niedziela, 29 lipca 2012

[855] www.szepty-w-sepii.blogspot.com

smirek bierze w łapki opowiadanie pt. "Surowica"




Pierwsze wrażenie (9/10)
Nie będę się wielce rozwodzić, bo przed sobą masz trochę tekstu do przeczytania, a i ja nie mam tu zbyt wiele do powiedzenia. Szata jest dość urokliwa: nie powala mnie, stąd ucięłam Ci ten punkt, bo jednak, prócz całej oceny estetyki i trafności w przypadku belki, adresu czy tytułu opowiadania, jest tu też miejsce na moje wrażenie, ale nie prezentuje się źle, dlatego nie mam zbytnio o czym pisać.
Tytuł intryguje, wpada w ucho, po przeczytaniu dlaczego taki, a nie inny — intryguje jeszcze bardziej i mocniej zapada w pamięć, także generalnie jestem zadowolona, bom człowiek zalatany i takie chwytliwe nazwy lubię.
Trochę denerwuje mnie rozbieżność tytułu i adresu, gdyż nieustannie mam ochotę wpisać „surowica.blogspot.com”. Nie wiem też, co wspólnego posiada belka z treścią, ale szczerze mówiąc za bardzo mi to nie przeszkadza, bo często takie rzeczy czytelnik może odkryć dopiero pod koniec, po przeczytaniu całości, niekiedy też długo po przeczytaniu lub w ogóle nie odkryć — gdyż jest ono zrozumiałe jedynie dla autora. 
Czcionkę może sugerowałabym większą, ale szczerze mówiąc, na to też coraz mniej zwracam uwagę, tak czy inaczej wszystko kopiuję i wrzucam do Worda… No ale koniec tych smętów, jest ładnie, idziemy dalej. 


Treść (25,5/30)
a) zaciekawienie czytelnika
Jak zwykle za początek biorę się na końcu. Prolog zrobił na mnie wrażenie złe i gdyby nie parę istotnych informacji o Iwanie, jakie tam zawarłaś, sugerowałabym Ci pozbyć się go całkowicie.
Moje trzy wrażenia po prologu to głównie melodramat, marysuistyczność i brak wyczucia. Nie wiem, co się z Tobą stało w tym kawałku tekstu, ale gdybym miała na własną rękę Surowicę czytać, po tym fragmencie rzuciłabym ją w cholerę i nie marnowała czasu — a niesłusznie, bo dalsza część powieści pisana jest na wysokim poziomie.
Pierwszy akapit mnie, jak i moją koleżankę, której tekst pokazałam, bo wydał mi się naprawdę fajny, zauroczył. Później robiło się mniej ciekawie. Szyk przestawny, jeszcze w tamtej chwili kanciasty, poza tym inny dla mnie jako czytelnika ze względu na sam brak obcowania z nim na co dzień, sprawił, że miałam ochotę płakać nad swoją niedolą, przewidując dwadzieścia jeden stron A4 na takim poziomie. Na szczęście nie wykrakałam i potem czytałam z zapartym tchem.
Pojawiła się tu też konstrukcja, której nie lubię, bo zwykle autorzy używać jej nie potrafią:
„Chociaż zachowywał się on na co dzień normalnie, miał kolegów, z którymi grał w piłkę, w nocy w samotności czytał z zapartym tchem pod kołdrą powieści przygodowe, podkradał kucharce z garnka słodką śmietankę do sosów, to wciąż pozostawał pustą, niezdolną do protestu przeciwko nieswoim wartościom skorupką.”
Ta konstrukcja ma na celu ukazanie czegoś pomimo czegoś. A jak byciu niezdolną do protestu skorupką ma się przeciwstawić gra w piłkę z kolegami? Czy przeciętna osoba, grając w piłkę z kolegami, od razu zaznacza, że umie protestować? Albo jak niby podkradanie śmietanki mogłoby sugerować, że dana osoba jest zdolna do postawienia się? Więc skoro w normalnej sytuacji te czynności nie wskazują na osobę butną, nie rozumiem, co ma na celu podkreślenie, że w specjalnej — również nie.
Zdenerwowało mnie, że w prologu nie pozostawiałaś czasem czytelnikowi miejsca na własną opinię, choć narrację prowadziłaś trzecioosobową wszechwiedzącą, np.: „[…] szybko więc znalazł pocieszenie po swojej żonie Kalince, wręcz nieprzyzwoicie szybko”. Co na celu miał ten komentarz „nieprzyzwoicie szybko”? Już podkreśliłaś wcześniej, że szybko znalazł to pocieszenie, po co więc dodawać kolejne dookreślacze, które na dodatek miażdżą opinię czytelnika i sprawiają wrażenie, jakbyś nie życzyła sobie, że ja – jako czytelnik – mogę mieć inne zdanie na temat przyzwoitości w tej kwestii?
Zastanawia mnie też, jak można mieć kochankę bardziej lub mniej. Inne antonimy były jak najbardziej na miejscu i stworzyłaś nimi ciekawy zabieg stylistyczny, ale to wygląda na wciskanie kolejnej przeciwstawności na siłę.
Z tego też fragmentu wychyla się taki trochę marysuistyczny bohater, który i postawić się społeczeństwu potrafi, i jest szalenie inteligentny, i ma znajomości, i wspaniałą, dobrze płatną pracę, i wszystkie kobiety na niego lecą, ba, potrafi je sobie bezbłędnie owinąć wokół palca. Wszystkie co do jednej.
Biednemu Iwanowi również w prologu nie pozostawiasz miejsca na jego późniejszą autentyczność: zmarła mu matka, ojciec go źle traktował, a to wszystko ubrałaś w takie słowa, dodając jeszcze gdzieś w środku wstęp do akapitu: „w dwunastym roku niedoli chłopca”, że rzygałam tym wszystkim, doszukując się znikomych różnic między tym prologiem a modą na sukces.
Poza tym — jak w całym tekście w miarę tego unikałaś, tak tutaj pojawiała się duża tendencyjność: skoro mówimy o służącej, to nie dość, że trzeba ją nazwać iście stereotypowym imieniem, to jeszcze zdrobnić, żeby pokazać, gdzie takiej miejsce. I tak oto powstała służka Frania. Z całym szacunkiem, ale w tym fragmencie osiągnęłaś poziom TVN-u.
Później, nieprzyzwyczajona jeszcze do Twojego ciągłego wyliczania i dookreślania, utwierdziłam się w przekonaniu, że rzeczywiście masz coś wspólnego z TVN-em, a konkretniej — z Mam Talentem. „Powiedziała, że w życiu nie spotkała kobiety tak miłej, tak dobrej i tak zwyczajnie sympatycznej.” Trzy razy tak, przechodzisz dalej!
Generalnie prologiem byłam rozgoryczona, gdyż jest on w moim odczuciu napisany bez smaku, wieje z niego stereotypami, brakiem miejsca na opinię czytelnika, jakimś tanim melodramatem, postacie przedstawiłaś jakoś tak marysuistycznie i generalnie naprawdę do teraz nie mam pojęcia, jak to się stało, że Ty — pisząca niekiedy takie fajne opisy, a także twórczyni niesamowicie barwnych, na książkowym poziomie postaci — jesteś autorką tego prologu, że to spod Twojego pióra wyszło.
0,3/1

b) fabuła, akcja i oryginalność, logika tekstu
Historia dzieje się w czasach międzywojennych, dlatego brakuje mi opisu społecznych zmian, jakie się wtedy zadziały. Nie mówię o jakichś długich referatach na ten temat, ale o wyważonych, konkretnych i krótkich paru wzmiankach. Generalnie leży kreacja tła, ale o tym więcej wspomnę przy opisach. W każdym razie, widać przez to wyraźny ubytek również w przypadku fabuły, bo traci ona na autentyczności. Dzieje się coś na froncie, a ja nie wiem co, po co, ie wiem, czy będzie do miało wpływ na Emilkę i jej rodzinę, generalnie mam wrażenie, że coś majaczysz i nie wiesz co. Naprawdę, wiele miejsca Ci to nie zajmie, a dużo doda.
Na pierwszy plan wysuwa się zagadkowość Iwana wraz z jego dziwnymi, z pozoru niezrozumiałymi działaniami. Nadają fabule smaczku, są esencją.  Wątek pałacyku — tego, co się z nim stanie, jakie będą jego losy  to miłe tło, które daje wrażenie realizmu, że w opowiadaniu nie chodzi tylko o jedną rzecz, która nagle została przez kogoś opisana, a o większą, bardziej skomplikowaną sprawę . Przodują również miłosne potyczki Emilki, które nadają akcji trochę więcej romantyczności, świeżości, dziewczęcości. Są swego rodzaju odskocznią od innych wydarzeń, które owiewa tajemnica — wielka niewiadoma. 
Nie za bardzo rozumiem istnienia wątku połamanego psa — przy wszystkich, które zawsze mają u Ciebie sens, których nie można nazwać zapychaczami, ten motyw wydaje mi się bardzo nie na miejscu.
Akcja się toczy, niezbyt szybko, niezbyt wolno. Kiedy długo nic się nie zmienia, tempo nakręcasz miłosnymi problemikami Emilki, a gdy te cichną, odkrywasz przed nami kolejny element układanki Iwana. Zmuszasz nas takim powolnym, przemyślanym dopasowywaniem poszczególnych puzzli do zastanawiania się, co może się w Surowicy wydarzyć, co oznacza dane słowo czy ruch bohatera. Utrzymujesz nas w ciągłej czujności, a przy tym nie męczysz, bo dostarczasz również tej lżejszej, acz nie głupiej w tym przypadku rozrywki — bawisz romansami.
Podoba mi się wiele przejść czasowych, jakich używasz w celu przyspieszenia akcji, w celu ominięcia jakiegoś okresu, np. Zgubił się w jej życiu na kilka miesięcy. Łączysz w tej powieści dosłowność, rzetelność oraz zwroty wręcz poetyckie.
Sprawnie zajmujesz się też prowadzeniem akcji z perspektywy różnych osób i ich wiedzy na dany temat. My wiedzieliśmy, jak to naprawdę było z Iwanem i przejęciem pałacyku, ale Krzysztof nie. Połączył sobie znane fakty, dlatego jego wniosek był zupełnie inny: Iwan chce sprzedać ich posiadłość.
  • Pozostaje kilka nieścisłości, które chciałabym wyjaśnić:
  • „Cudem w okolicy pałętał się Iwan […]” — potem wyjaśniasz, że chłopak mieszkał u ciotki, ale na tamtą chwilę wygląda to dość komicznie. Najpierw podkreślałaś, że jego rodzinna miejscowość znajduje się gdzie indziej, a potem w kolejnym opisie stwierdziłaś, że pałętał się w okolicy ich pałacyku. To tak jakby ktoś powiedział, że ja — mieszkająca w Gdyni — cudem pałętała się po Helu. Po co? Jak się tam znalazłam? Bez późniejszego wspomnienia, że mieszkał u ciotki, wygląda to naciąganie.
  • Emilka wstała w nocy, chcąc pójść do łazienki za potrzebą, po czym zatrzymała się, podsłuchała rozmowę pani Elżbiety i pana Iwana, a następnie wróciła do pokoju, nie wysikawszy się.
  • „Zeskrobywała często lakier spomiędzy paneli i robiła z tej dziury skrytkę.” — z tej małej szczelinki pomiędzy dwoma panelami?
  • Zastanawia mnie koń Iwana. Za pierwszym razem, w 1926, przyjechał na koniu jednocześnie brązowym (gniadym) i karym, a przecież koń kary jest calusieńki czarny. Następnie siedem lat później koń jego stał się srokaty. Wnioskuję, że to musi być ten sam koń, gdyż rozpoznała go Emilka, podała jego imię, a przecież w tej siedmioletniej przerwie się nie widzieli. Co śmieszniejsze, gdy Pietruczuk odjeżdżał parę dni później, tuż po dziwnej sytuacji z Lucyną, jego klacz zmieniła maść — magicznie — na czarną (co Emilka wspomina po odkryciu listu). A to ci czarodziejski koń.
  • Z całym szacunkiem dla Emilki, może była jakimś „hardkorem”, ale widząc mężczyznę, który ją fascynował, do którego czuła miętę, całkowicie nagiego, nie wywołało to w niej żadnej reakcji poza zazdrością o Lucynę? Nie wracała do tego pamięcią, nie była potem zażenowana wspomnieniem jego nagości? Prawdopodobnie był to pierwszy nagi mężczyzna, jakiego widziała, i co, obeszło się to tak bez echa?
  • Nie wierzę jakoś w to przypadkowe odnalezienie listu przez Emilkę akurat wtedy, kiedy przyjechał pan Antonii. To wygląda sztucznie, nienaturalnie, jak taki typowy marysuistyczny przypadeczek.
W ostatnich dwóch przeczytanych przeze mnie rozdziałach akcja znacznie przyspieszyła, szczerze mówiąc, czułam się nieco zagubiona, jakby też delikatnie zaszczuta ilością wydarzeń. Niemniej czytałam z zapartym tchem. Surowica coraz bardziej zaczyna mi przypominać pod tym kątem książkę, że potrafię ją czytać tak, jakbym zapomniała o całym świecie, przez co musiałam kilkakrotnie czytać to samo, aby móc spojrzeć na tekst mniej subiektywnie. 
Coraz więcej odkrywasz przed nami, jeśli mogę sobie pozwolić na małą spekulację w treści oceny — pan Antonii według mnie wyjechał, gdyż znalazł książkę i ukryty w niej list. 
Oryginalności pod względem zwykłej literatury jak na razie tu wielkiej nie ma, ale na tle internetowych tworów wybijasz się znacznie, nie tylko samą fabułą, ale również poziomem powieści.
7,5/8


c) opisy i kreacja świata
Czekałam bardzo na moment, w którym będę mogła przejść do tego punktu i napisać trzy grosze odnośnie opisów, a potem kreacji świata. Przyznam, że zaraz po stylu były to dwa podpunkty, które burzyły mnie najbardziej i męczyłam się strasznie, kiedy nie mogłam spisywać oceny na bieżąco w formie luźnych myśli, a wszystko odnotowywać skrótami na marginesach kartek.
Podzieliłam sobie opisy na opisy charakteru i emocji postaci, opisy wyglądu postaci, opisy zachowań postaci, opisy akcji (w sensie szybszych elementów opowiadania), opisy otoczenia bliższego oraz opisy całkowitego tła. 
O ile te pierwsze wypadają naturalnie, możemy poznać — mało charakterną bo mało charakterną, ale jednak — Emilkę bardzo dobrze i prawie od każdej strony, a także po pewnym czasie wysnuć wnioski na temat jej stanu emocjonalnego, jej sposobu odbierania rzeczywistości i egzystowania w niej (rzeczywistości) jako tako, a raczej w tym jej małym, pałacykowym światku (który na dodatek, miałam wrażenie, zawężał się z rozdziału na rozdział coraz bardziej do jej pokoju, aż w końcu do niej samej). Idealnie jej postać podsumowuje wypowiedź Iwana „Ty mnie po prostu wprawiasz w taki dobry nastrój”. Dziewczyna z jednej strony chce zracjonalizować swoje działania i myśli do bólu, a z drugiej strony coraz bardziej zagłębia się w ten swój świat przemyśleń, nierealnych mar sennych, uczuć. Tą swoją skłonnością do obserwowania swoich zachowań i wyciągania powierzchownych tylko wniosków, a przy całkowitym braku działania z jej strony, przypomina mi Renatę z Zdobyczy Emila Zoli. Dziewczyna widzi błędy w swoim zachowaniu, co chyba najwyraźniej ukazuje się w przypadku jej rozmyślań dotyczących brata oraz wybuchu w stajni (pretensje do Iwana), te wysnute przez nią wnioski również wyglądają na najbardziej rozwinięte, acz z jej strony to wszystko, tu się kończy jej analiza własnych zachowań, a co dopiero mówić o jakiejś chęci zmiany. 
Dodatkowo nie szczędzisz nam przemyśleń głównej bohaterki, które poniekąd pełnią też rolę narracyjną. Generalnie — narrację z jej punktu widzenia uważam za najbardziej korzystną dla tej historii, gdyż ta z perspektywy Krzysztofa byłaby zbyt porywcza i nieregularna, Antek pojawia się zbyt późno, Iwan jest postacią zbyt tajemniczą, aby poświęcać ją do tak błahej roli, za to Elżbieta czy Anielka są już zbyt odległe, drugoplanowe. Natomiast przy bohaterze wszechwiedzącym nie dałabyś rady tak dobrze pociągnąć wątku tajemnicy Iwana. 
Iwan prezentuje sobą zupełnie inny obraz niż reszta bohaterów, wydaje się kontrowersyjny i swawolny w każdym calu. Jak na tamte czasy zaskakuje, budzi też poniekąd podziw, acz na chwile obecną jestem jego osobą nienasycona. Czuję się, jakbyś dopiero liznęła temat i strasznie mnie to frustruje, a także boję się, że nie ukażesz go tak dobrze, jakbym sobie życzyła. Widzę w tej postaci ogromny potencjał i przeraża mnie to — autentycznie przeraża — bo autorzy opowiadań, jakie oceniam, mają tendencje do pieprzenia bohaterów, których początkowo uważam za perełki opowiadania.
Zauważyłam u Ciebie pewien pozytyw, który, jak kiedyś wyczytałam, jest umiejętnością obcą początkującym czy średnio zaawansowanym pisarzom. Umiesz w zaledwie kilki zdaniach zarysować bohaterów epizodycznych na tyle dobrze, aby się nie zlewali i aby dało się ich rozróżnić, zapamiętać.
Gorzej się jednak przedstawia sprawa opisu wyglądu postaci. Przedstawię Ci kilka przykładowych postaci i sposób, w jaki je opisałaś:
  • „Ojciec jego już nieżyjący, doktor Pietruczuk, był znanym i cenionym we Lwowie lekarzem […]”
  • „Elżbieta Franczakowa z domu Raczkowska była raczej uległa i spokojna, wszystkim i wszystkiemu chętna i pomocna, niewyniosła i naiwna.”
  • „Ojciec Emilii, Henryk Franczak, był człowiekiem dostojnym, nieco oschłym i bardzo konkretnym.”
  • „Krzysztof był chłopcem-cherubinkiem o włosach złocistych jak zboże, kręconych i niesfornych, oczach niebieskich i niewinnej aparycji, lecz to tylko pozory.”
  • „Antoni był wesoły, uprzejmy i z całą pewnością miał zadatki na szarmanckiego, o ile chłopca w tym wieku można już nazwać w ten sposób.”
  • „Franciszka z wyglądu przypominała kwokę, z charakteru także. Była niska, przysadzista, tłusta i rozwrzeszczana. Głos miała piskliwy i irytujący, mimikę rubaszną i prostacką.”
  • „Małgorzata była smukła, rysy miała ostre, spojrzenie bystre i przenikliwe, usta okrągłe i pełne, ale zawsze wykrzywione w przykrym grymasie. W swoim całokształcie, a więc w aparycji, głosie i charakterze, miała też pewną trudną do tolerowania manierę, a ton zarozumiały i nieprzyjemny.”
  • „Natalia Zaorska, z mężem Eugeniuszem. Była to kobieta w podeszłym wieku, o skórze zwiotczałej i pomarszczonej zarówno na twarzy, jak i szyi, dłoniach i ramionach, ubrana bardzo elegancko, gustownie i z pewnością nie skromnie, lecz w zupełnie inny sposób od swojej siostrzenicy, ciotki Franciszki. Miała groźne, surowe spojrzenie, ostry, sokoli nos i wąskie usta.”
  • „Mąż jej, Eugeniusz, był szczupły, tak jak i jego małżonka, oraz niewysoki jak i ona. Rysy miał łagodne, lecz coś w jego spojrzeniu mówiło, że jest człowiekiem ogromnej wiedzy, a język jego cięty był niezmiernie […]”
  • „Obydwaj byli w wieku około lat dwudziestu pięciu, podobni do siebie nie tylko z wyglądu — obaj mieli ciemne, brązowe włosy, jasne oczy […]”
Przykładów jest wiele, ale muszę stanowczo uwypuklić Ci, o co mi chodzi. Niemal każdy pierwszy opis, a przynajmniej znaczną większość, zaczynasz schematem „Iks był…”, ponadto przy każdej części ciała stosujesz co najmniej dwa, ale to w rzadkich przypadkach, a najczęściej trzy, cztery, określenia jednego przedmiotu czy organu albo czyjegoś zachowania. Wszystko musi być jakieś.
Potem wpadasz w jeszcze większą schematyczność, która osiąga niemal szczyt w rozdziale siódmym: każdy opis wygląda na zasadzie „Iks był taki, taki, taki, taki. Miał to takie, takie i takie, tamto takie takie i takie, a owamto takie, takie, takie i takie.” Momentami, mimo że opisy same w sobie były obrazowe i szczegółowe, z frustracji nad ich schematycznością jakby podświadomie na złość nie potrafiłam zapamiętać i dobrze odebrać tego, co chciałaś mi przekazać. Poza tym, przy dłuższym opisie zdarzało Ci się powtarzać w kółko tę samą cechę. Dla przykładu, w rozdziale pierwszym trzykrotnie powtórzyłaś się, pisząc o spokojnym usposobieni pani Elżbiety.
Ponadto im dalej w las, tym wyraźniej zauważałam, że dla Ciebie ten pierwszy opis jest swego rodzaju wizytówką dla postaci, którą chyba powinnam sobie wpisać w notatki i czytać we własnym zakresie w momencie, gdy widzę powrót danego bohatera, bo Ty sama w opisie rzadko do tego wracasz. Przez to w okolicach tego nieszczęsnego siódmego rozdziału przy wzmiankach o Antku doszłam do wniosku, że ja za nic nie wiem, jak on wygląda. Dopiero w następnym rozdziale „przypomniałaś” mi to, ale ja mimo czytania na bieżąco, czułam się, jakbym była informowana o jego aparycji po raz pierwszy.
Brakuje mi takich elementów w opowiadaniu jak kolejny opis Iwana, kiedy schodził ze schodów na początku powieści (ukazałaś wtedy tę zmianę jego wyglądu w stosunku do wcześniejszego braku ogłady). Popadasz ze skrajności w skrajność, w momencie kiedy sobie postanowisz „a, opiszę bohatera”, a dzieje się to zwykle na początku, gdy go poznajemy, nawciskasz epitetów i obrazujących opisów ile się da. Potem tylko napomykasz, że dziewczyna „plotła warkocze”, że Anielka pomagała jej, „ściskając gorsety i wiążąc kokardki”, że Antek „pogładził się po szczęce”. Przecież w każdym z tych momentów można dodać element, który sprawiłby, że opis nie okazywałby się dla czytelnika jedynie zapychaczem lub sygnałem co się działo, a rzeczywistą, wartościową informacją, która wizualnie wzbogaci historię. Ze względu na częste zmiany koloru włosów Emilki mogłabyś w pierwszym przypadku zaznaczyć, jaką przybrały teraz barwę i jakiego warkocza dziewczynka plecie, w drugim przypadku napomknąć o wtedy panującej modzie, a w trzecim dorzucić zwykłe słowo „szerokiej” do „szczęce” i już byłoby lepiej, już uzyskałabyś to „przypomnienie” dla czytelnika w banalnie prosty sposób. 
Chciałabym też, abyś częściej zwracała uwagę na te poniewierane przez wszystkich części ciała. Już wypadasz ciekawiej niż inni, ale wierzę, że jeśli popracujesz trochę, uda mi się w końcu dowiedzieć, jak wysoka jest Emilka, czy ma długą szyję, jak wyglądają jej palce i paznokcie, a także czy kolana ma kościste i czy jej nogi są ładne, proste, dobrze wyglądające przy sukienkach letnich.
W tekście prezentujesz całą gamę opisu zachowań bohaterów. Musze Cię pochwalić, że nie zapominasz o tym, że jeśli jeden bohater coś robi, drugi w osiemdziesięciu procent przypadków jakoś na to reaguje. Ty nawet zwracasz uwagę na ten brak reakcji, co ukazałaś w momencie rozmowy Emilki z Antkiem, gdy rozmawiali o świętach, gdy ten jadł słodką bułeczkę i mówił o mamie. Zaznaczyłaś, że jego twarz jedynie poczerwieniała, a w efekcie prawie nie okazał żadnych emocji.
W przypadku opisów najbliższego otoczenia, wypadasz nie najgorzej, ale jak na Ciebie kiepsko. Kiedy patrzę na te Twoje opisy z perspektywy czasu, odnoszę wrażenie, że jest tam wiele — zbyt wiele — zapychaczy, które minimalnie przerobione lub lekko ubarwione, wniosłyby do opowiadania o wiele więcej, uniknęłabyś tego cholernego wodolejstwa. Piszesz coś, ale ile z tego wynika? Minimum z minimum. I tak niby wiem, że podłoga w Emilkowym pokoju jest drewniana, ułożona z desek, wiem, że znajduje się tam łóżko, okno i toaletka z lustrem, ale na dobrą sprawę to tyle, co umiem o tym pomieszczeniu powiedzieć. A jeśli chodzi o jakieś szczególiki, bardziej obrazujące elementy… nic. A to przecież ten mały światek głównej bohaterki, powinnam umieć się tu poruszać nawet z zamkniętymi oczami. Trzy po trzy poplotę też na siłę, jeśli będzie trzeba, o ich posiadłości. Tu też miałabym o wiele więcej do powiedzenia, bo tyle mimochodem już wplotłaś, że coś tam bym wyłuskała, ale planowo za nic sobie tego nie wyobrażę, a odległość stajni od posiadłości i bramy od stajni  czy posiadłości od miasta to dla mnie czarna magia. 
Odnośnie tła, połączę je sobie z kreacją świata, która jest na miliard procent najsłabszym elementem Surowicy. Twoi bohaterowie ubierają się w nic, moda panuje nijaka, polityki nie ma, mieszkają nigdzie, Emilka się nie uczy i nie spotyka się z żadnymi rówieśnicami, nie robi niczego poza czytaniem i pleceniem warkoczy, dorośli nie czytają gazet, a wymieniane plotki są głuche, bo nic o nich nie słychać, pani Elżbieta nie przyjmuje żadnych gości, ani też nigdzie się nie gości. Najbardziej zaawansowanymi elementami rozbudowy tła są zmiana pór roku, rzadkie opisy pogody (ale zwykle w zestawieniu z nastrojem, jaki pogoda wywołuje w Emilce), trzy na krzyż słowa rzucone o stanie przyrodniczym polany przy domu, informacja, że gdzieś tam jest miasto, do którego jedzie się powozem zaprzężonym w konie oraz (najbardziej zaawansowane) wiadomość o zmarłej doktorowej. Pojawił się też częściowo podział klasowy oraz tradycje świąteczne, ale oba te elementy w efekcie zostały zbyt naprędce omówione, aby dać mi jakiś obraz społeczeństwa z lat trzydziestych XX wieku i nie ma w nich nic charakteryzującego: w zamożnych, tradycyjnych rodzinach współczesnych wszystko wygląda tak samo. Charakteryzuj tak, aby oddać tamte czasy.
Opis akcji szerzej omówię przy okazji następnego punktu, acz wypada pozytywnie i jak najbardziej jestem z tych elementów zadowolona. Ze względu na narrację z perspektywy Emilki raczej nie mamy co liczyć na opis na przykład walki na miecze, gdyż nawet jeśli Krzysztof idzie do wojska, główna bohaterka świadkiem jego bitew nie będzie. A szkoda, bo chciałabym zobaczyć, jakbyś zmierzyła się z tym tematem. Zastanawiam się jednak, na ile jakiekolwiek profesjonalne zwroty mogłyby być w takim fragmencie użyte, skoro znów — prowadzisz narrację z perspektywy Emilki, a ta w końcu nie zna się na takich elementach… Szkoda, szkoda, szkoda, ale niektóre elementy trzeba poświęcić dla dobra innych.
Swoim zwyczajem, wskażę parę opisów, które szczególnie przypadły mi do gustu:
  • „Matka poinformowała Krzysztofa i Emilię o jego wizycie tym swoim spokojnym, bezbarwnym tonem, wyblakłym jak jej tęczówki.”
  • „Patrzył na nią długo, przenikliwie i jakoś tak gniewnie, niechętnie, a w tym wszystkim jeszcze kpiąco (od smirka: przy tym wszystkim) — tyle negatywnych emocji było w jego spojrzeniu, że dziewczynce aż łzy w oczach stanęły. Nikt nigdy nie patrzył na nią w ten sposób, bo nigdy sobie nie zasłużyła – a teraz miała ochotę zapaść się pod ziemię, zniknąć na zawsze, bo swoim istnieniem wyraźnie zawadzała jego osobie.”
  • „Gdzieś tam pomiędzy sprawami życia codziennego, gdzieś przed wonią poranku a po dźwiękach wieczoru panują nasze senne marzenia.”
  • „I to wszystko, z tym swoim tobołkiem rozkoszy odpoczynku, ciepłego materaca, miękkiej poduszki, to wszystko porzucić musiała każdego ranka na rzecz życia, które wcale jej przecież do niczego nie było potrzebne.”
  • „Kilka dni po tym wydarzeniu siedziała wieczorem na ławeczce w ogrodzie, na tej samej, na której wcześniej rozmawiała z panem Iwanem. … Po jakimś czasie zrozumiała, skąd to poczucie winy — wzięła je na siebie za swoją rodzinę, która pana Iwana niesłusznie oskarżyła, która mu nie wierzy, która go pogrążyła, mimo że na to nie zasługiwał; która go, w końcu, bardzo boleśnie zraniła.” — chodzi mi również o cały tekst pomiędzy pierwszym a drugim zdaniem, jednakże nie mam dostępu do Internetu i przepisuje wszystko z kartki, chcę więc wysiłek zminimalizować jak najbardziej. ^^
  • „Zabrakło jej słów. Przez cały jej monolog jego twarz coraz mocniej tężała w skupieniu, a pod koniec wyglądała, jakby ktoś ją ściągnął nitką. Był teraz brzydki, był prostakiem i chamem, był iluzją — jego inteligencja była dla niej iluzją – był tylko zlepkiem jakichś negatywnych, wykpiwających wszystko i wszystkich uczuć, był niczym, rozpadającym się, rozkładającym w procesie obumierania trupem, śmierdzącym, do bólu ludzkim, materialnym, tak samo śmiertelnym jak inni, chociaż wydawało mu się inaczej.”
  • „Drzwi kłapnęły cicho, a Emilka poczuła się przedziwnie, faktycznie żałując, że nie dokończył” — ten fragment bardziej podoba mi się w swoim przekazie niż w słowach, jakimi go ujęłaś. Pokazuje taką prawdę, rzeczywistą, jedyną logiczną reakcję Emilki w tamtej sytuacji. 
  • „»Jakoś sobie poradzimy z tym, kochana, pamiętaj, że kocham cię mimo wszystko«. To »mimo wszystko« było dla Emilki największą obelgą, najgorszym warunkiem, jaki w ogóle matka jej mogła podać. »Mimo wszystko«…
  • „Spojrzała na niego i zobaczyła, że wpatrywał się w swoje dłonie, w których trzymał lukrowaną bułeczkę. Oderwał kawałek i łapczywie włożył sobie do ust. Trochę za długie włosy opadały mu kosmykami na czoło i brwi, okalały skronie, kości policzkowe i zasłaniały odstające uszy. Jasne oczy skrył pod spuszczonymi powiekami, które zakończone były długimi rzęsami. Na przystojnej, chociaż coraz bardziej podniszczonej twarzy widniał wyraz zmęczenia, dodając chłopcu lat. Zacisnął usta, a pomiędzy jego brwiami pojawiła się drobna zmarszczka.”
4,8/6

e) styl i klimat
Przez czas okropnie długi nie wiedziałam, co mam z Tobą począć w tym podpunkcie. Klimat, jeśli już się psuje, to ewentualnie wtedy, gdy zaburza mi się stylistycznie płynność tekstu. Normalnie bawisz się nastrojem i owijasz nas sobie wokół palca, nie korzystając raczej z tanich sztuczek, a z odpowiednią precyzja dobierając części mowy i budując z nich klimat.
Stylistycznie sprawa wygląda gorzej. Posługujesz się przestawnym szykiem zdania, który o ile w dalszych rozdziałach prezentuje się bardziej przystępnie i można go uznać za perełkę Surowicy, o tyle na początku okazał się torturą dla mojego biednego mózgu. Brak Ci było wyczucia w posługiwaniu się przestawnym szykiem, dlatego w moich notatkach prolog widocznie się zaczerwienił, przykładowo: 
  • […] bowiem ojciec często spał długo, choćby i do południa, i budzić go nie wolno było ani do pokoju wchodzić, chyba żeby się paliło. — dla czytelnika z naszych czasów podwójny szyk przestawny w jednym wtrąceniu w tak długim zdaniu to zbyt wiele. W drugim fragmencie proponuję zmienić to na „ani wchodzić do pokoju”, bo już uzyskałaś klimat pierwszym przestawieniem, a w dalszej części nie zabijasz już tak czytelnika.
  • […] ostatnia ojca kochanka […] — kolejne przestawienie szyku, które gryzie w oczy, wybija z rytmu, a nie nadaje tekstowi walorów artystycznych.
  • W całym zamieszaniu nikt nie pomyślał, by od ciał Piotra odsunąć jak najszybciej, żeby nigdy nie widział tego widoku potwornego. — ostatnie przestawienie (widoku potwornego) już nawet nie tyle co zaburza rytm zdania, a zajeżdża jakąś obrzydliwą manierą, irytując mnie na przykład. Przy opisywanych przez Ciebie wydarzeniach jeszcze bardziej podkreśla istną melodramatyczność fragmentu. (Późniejsza trumna dębowa daje taki sam efekt).
Co więcej, nie nabrałaś wtedy jeszcze jakiegoś takiego swojego rytmu szyku przestawnego i część tekstu była zmaltretowana do bólu, a część napisana całkiem nowoczesnym językiem. Najtrudniejsze okazały się akapity po wypowiedzi jakiegoś bohatera, do którego dialogu stosowałaś dialektyzację. Wtedy aż roiło się w tekście od niezgrabnych przestawień czy staropolszczyzny, aby w następnym akapicie powrócić do języka prawie współczesnego.
Bogactwo językowe też okazało się dla mnie ciężkie do określenia, bo z jednej strony popisujesz się niemałym zasobem słownym, ale jednak wciąż nie wychodzisz poza ramy bazowania na trzech podstawowych czasownikach „być”, „mieć” i „móc”. W dodatku wciskasz zaimki gdzie popadnie. Do pewnego momentu można było to uznać za pewien urok opowiadania, ale bez przesady. Kolejną rzeczą są chwile, kiedy nagle w jednym fragmencie jedno słowo powtarzasz do usranej śmierci, jak mantrę. 
Masz również manierę wyliczania, zamiast opisywania.
Przychodził i przypominał im, bez słów, samą obecnością, o istnieniu jakichś więzów międzyludzkich, choćby i z obowiązku, choćby i z wdzięczności, choćby i ze wstydu własnej niemocy. Prawdą było, że gdzie się młody Pietruczuk pojawił, tam czuć było coś dziwnego — coś cudownego — coś niepokojącego, niesamowitego i niechcianego.
Już mi oczy puchną, kiedy czytam i widzę te rzędy wyliczeń dookreślających, połączonych nierzadko z przesadnie przestawnym szykiem, z nadmiarem zaimków, z powtórzeniami…
Teoretycznie stylistycznie wypadasz nie najgorzej, jest to opowiadanie przyjemne, nie czyta się źle, acz gdy się człowiek w to zagłębia, czasami cholera jasna może trafić, kiedy się widzi takie maltretowanie szczególikami czytelnika z Twojej strony. W przypadku stylu musisz popracować nad wieloma sprawami, takimi jak nadmierność: wstawek tautologicznych*, wyliczania, posługiwania się głównie trzema czasownikami, zaimków; doprawiasz to momentami bez wyczucia szykiem przestawnym.
* pozwolę sobie kilka wymienić:
„niesmak i obrzydzenie”
niesmak — przykre wrażenie, odraza;
obrzydzenie — uczucie wstrętu;
„leżały ubrania i butelki, buty, śmieci”
ubranie — wszystko, co służy do okrycia ludzkiego ciała;
but — wierzchnie okrycie stopy;
„sylwetkę miała smukłą i cieniutkie nóżki”
sylwetka – ciało człowieka, rozpatrywane ze względu na kształty;
noga — część ciała człowieka;
zatem noga jest częścią ciała, a kiedy rozpatrujesz nogę pod kątem jej kształtu, staje się częścią sylwetki; po co więc to samo znaczącym przymiotnikiem (smukły — wysoki, długi, cienki) określasz i ogół ciała, a potem jeszcze wyszczególniasz nogi?
„lubiła je czesać, szczotkować”
szczotkować — czesać, wygładzać;
„każdy ruch, […] każdy gest”
gest — ruch ręki towarzyszący mowie;
Nadmienię jednak, że tautologii czy pleonazmów, które też się czasami zdarzają pannie suszak, nie musi się panna całkowicie wyrzekać: niekiedy nie są wcale tak poważne, jak wszystkim się zdaje, a niekiedy po prostu nadają tekstowi ekspresji, wyrazistości, podkreślają ważność informacji. Należy je po prostu stosować z rozwagą i nie do wepchnięcia do rozdziału kolejnego słowa, a z rzeczywistej potrzeby.
Zdarzają Ci się też dziwne stylistycznie zwroty czy zdania potwory, w środku których zapomina się, do czego pił początek:
  • „[…] i panią Elżbietę ugryzła głęboko w język.” — osa żądli, nie gryzie; poza tym co oznacza ten wyraz głęboko? Użądliła głęboko/płytko, aż tak chcesz nam to zobrazować, że określasz moc użądlenia?
  • „[…] obdarzył ją ponownie tym okrutnym, podłym wzrokiem […]” — obdarza się spojrzeniem, nie wzrokiem. 
  • „Byłaby się cieszyła z rozpalonego słońca, szumiących pól i czystego nieba, lecz nie miała z kim, trochę za bardzo opuszczona pośród ludzi nawet nie próbujących ją zrozumieć, których ona nie chciała pokochać, zapatrzona we własną samotność, której była przyczyną.” — rozbij na dwa zdania co najmniej.
  • „[…] na wszystkie możliwe zmysły […]” — wszystkimi możliwymi zmysłami. 
  • „Napadło ją wiele przedziwnych myśli […]” — dopadło. Myśli dopadają, nie napadają. 
  • „Wyglądał więc […] logicznie w swoich eleganckich frakach […]” — słucham? Jak można wyglądać logicznie?
  • „Tadeusz póki co pracy jeszcze nie znalazł, korzystając z majątku ojca, a szwagra Henryka, Zenona Wawrzeckiego, popierany we wszystkim przez matkę, siostrę ojca Emilii — Halinkę.” — coooooooo? Zgubiłam się przy szwagrze...
  • „Rzucała Emilce co chwila ostre spojrzenia, kiedy tylko się natykały na siebie. Ona sama czuła się bardzo dziwnie w towarzystwie dwóch wodzących za nią niebieskich tęczówek.” — kto czuł się dziwnie? Konstrukcja gramatyczna bardziej wskazuje na Małgorzatę, acz Emilkowe oczy nazywałaś nieokreślonymi jak dotąd, jeśli zaś dziwnie czuła się Emilka: średnio to ze zdania wynika. 
3,5/5

d) dialogi
Najpierw parę formalności: dialogi konstruujesz poprawnie, zapis jest jak najbardziej w porządku, używasz myślników, a nie dywizów. Nie zdarzają się rażące powtórzenia w narracji dialogowej, korzystasz z niej sprawnie do ukazania nam reakcji i przemyśleń bohaterów.
Czasami przy okazji dialogów drażni mnie przezroczystość Emilki, ale rozumiem, iż jest to zabieg konieczny. Jednakże inni bohaterowie może nie tyle co mają jakieś swoje powiedzonka, ale czuć, że to oni mówią, a nie ktoś inny. Uważaj na Antka i Krzysztofa, bo linia między nimi jest cienka i tutaj tę ich odrębność czuć najmniej. 
Zwróć też uwagę na język. Niekiedy odnoszę wrażenie, że służba posługuje się bogatszym słownictwem niż sama pani Elżbieta. 
Dokonujesz ładnej dialektyzacji, ciekawy jest zabieg językowej adaptacji Antka z otoczeniem, acz przebiegł ekspresowo — może zbyt ekspresowo? Nie mamy tutaj przykładu typowej wiejskiej dziewki, dlatego niekiedy brakuje mi większego kontrastu między mową służby a mieszkańców pałacyku. Z drugiej strony jednak pałacykowa służba jest tam od niepamiętnych czasów, zatem co dzień przebywając z bardziej wykształconymi ludźmi, przejęli nieco ich język. 
Skąd pochodzi rodzina, która przyjechała do pałacyku na święta? Z innych regionów Polski? Jeśli tak, może pobawisz się tu w jakieś różne gwary, różne zwyczaje?
1,9/2


f) bohaterowie
Ponieważ rzadko zdarza mi się już, przez moje okropne zboczenie analizujące, powiedzieć, że lubię bohatera, tu również nie odejdę od normy i nie powiem, że pokochałam Emilkę, a jej kreację. Szalenie kojarzy mi się tą melancholią, wyciąganiem wniosków i nic z nimi nie robieniem, samym sposobem, w jaki jest opisywana, z Renatą ze Zdobyczy, co już wspominałam, ale także (tu raczej już z samej prezencji i nastroju) z Panią Bovary z książki o tymże tytule. 
Jak i również te dwie, Emilka nie jest przesadnie charakterna, prezentuje tym przykład osoby ułożonej, acz nie idącej jak owca za stadem. Nasza główna bohaterka ma swoje zdanie i umie pokazać rogi, jednak zdarza się to w skrajnych okolicznościach. Zwykle lekko bezbarwnie majaczy się gdzieś na granicy wyobraźni, może delikatnie przezroczysta, siedzi, duma, rozmyśla, analizuje, wnioskuje, nic z tym nie robi, to znów wspomina, tu zaś obserwuje… Prowadzi do bólu statyczne życie, a Ty nie ożywiasz tego nawet jej charakterem. W odróżnieniu od dwóch wymienionych pań, wydaje mi się, że Emilce wcale to nie przeszkadza, że ta codzienność dziewczynce pasuje. 
Niekiedy w jej przypadku przeszkadza mi jawny brak własnej ideologii, brak wiary w coś, brak własnego zdania. Niby przedstawiasz ją jako taką, co potrafi powiedzieć nie lub bezczelnie wygarnąć dorosłym, ale na co dzień w jej przemyśleniach nie ma niczego, co by jakoś charakteryzowało ją samą czy jej otoczenie. Nie zauważyłam nigdy, aby Emilka coś sobie postanawiała, aby przy wyciąganiu wniosków wysnuwała jakieś przemyślenia, nigdy nie rzuciło mi się w oczy, aby dziewczynka snuła jakąś teorię czy po prostu określała swój pogląd na świat. Ona sobie żyje, po prostu, co mi się tak gryzie z tą jej charakternością, którą usiłujesz ukazać w zupełnie inny sposób, że aż momentami mała jest dla mnie niespójna. Już prawie zaczęłaś coś w tym kierunku robić, ale urwałaś, skracając to w mizernym fragmenciku: „Wstrzymało to jej życie na kilka dni, zmuszając do szerszych rozmyślań, nie tylko o swojej codzienności i otaczającym ja środowisku, lecz o samej istocie bytu, która dotąd wydawała jej się absolutnie nieinteresująca.” Nielogiczność w zachowaniu Iwana zostaje ukazana zamierzenie (mój ulubiony fragment: „On jednak wiecznie siedział u siebie, w samotności, pijąc gorzałkę i wychodząc jedynie na posiłki lub do salonu, by trochę posiedzieć, jakby chcąc swoje tam »odpracować«. Dla zasady, dla zachowania pozorów, co do niego tak bardzo nie pasowało — do jego szczerości, bezpośredniości, niechęci wobec mniejszych i większych uprzejmości.”), to widać, tu zaś wygląda to na jakąś omyłkę lub niedopieszczenie tematu. 
Ładnie ukazałaś brak stabilności emocjonalnej głównej bohaterki, to jej uczuciowe przeskakiwanie z kwiatka na kwiatek: Iwan jest w jej sercu trochę dłużej, ale gdyby nie był taki tajemniczy, gdyby odkrył przed dziewczyną całą zagadkę, zaraz by się nim znudziła. Antek fascynuje ją, póki Iwana nie ma na horyzoncie. Gdy zaś Iwan znika, siedzi z, cytuję, „głową pełną Antkowej twarzy, Antkowego głosu i Antkowych figlarnych uśmiechów”. Ale kiedy Iwan wraca, „miły, melodyjny głos, niski i przyjemny dla uszu”, należący do Antka, zaraz wydaje jej się „mdły i niewart uwagi”. Z tego wyłania nam się ładnie kolejna cecha Emilki, jej chęć bycia adorowaną, jej konieczność posiadania czegoś, co można rozwiązać, bo kiedy nie ma ani jednego (adorowania), ani drugiego (tajemniczości), mężczyźni są zbyt nudni, aby raczyła zająć sobie nimi myśli. I tu wychyla się jej sposób wychowania: z jednej strony chce być niezależna, chce mieć swoje zdanie, ale jej każdy ruch jest wyćwiczony i ściśle określony przez niepisaną etykietę: spuszczanie wzroku, udawanie braku zainteresowanie, obrażanie się.
Nieco dziwnie wygląda Emilkowe stwierdzenie z dziesiątego rozdziału, że Emilka kocha Antka. Po jej zachowaniu podczas Bożego Narodzenia, przez to całe zainteresowanie panem Iwanem, przez tę bójkę, przez jej okrojone do minimum, mało emocjonalne przemyślenia dotyczące dnia poprzedniego, szczerze mówiąc — nie zauważyłam, kiedy ona się w nim zakochała, a co tu dopiero być gotową na tak dojrzałe, daleko idące przemyślenia Emilki, które z góry miałyby definiować jej i Antka związek. Pierwszy raz w Twoim opowiadaniu zawahałam się nad zachowaniem bohaterów, zaburzył mi się jakiś logiczny ciąg ich działań i przemyśleń. Natomiast już po chwili prezentujesz nam ładny fragmencik: „Grube chmury zebrały się nad ich posiadłością i nad całą wsią, zwiastując śnieżycę. Pan Iwan pojechał na koniu, pewnie gdzieś niedaleko, bo nie brał rzeczy, nie żegnał się. Zmarznie. Bardzo ją to zmartwiło, gdyż odniosła wrażenie, że nie było na świecie ani jednej osoby, która zainteresowałaby się, czy wziął jakiś szalik, czy ubrał się ciepło, czy wróci przed białym koszmarem, który rozpęta się w przeciągu kilkunastu minut. Nie miał nikogo, kto bezwstydnie będzie mógł go maltretować i zmuszać do dbania o zdrowie, kto będzie za nim regularnie tęsknił, do kogo będzie z ulgą wracał… Antek też nie.” W tym opisie aż huczy od emocji, od przywiązania, od niezdecydowania, od chęci adorowania komukolwiek, a nie komuś konkretnemu, nastrój, który wycieka z tego kawałka, jest wręcz namacalny.
Z tego wszystkiego wychodzi nam bardzo barwna bohaterka pod kątem kreacji. Trudno by mi było zanalizować ją tutaj dokładnie, zresztą już poruszyłam kilka ładnych kwestii, a przecież umieszczasz jakieś szczególiki w tak wielu miejscach, że aż nie sposób to ładnie scharakteryzować w kilku zaledwie zdaniach w ocenie. To chyba pierwsza tak głęboka bohaterka, z którą miałam do czynienia w całej mojej karierze oceniającej. To jest postać, którą można by spokojnie umieścić w książce. Ba, niekiedy bohaterowie książkowi są mniej barwni, niż Twoja niedopracowana w paru miejscach Emilka, a to przecież powieść internetowa, powieść nieprofesjonalna, która dopiero ewoluuje.
Przyznam szczerze, że dużo więcej zastrzeżeń mam do Iwana. Przeszkadza mi w jego przypadku to, że przy tak wielu fragmentach, w których on występuje, znam go nie lepiej od pani Elżbiety. I nie chodzi tu o samą kreację jego charakteru, a o sposób wypowiadania się, o przekazywanie informacji o swoim wnętrzu. Nie ma tutaj od razu otwierać się ze swoją zagadkowością, ale znów: we wszelkich rozmowach jego wypowiedzi to głównie przekomarzanie się, za mało jest tych momentów, gdzie na przykład rozmyślał z Emilką nad charakterem „zła”. Prezentujesz Iwana jako faceta niekonwencjonalnego, kontrowersyjnego, mającego własne zdanie i silną osobowość, a ani nie mówi nic o polityce, ani też o kwestiach bardziej filozoficznych. W przypadku Emilki poznajemy ją po jej działaniu, tu zaś wymieniasz, jaki to mężczyzna nie jest, a mało widać potwierdzenia tego w akcji opowiadania. 
Czasem trudno mi jest uwierzyć w jego autentyczność, słowa, które teoretycznie mają brzmieć groźnie, mają być niekulturalne — gdyby nie opis, nie zorientowałabym się, że jest w nich coś nie tak. 
Według mnie kwintesencją jego osoby jest to „Proszę mi wybaczyć więc moje niezdecydowanie”, które ukazuje tu sprzeczność w jego zachowaniu, chęć bycia uprzejmym dla Emilki, acz wciąż w ten jego opryskliwy sposób. W ogóle ten fragment jest cholernie dobrym fragmentem tego opowiadania: wcześniejsza zmiana wizerunku Iwana w oczach Emilki, ich rozmowa, każdy dialog nacechowany ich charakterami po brzegi, opis reakcji… 
Pozytywnie mnie zaskoczyła jego i Emilki relacja, ta odczuwalna zmiana w jego zachowaniu względem jej osoby, którą podkreśliłaś w pewnym miejscu jego komentarzem, iż źle ją ocenił. Różnicujesz to już na początku, dając wstęp do dalszych zmian, opisując zaskakującą przemianę jego humoru ze zwykle opryskliwego, na wesołość, zadowolenie, zainteresowanie. Ciekawe jest również to, że później tę jego wstępną zmianę nastawienia do Emilki wykorzystujesz do pogrążenia jej przez Iwana. Do jak wielu rzeczy potrafisz wykorzystać jeden fragment, to zdumiewające. 
Antek — absurdalnie, mimo tej całej tajemniczości, jaką pleciesz wokół Iwana — spodobał mi się pod katem kreacji bardziej niż Pietruczuk. A szczególnie ta bojowość, chęć pokazania, że służba wcale nie jest gorsza, że przecież jest z miasta, z wyższych sfer — jak oni, a to, że zmarła mu matka i musi pracować jako służba, o, to już nie jego wina przecież! Sednem jego postaci wydała mi się jego wypowiedź w stronę Emilki: „Mnie jedno zastanawia. […] Dlaczego panienka nigdy mi się nie przedstawiła, czemu nie pozwoliła mówić po imieniu? To niby taki drobiazg, a wiele zmienia. Ja dla panienki to chyba żem był taki pieseczek podwórkowy, co dobrze, jak się przymila i usługuje, ale poświęcić mu uwagi to już dama nie chce. Ja żem nie był ślepy, ja żem to widział — jeno myślałem, że w końcu się panience przypodobam. A panienka mnie słuchać nie chciała, i nudziłem ją (od smirka: po co ten przecinek przed "i"?) – to na czorta do mnie przychodziła? Ja wiem dlaczego. Bo próżna jak mało kto, bo panience dobrze było, gdy się taki chłopek ze wsi trochę ponaprzykrzał. Ja żem to w końcu zrozumiał, bo wbrew temu, co panienka o mnie sądzi — mam trochę oleju w głowie. Nie jestem głupi.”
I właściwie w tym monologu ujmuje się ich cała znajomość do przełomowego momentu, w którym to Emilka zaczyna patrzeć na niego bardziej ludzko. Czyżby do końca? Wydaje mi się, że niekoniecznie, w końcu wciąż, gdy tylko pojawiał się Iwan, odstawiała go jak zabawkę, mimo że dopiero co się całowali. Zresztą przez cały tekst przewijają się komentarze: „Bardzo go polubiła, z całą jego bezpośredniością, zupełnie różną od tej, którą cechował się pan Pietruczuk” czy „Nie lubiła siebie za ciągłe porównywanie Antka do pana Pietruczuka”, ukazujące, jak bardzo zależna jest Emilka od Iwana mimo wstępnego zauroczenia w Antku. Późniejsze opisy nadają ich relacji kolejnego wymiaru: „Żaden Antek na świecie nie mógłby nawet przez chwilę zająć jej myśli teraz, gdy okazało się, że to jej właśnie zostawił wiadomość pan Iwan, że w ufności w jej rozsądek przekazał tę informację”, podsumowane dość ostro „Pomyślawszy o Antku, poczuła na ustach jego pocałunek, gdy spojrzała przed siebie, napotkała natarczywy wzrok pana Stasia, a na prawo pan Iwan zajadał bez słowa gorący, czerwony barszcz z pikantnymi uszkami.” Wzruszające, doprawdy. Biedna Emilka, a jeszcze biedniejszy Antek w tym wszystkim, chłopak, który chcąc dać jej niezależność od osądów brata, wplątuje się w jej pokręcony świat próżności, gdzie liczy się, aby był ktoś, obojętnie kto, a nie ktoś konkretny.
W Antku przeszkadza mi jedynie to, że za mało się skupiłaś na jego zaadoptowaniu się do środowiska.
Krzysztof to jedyna osoba, która przeszła znaczącą przemianę, choć prezentujesz również pozorne dojrzewanie Emilki, Antkowe przystosowanie się do otoczenia, a także Iwanowych milion twarzy. Ale w jego przypadku przemiana była najbardziej drastyczna. Z chłopca zapatrzonego w Iwana, stał się niezależnym mężczyzną, który w swoich nastoletnich działaniach próbuje się odnaleźć w roli obrońcy pałacyku przez Iwanem, pana domu i ojca swojej siostry. Szczerze mówiąc, do szczytu tego wszystkiego brakuje mi tylko jego romansu z panią Elżbietą, ale wtedy by mnie to wszystko tylko rozbawiło, niźli dodało opowiadaniu smaku. Właściwie śmieje się na samą myśl.
Potem, kiedy Krzyś zaczął się gubić w swojej zbyt ambitnej roli, po kłótni z Emilką znów się zmienił: stał się bardziej opanowany, dojrzał.
W Krzysztofie brakuje mi jednak jego charakteru. Jest charakterystyczny, owszem, ale przez to nienaturalny, bo składa się z paru wyrazistych elementów i to wszystko. Jest postacią ważną, a zamiast więcej zwrócić uwagę na jego pasje, na jego relacje z Antkiem, na jego przemyślenia, na to, jak zajmuje się domem, zajmujesz się kolejnymi dookreślaczami, opowiadasz o jakimś piesku czy rozwodzisz się na temat każdego gościa odwiedzającego na święta pałacyk, a nie ma tego, czego aż wyraźnie brakuje.
Nie rozumiem też relacji Krzysztof-Iwan. Na początku nazywasz ich przyjaciółmi („który chyba niechętnym przywitaniem swojego przyjaciela mocno się speszył”), choć nie ma miedzy nimi żadnej zażyłości, żadnego zrozumienia, potem zaś wszystko się psuje, ba — biją się, Krzysztof wciąż wścieka się na Pietruczuka, podejrzewa o dobieranie się do Emilki. Jakby czegoś mi tu brakuje, jakiejś ciągłości, sytuacji, na podstawie której najpierw ich nazywasz przyjaciółmi, a potem rozmów między nimi — w końcu przyjaciele w momencie niezgody rozmawiają ze sobą, chcą coś wyjaśnić, a nie wciskają się do więzienia i za pstryknięciem palców zrywają całą łączącą ich więź. 
Ostatnie dwa rozdziały namieszały w relacjach między bohaterami. Zachowanie Antka najpewniej zostało umotywowane jego wychudzeniem, zagłodzone osoby nie myślą co robią, kiedy widzą okazję zdobycia pieniędzy na żywność. Ładnie opisałaś scenę delikatnego zbliżenia między Emilką i Antkiem, a potem samą kradzież. Mało wiarygodny wydał mi się za to Iwan. Być może ma to związek z tym, że nie znam osoby aż tak wybuchowej, aby przy swojej nerwowości używała przemocy też fizycznej, ale w gruncie rzeczy jest to dla Ciebie po prostu większe wyzwanie. Nie uwierzyłam w Iwana, gdyż trudniej mi w aż taką furię uwierzyć, bo nigdy jej nie doświadczyłam. Postaraj się więc opisać to tak, aby jego zachowanie wydało mi się bardziej realistyczne. Mniej chaotyczne w tym niezamierzonym chaosie. 
Spodobała mi się postawa Elżbiety, a także jej argumenty.  
Podsumowując, relacje między postaciami zaznaczasz wyraźnie, o ile są potrzebne. Jeśli bohaterowie nie są znaczący, wspominasz o nich jedynie mimochodem, opisujesz jakieś zażyłości rodzinne, ale nie skupiasz się na nich przesadnie — i dobrze, bo byśmy się zgubili w gąszczu tych wszystkich ludzi. 
Bohaterowie są w większej miedze logiczni, ciąg przyczynowo-skutkowy w ich zachowaniach przeważnie zachowujesz, może tworzysz ich bardziej schematycznie niż indywidualnie, acz dzięki temu nie trzeba analizować ich zachowań na tyle dokładnie, aby ich psychika przysłoniła nam fabułę czy opisy. Wyważyłaś to idealnie. 
Jest tylko jeden mały problem — oni na dłuższą metę nie wyglądają. Doczytałam się gdzieś, że opisy wyglądu postaci wrzucane mimochodem uważasz za nienaturalne. Mnie zastanawia tylko inna rzecz, gdzie jest naturalność w takim wydzielaniu miejsca na opis, co Ty stosujesz? Kiedy patrzę na Surowicę z perspektywy czasu i myślę o opisach wyglądu, pojawia mi się w głowie karykatura: „opis akcji, opis akcji, przemyślenia Emilki, wprowadzenie 3 postaci, opis postaci pierwszej, opis postaci drugiej, opis postaci trzeciej (opisy te w domyśle kończą jakąkolwiek styczność czytelnika z wyglądem bohatera), opis akcji…” Mam wrażenie, że swoje opowiadanie piszesz niekiedy pod linijkę, wszystko ma swoje miejsce i czas i brakuje Ci w tej kwestii swobody. Te wrzucane mimochodem komentarze mogą Ci się wydać o tyle nienaturalne, że przeciętne zdanie zniesie ubarwienie go jednym, dwoma epitetami, a przy Twojej skłonności do dookreślania to rzeczywiście może być problem — zmieścić się w tej skromnej liczbie. Jeśli napiszesz, że Emilka podczas rozmowy z Antkiem nie patrzyła się zwyczajnie w jego oczy, a w jego podkrążone oczy, nie wyjdzie to źle. Acz jeśli zaczniesz nas maltretować zmęczonymi, podkrążonymi, ciemnymi oczami, wypowiedzenie to zamieni się w potwora i rzeczywiście stracisz na jego naturalności.  
6,7/7

g) estetyka i kompozycja
Tekst zakomponowany jest przyjemnie. Justujesz tekst, akapity wkładasz, poszczególne akapity nie są też wielce opasłe, a więc nie męczą. Literówek nie ma, może ewentualnie czasem drażnią wizualnie te powtórzenia.
Jedynym problemem są dziwne przeskoki między akapitami. Niby to tekst ciągły, akapit po akapicie, niby żadnej przerwy tam nie ma, a ja niekiedy odnoszę wrażenie, jakby część rozdziału mi chochlik pożarł, bo nagle dzieje się coś niespójnego z poprzednią partią tekstu.
„Elżbieta Franczakowa z domu Raczkowska była uległa i spokojna, wszystkim i wszystkiemu chetna i pomocna, niewyniosła, naiwna. […] Pierwsza Elżbiety córka, Jadwiga, przez wszystkich zawsze i wszędzie nazywana Jadwisią, starsza o dwa lata, zmarła na zapalenie płuc cztery lata po narodzinach Emilii. Być może śmierc jej była dla niej wybawieniem – urodziła się za wcześnie, zbyt słaba, by funkcjonować jak inne dzieci, zbyt drobna na zabawę, zbyt łamliwa na sporty, zbyt głucha, by grać na instrumentach, zbyt ślepa, by rysować, wiecznie bez apetytu i słaniająca się na nogach.
Iwan pojawił się na koniu, najpierw gdzieś w oddali jako mała, czarna kropka wśród złotych pól i zielonych traw.”
Okej, akapit pozwala na rozpoczęcie nowej myśli, ale nawiązującej do myśli poprzedniej! Rozbieżność tematyczna jednego akapitu w stosunku do drugiego jest u Ciebie zbyt duża, przez co tracisz na ciągłości tekstu. Takie kwiatki nie pojawiają się u Ciebie często, ale co jakiś czas, regularnie: kwitną. Panuj nad nimi i komponuj tekst tak, aby ewentualnie pewne opisy wpleść kiedy indziej, lub też po prostu zmniejszyć kanciastość przejścia z końca jednego wersu do początku następnego. 
0,8/1

Podsumowując, mimo iż niejedną uwagę miałam, to był pierwszy tekst, z którym się spotkałam, z którego – mogę z ręką na sercu powiedzieć — da się ulepić coś więcej, niż tylko internetową powiastkę. Mówiąc konkretniej, bohaterów tworzysz bajecznych, jak tylko popracujesz nad wpadkami stylistycznymi (choć tu też prezentujesz wysoki poziom, ale nie będę Ci gratulować tego, co osiągnęłaś, a wolę zasugerować dalszy rozwój), jeśli swój tekst nieco uspokoisz, unikniesz jakichś dziwnych błędów logicznych, stworzysz fabule tło… naprawdę, będą z Ciebie ludzie.
To chyba pierwszy tekst publikowany w Internecie, w którym spotkałam się z tak dużym potencjałem, nie do końca wykorzystanym jeszcze, ale wciąż rozwijanym. Jesteś idealnym przykładem autora, który dostaje ocenę jak na swoje możliwości, a nie w ogóle, co może trochę mnie boli, bo chętnie widziałabym Cię jako „najlepszy blog miesiąca”, ale nie mogę z czystym sumieniem dać Ci punktów tylko po to, żeby Cię tam umieścić.
W sumie niejednego czytelnika już masz, a każdy zainteresowany po przeczytaniu tych moich pochwał z podsumowania (a podsumowania z treści są, z tego co wiem, najczęściej czytane) wybierze się po lekturę Surowicy



Poprawność (5/5)
  • „Istnieją (sny) gdzieś w głębi naszej podświadomości w jedynej właściwej formie, snują się w zakamarkach umysłu, obijają o granice rozumu, co jakiś czas przebłyskami wspomnień przypominając o swoim bycie. Tylko tam pozostają takie, jakie są naprawdę, czasami jedynie wypierane przez lepsze, zmyślone wersje, nigdy tak naprawdę nie zastąpione.” — sny nigdy nie zastąpione, czy nowe wersje? Ze względu na logiczny sens zdania, po chwili wniosek nasuwa się sam, ale w tekście nie powinno być takich niejasności. Buduj zdania tak, aby były jednoznaczne gramatycznie.
  • Spojrzał w oczy młodemu Pietruczukowi, ten zmierzył go krótkim spojrzeniem i puścił do niego oko.”
  • „Miał jej jedno zdjęcie: stare, wyblakłe i pogniecione, znalezione na strychu w jednym z wielu pudeł ojca, w których ten trzymał chwile swojego życia, o których pragnął zapomnieć.”
  • „Dźwięk światła, który wstał, nie czekając na nią, wprawiał dziewczynę w zachwyt.” — dźwięk wstał czy światło wstało?
  • „Lubiła siebie i to, że żaden defekt jej urody nie przeszkadza(ł) jej samej tak bardzo, jak matce.”
  • „Nie dziwiło ją to wcale a wcale, mówił tak zawsze i do wszystkich, nawet do jej matki, którą tak sobie ukochał.”
  • „[…] a najlepsze, co mogła zrobić, do dojść do źródeł.”
  • „Patrzyła na jego jasne włosy, coraz bardziej cienkie, matowe i często brudne. Z jednej strony unikała częstych kontaktów z jego ciałem, a z drugiej — coraz mocniej miała ochotę mocno go do siebie przytulić lub chciała, by on przytulił ją. […] Coraz częściej odwiedzała go w stajni, powoli przyzwyczajając się do towarzystwa koni. Przestał przeszkadzać jej nieprzyjemny zapach, jakim powoli nasiąkała […] Zafascynowana coraz bardziej tymi mądrymi, silnymi stworzeniami, lubiła w samotności przychodzić w to miejsce […]”
  • „Z radością patrzyła, jak z chęcią przychodzi codziennie wczesnym rankiem do stajni, by oporządzić stajnię i nakarmić konie.”
  • „[…] przez cały życie nie widziałem tyle jedzenia w jednym miejscu.”
  • „Pierwszy raz usłyszała swoje imię w jego ustach, a nuta, która zadźwięczała w głowie chłopaka […]”
  • „Bezwstydnie spoglądał jej w oczy z tym ukochanym, figlarnym błyskiem w oku.”
  • „[…] poprawił beret, zasuwając na uszy…” — ?
  • „[…] na dekolcie wykończona falbankami, z cienką, czarną tasiemką, na których utrzymywała się sukienka.”
Pierdoły, pierdoły. Wypisałam tych parę literówek, bo jakoś rzuciły mi się w oczy, a powtórzenia po to, aby unaocznić Ci jeszcze bardziej to, co wspominałam przy ocenie stylu, tam po prostu już miejsca nie chciałam zajmować. Generalnie nie jest to nic, o czym nie wspomniałam w ocenie treści i za co punktów już nie odjęłam pod innym kątem niż ten poprawnościowy, lub co po prostu nie jest czymś istotnym. I to, kurczę blade, jest tekst, jaki powinnam czytać. A nie, co drugi, który dostaję do oceny, nie jest nawet przejrzany przez autora, błędy ortograficzne wiszą na ścianach jak obrazy w muzeum, a potem się dziwią, że jestem na to cięta i tróje dostają.




Dodatki (5/5)
Ładnie potasowane, umieszczone w pomysłowym menu, spamownik został nawet przez Ciebie oprawiony przypisem, aby nie było wątpliwości, dodatkowo znajduje się pod słowem romans, co można odczytać jako nawiązanie do „mieć do kogoś romans”, czyli mieć do kogoś sprawę. 

Postarałaś się, dając opowiadaniu ładną oprawę opisową (geneza powstania i wszelkie istotne informacje na jego temat), techniczną (dobrze działające linki, muzyka, dobry szablon) a także zapewniłaś czytelnikowi rzeczy, na których może zawiesić oko w momencie oczekiwania na nowy rozdział (dodatki muzyczne, wideo, zdjęcie i strona z modą vintage; parę słów o sobie, prywatnego bloga z refleksjami etc., inspiracje). 




Dodatkowe punkty od smirka (5/5)
Dobrze mi tu było, dobrze mi się pisało ocenę, dobrze analizowało, dobrze mi tu będzie i... w ogóle, siabadabada! Tak sobie czytam właśnie nasze kryteria i okazało się, że te pięć punktów to moja fantazja. Brzmi to tak, jakbym Ci przyznawała pięć punktów za jakąś fantazję erotyczną, może fantazje erotyczne, jakie mi zagwarantował Twój blog, może... może już skończę te dziwne przemyślenia. Mogłam nigdy nie zaglądać to opisu, za co powinnam dawać punkty w tym podpunkcie, całe życie nie wiedziałam o żadnych fantazjach, a teraz masz ci babo placek. Już do końca moich dni ocena Twojego bloga będzie mi się kojarzyć z fantazjami erotycznymi. 




RAZEM uzyskałaś 49,5/55, co klasyfikuje Cię do oceny bardzo dobrej z plusem (5+)








________________
PS DZIEWCZĘTA! Proponuję, aby ocen nie wrzucać już całych, bo potem, jeśli się wyświetla posty z całego miesiąca, robi się bałagan, zamieszanie etc. Wydaje mi się, że zgrabniej, estetyczniej i porządniej prezentuje się jedynie kto i co ocenia, z resztą znajdującą się w rozwinięciu. Ktoś za, ktoś przeciw? Ktoś nie wie, jak to robić? 

28 komentarzy:

  1. Spoko, tylko jak zrobić to zwinięcie xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak masz edycję notki, tam masz pogrubienie, kursywę etc., znajdziesz ikonkę do wstawienia linka, obok - obrazu, obok - wideo, obok... rozerwana kartka? No i wtedy ustawiasz kursor zaraz po "ocenia głupia lumaris..." i klikasz w tę rozerwaną kartkę. Pojawi Ci się taki dziwny pasek. I to co jest nad paskiem opublikuje się na stronie głównej, a reszta będzie widoczna po kliknięciu "czytaj dalej".

      Usuń
    2. Myślę, że to nie najgorszy pomysł. Tylko wtedy trzeba zwiększyć ilość postów na głównej, bo jeden zwinięty post głupio wygląda.

      Usuń
    3. Wrzuciłam trzy ostatnie, może być?

      Usuń
    4. Nie wiem, jakoś za czerwono się zrobiło i za mało tekstu. Wydaje mi się, że adresy ocenianych blogów mamy w archiwum, a w ten sposób powtarzamy je na głównej. Bardziej mi pasowało jak była ostatnia notka w całości. Ale to tylko moje zdanie.

      Usuń
    5. Czerwono trochię, fakt. Ale lepiej nie będzie, nie ma co kombinować. Bogami nie jesteśmy. :)

      Usuń
    6. Ale lepiej tak czy z całą najnowszą oceną?

      Usuń
    7. Moim zdaniem lepiej jest tak, jak jest. Gdy będzie z najnowszą oceną, to tamte dwie spadną na dół i będą mało widoczne.

      Usuń
    8. Wizualnie bardziej mi odpowiadała jedna najnowsza ocena, ale z drugiej strony tak jest bardziej praktycznie. Zwłaszcza jak często piszecie, to dobrze jest od razu dojrzeć, co nowego i kto napisał. Trochę mi tych autorów wypisanych przy ocenach, jak na Onecie, brakuje, ale to z pewnością jedyna Onetowa rzecz, za którą tęsknię. :P

      Usuń
    9. Właśnie stąd się wziął pomysł trzech na głównej. Jak są oceny wypisane w archiwum: fajnie, ale jak ja po miesiącu mam pamiętać, kto jakiego bloga ocenił i to po adresie, jak ja czasami zapominam adresy blogów przeze mnie ocenianych? No a wejdźcie w archiwum np. całego czerwca czy maja. Można się zabić i prędzej się człowiek potknie, niż znajdzie to, czego szuka. A tak w lipcu jest ładnie, zgrabnie i może trochę czerwono, fakt, ale praktyczniej. Można też przecież pomyśleć o jakimś zagraniu kolorami, jeśli tak bardzo to przeszkadza.
      Buko, fantastyczny kot.
      Agnes, dzisiaj spojrzę na Twoje oceny, bądź więc łaskaw zmonitorować w najbliższym czasie, co Ci powiem. XD

      Usuń
    10. Agnes pojechała :D ( tak twierdzi jej opis na gg)

      lum

      Usuń
    11. Przy podsumowaniu korzystam z postów wypisanych w SiSowym wnętrzu, nie na głównej, bo tak to bym się rzeczywiście pozabijała. :D

      Usuń
    12. A owszem, Agnes pojechała. Za granicę i internetu nie będzie miała, ale wifi tak, więc się zamierza odzywać. Monitorować pewnie też, jak się sprawy mają z jej stażem i przyszłością na SiSie.

      Usuń
  2. Po pierwsze, osa jak najbardziej moze ugryzc, mnie ugryzla nie raz :)
    Po drugie, ciekawi mnie, jakich rozdzialow dotyczy powyzsza ocena, bo nie potrafie wywnioskowac za bardzo?
    Chcialam takze obronic to Emilkowe "kocham". Nie dostrzeglas momentu, w ktorym sie w nim zakochala, poniewaz ow nigdy nie nastapil. Wydaje mi sie jednak, ze tak czesto mysla czternasto-, pietnastolatki. Ale moze to tylko moje wrazenie, jednak chociaz zabrzmi to dziwnie, staralam sie nadac jej autentycznosc poprzez.. brak autentycznosci uczucia.
    Co do relacji Krzysztof-Iwan, warto zwrocic uwage na daty na poczatku rozdzialow. Kiedy Iwan przyjechal w drugim rozdziale - w 1926 roku - Krzys mial 12 lat. Potem akcja urywa sie i skaczemu do roku 1933, gdy ma 19. Takze edno i drugie nie nastepuje bezposrednio po sobie.
    No coz, nie bede bronic tekstu ani ripostowac na zastrzezenia, bo tekst tekst powinien bronic sie sam. Moze tylko odniose sie co do wprowadzenia poprawek.
    Bardzo trudno jest cos takiego robic. To jak doprawianie przedwczorajszej zupy. Okazalo sie, ze jest schrzaniona, bo jem ja trzeci dzien i nie moge skonczyc, wiec po dwoch dniach dodaje sol, pieprz, oregano i kilo ziemniakow. Niestety zupa jest stara i wlasciwie mam niewielkie szanse, by po "operacji" smakowala lepiej. Tak wlasnie bym opisala proby zmaltretowania tekstu. Robilam to juz miliony razy w Surowicy i na razie prawie bez bolu. Czasami jednak mysle, ze latwiej by bylo napisac ja od nowa, chociaz pewnie skonczylabym ja w przyszlym stuleciu.
    Oczywiscie chcialabym to zrobic, wierz mi ze tekst przegladam przynajmniej raz w tygodniu w calosci i znam go prawie na pamiec. Nie jeden raz juz mi radzono, bym pracowala nad tlem historyczno-polityczno-spolecznym oraz opisami bohaterow, ale jakos nie ptorafie tego naturalnie wkleic (chociaz i tak w porownaniu z oryginalem jest ich jakies 3 razy wiecej). Co do prologu to jest to kolejna ocena, ktora utwierdzila mnie w przekonaniu, ze pora go wywalic. Pierwszy rozdzial zaczyna sie na tyle "odrebnie", ze poradzi sobie sam.
    Bardzo zdziwila mnie Twoja opinia co do Emilki. Rozni ludzie roznie ja oceniaja, ale rzadko kiedy potrafia powiedziec na temat jej kreacji cokolwiek pozytywnego. Czasami ja sama jestem dla niej bardzo surowa, a czasami mysle sobie, ze chyba niechec do jej kreacji inni zywia przez niechec do jej samej. Jesli chodzi o glownych bohaterow konformizm jest nie na miejscu, tak przynajmniej sadze. Osadzanie jako narratora (bezposrednio badz nie) postac przyjemna dla duszy, bez wzgledu na to czy jest "biala" czy "czarna", jest dla mnie pojsciem na latwizne.
    Czytajac Twoja opinie caly czas mialam wrazenie mocnego lomotu, a koniec koncow stracilam ile? Raptem 9 punktow? Troche nie wiem, co mam o tym sadzic. Dziekuje za te mile slowa w podsumowaniu, moim marzeniem jest wyrwanie sie z internetowego pisarzenia i wcale nie zalowalabym, gdyby to byla Surowica po szlifie. Ale kto wie, jak sie zycie potoczy. Teraz na razie tyle, ale dzisiaj jeszcze tutaj wroce i odniose sie do innych rzeczy, ale musze uciekac. Takze dziekuje raz jeszcze i ciesze sie, ze bedziesz dalej tu zagladac (dobrze zrobumialam? :) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osa nie gryzie. Nie ma zębów, więc nie gryzie. Osa żądli.
      Rozdziałów wszystkich po trochu, tak rzeknę. Wiem, że wprowadzasz na bieżąco poprawki, także mogę Ci powiedzieć, że tekst drukowałam pod koniec maja, taki też przeczytałam, a potem doczytałam dwa rozdziały, które się ostatnio "doukazały". Być może powinnam ocenić to, co masz teraz na blogu, ale wybacz - nie mam jak biegać za cotygodniowymi zmianami.
      Hm, z tego co jeszcze pamiętam z tamtego okresu, w moim przypadku następował wielki wybuch niezidentyfikowanych, błahych uczuć, które ewentualnie można było nazwać zauroczeniem, a potem dopiero coś nazywałam.
      Wrażenie łomotu mogłaś odnieść po tym, że lubię podkreślać, bo podkreślone jest mocniej wzięte pod uwagę. Podkreślam Tobie minimalny błąd tak samo, jak komu innemu podkreśliłabym ortograficzny. Piszesz bardzo dobrze, ale mam wrażenie, że zastygłaś na pewnym etapie. Nie wiem, czy na chwilę obecną jest co mieszać w początku Surowicy, skoro znasz tekst wręcz na pamięć. Więcej zyskasz zapominając go trochę i potem ewentualnie dosalając.
      A czemu mam być wobec Emilki nastawiona krytycznie, skoro w tekście, jak czytasz uważnie, jest milion rzeczy na temat jej osoby? Tu nie pasowałoby nic innego, a na to, co jest, według mnie osiągnęłaś coś niemal doskonałego.
      Rozumiem, że wydarzenia występują nie po sobie, jednak nie widzę niczego w pierwszym rozdziale, co sugerowałoby o przyjaźni między nimi. Cała relacja jest opisana dobrze, jeśli by wyłączyć ten zwrot.
      Co do straty punktów, narzekasz? :D Piszesz bardzo dobrze, dlatego w tej kategorii się znalazłaś. To, że robisz błędy: rzecz ludzka, mam Ci dać tyle punktów, abyś koniec końców wylądowała z tróją, choć tekst jest o niebo lepszy od tej całej reszty trójkowych blogów...? Myślałam, że Ty akurat na punkty jako na ostatnie będziesz zwracać uwagę.

      Usuń
    2. Osa gryzie... A to ciekawe!

      Usuń
    3. Jezusie, mnie sie zawsze wydawalo, ze osa ma aparat gryzacy. Nawet chyba to mialam jako przyklad w ksiazce do biologii. A co do punktow, to nie narzekam, zle sie wyrazilam :D ale o to ze po takim "lomocie" jaki myslalam ze dostalam, zdziwilam sie ze dostalam lacznie tyle punktow. Nie jestem taka niewdziecznica :D

      Usuń
    4. suszak, nie lubię Cię. tamten komentarz miał wydźwięk tak strasznie negatywny w moim odczuciu, że odkąd go przeczytałam, siedzę z strasznym humorem i nawet sobie drinka strzeliłam na pocieszenie. i teraz przychodzisz i mi mówisz, że jednak nie masz pretensji. i jakoś mi tak miło i lekko w końcu. bo zrobiło mi się smutno, że tobie jest źle z oceną, którą mi się jako jedną z niewielu przyjemnie pisało.

      Usuń
    5. w każdym razie, wracając do osy. ona ma aparat gryzący z tymi swoimi żuwaczkami, ale człowieka żądli - żądłem. XD

      Usuń
    6. Poza tym w ramach ciekawostki: pszczoła również ma aparat gębowy typu gryząco-liżącego, a chyba nikt mi nie powie, że pszczoła gryzie :)

      lumaris

      Usuń
  3. A ja tutaj, w tym miejscu oficjalnie proszę o przeczytanie wszystkich ocen (jeśli ktoś jeszcze tego nie zrobił) i przemyślenie OKRESU PRÓBNEGO AGNES. Wnioski przyjmuję mejlowo i przez gg. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Smirku, chciałam pogratulować znakomitej oceny. Znając Ciebie, z tych dozowanych komplementów wywnioskowałam, że blog naprawdę cechuje się niemałą nadzwyczajnością. W związku z tym czuję się WPROST NIEZWYKLE zainteresowana i zachęcona do bloga suszaka. :) Rzeknę tak: podziwiam bardzo, że trafiwszy powieść wciągającą i robiącą dobre wrażenie na Tobie, mimo to zdobyłaś się na całe 16 stron konstruktywnej krytyki; dostrzegłaś nie tylko to co jest (chociaż jest JUŻ super), ale potencjał i te miejsca, które suszak może poprawić, żeby wzbić się z nim jeszcze wyżej. :D Dlatego polecam suszakowi nie czuć się w najmniejszym stopniu "złomotaną", ale wykorzystać jak najlepiej smirkowe rady oraz zapowiadam własne odwiedziny i przeczytanie tej blogowej perełki. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Boze. Nie strasz mnie. Poza tym nazwanie tego blogowa perelka to powazna przesada. Jak widac z oceny powyzej, tekst ma wiele dziur. Takze wiesz, nie nastawiaj sie nie wiadomo na co. O rany, brzmie zalosnie. :D

      Usuń
    2. Suszaku, nie bój się. :P To oczywiste, że tekst ma jakieś dziury i nie jest doskonały, ale nie musi to bardzo przeszkadzać. :) Pojęcie "blogowa perełka" to dla mnie coś, co błyska sobie i zwraca uwagę w blogowym światku, a taki przekaz na temat tego bloga odebrałam w ocenie. Smirek nie napisał, że to perełka światowej literatury, tylko powieść blogowa o dużym potencjale, więc nie mam oczekiwań wygórowanych, ale całkiem stosowne. Wiesz, nie nastawiaj się, że szybko się pojawię, może tak za miesiąc zacznę czytać dopiero, jak w miarę uporam się z książkami pożyczonymi z bibilotek, od znajomych, ocenami... Ale z pewnością dam o sobie znać, prędzej czy później. ;)

      Usuń
  5. Czemu tak się spierniczyła jakość nagłówka? ktoś coś dotykał? Oo

    OdpowiedzUsuń
  6. Agnes! W ocenie bloga... z otchłani umysłu? Napisałaś:
    "Problemem jest to, że nie ujawniasz tak naprawdę żadnych szczegółów o bohaterkach, czy świecie przedstawionym." - bez przecinka przed "czy". To trzeci rodzaj zastosowania czy, zaraz po "czy" jako wstęp do zdania podrzędnego i "czy" w konstrukcji "powiedz mi tylko czy frytki, czy ziemniaki na obiad", który najtrafniej chyba można przyrównać do "albo też/lub". W tej sytuacji przecinka nie stawiamy.
    A moją opinię o całokształcie możesz wyrwać z łapek Drzewka, chyba że będzie publikować nasze komentarze do "za/przeciw" apropos Twojego stażu. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. W odpowiedzi na Twoje, smirku, pytanie: pewnie, że posiadam i pewnie, że podeślę. Powiedz mi tylko, którą masz wersję Worda, cobym mogła ewentualnie zamienić plik na kompatybilny z wersją 97-03. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No to chwila prawdy dla mojej kariery na SiSie nastala. Będę czytać wszysztko i w miarę możliwości zsię odzywać.
    Błąd poprawię już w domu, bo znając mój telefon, pewnie coś by zrobił nie tak. Już sam fakt, że piszę to trzeci raz, mówi za siebie.

    OdpowiedzUsuń