Treść (20/40)
fabuła
Na początku chciałam powiedzieć, że mimo wszystkich uwag, jakie w ocenie znajdziesz, tekst mi się podobał i czytało mi się go przyjemnie. Dopiero przy ocenie zaczęłam sobie rwać włosy z głowy.
Pierwsza złota zasada, której należy się trzymać, kiedy stosuje się zabieg przeplatania wątków, a do tego równolegle retrospekcji: NIE WOLNO GUBIĆ CZYTELNIKA.
A ja już nie jestem niczego pewna, choć sobie tekst poprzeglądałam z różnych stron, a jaka zagubiona bym była, gdybym go ot tak raz przeczytała. Na początku jest w porządku. Ale mniej więcej od momentu, w którym Jakku nie znajduje Seidi w domu, czuję się jak wrzucony do kołowrotka chomik, którym pięciolatek dla zabawy zakręcił ponad dziesięć razy: mentalnie poobijana i zdezorientowana.
Czasami zarzucasz nam jakimiś szczególikami, ale ja już właściwie nie wiem, kto za kim stoi, kto dla kogo jest ważny i do czego tak naprawdę to wszystko dąży. Retrospekcje są dla mnie wielką niewiadomą, którą udaje mi się częściowo rozwiać przez moje domysły i to po chwili zastanowienia. A chyba nie o to chodzi, prawda? Domyślać to ja się mogę, kiedy np. w tekście pojawia się tajemnica i to tu, to tam podrzucasz mi jakieś informacje. I wtedy takie domyślanie się staje się atrakcją tekstu i przyjemną zagwozdką dla czytelnika. Ale w momencie, gdy w scenie bierze udział bohater Iks i bohater Igrek, a ja, przez to, że nie możesz ich nazwać po imieniu, tylko wymyślasz 892014987 opisów i nazw dla jednej postaci, nie jestem pewna, czy Igrek na pewno jest Igrekiem, bo niby tak mi pasuje, ale może jednak... Nie wiem nawet, od czego zacząć przedstawianie wątpliwości.
Isztar — Neksus i agentka O-PARS. Zakochana kiedyś w Dmitriju, który jest ważny też dla Laviego oraz dla Jokera (bardzo mylący jest fakt, że najpierw przedstawiasz ją jako aktorkę, a potem jeszcze Jokera, pomyślałam wpierw, że to jakaś nowa osoba). Joker walczy ramię w ramię z Lavim przeciwko Jakku i Seidi (dobrze zrozumiałam? Tak wywnioskowałam, kiedy powiedziała, że jej agent robi porządek w Rosji), zaś Seidi jest stworzonym przez Laviego Neksusem z ciała i cienia Jakku, który stracił kiedyś siostrę, a teraz jest terrorystą—nieterrorystą, który dla Rządu (grupy terrorystycznej, która właściwie go szantażuje — nie wiadomo czemu — aby to zrobił) wykrada prototyp zero — czy prototyp zero też jest Neksusem? — który został stworzony przez Laviego. I tak, Dmitrij jest jednocześnie z O-PARS i Lavim, zostaje zabity przez prototyp zero, który zabija też potem Isztar… a wszystko zaczęło się od jakiejś kobity, która chciała mieć dziecko?
Czemu więc Jakku i Seidi grają przeciwko Laviemu? Jak to możliwe, że prototyp zero zabił Dmitrija, skoro został uwolniony zaledwie kilka dni temu, a przecież Dmitrij przez całe miesiące był w szpitalu i zginął podczas rozmowy z Isztar? Już mi się nasunęło na myśl jakieś połączenie Dmitrija z prototypem zero jak w przypadku Jakku i Seidi, ale wtedy chyba prototyp też musiałby zginąć, gdyby chciał w ten sposób zabić Dmitrija? Jak to jest, że Dmitrij grał po dwóch stronach, a jednak Lavi ma problem z jego śmiercią? Czemu Isztar myśli, że spotyka się z Jakku (a przynajmniej to zasugerowałaś), skoro potem okazuje się, że Jakku z tej sceny jest tak naprawdę prototypem zero? Ciężko było też załapać motyw Seidi—Reisy i Seidi—Neksusa. Reisa sobie zmarła i zrozpaczony Jakku postanowił wtedy stworzyć sobie nową siostrę, którą też nazwał Seidi? Czy on myśli, że w ciało Seidi—Neksusa wcieliła się jego Reisa? Jeśli tak, to skąd ta rozbieżność charakterów? Dotąd w ogóle nie rozumiem wydarzeń „cześć, chcesz mi dać swoje ciało? Zadzwoń; no, dzień dobry, chcę Wam dać swoje ciało, gadam właśnie z Wami z krwawiącym ciałem, miło Was słyszeć”. Co, Lavi chodził po ulicy i pytał pierwszego lepszego przechodnia: „no cześć, co tam, może chcesz dać mi swoje ciało?” Czemu, do cholery, Jakku był wtedy taki zakrwawiony? Zmarła i jego matka, i ojciec, czy tylko matka? Bo najpierw w opisie masz „z kimś rozmawiać” — co sugeruje raczej jedną osobę — a potem jasno wskazujesz tylko na śmierć matki, ojciec był przestraszony z zaciśniętą pięścią. Można to interpretować, że albo zastygł w takiej pozie, albo umarł w takiej pozie z takim wyrazem twarzy. Jednak o ojcu dalej już nie wspominasz i odnoszę wrażenie, że też zmarł.
Generalnie połapać się, kto jest za kim, kto w ogóle jest kim, bardzo trudno. Trzeba się nagłowić, żeby dojść do jakiegoś logicznego ciągu. Poza tym nie wszystkich motywy są jasne. Zastanawia mnie na przykład, czemu Isztar tak bardzo nie chce dopuścić do wojny między Rosją a Japonią.
Prowadzisz wiele wątków na raz, niekoniecznie wszystkie są dobrze umotywowane — co widać wyżej — ale raczej nie zakrawają o kicz (oprócz okropnego motywu z dziewczynką—marą, która cytuje modlitwy i motywu z nadawaniem imienia prototypowi, prawie się tu porzygałam ze słitu i ogólnej rozpaczy). Podoba mi się luźne podejście do seksualności, otwartość na różne odchylenia. Sam główny wątek — prototyp zero — jest trochę słabo wyjaśniony, ale nie dobiliśmy jeszcze do końca, więc spodziewam się jakichś informacji trochę później. Szkoda jednak, że nie za bardzo okrywasz przed nami tajemnice typu czy klonowanie w końcu jest legalne, jak to działa, czym różni się taki prototyp zero od Neksusa, co to są za problemy, przez które Seidi musiała łykać tabletki. Nie wiadomo też za bardzo, czy Neksusy mają coś wspólnego z „łapaniem do nich” dusz zmarłych, czy psychika też jest hodowana. Nie wymagam jakichś iście szczegółowych czy stu procentowo zgodnych z rzeczywistością założeń, wtedy podejrzewam, ze zamiast napisać o tym opowiadanie, dostawałabyś właśnie nagrodę Nobla za zajebiste odkrycie, ale trochę pobajerować byś nas mogła. Tak żeby trzymało się to kupy chociaż w realiach Twojego opowiadania.
Powiedz mi jednak, po co jest na przykład wspomnienie Reisy, w którym dziewczyna, choć równolatka Jakku, zostaje przedstawiona jak niezwykle infantylny, irytujący gówniarz, i właściwie nic poza tym nie wnosi?
Ogólnie pomysł mi się podoba. Fabuła zarysowuje się fajnie, czytelnik jest w ciągłym napięciu, w tekście jest wiele niewiadomych. Sam motyw połączenia technologii, terrorystów, antyterrorystów i siedzących w tym wszystkim Jakku i Seidi, z czego Seidi jest też połączona z tą technologią… no, wyśmienity. Trzeba to tylko porządnie doszlifować. I klaszczę Ci za to, że się w tym nie gubisz. Może nie jest idealnie, ale wymyślenie czegoś tak zazębiającego się zaskakuje.
Powiedz mi też, jak się niemal krzyczy drżącym głosem? Jak się ma drżący głos, to jest mu daleko nawet do „niemal krzyczenia”.
„Pochylił się nad nim, wyciągając z kieszeni spodni zniszczony przez czas czarny portfel” — z kieszeni spodni swoich czy strażnika?
„Zauważył, że do jego ciała przypięto tysiące cieńszych i grubszych rurek” — do ciała Jakku czy do ciała prototypu zero?
„Fukusei nie potrafił zrozumieć pokrętnej logiki szalonych naukowców, dlatego też nawet nie zastanawiał się nad ich przeznaczeniem” — nad przeznaczeniem rurek czy szalonych naukowców?
„oczarowała go bujnością barw zielonego koloru” — odcieni, nie barw.
„Android zamrugał parę razy czarnymi oczyma” — mruganie to szybkie poruszanie powiekami. Nie ma potrzeby pisać „mrugać powiekami”, ponieważ to słowo już zawiera w sobie informacje o tym, że to ruch powiek.
„Zadawał je już trzeci raz w nocy z pierwszego na drugiego stycznia dwa tysiące dwudziestego czwartego” — …roku.
Masz problem z logicznym użyciem imiesłowów przysłówkowych ówczesnych: „Zarzuciła kaptur na głowę, opierając się o wygładzoną przez siąpiący deszcz ścianę starej kamiennicy” — opierała się o starą kamienicę. Zwykle kaptury mamy na plecach, prawda? A opieramy się, przyciskając plecy do czegoś. No właśnie. A to jest mój ulubiony: „Wysiadł z samochodu, pokonując szybko odległość dzielącą go od filigranowej persony, w między czasie poprawiając szal na chudej szyi i zarzucając na głowę kaptur” — w jednym momencie wysiadł z samochodu i pokonał odległość (jak się wysiada i idzie równocześnie?), a jeszcze podczas tych dwóch czynności na raz, które nie wiem jak połączył, poprawił sobie szal i zarzucił kaptur na głowę, co też dość trudno wykonać w jednym momencie, a co dopiero jeszcze z równoczesnym chodzeniem i wysiadaniem.
„Kosmyki po prawej stronie zaczesała za ucho, a po lewej pozwoliła opaść na szpetną bliznę.” — kosmyki po lewej pozwoliła opaść?
„dobrze zbudowanym mężczyzną w pięcioletnim garniturze” — ona ma jakiś miernik czasu w oku?
Prototyp zostaje ukradziony. W ogóle sam fakt, że zostaje ukradziony — taka technologia! — i nikt nie powstrzymuje Jakku ani Seidi, jest dla mnie co najmniej dziwny. No ale jak jeszcze okazuje się, że był świadek i ich nie powstrzymał? Jakie Ty bajeczki mi próbujesz wcisnąć, kochana?
Różnica 6 kg w wadze przy równoczesnej różnicy 10cm we wzroście jest aż taka szokująca? Jak można być PRAWIE mniejszym?
Jak się zakłada ręce na klatkę piersiową?
Jak opada się w składzie? I w nieładzie równocześnie.
Na jaki kolor płowieje biel?
Seidi nie miała w celi kibla, ale miała… budzik?
Piszesz, że pokój jest taki sam, z drobnymi tylko różnicami, a wymieniasz, uwaga, uwaga, AŻ JEDNĄ RÓZNICĘ. Szok po prostu.
Rzeczywistość jest rudowłosa?
No i sorry, Seidi chowa się przed dziewczynką, a kiedy podnosi wzrok, aż sześćdziesiąt sekund zajmuje jej zorientowanie się, że to, czego się tak bała, zniknęło?
Czy Twoja Seidi była w więzieniu wyposażona w termometr, że była w stanie określić, ilustopniową ma gorączkę?
Jak się nabiera uczuć? I to sprzecznych?
Główna droga jest nieprzejezdna? Czemu? Bo śnieg nasypał? Więc sądzisz, że boczne uliczki będą lepiej odśnieżone niż główna droga? Poza tym… „bocznymi, zamieszkałymi uliczkami”? WTF?
Joker odbierała wyroki?
Czasami źle komponujesz tekst: „Szedł byle przed siebie wśród (wśród uliczek? To tak śmiesznie tu brzmi) tysiąca krętych uliczek Kobe, ułożonych dla chłopca w prawdziwe bezdroża (uliczki UŁOŻONE w BEZDROŻA?). Przedzierał się przez śnieżne zaspy, czasem wzdychając, a czasem wspominając roześmianą buzię Reisy. [tu by się przydał nowy akapit] Po chwili usłyszał za sobą ciche szmery, ale się nie obrócił (przecinek) pewien, że nadopiekuńczy pan Michałkov go dogonił i będzie suszył ciągle jeszcze dziecięcą głowę złotymi radami” Jak to skomentowała to lum: „bo bezdroża to tam gdzie nie ma dróg, a jak one się tak ułożoną jedna przy drugiej, to tam nie ma dróg, jest jedna jebitna droga, a on tak między nimi, tzn na nich, WTF”, zaś iryz rzekła: „a może to jest tak, że są siostry Bezdroża i jedna Uliczka. i ta Uliczka się do nich upodabnia, bo chce być jak Bezdroża? I później się klonuje, i on idzie wśród niej... nie, dobra XD”.
I niekiedy brakuje na początku jakiegoś wydarzenia zaznaczenia upływu czasu, jakiegoś „nagle”, „potem”.
5,5/10;
opisy i kreacja świata, estetyka tekstu
O świecie wiemy coś, ale czy to coś jest wystarczające? Owszem, pojawia się czas wydarzeń, pojawia się miejsce, opisujesz pomieszczenia czy ulice, bierzesz pod uwagę jakieś lokalne smaczki — persymony czy seven eleven — ale nie zwracasz uwagi na takie elementy jak na przykład wyjaśnienie sytuacji politycznej. Czemu Rosja chce atakować Japonię? Co się stało z naszą Unią Europejską? Czemu oni mają jakiś tam pakt o nieagresji?
Okej, mamy niby powiedziane, że część wydarzeń dzieje się w Rosji, część w Japonii, ale ja bardzo często mylę się, co dzieje się gdzie. Zarzuć więcej jakichś elementów, które jasno nam będą przypominały, gdzie w danym momencie toczy się akcja.
Twoim największym plusem są opisy akcji. Widać ładnie wszystkie następstwa i gesty. Popracowałabym nad napięciem w niektórych chwilach — więcej dynamizmu! — ale i tak tempo tekstu utrzymujesz zacne.
Opisy są raczej miłe, choć często używasz utartych zwrotów. Ale chyba wolę to, niż Twoje urwane z choinki, podniosłe opisiki, które wciskasz gdzieniegdzie, którymi przyprawiasz mnie o mocny ból głowy i powodujesz „mindfuck”:
„Srebrzysta poświata księżyca nieśmiało przedzierała się przez kłębiące się chmury na niebie, rzucając na pochód iskry przyjemnego światła, które prototypowi podsyłały najróżniejsze przemyślenia” — poświata księżycowa rzucała ISKRY PRZYJEMNEGO ŚWIATŁA? Co to PRZYJEMNE ŚWIATŁO KSIĘŻYCA? Poświata księżyca rzuca ISKRY?! I… te iskry poświaty księżycowej były czymś w rodzaju inspiracji dla prototypu? Toż to można interpretować jak wiersz. „Wepchnęła sobie łapczywie dwie pomarańczowe cząstki owocu do ust” — bo nie, nie można powiedzieć po prostu: „wepchnęła sobie do ust dwa kawałki mandarynki/pomarańczy”.
Czasami Twoje opisy są po prostu… nie na miejscu. Piszesz ładnie, konkretnie, a nagle starasz się coś opisać tak, że udziwniasz na siłę: „Mógł się domyślić, że zimno obejmowało swym żelaznym uściskiem człowieka, który stał w samym środku akwarium”. AHA. Może jeszcze parę zawoalowań? Wiesz, momentami takie rzeczy pasują, ale nie aż tak zaplątane i problematyczne. Jeśli napiszesz mi: „Lubił ciemne, pozbawione ludzkich westchnień miejsca” jest to naprawdę dobre. Niesztampowe, klimatyczne. Ale jak wyskakujesz z jakimiś domysłami na temat stojącego na samym środku akwarium człowieka, to wygląda bardziej na chęć bycia super pisarzem na siłę.
Niekiedy ukazujesz nam trochę tandetne obrazy: „Krople krwi splamiły biały śnieg”. Lubisz takie klimaciki, nie? I sadystyczne tortury, cele z kratami i cieknącą wodą, sadystów obserwujących swoje ofiary? Szkoda, że ukazujesz sceny przewidywalnie wręcz, w sposób, w który zostały już przedstawione iks razy.
Polecałabym też zastanowić się nad sensem niektórych opisów. Czasami, gdy wprowadzasz jakąś postać na szybko, zarzucasz jej opis na zasadzie „X był taki i taki, miał coś tam takie i takie”. A czy nam wszystkie te szczegóły są potrzebne? Ja nie zapamiętywałam w zasadzie z nich niczego. Pamiętam, że ktoś miał krzaczaste brwi, ale też nie za bardzo utkwiło mi w głowie kto. Zarzucasz nas jakimiś epitetami, które przelatują przed oczami, w ogóle nie polepszają obrazowości tekstu i w dodatku stają się strasznie przewidywalne w swojej formie.
Nie wszędzie jest wystarczająca ilość opisów, na przykład w scenie, gdy Seidi się budzi i nie wie, gdzie jest, nie piszesz, że wstaje i np. omiata celę spojrzeniem, nie ma żadnej wzmianki, że zauważa to, siamto, sramto lub owamto — nie, ona od razu rzuca się do krat, a odniosłam wrażenie, że nie była od początku świadoma, gdzie się znajduje. A nawet jeśli była — jedno zdanie upewniające nas w tym nie zaszkodzi, a jako czytelnicy będziemy mniej zagubieni.
Co to znaczy, że chrypa jest charakterystyczna? Nie umiem sobie wyobrazić CHARAKTERYSTYCZNEJ chrypy. Charakterystyczny śmiech też jest taki no… słabo obrazowy.
Wiesz co? Ty potrafisz sama siebie wkopać. Widać jak na dłoni, że czasami tekst nie pochodzi czysto z Ciebie, a pod kątem językowym jest zlepkiem zasłyszanych gdzieś kiedyś zwrotów: przyjrzyj się, jak opisujesz firanki i obrus na taborecie w drugiej celi Seidi.
Ja czasami nie rozumiem, co Ty do mnie w ogóle mówisz. „Mimo że Taira Lavi nie aprobował ludzi, którzy przeszkadzali innym, a na konferencjach zabierał głos wyjątkowo rzadko, prawie wcale, musiał z przykrością przyznać, że dziś ten przywilej przypadł mu w udziale. Dla podkreślenia swojej niecodziennej postawy podniósł się z miejsca, odsuwając krzesło nieco zbyt gwałtownie. Zapatrzył się na chwilę na zasłonięte kremową żaluzją okno, wiedząc, że za moment rozmowa przerodzi się w najprawdziwszą kłótnię.” — komu on tam niby przerwał? Nie zauważam żadnej niecodziennej dla niego postawy, a co dopiero miałoby być dla mnie logiczne, że on ją podkreśla. I, wybacz, ale tej wymianie zdań jest co najmniej daleko do kłótni, więc nie wiem, czemu za chwilę miałaby się w nią przeradzać.
„Mimo pogardy i wstrętu (przecinek) jakie w niej gościły, musiała jednak przyznać, że oprawca, pomijając całą szorstkość, był w gruncie całkiem różny od tych innych „dyktatorów”, z którymi miała przyjemność się (spacja) spoufalać. Lepiej wyglądał niżeli oni wszyscy razem wzięci, choć pachniał trochę jak chemiczne laboratorium Tairy, a w oczach tliła się dziwna nuta, jakby niepokoju i niepewności. Seidi była praktykantką hasła: „każdy dzień może być ostatecznym”, ale w tej chwili czuła niesłychaną ulgę, gdy przypominała sobie, jak pewnego dnia usiadł i przypatrywał się jej zza potarganej kartki oczami po brzegi wypełnionymi ciekawością.” — co to jej hasło ma do rzeczy? I co tekst po haśle Seidi ma do tego hasła?
4,5/9
dialogi
Zwykle postacie wypowiadają się w miarę naturalnie, choć znaczenie samych dialogów jest raczej trzeciorzędne. Są miłym zapychaczem, dodają wiarygodności bohaterom, czasami przekazują jakieś informacje potrzebne do zrozumienia tekstu, ale to nie tak, że teraz mogłabym usiąść i cytować czyjeś słowa. Zapamiętam coś, ale w zasadzie bez różnicy jest dla mnie, czy upchnęłabyś to pod postacią dialogu czy opisu. Nie rezygnowałabym z tego elementu, ale ograniczyłabym te, które nie są dla czytelnika atrakcyjne — po kiego grzyba mi dialog między Jakku a jakimś bezdomnym? W dodatku gdy nie potrafisz konsekwentnie stylizować wypowiedzi bezdomnego? Postaraj się też unikać zwrotów dźwiękonaśladowczych w dialogach — i to zwłaszcza tych, które nie istnieją w języku polskim (hijhijhij?!).
Pilnuj myślników — nie zawsze stosujesz półpauzę lub pauzę, a jeśli stosujesz, używasz je zamiennie wedle swojego widzimisię.
2/3
styl i klimat
Często bywasz patetyczna. I choć prowadzona przez Ciebie narracja raczej charakteryzuje się konkretem, opieraniem się na akcjach lub krótkich, trafnych opisach, nie na długich, rozwlekłych akapitach przedstawiających nam rosnący na łące kwiatek. Choć czuć klimat goszczącej za oknem zimy, czuć natłok inteligentnych ludzi, którzy emocje stawiają na drugim miejscu i kierują się w życiu logiką oraz sukcesem, to… Momentami zabijasz. Momentami chcesz być klimatyczna nie w tę stronę i zamiast zawrzeć w dyktatorze coś, co rzeczywiście do niego pasuje, co ładnie oddaje charakter historii, co dobrze Ci wychodzi, wyskakujesz z stolikami znajdującymi się po lewicy lub — co mnie już pod koniec historii (właśnie, to jest zaskakujące, że te przegięcia zdarzają się częściej pod koniec — pisałaś na siłę?) rozwalało na łopatki i sprawiało, że czytanie kolejnej linijki tekstu przychodziło z trudem — z jakimiś personami, których włosy rozwiewa tajemniczy wiatr, a dziewczyna furii dostaje. NIE, nie dostaje furii, tylko FURII DOSTAJE. Język zakrawający o poetyckość stanowczo nie pasuje do tego typu historii. Tworzy sztuczny, tandetny klimacik i sprawia, że mój zaszczuty móżdżek wyje do księżyca.
No i właśnie — ja się zastanawiam czasami, czy Ty w ogóle widzisz ten szyk przestawny. No chociażby:
„Targany sprzecznymi emocjami, szedł szybko, rzucając co chwilę parę uwag niemrawo” — co chwilę rzucając niemrawo parę uwag. Szyk przestawny mocno stylizuje tekst, bardzo wpływa na jego odbiór, nie możesz sobie w tekście mówiącym o technologii, zabójcach, psychopatach, gdzie wzniosłość raczej jest efektem ubocznym, nagle wyskakiwać z szykiem zdania charakterystycznym dla poezji.
Albo zastanawiam się też, czy wszystkie słowa używasz świadomie. Pochód z dwóch osób? Prototyp zero jest narzędziem? W jaki sposób problem Seidi z pierwszego rozdziału jest egzystencjalny? „Martwił się o nią okropnie, a doświadczenie jeszcze z wczesnego dzieciństwa ten stan jego świadomości pogłębiało” — zmartwienie nie jest stanem świadomości. „Zdawała sobie sprawę z konsekwencji. Wiedziała, że złamali tym razem co najmniej z dziesięć różnych praw i razem wdepnęli w naprawdę głębokie gówno, ale czy on chociaż przez chwilę nie mógł udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku? Przynajmniej przed nią. Seidi czasem potrzebowała, aby Jakku skłamał na rzecz jej własnej, indywidualnej pychy.” — pychy? W jaki sposób kłamstwo na temat ich aktualnego stanu (czy muszą uciekać, czy nie) miałoby pomóc jej wysokiemu mniemaniu o sobie? Wdepnęli w głębokie gówno? I tak dalej, i tak dalej.
Niekiedy Twoje zdania sięgają trzech linijek — nie wiedzieć czemu, bo nie tworzą żadnego ciągu, po prostu zamiast kropki stawiasz przecinek — a niekiedy je sztucznie urywasz, np.: „Pokój śmierdział specyficznie. Środkami sterylizacji”.
Zdrobnienia. Lubisz zdrobnienia. Ale zdrabnia się w konkretnym celu, a nie jak leci. I jeśli piszesz o wielkim akwarium, w którym mieści się człowiek, raczej nie powiesz o szybce, a o SZYBIE. Isztar ma USTECZKA? Robisz z niej słodką idiotkę? Poza tym mówisz, że jej usta są małe, po co jeszcze zdrabniasz sam rzeczownik, który wtedy ma tak pejoratywny wydźwięk?
Uważaj na pleonazmy, np.: „krzywy grymas”.
Zostaje też kwestia wyczucia. Tu już się można spierać, bo jednym coś ładnie brzmi, drugim drugie, żadnym też językoznawcą nie jestem, ale na przykład: „rozglądnął” — rozejrzał; „wyostrzać NA TLE ciemnej nocy NA TYLE”. Czy ktoś betuje Twój tekst? Jeśli nie, wypadałoby się o taką osobę postarać.
Dopowiadanie jakichś informacji w nawiasie? Serio? „Dmitrij otworzył jedno, lewe oko (drugie zostało tak uszkodzone, że nie był wstanie go już nigdy więcej używać) i wbił spojrzenie w przyjaciółkę”
Denerwuje też, że tekst prawie ciągle jest tworzony na bazie zdań złożonych przy pomocy „który/gdy”, imiesłowu przymiotnikowego lub imiesłowu przysłówkowego. I tak w kółko, na zmianę, i dalej, i ciągle, juhu!
3,5/8
bohaterowie
Bohaterowie czasami zachowują się nie do końca naturalnie. Opisujesz u nich jakieś zachowanie słownie — na przykład Seidi na samym początku krzyczy, a potem ma zaraz stracić ostatnie pokłady cierpliwości — a potem zaskakujesz nas określeniem „z nutą pogardy”. Widać najpierw, że jest rozemocjonowana i wprost buzuje w niej nienawiść, ale patrzy na mężczyznę tylko „z nutą” pogardy. To brzmi jak jakiś eufemizm roku.
Czasami zachowują się też nielogiczne — taka inteligentna Seidi myśli, że gaszenie zapałki na przedramieniu torturowanej osoby wywoła u niej większą reakcję niż wyrywanie paznokci czy łamanie ręki?
Odnoszę też wrażenie, że na siłę starasz się uciec od marysujkowatości, przez co tworzysz marysujkę negatywną — która patrzy z nutą pogardy, ma niesforne kosmyki, oszpeconą twarz, bliznę biegnącą przez pół ciała, ale jest przy tym tak seksowna, pociągająca i wyjątkowa, żełojacięniemogę! Próbujesz z niej zrobić człowieka z wadami i zaletami, a zamiast tego wychodzi Ci idealna antybohaterka, z której kobiecość i seksapil promieniuje na wszystkich wokół mimo jej okropnego charakteru czy blizny na twarzy, i która mimo swojego beznadziejnego charakteru jest taka wyjątkowa, słodka i rozczulająca.
Tworzysz bardzo ładne opisy tych takich mało zauważalnych akcji bohaterów, które nadają opowiadaniu realizmu: Jakku rzuca ukradkowe spojrzenie na zadrapanie na brzegu dłoni, ściska zmiętą wizytówkę. Ale zaraz też potrafisz wyskoczyć z kolejną tandetą: pulsującą na skroni żyłką. Czemu, do cholery, ludzie w naszych czasach nie potrafią już opisywać wściekłości czy zdenerwowania w inny sposób? Nie, wszystkim jak jeden mąż pulsuje żyłka, ba, tak mocno im pulsuje, że prawie, kurna, pęka. AHA.
Ile Jakku ma teraz lat? I czemu nazywa prototyp japońską zabaweczką, skoro jego Seidi też jest Neksusem? W ogóle Jakku bardzo mi się nie podoba. Prawie w każdej opisywanej przez Ciebie scenie zachowuje się inaczej — najpierw jest bardzo uległy i troskliwy, potem niezwykle rozdrażniony prototypem zero, zaraz znów zachowuje się jak baranek, by pochłonąć łapczywie wzrokiem tyłek swojej siostry, następnie znów jest łagodny, a potem wyraźnie się jej stawia, by przerazić się na skutek swojej wcześniejszej głupoty — niezamknięcia drzwi. Potem przechodzimy do jego przeszłości — Jakku oschły i jakiś taki smutny, Jakku opiekuńczy i wywyższający się, Jakku smutny, zrozpaczony wręcz, zbuntowany, Jakku załamany, Jakku przechodzący na złą stronę mocy, Jakku zdezorientowany i opanowany żądzą do stworzonej z jego ciała i cienia siostry, Jakku opanowany, stoicki wręcz na pogrzebie rodziców, a potem już w teraźniejszości Jakku niemal rozwalający — mimo współczucia? — bezdomnego, by na koniec być Jakkiem dającym bezdomnemu rubla (10 groszy? Ale zaszalał, naprawdę). Nie łączy mi się w żaden sposób w kupę i tylko mnie drażni, bo mam wrażenie, że nie ma jakiegoś jednolitego charakteru, w którym chodzi o akcja—wywołuje—reakcję, a o nie—umiem—się—zdecydować—na—charakter—bohatera—więc—jest—rozlazłą—kupą—i—wszędzie—zachowuje—się—inaczej. Jego posunięcia wydają mi się niekiedy wątpliwe — był taki przewrażliwiony na punkcie bezpieczeństwa Seidi i nie zamknął drzwi? Taki z niego zabójca i inteligentny cham, a daje się owijać Seidi (która, spójrzmy prawdzie w oczy, nie jest jakąś najinteligentniejszą postacią świata, a zwykłą, trochę pieprzniętą laską) w taki sposób, że jest ciągle zazdrosny? No i jak to tak — raz jest jej uległy jak baranek, a raz bez problemu się stawia? Czemu on w dzieciństwie był taki smutny przy swojej siostrze i tak przy niej poważny? Co miała znaczyć ta scena, w której zrobił sobie wielką bliznę? On nie ma żadnych problemów z tym, że puka swoją siostrę? Wiesz, bardzo fajnie, że ukazujesz tak kontrowersyjne elementy w tekście jako całkowitą normalność, jestem za tym i masz za to u mnie wielkiego plusa, ale tam nikt nie ma problemu z tym, że to jawne kazirodztwo (a nawet bardziej niż kazirodztwo! Przecież Seidi składała się z niego, była jak on z pominięciem jednego genu!), nawet on sam. On ją po prostu puka i jej pożąda. Nie miał z tym nawet problemów na początku? To takie mało wiarygodne pod kątem psychologicznym.
„W brązowych oczach maszyny pojawiło się coś na kształt bólu. Ten wyraz zawsze przypominał Jakku coś, czego nie mógł przyznać przed samym sobą. Dług wdzięczności, który zaciągnął u pewnej osoby” — dotąd nie bardzo rozumiem, co chciałaś przez to przekazać. Jaki sens ma przywołanie długu, który Jakku zaciągnął u (jak się domyślam) Laviego? I czemu ten dług kojarzy mu się z wyrazem twarzy, który przedstawia coś na kształt bólu?
Isztar, dowiadując się o skradzeniu prototypu, reaguje według mnie bardzo sztucznie. Poza tym przez Twoje różne zabiegi — na przykład to jej sztuczne zachowanie, późniejsze „usteczka” lub jeszcze późniejsze zrezygnowanie z lektury, bo rozprasza ją zawodzenie wokalisty dobiegające z radia (nie mogła wyłączyć radia?) — odnoszę wrażenie, że to niezwykle tępa kobieta. A opowieść o jej związku z Dimitrijem każe mi również wnioskować, że i niestała uczuciowo. Czy to miałaś na myśli, kreując jej postać?
Dlaczego tak duży kawałek historii zajmuje Reisa, która właściwie nie ma w opowiadaniu zbyt wielkiego znaczenia? A przynajmniej nie takie, że muszę znać jej niektóre cechy i budowę ciała.
Lavi to jak na razie chyba najciekawsza postać, acz kreślisz go po schemacie szalonego naukowca. No i niewiele mogę o nim powiedzieć — nie jest jednak ani merysujką, ani niepewnym charakterologicznie bohaterem.
Joker też ładnie się zapowiada, jednak niewiele jej jak do tej pory. Mam wrażenie, że jest niemal dokładnym przeciwieństwem Laviego.
Nikt nie jest tu do końca biały i nikt nie jest do końca czary, choć są bielsi i czarniejsi. Każdy kieruje się jakąś tam moralnością lub ideą życiową, ale ukazujesz, że nie zawsze to każdemu wychodzi. Na przykład Joker tak strasznie wścieka się na bawiącego się cudzym życiem Laviego, a sama działa na podobnej zasadzie.
Należałoby tutaj trochę popracować — nad naturalnością, nad logiką, nad ciągłością charakterologiczną, pohamować tworzenie czarnej marysujki, odejść trochę od tworzenia bohaterów po schemacie. Zauważyłam też, że Reisę i Seidi zrobiłaś na zasadzie takiego trochę kontrastu? Jak jak wspomniałam, Laviego i Jokera też tak kreujesz. Nie wiem, czy to dobry zabieg, bo wtedy — nawet jeśli Seidi i Reisa się bezpośrednio nie znały i raczej nie powinnam ich łączyć w momencie myślenia o bohaterach, robię to.
Wiesz, co mogłabyś jeszcze dodać do tej historii? Przeszłość z życia nie tylko jednego bohatera. I nie tylko na zasadzie retrospekcji dotyczących Reisy, ale również innych elementów, które spowodowały, że Jakku stał się, kim stał. Bo jak na razie znamy tylko tę jego część związaną z Reisą i po łebkach przedstawiony, a raczej zaanonsowany problem z rodzicami. To trochę mało.
Wygląd przedstawiany tak jak w przypadku Seidi czy Jakku zapada dobrze w pamięć i wychodzi Ci naturalnie. Drażniąca jest tylko ta Twoja tendencja do opisywania, jak to Iks po jakimś czasie zauważył na twarzy Ygreka coś nowego, czego wcześniej na niej nie widział. Zwykle są to rzeczy mało sensowne — bo zmiany, które opisujesz, są dość spore — a i przedstawiane kolejny raz w ten sam sposób wydarzenie zaczyna niepotrzebnie zwracać na siebie uwagę czytelnika i dodatkowo nużyć.
4,5/10
Poprawność (2,5/5)
Tekstowi przydałaby się taka porządna beta, wiesz? Żeby pozastanawiać się nad niektórymi słowami i wywalić te zbędne, które tylko zajmują niepotrzebnie miejsce, jak np.:
„straci swoje ostatnie pokłady cierpliwości”
„Poranek zapowiadał się na równie długi jak noc”.
Przykładowo inne błędy:
„co wyczynił mu świat przez te kilka lat” — tych kilka lat.
„że jeszcze kilka minut, a straci swoje ostatnie pokłady cierpliwości” — bez przecinka przed „a”.
„Miękki głos, przesączony rosyjskim akcentem odbił się od ścian atrium” — masz problem z wtrąceniami; jeśli już się na nie decydujesz, pamiętaj o wydzieleniu ich przecinkiem i z przodu, i z tyłu.
„Jeśli ktoś znajdzie go w upływie dwudziestu minut i poweźmie odpowiednie środki, najprawdopodobniej przeżyje” — nie poweźmie odpowiednie środki, a podejmie odpowiednie działania.
„W jego oczach błyszczały wesołe iskierki, gdy wystawił drżącą jeszcze dłoń w stronę nieba” — wystawia to się rękę za okno, w stronę nieba się ją wyciąga.
Czasami masz problemy z czasownikami dokonanymi i niedokonanymi. Na przykład: „Nieraz się wzdrygał, nawet raz zwrócił uwagę, a wtedy „stwórca” groził, że odłączy go od zasilania” — stwórca zagroził po zwróceniu uwagi, a nie groził po zwracaniu uwagi. Poza tym tu znów mamy przykład kiepskiego wyczucia dobieranych słów: nieraz, nawet raz. „Mimo pogardy i wstrętu (przecinek) jakie w niej gościły” — zagościły. Dopiero co go zobaczyła, przyjrzała mu się i zagościła w niej pogarda i wstręt.
„Fukusei miał nadzieje” — wydaje mi się, że jednak miał nadzieję.
„Robot miał inteligencję ponad przeciętną” — ponadprzeciętną. I tutaj mamy kolejny przykład szyku przestawnego: ponadprzeciętną inteligencję, nie inteligencję ponadprzeciętną. To nie jest tak, że taki szyk jest całkowicie niepoprawny, ale należy go używać z wyczuciem. Do Twojego opowiadania on całkowicie nie pasuje.
„Ogarnął ją nerwowy niepokój; skupia wszystkie myśli, wszystkie wspomnienia na rzezach szczęśliwych, aby odgonić złe przeczucia” — skupiła, na rzeczach.
„Za nim zdołał przekroczyć próg, obeszła zarumienionego od z zimna Jakku dookoła, jakby w nadziei, że ukrył go za plecami” — zanim, od zimna.
„Nawet nie wieszm, jaką miałam upojną noc” — wiesz.
„Auć!!” — po pierwsze nie ma w słowniku języka polskiego czegoś takiego jak „auć”, ale to już kwestia sporna. Informuję, żebyś wiedziała. Jest natomiast „au”. Po drugie nie stosujemy dwóch wykrzykników pod rząd, a jeden, trzy, pięć, siedem etc. — musi być to liczba parzysta.
„ale te całe dwadzieścia minut wydłużały się dziewczynie wyjątkowo” — TO całe dwadzieścia minut WYDŁUŻAŁO SIĘ.
„wymusić na siebie” — na sobie.
„Z niego zaś widok wił się na surowy mur innego budynku, którego Fukuseiówna obserwowała od godziny” — który.
„w zwodzie” — we wzwodzie.
„Potem jeszcze wzrok zabłądziła na zegarek i dopiero wówczas westchnęła głęboko” — wzrok zabłądził lub zabłądziła wzrokiem.
„Możesz iść, gdzie chcesz, robić co ci się żywnie podoba” — przecinek przed „co”.
„Wyszeptał cicho, zmęczonym głosem, wypartym ze wszystkich emocji” — wypranym z wszystkich emocji; bez pierwszego przecinka.
Błędów nie jest mało, szwankuje interpunkcja, pojawiają się literówki, błędy stylistyczne, językowe, gramatyczne. Nie jest to ilość bardzo przytłaczająca, ale zauważalna i niepotrzebnie zaniża jakość tekstu.
Pilnuj też spacje, gdzieniegdzie wkradają się w liczbie większej niż jeden.
RAZEM uzyskałaś 22,5 punktu na 45, co daje ocenę dostateczną.
Na początku bardzo ładnie dziękuję, że poświęciłaś "dyktatorowi" trochę czasu. Jest mi naprawdę miło z tego powodu i w ogóle cieszę się, że mogłam poczytać, co o tym myślisz.
OdpowiedzUsuńPrzyznam się szczerze, że kilka miesięcy temu uważałam, że dokończenie "dyktatora" to mój priorytet, ale później pojawił się w moim życiu OP i po prostu zaczęłam traktować jak zabawę, niekoniecznie taką, która kiedyś może doczekać się końca, a teraz widzę jak bardzo niejasno wszystko opisał, jak pomieszałam i czuję się winna za to, że rwałaś sobie włosy z głowy. Nie dużo, prawda? Bo żal twoich włosków smirku! :D
Właściwie naszło mnie dużo refleksji po przeczytaniu tej oceny. Właściwie chyba większość odnosiła się fabuły i moich nieporadnych opisów. :D
W gwoli ścisłości wyjaśnię, że mój Prototyp nie jest mordercą i nie jest jakimś tam posłańcem Rządu, współpracuje ściśle z Lavim (o czym oczywiście mało kto wie), ale to prawda, że zapożyczył sobie Seidi. Dimy nie zabił, ba, nawet nie miał pojęcia, że gdzieś sobie tam leży i w ogóle. No i powiem jeszcze w wielkim sekrecie, że jest to ta druga osoba, o którym gadali Joker i Lavi w kroplach deszczu :D A poza konkursem dodam, że Joker była bardziej związana z Ivankovem niż Lavi, ale to raczej dotyczy jej przyszłości i kolejnych rozdziałów :D
Lavi także pracuje dla Rządu, co wcale nie znaczy, że taki układ jest mu na rękę (właściwie to wyniknie trochę później) i dlatego próbuje ugrać to tak, aby obalić i O-PARTS i Rząd.
No i chyba nigdzie nie wspomniałam, że Taira uderza z niemoralnymi propozycjami do każdej napotkanej osoby, prawda? Lavi doskonale wiedział kim był Jakku, co zaś łączy się grubą nicią z rodzicami chłopca, a także z ich śmiercią i samą Reisą.
Jakku i Seidi. Jakku wpadł kiedyś w pewne kłopoty – znaczy, wtedy co tak rozpaczliwie dzwonił do Tairy i wtedy, kiedy słuch po nim zaginął. To bardzo go do Rządu zbliżyło i sprawiło, ze stał się od nich w pewien sposób uzależniony, dlatego na siłę spełniał ich misję i awansował na zaszczytną rolę złodzieja. Jakku wcale nie miał Seidi odzyskać i wcale nie myślał o nowej siostrze. Seidi miała być facetem i nosicielem „prototypu”, dlatego Lavi nazwał ją „nieudanym eksperymentem”. I tak dalej i tak dalej. Ten wątek rozwinę w następnych rozdziałach.
Isztar znała Jakku, poniekąd. Znaczy prowadziła sprawę jego rodziców, a że chłopiec jako pierwszy znalazł ich nieżyjących, oczywiste jest to, że kilka razy uległ ofiary przesłuchania. Pewnie nie raz z ust Fidorov wyrwały się słowa, aby się nie bał, że pomoże jak będzie współpracować i inne bajery. Mogę tylko powiedzieć, że przed śmiercią rodziców chłopca, Jakku się o czymś dowiedział, co całkowicie zaburzyło jego dziecięcy światopogląd. Pewne jest więc to, że Fukusei mógł mieć jej numer telefonu, bo Isztar na pewno mu go podała pod pretekstem „jeśli się czegoś dowiesz” (jak to policja, prawda?), a Prototyp wykorzystał po prostu okazję, że kobieta ich szuka.
Dalsza kwestia Isztar na tę chwilę przemilczę. Ale nie chciałam robić z niej słodkiej idiotki, a więc jak najprędzej poprawie te usteczka i wszystkie błędy, które wypisałaś. Bardzo dziękuję ;*
Ciąg dalszy niebawem nastąpi :D
Nawet nie miałam pojęcia, że nałykam się tyle absurdu w tym opowiadaniu, a jednak! XD Dziękuję za wypisanie tych wszystkich dziwnych zwrotów, które w przyszłości (bliżej mam nadzieję) wszystko poprawię :D A tak poza tym, Seidi nie miała w celi budzika - porywacz go miał :D
UsuńEtto... a od kiedy Rosja i Japonia są w Unii Europejskiej? (albo źle coś zrozumiałam) XD
Owszem, nie mam nic przeciwko takim klimatom, o ile jest ich znośna ilość. :D
Powiem szczerze, że nie mam pojęcia jak ma wyglądać opis bohaterów, bo znajdą się osoby, którzy narzekają, że ich nie ma, a jak są - to jest ich jakoś stanowczo za dużo, więc człowiek się gubi, przynajmniej ja, co zaowocowała dokładnym pitoleniem jak dana postać wygląda. :D
Ciągle zapominam o pauzach i później wychodzi z tego strasznych potwór kreseczek i mimo że staram się tu później poprawić zawsze umyka :D
Nad szykiem przestawnym chcę popracować, to znaczy usunąć go, jak tylko wrócę z swojego urlopu, który ogłosiłam na "dyktatorze". ;)
Jakoś nie potrafię czasem odróżnić, jakkolwiek to śmiesznie zabrzmi, kiedy zdanie się kończy i kiedy zaczyna się całkiem nowy. Stąd wynika to, że nie które posiadają cztery linijki, inne dwa góra trzy słowa. Niestety, moją amotroszyczne widać na każdym kroku :D
Seidi nie jest inteligenta, tak myślę. Jest opryskliwa, zakochana w sobie i w ogóle ma wielkie mniemanie o swojej wartości. Gówniara. Taka miała być, po prostu. Znaczy poniekąd taka. ^^ A czy jest taka idealna? Nie wiem. Wiem, że jest bardzo próżna, aczkolwiek muszę przeczytać rozdziały pod takim kątem antybohaterki idealnej. Wtedy pewnie to ujrzę. Niestety rzadko widzę swoje błędy, znaczy się takie, zawsze lepiej, gdy ktoś o nich powie. Przynajmniej wiem czego szukać i czego na przyszłość unikać :D
Jakku ma 24 lata. Myślę, że czasem ludzie mają tak, że nie potrafią nazwać po imieniu tego, co kochają, za to widzę wady innych i potrafią ich krytykować. Taki jest Jakku. Tak mocno zapatrzony w Seidi, że nawet nie przeszłoby mu przez myśl, że jest zabaweczkę, w końcu to ukochana siostrzyczka, ne? ;)
Myślę, że Jakku ma problem z otworzeniem się na ludzi. Seidi traktuje jak jajko, naprawdę. W pewnym momencie uczucie, które czul do swojego klonu przemieniły się w fascynację, tak bywa, prawda?
Zresztą wiedz, że Jakku na początku wcale nie traktował jej jak osoby, a ciekawe zjawisko. Przecież nie na co dzień spotyka się swojego klona, nie? Musiał się z tym wszystkim oswoić. Ona chyba była odrobinkę trochę bardziej nachalna w stosunku do niego i przeczuwam, że przez jej perwersyjne zachowanie i myślenie tak się zaczęły ich relacja na tle seksualnym (plus faceci często nie myślę tym czym trzeba, a nie czarujmy się - Jakku nie był jakoś szczególnie doświadczony w takich sprawach, nie żeby teraz też był). xD
Przepraszam za moje wynurzenia i w ogóle. Dziękuję ślicznie za wypisanie wszystkich błędów. Co do bety – mam, przecież nawet jej nick widnieje na końcu każdego rozdziału i w podstronie „opowiadanie”. :D
Pozdrawiam ;*
No nie, nie napisałaś, to była hiperbola, bo też nigdzie nie napisałaś, że wiedział, do kogo uderza. O to chodzi, że w tekście brakuje takich szczegółów i wytrącają one czytelnika z równowagi, bo może odczytać tę kwestię jak chce. I nic z tej sceny nie wskazywało na to, że nie mogłam tego odczytać tak, jak to wskazałam w ocenie - że spytał pierwszą lepszą osobę na ulicy. Powinnaś tak wykreować akcję, aby nie zdradzając mi wszystkiego (bo odnoszę wrażenie, że nie chcesz powiedzieć wprost w tamtym momencie, czemu Lavi zwraca się do Jakku na tej ulicy) zasugerować, że jednak Lavi wie, co robi, podchodząc akurat do Jakku i że to nie jest czysty przypadek.
UsuńWiesz, aktualnie Dyktator jest na takiej fazie, że a) nie wszystko powinno być jasne i dlatego po przeczytaniu tego, co już jest, nie do końca się we wszystkim łapię i gubię, kiedy tylko się da; b) niektóre rzeczy pogubiłaś i dlatego czuję się aż tak pogubiona. Trudno mi o tym jakoś się wypowiedzieć, bo to Ty, jako autor, musisz w tej kwestii decydować. Ja chciałam tylko powiedzieć, że dla mnie nie było to do końca komfortowe i w pewnym momencie miałam już dość, że wszystko jest takie zagmatwane i nie wiem, kto z kim, kto gdzie, po co, dlaczego i co się dzieje.
Ale skąd Prototyp miał numer, który powinien mieć Jakku? xd I chodziło mi też o to, że wspominając Jakku tuż przed tą akcją z Prototypem, jako czytelnik miałam wrażenie, że w tej scenie występujący mężczyzna jest Jakkiem, nie Prototypem. I że nie wiem, pomyliłaś się jakoś lub że coś w tekście zgubiłam.
co do drugiego komentarza, który się ukazał, gdy odpisywałam - apropos Unii Europejskiej, chodziło mi bardziej o odzew Unii Europejskiej w tej sprawie. Jakby brakuje mi jakiegoś znaku, że to wciąż istnieje i interesuje się całą sprawą. No i zastanawiam się, co z ONZem. Też żadnego odzewu? Wskazałam przykład tylko UE, ale chodziło mi o takie szersze spojrzenie, że po prostu poza Rosją i Japonią, nikt tym ich konfliktem się nie interesuje. Że taka Isztar jest tym bardziej przejęta niż wielkie organizacje światowe.
UsuńTeraz, jak tak sobie pomyślałam, to Ty właściwie też chyba nie przesunęłaś sytuacji między tymi krajami w czasie, tak? Wiesz, założyłam, że skoro minęło tyle lat, cośtam się pozmieniało. Ale jak tak to sobie teraz przyrównałam po Twoim komentarzu z dzisiejszą sytuacją, to to wygląda, jakbyś po prostu zamroziła relacje tych krajów na kilka lat. Hm. Tak samo w sumie broń wojenną z tego co kojarzę, ale tu piszę z pamięci, więc mogę coś kręcić. Nie orientuję się też dokładnie w kwestii Rosja-Japonia, ale czy oni mają w naszych czasach jakiś pakt o nieagresji? Ja się zatrzymałam na momencie ich wojny i na tym, że właściwie do lat współczesnych (w sensie, kilka lat temu) wciąż nie został przez nich podpisany traktat pokojowy, ale tak bardzo aktualna w tej kwestii to ja nie jestem. I jeśli nie mają tego paktu, to ja wnoszę o zapisanie gdzieś w treści, że taki pakt został zawarty.
Wiesz, ja, przechodząc przez te wszystkie opinie, nauczyłam się jednego: opisy przede wszystkim mają mieć sens. Jak nie mają sensu, możesz je wyrzucić, bo są zwyczajnym sztucznym zapychaczem, które - jeśli oddasz za długi tekst do wydawnictwa - ktoś prędzej czy później i tak Ci wywali. W opowiadaniu, gdzie bardziej zwraca się uwagę na akcje, bardziej zwraca się na wygląd bohatera. Tam, gdzie analizuje się podłoże psychologiczne, kreacja bohatera pod tym kątem musi być pokaźna. I tak dalej, i tak dalej.
Co do tego Jakku i Seidi - wiesz, przy Seidi aż tak te braki nie rzucają się w oczy, ale Jakku, jak widać, jest na tyle złożony, że szatkując go w tej sposób, tworzysz bohatera, który się ze sobą nie klei. I ja większości tego, co wypisałaś, nie mam jak płynnie odczytać z tekstu. Musiałabym naprawdę robić szczegółową analizę tekstu jak na maturze dla każdej sceny, w której on występuje, żeby dojść do części tego, co opisałaś, o całości jakoś nie marzę. Bo ja nie twierdzę, że nie masz pomysłu na tego bohatera, ale on się jakoś nie klei. Brakuje między jego różnymi odsłonami jakiegoś łącznika, który sprawi, że to wszystko w końcu będzie dla mnie płynne, logiczne i uzasadnione.
I ja nie mam żadnych pretensji o ich relację seksualną. Ja wręcz uważam, że to plus tej historii. Ale dziwi mnie całkowity brak przemyśleń Jakkuw tym temacie. Nie wiem, nigdy nie posuwałam własnego brata, ale wydaje mi się, nawet gdyby mnie kręcił i mimo całej mojej otwartości i tolerancji, miałabym na początku jakieśtam wątpliwości w tej kwestii. I właśnie brakuje mi tego ukazania.
Masz rację, jakoś uleciała mi ta sytuacja z robieniem klona, nieudanym robieniem eksperymentu i Seidi o innej płci. Znaczy konkretniej: nie połączyłam faktów.
Mam pytanie do smirka odnośnie tego:
OdpowiedzUsuń"Dopowiadanie jakichś informacji w nawiasie? Serio? „Dmitrij otworzył jedno, lewe oko (drugie zostało tak uszkodzone, że nie był wstanie go już nigdy więcej używać) i wbił spojrzenie w przyjaciółkę”"
Mam przez to rozumieć, że stosowanie nawiasów w opowiadaniu to błąd? Czy idiotyzm? Czy coś jeszcze innego? Bo troszkę niejasno się wyraziłaś.
Byłabym bardzo wdzięczna, gdybyś wytłumaczyła mi tę kwestię, bo ja w swoim pisaniu stosuję dość dużo nawiasów (mimowolnie, nawet się nad tym zbytnio nie zastanawiam) i do głowy mi nie przyszło, że nie powinnam tak robić.
Chodzi mi o to, że dopowiadanie w tekście narracyjnym w nawiasach, kiedy stosujesz zabieg narratora ukrytego, jest niesamowicie nienaturalne. Gdy narrator jest ujawniony, taki zabieg może być ciekawy, a wręcz stać się plusem opowiadania. Kiedy zaś piszesz opowiadanie trzecioosobówką ukrytą, wygląda to, jakby autor opowiadania miał problem z płynnym wypowiadaniem się i potrzebował nawiasów, aby to jakoś zapisać i utrzymać w miarę porządek. Jest to w tym przypadku dość infantylne. Zawsze mi się kojarzy z małymi dziećmi, które piszą, piszą opowiadanie, nagle informują o czymś nr 1 czytelnika i przypomina im się, że nie poinformowały go o czymś nr 2, co jest kluczowe dla zrozumienia czegoś nr 1, więc nagle na sztywno dopowiadają to w nawiasie.
UsuńJestem zażenowany faktem, iż oceniająca nie wspomniała kto zwrócił jej uwagę na fragment z rublem.
OdpowiedzUsuńtak, zrobił to Jezus. natchnął mnie.
UsuńAż tak mocne konsultacje były? ^^
Usuńjakie tam mocne, z pierwszej ręki. Jezus to pierwsza osoba o poranku, z którą rozmawiam, i ostatnia, do której coś mówię, gdy kładę się spać. Jezus jest ze mną wszędzie.
Usuń