Skoro miałam pominąć wygląd i temu podobne, wzięłam to sobie do serca i postanowiłam napisać bardzo szczegółową ocenę treści. Niestety, co do wyglądu mam jedną uwagę – czcionka. Jeśli zdecydowałaś się na tak mały rozmiar, myślę, że coś w stylu „Verdany” sprawdziłoby się lepiej i ułatwiłoby czytanie. Pominę już kwestie takie, jak tło w szablonie, które jest bardzo męczące dla oczu.
Wracając jednak do treści: zacznę od wypisania błędów, bo tak będzie łatwiej. W tekście jest ich w sumie sporo i jeśli chcesz coś jeszcze z nim robić to ułatwiam Ci zadanie. Nie jestem pewna, czy aby na pewno wszystkie rozdziały zgadzają się z wypisanymi błędami – mogłam się gdzieś pomylić.
Wracając jednak do treści: zacznę od wypisania błędów, bo tak będzie łatwiej. W tekście jest ich w sumie sporo i jeśli chcesz coś jeszcze z nim robić to ułatwiam Ci zadanie. Nie jestem pewna, czy aby na pewno wszystkie rozdziały zgadzają się z wypisanymi błędami – mogłam się gdzieś pomylić.
1.
Zresztą osłabiła ich ta walka, kliku zginęło, wielu było rannych. – Literówka w słowie „kilku”.
Będą musieli dojść do siebie, nim będą mogli świętować . – Niepotrzebna spacja przed kropką kończącą zdanie.
Lecz faktem jest, iż nieraz ludzkie plemina zawierają sojusze z orkowymi. – Literówka w słowie „plemiona”.
2.
Na Niebiosa, jeśli zginą, ich dusze nie zaznają nigdy spokoju w zaświatach, tylko będą przez wieczność błąkać się po stepie, głodne krwi, nigdy nie nasycone. – Powinno być „nienasycone”.
Co więcej, gdy chan Przyciętych Uszu urządzi ceremonię dal tych dwóch młodzików, przybędziemy na nią, zapominając o dawnych sporach, zaś córka mej siostry, Diyar, oddana zostanie temu tu Kekhartowi... – Literówka w słowie „dla”.
Hurik była pierwsza – zawsze musiała być pierwsza. W dzieciństwie pierwsza wdrapywała się na drzewa i skały, pierwsza przestała spadać z konia, wygrywała wszystkie gonitwy, pierwsza musiała zoczyć królika czy lisa. – Pominięcie kilku liter w słowie „zobaczyć”.
3.
Szaman czekał na niego. Stał w drzwiach jak pzy pierwszym spotkaniu, paląc swoją długą fajkę. – Literówka w słowie „przy”.
4.
To utrudniało sprawę, zwłaszcza, że Larha zaczęła wręcz na niego warczeć, równocześnie nie przestając szukać kontaktu – każdego poza fizycznym – brak kropki na końcu zdania.
I drżałam ze strachu, widząc, co czaka ten świat. – Literówka w słowie „czeka”.
– Słuchaj lepiej co ona mówi – odciął się. – Zagubiony przecinek przed wyrazem „co”.
5.
Blefował, ale wzrok i twarz miał pewne siebie, a patrząc insygnia strażnicze i miecz u pasa trzech orków uznało, że lepiej nie ryzykować. – Zgubione „na” po słowie „patrząc”.
– Idź się myć – kazał mu kapłan. – A tobie, panie, dziękuję – odrzekł, skłaniając się przed Kekhartem. – wychowywanie tego dziecka to wielkie brzemię. On w sobie ma więcej gniewu, niż czystej krwi ork. – Słowo „wychowanie” powinno być rozpoczęte wielką literą.
6.
– Więc cieszę się, że znalazłeś. I siostrę, i brata, budujesz sobie ród, mój Kekharcie z pogranicza.. – Dwukropek zamiast wielokropka, który powinien składać się z trzech kropek.
Och, patrz na to! to musiała być piękna księga… - Słowo „to” powinno być rozpoczęte wielką literą.
8.
I ja będę miała do naprawy parę rzeczy, jak się zatrudnisz gdzie. – Literówka w słowie „gdzieś”.
Teraz zaś Gaspar siedział na stole, bawiąc się kośćmi i wpatrywał w Larhę, która zaproponowała mu opowiedzenie historii.. – Brak „się” po słowie „wpatrywał. Poza tym dwukropek na końcu zdania.
Buło skrajnie odmienne od wszystkiego, co Kekhart był w stanie określić, nazwać, zdefiniować. – Literówka w słowie „było”.
9.
Mężczyzna nie odpowiedział jęknął tylko w sposób nie przystojący wojownikowi. – Zagubiony spójnik „i” przed „jęknął”.
– To gwałciciel – powiedziała w końcu, kiedy mężczyźni zerkali na nią pytająco. – śmieć, którego małym palcem nie tknę. Powinniście pozwolić, żeby z nim postąpiły, jak chcą. – „śmieć” powinno być wielką literą.
11.
– Podejdźcie – Rijesh wyciągnął rękę i przywołał obu jej ruchem. – Po „podejdźcie” powinna być kropka.
12.
Rijesh też niż nie krwawił z nosa ani nie pachniał powietrzem po burzy. – Literówka w słowie „już”.
Kto przyjmuje – niech zbliży się, oddać należy szacunek kaganowi i temu, który będzie rządził w jego imieniu. – Literówka w słowie „należyty” lub „należny”.
Przywódczyni plemienia oddaliła się, robiąc miejsce kolejnym – Brak kropki na końcu zdania.
Na tym lądzie żyją dwa elfie ludy. Jeden to ci, których Kekhart i Larha spotkali, oni tu pierwsi byli, słyszałem opowieści, Gaspar trochę też, z pewnością: pierwsi na tym świecie byli orkowie, i smokowcy. – Niepotrzebny przecinek przed „i”.
13.
– Jeszcze my będziemy mieli i atak, i walkę, i powód do chwały i złoto – Brak przecinka przed „i złoto”
Znów ruszyły maszyny oblężnicze, świsnęły pociski z katapult, balist i trebuszy pozostali zaś oczekiwali niecierpliwie na ewentualny przełom. – przed „pozostali” brakuje przecinka.
Odpowiedział mu drugi – wbił się w obronną wierżę, która zadrżała pod impetem uderzenia. – Literówka w słowie „wieżę”.
14.
– Pewno będzie… ale i tak – rozłożył ramiona bezradnie – Mnie tu leżeć się przykrzy… nudno… choć towarzystwo ciekawe… - Brak kropki po „bezradnie”.
15.
Ubiegła ja druga z kobiet. – Literówka w słowie „ją”.
Noc chrupnął pod siłą ciosu. – Literówka w słowie „nos”.
To zabójcza bestia która[...] – Brak przecinka przed „która”.
Przebić pancerz… Trafić w złącze, miejsce którego nic nie chroni… O, Akriasie, ile takich miejsc jest w
pancerzu tego aurienity? – Brak przecinka przed „którego”.
Krasnoludy, dzieci ziemi w niedostępnych skałach – Niepotrzebna dodatkowa spacja przed „skałach”.
16.
– Bardzo dobrzy... – mruknął pieśniarz, ześlizgując się ze stołu, – Ej, ty! – warknął do mężczyzny z Płowych Lisów. – My nie wyrównane rachunki mamy! – Po „stołu” niepotrzebny przecinek, można go zastąpić kropką. Poza tym „niewyrównane” zamiast „nie wyrównane”.
Kowal chciał cos odpowiedzieć, ale Serik szarpnął go za ramię. – Literówka w słowie „coś”.
Wiedzy i mądrości potrzeba Dalle, które – tu sędziwy, odziany w biel, złoto i klejnoty kapłan swą laską w ołtarz tak mocno, że niemal złamało się kosztowne drewno – w swej gnuśności i chciwości zapomniało o nich i coraz bardziej osuwa się w moce ciemności. – Brak słowa „uderzył” po „kapłan” lub „mocno”.
W tłumie ktoś krzyknął donośnie na ten widok, kilku mężczyzn, i miejscowych ludzi, i orków, rzuciło się w podnieceniu do sceny. – Nie potrzebny przecinek przed „ i miejscowych” oraz „ i orków”. Można to zastąpić: kilku mężczyzn, miejscowych ludzi i orków.
Przez moment wyglądał, jakby zastanawiał się co właściwie powiedzieć. – Brak przecinka przed „co”.
Kekhart czuł, że drżą mu ręce. Na bogów, miał racje podejrzewając że Murad… - Brak przecinka przed „że”.
– Ten czło… – chciał powiedzieć, i przerwał w pół słowa. – Ten mężczyzna – „Ork” mówiły jego oczy „Jesteś tylko orkiem, barbarzyńcą i śmieciem”. – jest sprawcą zbrodni, dokonanej w noc przesilenia. Mordercą lady Kalii ca Nedre. – zbędna kropka po „śmieciem”.
17.
– Usiądź – długa, pokryta łuskami dłoń wskazała nożycowe krzesło. – Kekhart, tak ci na imię, prawda? Kekhart od spadającej gwiazdy, Kekhart od Akriasa. Dobrze zapamiętałem? – Kropka po „usiądź” oraz słowo „długa” zaczęte wielką literą.
– I nie musisz. Wiedz, że twoi podkomendni interesują mnie… – Znów uśmiech. Wąskie usta wykrzywione, poruszone mięśniami twarzy innymi, niż u orka, człowieka czy elfa… czym on był? Rangulf mia rację: nic nie mogło się zrodzić ze związku smokowca z inną rozumną istotą, więc skąd, więc jak… – Przepowiednie i los, przepowiednia elfiej czarodziejki, o której mi opowiedziałeś… Wszystko, co opowiedział mi twój kochanek – To ostatnie słowo Rijesh wypowiedział tak naturalnie, jakby związek dwóch mężczyzn był czymś najzupełniej normalnym. – wszystko co wiem z moich źródeł. Kawałki układanki. Któryś z twoich podwładnych może być takim kawałkiem, jeśli dobrze się nim pokieruje… nie martw się, nie zamierzam zrobić krzywdy nikomu z was. Ten, który nada się najlepiej, zostanie wielkim bohaterem. – „Wszystko” rozpoczęte wielką literą i przecinek po tym słowie.
Siedząc na nożycowym krześle naprzecie bacznie obserwującego go Rijesha opowiedział wszystko. To co wiedział i to, czego nie wiedział. O sobie, o swoich przyjaciołach, o ich sekretach, o podejrzeniach, o miłości bez szans, o bólu i starych bliznach, o nienawiści, występkcah, pragnieniach, marzeniach, nadziejach i stratach. – Literówka w słowie „naprzeciw”.
– Larha… ty wiesz, że ja nie chciałem, prawda? Ty wiesz… – błaganie w jego głosie, przerażone błaganie o wybaczenie. – Larha… kocham cię… - „Błaganie” rozpoczęte wielką literą.
– Mogłam przewidzieć, że to się tak skończy – jęknęła w pierś Kekharta. – wszyscy tacy sami, a on nie inny. Pokazał nie raz, jaki jest. Nie raz. A ja, głupia, chciałam oczy zamykać, nie widzieć nic. – „Wszyscy” wielką literą.
W oczach świata to co zaszło między nim a Muradem nie istniało, w przeciwieństwie do zabitej szlachcianki, której ojciec głośno domagał się, by winowajcę publicznie poćwiartowano. – przecinek przed „co”.
Ponure miejsce za murami miasta, kilka jam w ziemi i kopce kamieni świadczyły o tym, że nierzadko używane. – Brak słowa „było” po „nierzadko”.
18.
– Obozowisko od zachodniej strony zajdziemy – oznajmiła. – Wojowników większość przeciw armmii wyruszy, straże zostawią, ale przed świtem straże mniej czujne zawsze. – Literówka w słowie „armii”.
– Toś się bezczelny zrobił – brak kropki na końcu zdania.
– Nawalisz – ostrzegła – I jesteś martwy. Hurik ci wypruje flaki. A ja tylko na to patrzeć będę – wyszczerzyła zęby, ostre, niemal kompletne, jeśli nie liczyć szczerby na przedzie. – Kropka po słowie „ostrzegła” oraz po słowie „będę”; „wyszczerzyła” wielką literą.
Dostrzegł Murada, który starł się z jakimś wojownikiem, starszym niż Serik, siwym, ale postawnym – tylko chroma noga musiała uniemożliwić temu mężczyźnie wyruszenie na wyprawę. – Literówka w słowie „chora”.
– Hej, Kekhart! – krzyknęła przywódczyni wojowniczek, ściągając wodze. Rude włosy zafalowały dookoła jej głowy. – Hej, Krkhart, dalej zbierasz śmieci? – Literówka w słowie „Kekhart”.
20.
– Dobrze chyba? – zdziwił się Nurzhan. – Przecie my elfów szukamy. – Literówka w słowie „przecież”.
Nie da się schwytać, nie da się przesłuchać. Prędzej zginie, niż pozwoli się złapać elfom. Jedna noc, jeden dzień. Jeśli nie wróci, maja o nim zapomnieć. – Literówka w słowie „mają”.
– Będzie co będzie, Kekhart. Bogowie zdecydują. – Przecinek przed „co”.
– Magia cierpliwości wymaga – sprzeciwił się Nurshan. – Dlatego mało kto jej podczas bitew używa.
Magowie, co po kilku gestach kulę ognista tworzą – to legenda tylko. Pytaj Gaspara, Ałła, jak chcesz legend słuchać. Magi się boisz – uważaj na amulety. Na kapliczki. Noże w drzewa wbite lub w ziemię bez wyraxnego celu. Dziwne rysunki. Omijaj. Jeśli nastąpisz, wtedy będzie źle. – Literówka w słowie „magii”.
Efia jazda ruszyła. Lekkozbrojni w pancerzach, które na pierwszy rzut oka wydawały się toporne jak zbroje ludzkich rycerzy, ale musiały być lżejsze, skoro jeźdźcy poruszali się tak szybko. – Literówka w słowie „elfia”.
I przejdźmy do rzeczy. Miałam nie wypisywać wszystkich błędów, zatem starałam się bardziej ogólnie patrzeć na tekst i wypisywać tylko to, co mi jako czytelniczce bardzo przeszkadzało i nie pasowało.
Rozdział I
Zaskoczył mnie opis wyglądu orka – nie sądziłam, że są oni aż tak podobni do ludzi. Szczególnie, że początkowy opis trójki młodych wskazywałby, że są oni bardziej podobni charakterem do ludzi, niż by się podejrzewało. Wydaje mi się, że te różnice nie są odpowiednio pokazane. Opis pierwszej bitwy jest całkiem niezły, chociaż nie ma konkretnego planu wydarzeń, zdaje mi się, że wszystko jest takie… Przypadkowe. Na początek spodziewałabym się większej akcji. Niemniej jednak podoba mi się sposób w jaki to opisałaś – bardzo lekki i plastyczny (o ile można lekko pisać o zabijaniu). Pomiędzy wyjazdem z wioski po wygranej bitwie, a zaatakowaniem przez sprzymierzone ze Złotymi Skórami plemię, przydałby się jakiś odstęp – aby jeszcze bardziej uwypuklić radość z wygranej i to, że nie trwała ona długo. Bardzo podoba mi się nawiązanie do rodzicielskiej ambicji w momencie, gdy młodzi wojownicy zostali złapani do niewoli. Nie rozumiem trochę zachowania syna chana, jest trochę kiepsko umotywowane. Uznam jednak, że to po prostu taki charakter. Wydaje mi się też, że walka Kekharta i chana Nagich Czaszek była technicznie kiepsko opisana. Brakuje jej dynamizmu i jest zbyt krótka. W każdym razie, myślę, że była ona na tyle istotna, aby opisać ją dłużej. Strzelenie do Vardana, gdy wraz z drugim wojownikiem wyjeżdżali z osady było słabo umotywowane i nie potrafię zrozumieć, dlaczego to zrobili oraz dlaczego oboje z wojowników się na to zgodziło.
Trochę brakuje mi zaznaczenia upływu czasu. Wydaje się, że cała akcja w tym rozdziale dzieje się maksymalnie przez dwa dni. Nie byłoby źle napisać chociaż, że jest to „drugi dzień po bitwie” albo coś w tym stylu. Poza tym – brakuje mi opisów ich miejsc zamieszkania. W końcu, jest to element ich kultury i stylu życia, więc jakaś wzmianka o tym powinna się tu znaleźć.
Niestety, mam też trochę wrażenie, że akcja dzieje się po prostu zbyt szybko oraz kolejne wydarzenia następują zbyt płynno – brakuje elementu zaskoczenia.
I na koniec – duży plus za kreację bohaterów. Podoba mi się to w jaki sposób pokazałaś ich odczucia, pragnienie walki. Najmniej jednak bardzo brakuje mi porządnej analizy Vardana – jego postać szczególnie mnie ciekawi – co on o tym wszystkim myśli. W końcu jest słabszy od innych, ciekawi mnie jak on widzi samego siebie.
Również kolejnym wielkim plusem jest duży realizm świata przedstawionego oraz elementy kultury orków, które bardzo zgrabnie wplotłaś w całość.
Rozdział 2
Na początku zachwycił mnie opis szamana – wydaje się być zachwycający dla Kekharta i dzięki temu lepiej zaczynam rozumieć tę postać. Odnośnie samego szamana zastawia mnie jedno – składnia w wypowiedziach innych bohaterów jest inna od naszej, więc dlaczego w wypowiedziach szamana taka nie jest? Przecież też jest orkiem, a mimo to tak okropnie się od nich różni. Jego kobiece cechy są zbyt uwypuklone, brakuje kontrastu z tymi męskimi, których jest niewiele. Jeśli chodzi zaś o Kekharta, nie podoba mi się, że jego uczucia wobec szamana są zbyt zamglone i niepewne – z jednej strony lęk, tabu, zaś z drugiej fascynacja. Jest to zbyt typowe.
I w tym rozdziale jest problem z czasem, wydaje mi się, że historia od początku trwa jakieś dwa dni. A nie wątpię, że jest to dłużej. Tutaj jest chyba największy problem, jaki udało mi się wychwycić.
Bardzo ciekawe są te wstawki o kulturze. Zastanawia mnie jednak, jak to wygląda u kobiet – czy muszą one być wojowniczkami, świętymi kobietami, gospodyniami domowymi, czy też mają jeszcze inną alternatywę? Podoba mi się też postać Hurik – ciekawa też jestem, dlaczego śmierć braci na nią tak wpłynęła, że postanowiła zostać wojowniczką, co skłoniło ją do tak radykalnego posunięcia?
Ciekawe są te obyczaje i zmiana dziecka w dorosłego. Chociaż w sumie są też bardzo drastyczne, jako czytelniczka, nie czuję się przygotowana na takie coś.
Na koniec – świetnie pokazany ten moment, gdy Kekhart w pewnym sensie odłączył się od plemienia. Zaczynam się powoli utożsamiać z tą postacią.
Rozdział 3
Nareszcie zaczął mi się podobać sposób, w jaki zostały opisane uczucia wobec szamana. Szkoda tylko, że nie są one konkretnie umotywowane. Może jakieś przeżycia z przeszłości? A jeśli już jesteśmy w temacie szamana to jego człowieczość mi się nie podoba. Jak dla mnie – nijak nie różni się od reszty bohaterów, a mimo wszystko powinien. Nie jest dobrze umotywowane zachowanie Kekharta – dlaczego wolał zbliżenie z szamanem, niż rodzinę? Jego zachowanie jego zbyt pochopne. Mam wrażenie, że pokazałaś go trochę jak typowego stereotypowego mężczyznę, który myśli innym organem ciała. Rozumiem – to nie wybiera. Ale czy na pewno nie ma innej opcji? W każdym razie, dla czytelnika takie się to wydaje. Nie przemawia też do mnie ta pół-kobiecość szamana – dlaczego konkretnie tak się działo? Nie chodzi mi o fizyczność, bardziej o psychikę.
Jeśli chodzi o samo wyrzucenie Kekharta z plemienia – nie podobała mi się ta scena. Szczególnie, że nigdy nie było wcześniej mowy (pomijając rozmowy z szamanem) o tym, że jest to zakazane.
Ciekawi mnie też, jakie dokładnie obyczaje mają ludzie Urhan – nie jest to precyzyjnie opisane, a to kolejna interesująca rzecz.
Rozdział 4
Po pierwsze, bardzo podoba mi to, jak opisujesz życie Kekharta i szamana. Wydaje się być takie spokojne, stonowane. Bardzo żałuję jednak, że same obyczaje szamana zajmują mało miejsca, bo jest bardzo ciekawą postacią, a więcej szczegółów o nim mogłoby dać czytelnikowi lepszy obraz jego. Mam momentami wrażenie, że Takhir jest tylko przystankiem w życiu Kekharta, dodatkiem. Dobrze pokazane jest również to życie na granicy – czytelnik dowiaduje się bardzo dużo o uczuciach zhańbionego wojownika, ma możliwość śledzenia jego żalu. Zresztą, bardzo zainteresował mnie ten motyw „wyrzucenia” poza społeczeństwo, a następnie pragnienie śmierci. Chociaż z tym pragnieniem śmierci to sama nie wiem – Kekhart wydaje się być do tego słabo zmotywowany. Bardzo zdziwiło mnie, że Takhir nie próbował go zatrzymywać, że oboje z taką łatwością zrezygnowali z siebie.
Jeśli chodzi o Śnieżne Koty, to nagle zaczęło mi brakować większej ilości opisów tego jak się ubierali, w czym mieszkali, jak żyli, czy istniało coś takiego jak rodzina, jak miała się sprawa orientacji? Nie ma tutaj najmniejszej wzmianki o tym, a w sumie dlaczego by o tym nie napisać, ot żeby stworzyć jeszcze pełniejszy obraz tamtego świata. I naturalnie – opisy przyrody, stepu. To też jest bardzo interesujące. Czytając mam wrażenie, że wszystko to dzieje się na ogromnym i płaskim terenie, gdzie co pewną odległość „porozrzucane” są plemiona, potem na dole jest Urhan i na górze tereny elfów. Nie wiem, czy taki był zamysł, ale na podstawie opowiadania, mogę sobie to tylko tak wyobrazić.
I oczywiście duży plus za Larhę, mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach jej postać zostanie jeszcze bardziej rozwinięta.
Rozdział 5
W tym rozdziale zaczęłam zwracać uwagę na jedną rzecz – składnię w wypowiedziach bohaterów. Zaczęło mnie to bardzo irytować, szczególnie u Kekharta. Na początku styl jego wypowiedzi różnił się od współczesnej – było to bardzo naturalne. Potem, gdy spotkał szamana, stawał się on coraz bliższy „naszemu” stylowi mówienia. Następnie przy elfach nie było to już tak wyczuwalne. Zaś po spotkaniu z Arthanem nagle zmienia się w zupełnie inną. Może to wpływy Urhan? W każdym razie dla czytelnika jest to okropnie niewygodne.
Nie rozumiem tej gwiazdy, która spadła, ale to chyba jeszcze dodaje uroku opowiadaniu. Szkoda, że nie ma trochę więcej szczegółów odnośnie tego.
Wracając na chwilę do Śnieżnych Kotów – skoro Kekhart pragnął śmierci, to czemu nagle przestał chcieć? Jego przemiana nie jest dobrze zaznaczona, więc pewne kwestie są dla czytelnika niezrozumiałe i ciężko wychwycić moment tego zwrotu.
Piękny cytat, ten o tym, że pięknie mieć kochanka, ale jeśli nie ma się nic ponadto – życie staje się płytkie. Podobają mi się te rozważania, wzbogacają obraz Kekharta i wyjaśniają to, czego brakowało wcześniej.
Jeśli chodzi o wędrówkę od Śnieżnych Kotów do Urhan – szkoda, że jest o niej napisane tak mało. Szczególnie o tym, co sama wędrówka w nich zmieniła. Poza tym brakuje mi zaznaczenia upływu czasu samej wędrówki oraz ogólnie. Jak długo jest po wygnaniu Kekharta?
Rozdział 6
Naprawdę dobrze pokazałaś Urhan. Ujmują mnie jego opisy, jako miasta sprzeczności, miasta na granicy i ogólnie – jako miasta. Również podoba mi się sposób przedstawienia problemu przynależności gdziekolwiek. Wydaje się, że to po prostu jest, więc tym bardziej zaciekawiły mnie analizy tego. Zresztą – coraz bardziej zaczynam się utożsamiać z Kekhartem i sama nie wiem, czy to dobrze.
Nachodzą mnie też trochę nie na miejscu (wybacz mi, nie panuję nad tym!) skojarzenia do Włóczykija i Muminka. Jakoś ta para bardzo przypomina mi szamana i Kekharta.
I po raz kolejny zastanawia mnie składnia wypowiedzi tego wojownika bez klanu. Ulega ona ciągłym zmianom – sama nie wiem, czy czytelnika to bardziej irytuje, czy interesuje. Zdania są podzielone.
Rozdział 7
Jeśli chodzi o bardziej techniczne kwestie, to zdecydowanie nie przypadło mi do gustu to urwanie poprzedniego rozdziału i przejście do nowej sytuacji w tej części. Lepiej jest, gdy wydarzenia dzieją się płynnie. Brakuje mi również opisów miejsc – ciężko jest wyobrazić sobie wszystko i wczuć się w historię bez nich.
Po raz kolejny żałuję, że szamanowi poświęca się tak niewiele miejsca. Jego praktyki, jego osoba – to jest bardzo intrygujące. Może gdyby jego osoba była bardziej rozwinięta, czytelnikowi łatwiej byłoby zrozumieć dlaczego z taką łatwością może on zostawić wygnanego wojownika.
Bardzo ciekawa jest też postać Temura i to, jak śmierć rodziny na nie wpłynęła.
Zaś trochę nie rozumiem tej sytuacji z orczycą, studnią i kamieniem. Jest to opisane dojść skrótowo i ciężko to powiązać z jakimkolwiek innym wydarzeniem.
Dużym plusem w tym rozdziale jest tempo akcji, które jest wręcz idealne. Poprzednio, wszystko działo się zbyt szybko, a wydarzenia po prostu sobie płynęły bez elementów zaskoczenia. Teraz jest o wiele lepiej.
Rozdział 8
Bardzo podoba mi się to, jak pokazałaś budowanie tej wspólnoty, plemienia wyrzutków. Maksymalnie rozwinięty temat i ciekawe odniesienie tego do życia ludzi Urhan. Zainteresowali mnie też Ci smokowcy, chciałabym jeszcze o nich poczytać.
Przemiana Larhy jest czymś, co napawa mnie niesamowitym optymizmem, cieszę się, że pociągnęłaś tę postać. To samo tyczy się przyjaźni Arthana i Gaspara – naprawdę przyjemny wątek. Zresztą, sam Gaspar jest bardzo przyjemny – podobnie jak i jego opowieści.
Sporym problemem w tym rozdziale jest brak określników czasu, w pewnym momencie ciężko określić, kiedy historia dokładnie ma miejsce i ile czasu upłynęło od przyłapania Kekharta i szamana. Podobnie jest z tempem akcji, wszystko nagle zaczęło dziać się zbyt leniwie, aby na koniec niespodziewanie przyspieszyć, a to nie był chyba dobry zabieg.
Rozdział 9
Na początku tego rozdziału zszokowała mnie wiadomość Arthan ma już 20 lat, mimo że niedawno miał jakieś 14. Bardzo brakuje mi tego zaznaczenia czasu. Zresztą, akcja dzieje się chyba zbyt szybko, nieproporcjonalnie.
Podobała mi się scena konfrontacji Larhy i Hurik. Mam nadzieję, że konflikt zostanie pociągnięty w późniejszych rozdziałach, ciekawa jestem jak obie z kobiet sobie z tym poradzą. I jeśli już jesteśmy przy Świętych Kobietach – ich postaci wydają się być okropnie tendencyjne i zbyt męskie. Sama nie wiem czemu, ale spodziewałam się czego innego, po wielu wzmiankach o nich. Bardziej jakichś dumnych kobiet, które szanują mężczyzn i rozumieją ich rolę, ale mające swoje zdanie w tym temacie i podążające własną drogą. Byłam wręcz pewna, że będą one mądre, spokojne i wyrozumiałe. A niestety – zaskoczenie. Bardziej przypominają mi te agresywne „feministki”, które za wszelką cenę próbują się upodobnić do tych „szowinistycznych świń”. Ale to w sumie tylko moje zdanie.
Żałuję się w tekście nie było o reakcji reszty na to, że Kekhart i szaman są kochankami. Z tego mogłaby wyjść jakaś ciekawa akcja.
Zauważyłam też jedno – w tekście pojawia się wiele słów, które wydają się niezrozumiałe dla czytelnika, który nie zna się na kulturze ludzi stepów. Moim problemem było słowo „kagan”. Owszem, na początku była o tym wzmianka, ale nie była też ona odpowiednio uwypuklona, aby czytelnik mógł na to zwrócić większą uwagę. Zresztą, cała sytuacja zdaje się mieć korzenie z kosmosu, brakuje jakiejś poprzedzającej akcji. A w każdym razie jakiegoś elementu zaskoczenia, który skierowałby historię w tę stronę. Póki co, mam wrażenie, że to się po prostu dzieje, bo musi, bo autor tak chce – a czytelnik ma się domyślić.
Zresztą, zajmując się już zagadnieniami kulturowymi, jako czytelniczka odnoszę wrażenie, że całość życia ludów stepu jest po prostu pochowana i mało ważna. Bardziej istotni są bohaterzy, ale przecież tamto też jest ważne.
A, jeszcze jedno. Ten patent ze studnią – czy to jest oparte na faktach?
Rozdział 10
Wątek żalu Kekharta został w tym rozdziale bardziej pokazany. I sama nie wiem, czy jestem z tego zadowolona. W każdym razie, czuję niedosyt.
Zacznę od tego, że brakuje mi skupienia się na Kekharcie nie przez pryzmat tego, jak jest, ale jak będzie. Czy on na pewno nie widzi dla siebie ratunku, szansy na zaakceptowanie przez rodzinę? Dobrze pokazałaś jego żal, że nie może swobodnie chodzić po obozowisku, że jest ignorowany – bardzo realistyczne i prawdziwe. Chociaż też nie rozumiem trochę – czyżby Kekharta łapały wyrzuty sumienia? Też jest to trochę zagmatwane, bo z jednej strony sam to na siebie ściągnął i znał konsekwencje, a z drugiej zdaje się cały czas niepogodzony z losem.
Tak sobie pomyślałam, że ciekawym uzupełnieniem byłby jakiś dodatkowy tekst o tym, jak widzi to Vardan i reszta jego rodziny – czy tęsknią za Kekhartem, czy im go brakuje, czy może nie potrafią mu wybaczyć tego, co zrobił?
Naprawdę niezłe były opisy smokowców – tak bardzo różne od tych krótkich opisów ludzi i orków, aż jestem pod wrażeniem.
I oczywiście jestem bardzo ciekawa, jak to się potoczy – ten wątek ze smokowcami. I to świadczy o tym, że potrafisz nieźle trzymać czytelnika w napięciu.
Poza tym, zaczynam się utożsamiać z tymi wygnańcami, a to przemawia na korzyść opowieści.
Z kwestii technicznych – zdecydowanie dobre byłoby wybranie jednego rodzaju składni w wypowiedziach bohaterów. To okropnie irytujące, gdy wszystko się miesza – i to nie, że u różnych postaci, ale u jednej, która najpierw mówi bardziej „po naszemu" i nagle zmienia styl swojej wypowiedzi na bardziej orczy. Sama nie wiem, jak to określić, ale uwierz, że to jest dla czytelnika bardzo denerwujące.
Rozdział 11
Król Shnai'ai nie przypadł mi do gustu. Na moje oko, nie pasuje do opowieści, jego postać jest zbyt... Sama nawet nie wiem, jak to określić, ale zdecydowanie nie wydaje się być "władcą ze wschodu". Zdecydowanie skupiłabym się więcej czasu na analizie tej postaci.
W tym rozdziale zaczęły też nachodzić mnie jakieś skojarzenia z Biblią. Może w pewnych momentach łapiesz podobny ton.
Nie podobały mi się opisy walk, szczególnie ten między kandydatami na kaganów. Były za mało dynamiczne, a zbyt dopieszczone jeśli chodzi o kwestię samego wyglądu. Dla czytelnika takiego, jak ja były po prostu nudne. Podobały mi się jednak te wstawki o kontaktach z szamanem, nadawały tej scenie ciekawy klimat.
Rozdział 12
Bardzo podobało mi się to, że król smokowców nie narzucił ludom stepu swoich obyczajów i zaakceptował ich własne. Zaczynam lubić tę postać i jeszcze bardziej czekam na kolejne fakty o nim.
Wzruszająca (a może ja po prostu się przy wszystkim wzruszam) scena, gdy Kekhart idzie ofiarować kaganowi gwóźdź z nieba i dostaje szansę na zmycie hańby. Czekałam na ten moment i nawet jeśli nie jest on taki bardzo ważny, podoba mi się, że jednak jest dla nich jakaś nadzieja. Świetnie oddałaś klimat tej sceny i jej powagę.
Myślałam, że z czasem pozbędę się tego wrażenia, jednak ono mnie nie opuszcza – uznałam więc, że warto o tym wspomnieć. Otóż, mam stale wrażenie, że ta sytuacja z wyborami kagana jest źle wprowadzona do opowiadania. W zasadzie, tylko kilka słów szamana i nagle wszyscy tam idą. Szczególnie, że wcześniej nie było o tym mowy. Może ma to też źródło w braku określników czasu. Sama nie wiem. W każdym razie - nie mogę się jakoś do tego przekonać. Jak na realia tej historii - ta sytuacja jest po prostu nierzeczywista.
Sytuacja z Serikiem była trochę niezrozumiała, a motywy kagana źle zarysowane. Czytelnik trochę się w tym gubi.
Problem przynależności został w pewnym sensie rozwiązany i bardzo się z tego cieszę. Analiza tego problemu zasługuje na brawa.
Rozdział 13
Dziwi mnie ten oddział, po prostu dziwi. Niby wszystkie postaci są zróżnicowane, każda ma inną przeszłość, ale jednak tak naprawdę się od siebie nie różnią i tworzą prawie identycznych klonów. W każdym razie, nie potrafię się pozbyć tego wrażenia.
Dobrze pokazane zostały uczucia Kekharta wobec Murada. I znowu też zaskoczył mnie fakt, że jest już zima. Bardzo brakuje mi tego zaznaczenia upływu czasu, jakiegoś naniesienia historii na linię czasu.
Dobrze wyszedł Ci opis podbitego miasta i jego bohaterów. Jest bardzo dokładny i realistyczny. I naturalnie tym samym interesuje czytelnika. W pewnych momentach jednak ta dokładność staje się wadą i zaczyna trochę męczyć, czytający zaczyna mieć wrażenie "przeanalizowania".
Murad zaczął mnie trochę denerwować. Jego postać ma w sobie coś z typowego mężczyzny, który traktuje kobiety przedmiotowo. Tak, zdecydowanie typowego. I nie sam fakt, że jest jaki jest mnie irytuje. Nie, po prostu jego typowość, jego wprost schematyczne słowa, działania. Tej postaci brakuje spontaniczności, jakiegoś elementu zaskoczenia.
W przeciwieństwie do Larhy, którą zaczynam darzyć coraz większą sympatią. Jej związek jest bardzo prawdziwy i wiele takich możemy spotkać w naszym świecie. Podoba mi się to, jak pokazuje swoje uczucia, jak pomimo tego, że otrząsnęła się po byłym mężu, nadal jest niestabilna i taka po prostu... swojska.
Opisy oblężenia miasta są bardzo ciekawe i dobrze napisane. Wciągają czytelnika.
Rozdział 14/15
Szkoda, że nie opisałaś przebiegu bitwy i tego, jak konkretnie został zraniony Arthan. Wiele jest takich momentów, które pomijasz i przeskakujesz od razu do następnego wydarzenia. Nie jest to chyba dobry zabieg. Kojarzy mi się ze "Światem według Garp'a" Irvinga. On też opisując wypadek w rodzinie Garpa napisał tylko, że dwa samochody zderzyły się. I w następnym rozdziale stopniowo dozował nam informacje: że synek stracił oko, że matka miała tyle szwów, że ojciec miał coś tam z nogą, że najmłodszy synek umarł. A wszystko podane z uśmiechem radosnego wariata. Nie lubię takiego czegoś i zapewne wielu czytelników się ze mną zgodzi, że lepiej jest zakończyć sprawę od początku do końca.
Rozdział 16
Rijesh staje się coraz bardziej tajemniczy i mam nadzieję, że zagadka jego pochodzenia zostanie niedługo rozwikłana w jakiś przystępny sposób. Dzieło magii nie przekonuje mnie, jako czytelnika, bo zdecydowanie liczę na coś bardziej logicznego, co można przyjąć do wiadomości. W całej historii jest sporo takich rzeczy. I wszystko byłoby z nimi w porządku, gdyby były konkretnie opisane, wyjaśnione. Wszystko zaczyna też przybierać niezbyt ciekawe formy, boję się, że to już będzie tak dalej szło.
Rozdział napisany dobrze, chociaż momentami staje się zbyt chaotyczny i przerysowany, a to już mi się nie podoba.
Zaniepokoiła mnie ta sytuacja z Kekhartem. Psychologiczne wyjaśnienie pasuje dobrze, ale z drugiej strony denerwuje mnie to, że sprawy poszły w tę stronę. Zobaczymy jak będzie w kolejnych rozdziałach.
Rozdział 17/18/19/20
Uznałam, że rozdrabnianie na szczegóły jest już zbędne, bo najważniejsze rzeczy powiedziałam.
Bardzo podobało mi się kilka ostatnich stron opowiadania - trzymały w napięciu i były świetnie napisane. Zaskoczyło mnie zakończenie i jako czytelniczka wręcz protestowałam przeciwko śmierci Kekharta. A co z szamanem, a co z resztą bohaterów?! Wiele kwestii zostało w ten sposób niewyjaśnionych.
Wątek żalu Kekharta został w tym rozdziale bardziej pokazany. I sama nie wiem, czy jestem z tego zadowolona. W każdym razie, czuję niedosyt.
Zacznę od tego, że brakuje mi skupienia się na Kekharcie nie przez pryzmat tego, jak jest, ale jak będzie. Czy on na pewno nie widzi dla siebie ratunku, szansy na zaakceptowanie przez rodzinę? Dobrze pokazałaś jego żal, że nie może swobodnie chodzić po obozowisku, że jest ignorowany – bardzo realistyczne i prawdziwe. Chociaż też nie rozumiem trochę – czyżby Kekharta łapały wyrzuty sumienia? Też jest to trochę zagmatwane, bo z jednej strony sam to na siebie ściągnął i znał konsekwencje, a z drugiej zdaje się cały czas niepogodzony z losem.
Tak sobie pomyślałam, że ciekawym uzupełnieniem byłby jakiś dodatkowy tekst o tym, jak widzi to Vardan i reszta jego rodziny – czy tęsknią za Kekhartem, czy im go brakuje, czy może nie potrafią mu wybaczyć tego, co zrobił?
Naprawdę niezłe były opisy smokowców – tak bardzo różne od tych krótkich opisów ludzi i orków, aż jestem pod wrażeniem.
I oczywiście jestem bardzo ciekawa, jak to się potoczy – ten wątek ze smokowcami. I to świadczy o tym, że potrafisz nieźle trzymać czytelnika w napięciu.
Poza tym, zaczynam się utożsamiać z tymi wygnańcami, a to przemawia na korzyść opowieści.
Z kwestii technicznych – zdecydowanie dobre byłoby wybranie jednego rodzaju składni w wypowiedziach bohaterów. To okropnie irytujące, gdy wszystko się miesza – i to nie, że u różnych postaci, ale u jednej, która najpierw mówi bardziej „po naszemu" i nagle zmienia styl swojej wypowiedzi na bardziej orczy. Sama nie wiem, jak to określić, ale uwierz, że to jest dla czytelnika bardzo denerwujące.
Rozdział 11
Król Shnai'ai nie przypadł mi do gustu. Na moje oko, nie pasuje do opowieści, jego postać jest zbyt... Sama nawet nie wiem, jak to określić, ale zdecydowanie nie wydaje się być "władcą ze wschodu". Zdecydowanie skupiłabym się więcej czasu na analizie tej postaci.
W tym rozdziale zaczęły też nachodzić mnie jakieś skojarzenia z Biblią. Może w pewnych momentach łapiesz podobny ton.
Nie podobały mi się opisy walk, szczególnie ten między kandydatami na kaganów. Były za mało dynamiczne, a zbyt dopieszczone jeśli chodzi o kwestię samego wyglądu. Dla czytelnika takiego, jak ja były po prostu nudne. Podobały mi się jednak te wstawki o kontaktach z szamanem, nadawały tej scenie ciekawy klimat.
Rozdział 12
Bardzo podobało mi się to, że król smokowców nie narzucił ludom stepu swoich obyczajów i zaakceptował ich własne. Zaczynam lubić tę postać i jeszcze bardziej czekam na kolejne fakty o nim.
Wzruszająca (a może ja po prostu się przy wszystkim wzruszam) scena, gdy Kekhart idzie ofiarować kaganowi gwóźdź z nieba i dostaje szansę na zmycie hańby. Czekałam na ten moment i nawet jeśli nie jest on taki bardzo ważny, podoba mi się, że jednak jest dla nich jakaś nadzieja. Świetnie oddałaś klimat tej sceny i jej powagę.
Myślałam, że z czasem pozbędę się tego wrażenia, jednak ono mnie nie opuszcza – uznałam więc, że warto o tym wspomnieć. Otóż, mam stale wrażenie, że ta sytuacja z wyborami kagana jest źle wprowadzona do opowiadania. W zasadzie, tylko kilka słów szamana i nagle wszyscy tam idą. Szczególnie, że wcześniej nie było o tym mowy. Może ma to też źródło w braku określników czasu. Sama nie wiem. W każdym razie - nie mogę się jakoś do tego przekonać. Jak na realia tej historii - ta sytuacja jest po prostu nierzeczywista.
Sytuacja z Serikiem była trochę niezrozumiała, a motywy kagana źle zarysowane. Czytelnik trochę się w tym gubi.
Problem przynależności został w pewnym sensie rozwiązany i bardzo się z tego cieszę. Analiza tego problemu zasługuje na brawa.
Rozdział 13
Dziwi mnie ten oddział, po prostu dziwi. Niby wszystkie postaci są zróżnicowane, każda ma inną przeszłość, ale jednak tak naprawdę się od siebie nie różnią i tworzą prawie identycznych klonów. W każdym razie, nie potrafię się pozbyć tego wrażenia.
Dobrze pokazane zostały uczucia Kekharta wobec Murada. I znowu też zaskoczył mnie fakt, że jest już zima. Bardzo brakuje mi tego zaznaczenia upływu czasu, jakiegoś naniesienia historii na linię czasu.
Dobrze wyszedł Ci opis podbitego miasta i jego bohaterów. Jest bardzo dokładny i realistyczny. I naturalnie tym samym interesuje czytelnika. W pewnych momentach jednak ta dokładność staje się wadą i zaczyna trochę męczyć, czytający zaczyna mieć wrażenie "przeanalizowania".
Murad zaczął mnie trochę denerwować. Jego postać ma w sobie coś z typowego mężczyzny, który traktuje kobiety przedmiotowo. Tak, zdecydowanie typowego. I nie sam fakt, że jest jaki jest mnie irytuje. Nie, po prostu jego typowość, jego wprost schematyczne słowa, działania. Tej postaci brakuje spontaniczności, jakiegoś elementu zaskoczenia.
W przeciwieństwie do Larhy, którą zaczynam darzyć coraz większą sympatią. Jej związek jest bardzo prawdziwy i wiele takich możemy spotkać w naszym świecie. Podoba mi się to, jak pokazuje swoje uczucia, jak pomimo tego, że otrząsnęła się po byłym mężu, nadal jest niestabilna i taka po prostu... swojska.
Opisy oblężenia miasta są bardzo ciekawe i dobrze napisane. Wciągają czytelnika.
Rozdział 14/15
Szkoda, że nie opisałaś przebiegu bitwy i tego, jak konkretnie został zraniony Arthan. Wiele jest takich momentów, które pomijasz i przeskakujesz od razu do następnego wydarzenia. Nie jest to chyba dobry zabieg. Kojarzy mi się ze "Światem według Garp'a" Irvinga. On też opisując wypadek w rodzinie Garpa napisał tylko, że dwa samochody zderzyły się. I w następnym rozdziale stopniowo dozował nam informacje: że synek stracił oko, że matka miała tyle szwów, że ojciec miał coś tam z nogą, że najmłodszy synek umarł. A wszystko podane z uśmiechem radosnego wariata. Nie lubię takiego czegoś i zapewne wielu czytelników się ze mną zgodzi, że lepiej jest zakończyć sprawę od początku do końca.
Rozdział 16
Rijesh staje się coraz bardziej tajemniczy i mam nadzieję, że zagadka jego pochodzenia zostanie niedługo rozwikłana w jakiś przystępny sposób. Dzieło magii nie przekonuje mnie, jako czytelnika, bo zdecydowanie liczę na coś bardziej logicznego, co można przyjąć do wiadomości. W całej historii jest sporo takich rzeczy. I wszystko byłoby z nimi w porządku, gdyby były konkretnie opisane, wyjaśnione. Wszystko zaczyna też przybierać niezbyt ciekawe formy, boję się, że to już będzie tak dalej szło.
Rozdział napisany dobrze, chociaż momentami staje się zbyt chaotyczny i przerysowany, a to już mi się nie podoba.
Zaniepokoiła mnie ta sytuacja z Kekhartem. Psychologiczne wyjaśnienie pasuje dobrze, ale z drugiej strony denerwuje mnie to, że sprawy poszły w tę stronę. Zobaczymy jak będzie w kolejnych rozdziałach.
Rozdział 17/18/19/20
Uznałam, że rozdrabnianie na szczegóły jest już zbędne, bo najważniejsze rzeczy powiedziałam.
Bardzo podobało mi się kilka ostatnich stron opowiadania - trzymały w napięciu i były świetnie napisane. Zaskoczyło mnie zakończenie i jako czytelniczka wręcz protestowałam przeciwko śmierci Kekharta. A co z szamanem, a co z resztą bohaterów?! Wiele kwestii zostało w ten sposób niewyjaśnionych.
Bardzo spodobał mi się pomysł na opowiadanie, mimo że zazwyczaj nie czytuję tekstów o takiej tematyce. Widać, że każdy szczegół został dopracowany i przemyślany, nie ma nawet mowy o jakichś niedociągnięciach. Sposób przedstawienia pomysłu określiłabym jako doskonały. Opowiadanie o innym świecie, o wygnaniu z danej społeczności – na pozór zwyczajna historia. I jestem pod wrażeniem tego, jak to łączy się z aspektem psychologicznym, jak odnosi się do realiów w jakich my żyjemy. Nawet jeśli jest to z mojej strony nadinterpretacja. Nie brakuje też oryginalności, nigdy nie spotkałam się z czymś podobnym i widać nawet na pierwszy rzut oka, że nie jest to typowe opowiadanie o tematyce bardziej fantastycznej.
Po drugie, jestem zachwycona stylem i językiem. Prostota, brak wymyślnego słownictwa i przejaskrawionych opisów – to przemawia zdecydowanie na korzyść opowiadania. Podoba mi się plastyczność i lekkość stylu. Nie miałam żadnego problemu z przeczytaniem, a wręcz przeciwnie – sposób, w jaki wszystko zostało opisane, bardzo mnie wciągnął.
Fabuła - 4/4
Bohaterowie - 5/5
Świat przedstawiony - 4/5
Dialogi - 3/3
Kreacja kolejnych wątków - 3/4
Styl, język, kompozycja - 4/4
Logika, spójność i wiarygodność - 3/4
Zaciekawienie - 1/1
Łączna ilość punktów 27/30
Poprawność - 2,5/5
29,5 - 35
x - 55
x = 29.5 x 55 / 30
x = 46.35
Czyli z tych śmiesznych obliczeń wynika, że blog otrzymuje 46,5 punktu i ocenę bardzo dobrą.
Pozdrawiam i przepraszam za takie opóźnienia, lumaris.
Tak, to była bardzo wycieńczająca ocena. Za błędy przepraszam, ale nie mam już siły dzisiaj tego poprawiać.
Fabuła - 4/4
Bohaterowie - 5/5
Świat przedstawiony - 4/5
Dialogi - 3/3
Kreacja kolejnych wątków - 3/4
Styl, język, kompozycja - 4/4
Logika, spójność i wiarygodność - 3/4
Zaciekawienie - 1/1
Łączna ilość punktów 27/30
Poprawność - 2,5/5
29,5 - 35
x - 55
x = 29.5 x 55 / 30
x = 46.35
Czyli z tych śmiesznych obliczeń wynika, że blog otrzymuje 46,5 punktu i ocenę bardzo dobrą.
Pozdrawiam i przepraszam za takie opóźnienia, lumaris.
Tak, to była bardzo wycieńczająca ocena. Za błędy przepraszam, ale nie mam już siły dzisiaj tego poprawiać.
Jakimi Magicznymi Słowami, lum? :D Naprawdę nie wiem, o co chodzi.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że żyjecie i piszecie. Ja się nie nastawiam, że mi się cokolwiek uda opublikować przed sierpniem, ale jakby mi się przypadkiem udało, to będę bardzo zadowolona.
Na fejsie, taka aplikacja, że klikasz i spamuje po tablicach znajomych. I otóż w to kliknęłaś. I MIAŁAM SPAAAM!
OdpowiedzUsuń