieć wszystko. Znowu powtarza się moje odczucie z początków czytania opowiadania, że wszystko jest tak bardzo schematyczne i bez pomysłu. Nie potrafię jednoznacznie przewidzieć tego, jak potoczy się ich znajomość, ale dam sobie uciąć dwa palce, że moje przypuszczenia się spełnią.
            Akcja zaczyna lecieć trochę bez sensu. Nie podobają mi się te naciągnięte wydarzenia, sposób w jaki próbujesz na siłę coś urozmaicić. Za dużo jest gadania o jakichś bzdetach, rzucania się jedzeniem i rzeczy, które całkowicie nic nie wnoszą. Zarzucisz mi, że przecież nasza droga Rowling też pisała o takich sprawach. Tak. Ale u niej były one tłem do czegoś ważniejszego, czasem miały odwrócić od czegoś uwagę, pomóc zbudować napięcie. Przypomniała mi się sytuacja, gdy śniadanie było tłem do tego, że Ron dostał wyjca. Bodajże pierwsza lub druga klasa. A u Ciebie niestety wszystko to jest na pierwszym planie, gdzieś jest tło, Potter gada z dyrektorką Beauxbatons, coś się niby dzieje, ale tak naprawdę cała sytuacja skupia się na rzucaniu szamą. Jeśli chciałaś przedstawić bohaterów, proponowałabym coś, czego nie było wcześniej (a sytuacja z jedzeniem już się pojawiła przecież). A najlepiej to w ogóle proponowałabym jakąś oddzielną analizę, może podczas marysiowej przechadzki do jaskini. Próbuj tworzyć takie sytuacje, gdzie możesz pokazać, co bohaterka sądzi o danej postaci, jakieś wnioski, przykłady. A potem coś, co uzupełniłoby ten obraz. 

Nagrobek 7
            Nie rozumiem i nie próbuję zrozumieć Albusa. Ta postać jest tu jakaś bez sensu, wepchnięta na chama, żeby robić przeciwwagę dla Jamesa. Jak taki, cholercia, Severus Snape z lat młodości rodziców Harrego. Mam nadzieję tylko, że nie zrobisz z niego jakiejś postaci tragicznej, bo wyczuwam pewne zabiegi ku temu. 
            Nadal ciężko mi pozbyć się wrażenia, że niektóre wydarzenia powinny być tłem, a są planem głównym. Chociażby ta lekcja, na której koniec końców nic się nie działo. Owszem — turniej, rozmowa z ojcem, jaśnie księżniczki Francuzeczki. Ale i tak niepotrzebnie przeciągnęłaś tę akcję, aby na koniec puścić jeszcze te wydarzenia jedno po drugim. Tak według planu. Jakby wszystko, o czym piszesz miało już odgórnie narzucony plan działania i tak się właśnie toczyło — bez najmniejszego elementu zaskoczenia. 
            Nie mogę znieść tego, jak bardzo przesadzasz z kreacją Kruma. On taki nie był! A nawet nie próbujesz go jakoś rozpracować, podać ewentualne przyczyny tej zmiany. Przecież jako dawna maskotka tej szkoły, powinien się zachowywać zupełnie inaczej. Nie widzę zatem żadnej motywacji dla jego traktowania naszej Maryśki. 

Nagrobek 8
            Właściwie, dlaczego Marysia nie chce wrzucić swojego zgłoszenia do urny? Bo niby pleciesz o tym całe rozdziały, a prawdę mówiąc nic z tego nie wynika. 
            Skąd Marysia po pierwszym zetknięciu z fajkami wiedziała, że są groźne dla płuc? Nie uczą o tym przecież w szkole magii, wszelka mugolska wiedza powinna być jej OBCA.
            Przyczepię się teraz do akcji, którą prowadzisz dość nieudolnie. Raz wszystko dzieje się jakby według planu, czasem zaś spowalnia i przyspiesza, spowalnia i przyspiesza. Takie to wszystko porozrzucane i nieprzyjemne, według mnie. Po pierwsze, aby coś z tym zrobić musisz dokładnie przemyśleć wydarzenia główne. Narysuj sobie oś czasu, pozapisuj na niej to, co jest pierwszorzędne; użyj przy tym jednego koloru długopisu. A potem drugim kolorem to, co jest mniej ważne. A potem powrzucaj gdzieś jakieś zaskoczenia, nagłe zmiany. Planowanie nie jest złe, o ile robi się to umiejętnie. A takiej umiejętności najwyraźniej Ci brak. Najpierw przygotowania do Turnieju, które ciągnęły się nie wiadomo ile (ha! a to dlatego, że nie zaznacza panienka upływu czasu!), potem nagle ni z gruchy ni z pietruchy, oznajmienie wyników. Kurde blade, a co było pomiędzy, oprócz postępującej przyjaźni Marysieńki z Albusem? Bo ja, jako czytelnik mam wrażenie, że pustka, podobna tej, w jakiej zawieszony jest zamek. 
            Ogłoszenie wyników mnie rozbawiło. Gdzie ta podniosła atmosfera? Mam wrażenie, że bohaterka francuskiej szkoły mogła równie dobrze krzyknąć "Marchewka z groszkiem" i zrobiłoby to podobne wrażenie. Poza tym nie podoba mi się w ogóle kreacja tej szkoły. Próbujesz na siłę robić z niej przeciwwagę dla męskiej szkoły, a same uczennice opisujesz niemalże jako panienki lekkich obyczajów. W książce było zupełnie inaczej! 
            Poza tym jestem bardzo zaskoczona, że Marysia została wybrana. Poważnie. Moje oczy są teraz wielkości talerzy i mam problem z domknięciem szczęki. Błagam Cię, mogłaś to zrobić na kilkanaście innych sposobów, ale nie zadałaś sobie minimalnego trudu, aby jakoś tego biednego czytelnika zaskoczyć. 
            A poza tym, Harry, taki przeciwnik Turnieju, w którym zginął jego kolega, posłał tam swojego syna? No błagam, nigdy nie dam sobie wcisnąć czegoś takiego. 

Nagrobek 9
            Nadal mam wrażenie, że wszystko jest takie na siłę, takie naciągane i nierealne. Może za dużo porównuję Cię z Rowling, ale z drugiej strony, nawet bez tych porównań mogę dojść do takich wniosków. Bowiem temu wszystkiemu brak początkowej lekkości, spinasz się zbyt nad akcją, która z kolei zaczęła się nam nagle turlać i turlać — a mnie się aż z nudów niedobrze robi, bo ile można czytać w kółko o tym samym? Nie możesz tak sobie zarządzać tempem, jak się panience zażyczy — albo wolno, albo szybko. W tym przypadku proponowałabym przyspieszyć, bo mam przeczucie, że dojście do sedna zajmie Ci jeszcze z dwadzieścia rozdziałów. 
            I zdecydowanie proponuję zrezygnować z ciągłego pojękiwania Marii. Ile można?! Jak nie to, to znowu tamto, ciągle jakieś dramaty. Zaufaj mi, że czytanie o ciągłych żalach jakiejś nastolatki nie jest interesujące, ponieważ większość Twoich czytelników to ludzie w podobnym wieku, którzy mają swoje problemy, żale. Owszem, mogą się z nią utożsamiać, ale na dłuższą metę też zacznie ich to w końcu wkurzać. Ja na przykład mam już dość. Serdecznie dość.  
            O, opis. Opis typowego gabinetu dyrektora, wyprany z jakiejkolwiek magii. Podobnież z panem Krumem, który bez różdżki nie różnił się niczym od zwykłego mugola. Może powinien sobie wyhodować bujną brodę? Albo zacząć nosić płaszcz z futra jakiegoś magicznego stworzenia? A najlepiej to zrób coś z jego postacią, żeby zaczęła bardziej pasować do świata magii, niż mojego liceum. 
            W ogóle cały ten Turniej mnie denerwuje: co to ma być, jakaś prywatna potyczka dyrektorskich dzieci? W ogóle co za genialny pomysł — Potter dyrektorem Hogwartu?!

Nagrobek 10
            Dialogowy odcinek. Zapowiadałaś akcję — akcji ni ma, czym jestem nieco zawiedziona. W końcu, ile można imprezować, marudzić, gadać o tym samym? Właśnie... Gadać o tym samym. Będę zatem miła i przejdę dalej, bo naprawdę nie ma w tym rozdziale niczego odkrywczego, czego mogłabym się uczepić.

Nagrobek 11 
            Sytuacja, którą rozpoczęłaś ten rozdział, była za krótka. Rozwinęłabym to bardziej, aby mocniej podkreślić obecne stosunki Marysi z chłopakami. To, co napisałaś, pokazuje wszystko tylko z punktu widzenia bohaterki, nie mamy obiektywnego spojrzenia na sytuację. Do tego upchnięty został na siłę Krum. Znowu. Chciałabym poznać trochę lepiej portrety uczniów innych szkół, bardziej obiektywne. Jak wyglądają, jak mówią. w jakim języku wszyscy się porozumiewają.
            Nie używaj poza tym francuskich słów, jeśli nie znasz ich znaczenia, albo nie wiesz, jak powinny wygląda. Madamoise nie znaczy nic, mademoiselle znaczy panna i jak mniemam, o to Ci chodziło. Słowniki nie drapią, poważnie.
            Nadal mam wrażenie, że większość sytuacji, o których piszesz, jest zbyt wyrwana z kontekstu i bezsensowna. Nie stworzyłaś fundamentów opowiadania, a malujesz ściany. Nawet jeśli dom — opowiadanie nie zawali się przez to, całość będzie niekompletna. To śmieszne w sumie, że piszesz więcej o zwyczajach Hogwartu, niż szkoły bohaterki, o której nie wiemy za dużo. 

Nagrobek 12
            Narracja w początkowych akapitach tekstu jest zbyt spokojna, powolna. Nie wiemy, kiedy wszystko się dzieje, gdzie się dzieje. Opisujesz losowe wydarzenia, ludzi, sytuację, ale w sumie to nic nie znaczy, bo nie wiem, kiedy te sytuacje miały miejsce, co było przed nimi. Wszystko jest wyrwane z kontekstu. Denerwuje mnie to, że nie prowadzisz narracji płynnie, a jedynie opisujesz cząstki akcji. Cząstki, które nie mają żadnej wartości, oprócz tej, aby zapewnić czytelnikowi rozrywkę. 
            Podobnież z tymi wywiadami. Mogłaś jakoś wprowadzić je, na przykład opisując śniadanie, pocztę i przypadkowe natrafienie na nie. Poza tym: ile można? Podobny motyw był już u pani Rowling i nie widzę potrzeby kopiowania go. Nie wykazałaś się ani trochę. 

Podsumowanie

Fabuła 2/5
            Pomysł, sam w sobie, jest nawet niezły i, przede wszystkim bardzo oryginalny. Momentami zakrawa on o abstrakcję i niemalże telenowelowe poplątanie, ale to nie świadczy, że jest zły i nie mam tutaj nic do zarzucenia. Ale to sam pomysł.
            Wykonanie zaś nie jest dobre. Mam wrażenie, że raz wszystko dzieje się według jakiegoś planu, a innym razem opisujesz chaotycznie tylko niektóre wątki, jakbyś nie miała pojęcia, co z tym zrobić. Zdecydowanie potrzeba Ci uporządkowania, zapanowania nad ogromem wydarzeń, które stworzyłaś. Proponowałabym trzymanie się kanonu stworzonego przez panią Rowling. To jest: jakby kontynuowanie jej dzieła. Wydaje mi się, że jeszcze trochę przed Tobą, aby tak się od tego odrywać. Wprowadzaj swoich bohaterów, swoje wydarzenia, swoją wersję, ale nie zapominaj o przeszłości. Będzie Ci po prostu łatwiej. Nie dotyczy to naturalnie zrzynania wydarzeń od Rowling, jak na przykład pomysł z Prorokiem Codziennym. Chodzi mi bardziej o to, aby Twoja historia była bardziej kontynuacją, niż osobnym odłamem. 
            Brakuje mi też takich momentów zaskoczeń, nagłych zmian. Wszystko wydaje mi się bardzo przewidywalne, a co za tym idzie, mniej ciekawe. Zwroty akcji nie zaszkodzą, a nawet urozmaicą całość.

Świat przedstawiony 2/7
            Cała akcja ma miejsce w bułgarskiej szkole magii i tyle mi o niej wiadomo. Oprócz tego jest ona w Bułgarii, w górach, jest tam zimno. A jak ona wygląda? Jak wygląda jej otoczenie? Jak wygląda wewnątrz? Ano nie wiem. Nie opisujesz nic, opierasz się na kreacji bohaterów oraz dialogach. Proponowałabym to jak najszybciej zmienić.
            Nie mam również zielonego pojęcia, kiedy konkretnie ma miejsce akcja. Chodzi mi o to: wieczór, poranek, październik, listopad, trzy dni od..., dwie godziny przed. Wszystko dryfuje sobie, wydarzenia mogłyby się dziać nawet równocześnie, bo co to w sumie za różnica?
            I na koniec wiarygodność. Sama nie wiem, ciężko mi to ocenić. Szczerze: mam wrażenie, że wszystko tak czy siak dzieje się w Hogwarcie, więc nie przyjmuję nawet do wiadomości tego, że to jest jedynie Twój wymysł. Myślę, że powinnaś popodkreślać te różnice, chociażby w architekturze obu zamków, to tak na marginesie. Ale ogólnie nie jest źle. 

Dialogi 6/6
            Tutaj również nie mam się nad czym rozpisywać. Wiarygodność jest w porządku, normalne rozmowy, normalnie prowadzone, bez jakichś heheczków czy innych udziwnień. Schody zaczynają się przy ich zapisie, ale o tym w poprawności. 

Kreacja kolejnych wątków 1/5
            I tutaj się pani nieco gubi. Zacznę od tego z ojcem Marysi, który wydaje się być jednym z głównych wątków. Otóż chyba Cię ponosi. Poważnie, to najmniej wiarygodna i najgorzej umotywowana strona Twojego opowiadania. Zachowanie Kruma nie ma żadnego tła, zachowanie Marysieńki podobnie. Mam wrażenie, że to kręcenie się w kółko, obie te osoby boją się siebie. Dlaczego? Nie wiadomo, bo nie wyjaśniłaś tego. Dodałabym tutaj trochę zwrotów akcji. To niemożliwe, żeby ciągle było źle, żeby Krum nie kochał swojej córki —  jedynej osoby, jaką ma. A jeśli już tak bardzo pragniesz, żeby ich konflikt trwał cały czas, umotywuj to jakoś. Dobrze tu się sprawdza motyw myśloodsiewni, wykorzystywany wielokrotnie u Rowling. Czytelnicy powinni wybaczyć Ci jeszcze jedną kopię od niej. 
            Motyw turnieju wydaje mi się również niepełny i nierealny. Wszystko jest opisywane po łebkach, głównie jakieś sytuacje bez sensu, celu, które nic nie wnoszą. Proponuję zając się sprawami faktycznie ważnymi, nie jakieś durne zdjęcia. Przeczytaj sobie może od nowa czwartą część, skup się na tym, na co Rowling zwróciła uwagę. Tak, wiem! Ale od czegoś powinnaś zacząć, nie możesz pisać o tym, co czujesz, jeśli nie nauczysz się pisać o tym, co widzisz, niestety. 
            Jeśli chodzi o motyw znajomości z Hogwartczykami, jak ich nazywach, nie jest źle, ale może być lepiej. Staraj się poświęcać więcej czasu jednostkom, niż im jako całości. Wyciągaj kolejne osoby na jakieś rozmowy, analizuj je dogłębnie, ale nie pod kątem tego, jak prezentują się na tle całości, ale jakimi postaciami są. 

Styl, język 5,5/6
            Zazwyczaj podoba mi się język, jakim piszesz. Dążąc do pisania coraz lepiej, powinnaś jednak skończyć z używaniem wyrazów potocznych i przekleństw. W dialogach — owszem, ale nie w normalnej narracji. Poza tym jest raczej dobrze.
            Styl masz dość ładny i lekki. Nie wiem, jak sprawdzi się w opisach i jestem tego bardzo ciekawa. Co mogę Ci tutaj poradzić? Pisz, pisz, ćwicz, baw się może bardziej ze słowem i nie skąp nam tych opisów!

Bohaterowie (w sumie nie czuję, że powinnam ich jeszcze podsumować — wydaje mi się, że zrobiłam to dość wyczerpująco w ocenie samej treści; jeśli masz niedosyt, mogę to i owo dopisać) 3/7
Logika, spójność i wiarygodność 2/3
Zaciekawienie czytelnika 0,5/1

POPRAWNOŚĆ (4/5)
Masz niewielki problem z:
Więcej grzechów nie wykryłam. 

Łączna ilość punktów: 21/45 co według prostej proporcji daje 31/65
Ocena: dostateczna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz