poniedziałek, 30 kwietnia 2012

[826] www.szuflada-marzen.blogspot.com

Szuflada marzeń - miniatury.
Ocenia Drzewo.

Pierwsze wrażenie (10/10)
Od samego początku zaczęłam żywić do tego bloga przyjazne uczucia. Co prawda, najpierw odebrałam go jako pamiętnik, ale kiedy odkryłam, że publikowane są na nim miniatury, ucieszyłam się jeszcze bardziej. Szablon jest bardzo miły, nie narzuca się, nie razi, a na dodatek zgrabnie poukładany i łatwo się w nim odnaleźć. Nie wiem tylko, do czego służą „linki do tego posta”, nie rozumiem przeznaczenia, a dodatkowo burzą po części moje poczucie estetyki.
Adres przypadł mi do gustu, dość dobrze brzmi i wygląda, a przede wszystkim jest na temat. Co do belki: cytaty Einsteina chyba zawsze się sprawdzają, a ja osobiście bardzo je lubię. W zaledwie kilku słowach umiał zawrzeć cenne spostrzeżenia. Wszystko to tworzy spójną całość: szuflada, odruchowo kojarząca się z tekstami do niej wrzucanymi i w niej przechowywanymi plus marzenia i wyobraźnia. Jest dobrze. 
Udało Ci się wzbudzić we mnie zaciekawienie tytułami miniatur, duża część z nich działa na wyobraźnię określonymi zapachami, smakami i kolorami, a to mi się baaardzo podoba.

Treść (21/30)
Kiedy byłam jeszcze na etapie przekonania, że mam przed sobą pamiętnik, wahałam się przeogromnie, na jakie pięć tytułów się zdecydować. Niemal wszystkie wydawały mi się równie warte uwagi… Właściwie poczułam ulgę, że to jednak nie pamiętnik i że będę musiała sobie wybrać osiem miniatur. Wtedy sytuacja okazała się prosta, bo odrzuciłam tylko wiersz, o którym nie miałabym nic do powiedzenia.

„życzenia”
Nie miałam ochoty na fanfick „Zmierzchu”. Gdyby na blogu było więcej, niż te osiem tekstów,  zdecydowanie bym go sobie odpuściła. Tymczasem dobrze, że tak się nie stało, bo „Życzenia” okazały się bardzo miłym zaskoczeniem. Są króciutkie, przedstawiasz w nich właściwie tylko dwa obrazki. Pierwszy, Angeli piszącej życzenia urodzinowe i drugi, Bena i jego żony przeglądających razem album. Na początku twierdzisz, że wyszło za słodko, ale ja  bym tego nie powiedziała. Słodycz kojarzy mi się ze sztucznością, a Twoi Angela i Ben są bardzo naturalni. Jak zwykłe młode małżeństwo, po prostu czerpiące radość z bycia razem. Stawiasz ich jako przeciwwagę Belli i Edwarda, którzy są (na szczęście) bardzo daleko, bo w nieokreślonym miejscu, i daleko w przestrzeni czasu – bo tylko jako wspomnienia. Niby jest cały czas o B., ale jest niezaangażowana bezpośrednio, tylko opisana z perspektywy Angeli. I to mi się podoba. Uczucia dziewczyny do przyjaciółki są bardzo szczere i ludzkie, także jej relacja z mężem ma swoje ciepło i prawdziwość. Oni są żywi, w przeciwieństwie do Cullena i Swan. Z tej z perspektywy możemy spojrzeć z większego dystansu na głównych bohaterów „Zmierzchu”, uśmiechnąć się do nich z politowaniem i dać do zrozumienia, że wiemy jak jest naprawdę, że nie są wcale tacy fajni i nie mają tak cudownie w życiu, jak utrzymują. Życiowa rutyna Angeli i Bena jest fajniejsza, o!
Może za daleko się zagalopowałam, ale ogólnie chcę rzec, że przyjemnie mi się to czytało. Poprawiłabym początek, bo wyszedł jakoś tak niezgrabnie, właściwie to wywnioskowałam z niego, że Angela Weber jest jakąś kobietą zajmującą się sprzątaniem dzielnicy i do jej obowiązków należy zdejmowanie liści przyklejonych do szyb… No, mniej więcej. Dopiero później mi się rozjaśniło i przypomniało, kimże ta Angela jest.
Pogubiłam się też trochę w tej oto wymianie zdań:
- Au, Ben, wciskasz mi kant w udo – poskarżyła się Angela.
- To weź mi nogę z kolana – poprosił. Ang mruknęła coś pod nosem, ale zrezygnowała z wygody na rzecz braku bolesnego siniaka.
Po pierwsze, za żadne skarby nie mogę sobie wyobrazić, w jakiej pozycji oni siedzieli i jak splecione były ich ciała, iż po ściągnięciu kolana z nogi Bena, Angela odczuła ulgę z powodu braku kantu wciśniętego w jej udo. Po drugie, jaka to logika? Chyba nie jest jej wygodnie, skoro jakiś bliżej niezidentyfikowany kant gniecie ją w nogę, grożąc na dodatek siniakiem. Bolesnym, podkreślam! Chyba nie miała z czego rezygnować…
 8/10

„mówię”, „maskarada”, „bombonierki faszerowane”
Zebrałam je w jedną grupę, bo na potrzeby tej oceny i własnego lepszego rozeznania, o czym był dany tekst, nazwałam je tymi „przegadanymi”. Łączy je jedna koncepcja: rozmowy. Tak jak w „Mówię”. Jestem sobie akurat w stanie wyobrazić, jak Elinor mówi, i mówi i mówi, a Dariusz słucha, słucha, słucha. Zacznę od tego tekstu, bo „rozkład kwestii” jest w nim najbardziej nierówny. Prawdę mówiąc, byłam odrobinę zaskoczona po przeczytaniu tej miniatury, ponieważ wydawało mi się, że Atramentową Trylogię doskonale znam i pamiętam, ale… wcale nie. Kompletnie nie mogłam sobie odgrzebać z pamięci relacji tej dwójki, w jaki sposób przedstawiona była w książkach. „Mówię” troszkę mi poruszyło ten obszar w mózgu i po przespaniu paru nocy od przeczytania tego tekstu, coś mi się odświeżyło, ale nie powiem, że bardzo. Podjęłaś ciekawą formę. W tym przypadku, jak i w paru innych, widać, że kombinujesz, eksperymentujesz i starasz się pisać na różne sposoby. Jestem skłonna przyznać, że tutaj wyszło Ci to nieźle. Ostatnie słowo, mające na celu być puentą, przekreślające wszystko poprzednie, w zamierzeniu chyba dobitne… nie sprawdziło się. Zdecydowanie za bardzo odstaje od reszty, jest niespójne z nią. Pasowałoby jakieś bardziej rozbudowane zaprzeczenie, jakieś zdanie w rodzaju: „Ale sama w to nie wierzę.”, „Dobrze wiesz, że kłamię.”, cokolwiek, ale nie tak „gołe” jedno słowo.
 „Maskarada”, wybacz, ale jest nudna. Podjęłaś kolejną zabawę formą, okej, ale to za mało. Postacie są nieabsorbujące, nie dorastając do pięt ciekawym i wyrazistym Dariuszowi i Elinor, którzy, notabene, są dziełem pani Funke (aczkolwiek Ty ich trafnie odzwierciedliłaś, to na plus). Historia, która się dosłania, jest do bólu przewidywalna. Brakuje mi jakiejś zagadki, jakiegoś nieoczekiwanego faktu, który zostałby ujawniony. Niespodziewanego może nawet dla samych rozmówców, jedno z nich mogłoby wbić drugie w krzesło jakąś druzgocącą informacją – czemu nie? Tymczasem ta Twoja historia toczy się spokojnie swoim monotonnym torem…
„Bombonierki faszerowane” miały chyba na celu być lekkie i przyjemne, prawda? Tymczasem są nierówne. Niektóre momenty są rzeczywiście trudne do zrozumienia, tak jak zasugerowałaś na początku, a wtedy już jest ciężko, bo czytelnik zaczyna się głowić nad związkiem następujących po sobie kwestii i pojąć ich sens… Pierwszy, drugi i trzeci akapit mi się nie spodobały. Albo z powodu wspomnianej „ciężkości”, albo też z braku czegoś ciekawego, jakiejś nieuchwytnej iskierki, która nadawałaby smak.  
Za to ostatnie dwa, przynajmniej mniej więcej, zdają się ten warunek spełniać. Są całkiem... sympatyczne. W każdym razie, ostateczne wrażenie było całkiem pozytywne, polubiłam tę przekomarzającą się parę.
7,5/10 za „mówię”, 5,5/10 za „maskaradę”, 6,5/10 za „bombonierki faszerowane”

„kawa po parysku”
Tylko cztery krótkie akapity i cała historia jednej miłości. Z motywem głównym – kawą i Paryżem, podobno miastem zakochanych, w tle. Powiedzmy sobie szczerze – sama opowieść, nazwijmy ją roboczo – „fabuła”, nie powala oryginalnością. Sposób jej opowiedzenia określiłabym jako poprawny i schludny. Czyli raczej bez zachwytu z mojej strony.     
5/10

„umierając powoli”
Należy do kobiet, które nienawidzą zegarków.
Jest im podległa, ale nie cierpi tych „Strażników Czasu”, jak ich nazywa. Bo Anna jest zawsze w niedoczasie, zawsze zabiegana, żeby zrobić coś, co zostało jej powierzone. Wskazówki zegara poruszają się zawsze za szybko i Anna nie może z tym nic zrobić, a nie jest maszyną.
Nie, błagam, tylko nie „Strażnicy Czasu”! To jest strasznie głupi zamiennik, mający ratować przed powtórzeniami. Napisz, że jest im podległa, ale ich nie cierpi, będzie normalniej, nie tak sztucznie i naciąganie. Po prostu mnie ci „strażnicy” wytrącili z równowagi i ze spokojnego rytmu czytania, musiałam Ci o nich powiedzieć! :)  
Nie wiem co, ale „coś” jest w tym tekście. Uważam, że bardzo dobrze zrobiłaś, decydując się na taką formę. Gwiazdki pomiędzy tak krótkimi fragmentami potęgując ciszę, która panuje w domu i życiu Anny. Poza „Strażnikami Czasu” uderzyło mnie coś jeszcze, mianowicie zachwyt kobiety na końcu. Nie sądzę, by osoba jej pokroju, „powoli umierająca”, zdolna była jeszcze do tak silnych emocji. Właściwie: nie powinna. Nie, jeśli jest bohaterką literacką, nie – bo to razi. Za bardzo. Pewne rzeczy mogą jej się podobać, niektóre może lubić. Nie zachwyca się jednak nimi, tak jak nie ma niczego, co by uwielbiała.
8,5/10

„kasztany i pomarańcze”
Wypowiem się zapewne nieproporcjonalnie do długości, ale ten tekst wzbudził we mnie jakichś burzliwych emocji ani głębokich przemyśleń. Okej, okej – to, co napisałam wcześniej też nadzwyczajną głębią nie powala, ale wiesz, o co chodzi.
Tytuł należy do moich ulubionych, pokochałam go jakąś bezwarunkową miłością. Jedyny problem tkwi w tym, że wciąż nie dostrzegam jego związku z treścią, ale mam cichą nadzieję, że zechcesz mnie oświecić.   
Tobie pisało się ten tekst bardzo przyjemnie, mi się go czytało całkiem nieźle. Zakończenie, choć dobre, nie przeszkadza, bo wpisuje się konwencję. Mam na myśli to, że opowiadanie nawiązuje do pewnego kanonu powieści, dziejących się „w tamtych czasach” i kończących niemal zawsze ślubem. Powieści takie pisane są też specyficznym, eleganckim stylem. Wydaje mi się, że być może podświadomie, ale próbowałaś ten styl naśladować. Niestety, wyszło mniej szlachetnie, a bardziej drewnianie. Ogólnie jednak, dosyć przyzwoicie.
Nie ulega wątpliwości, że czegoś mi tu brakuje. Może pogłębienia postaci, przybliżenia tego, co ich łączyło dawniej? Napisałaś, że relacja ta była skomplikowana, ale opisałaś ją całkiem powierzchownie. Zresztą, całe opowiadanie wydało mi się mocno skrótowe, jak streszczenie serialu, zamiast całej telenoweli.
6/10

Początkowo zamierzałam potraktować „Niepokojące okoliczności”normalnie, ale teraz pomyślałam, że może nie obrazisz się, jeśli odłożę ich ocenę na później? Rzecz przedstawia się następująco: to dopiero pierwsza część czegoś dłuższego i czuję, że nie mam wystarczających podstaw do wypowiedzenia się na jej temat. Nie chce mi się na siłę wymyślać jakichś wspaniałych spostrzeżeń, które niezwykle pomogłyby Ci w dalszym pisaniu. Jednocześnie bardzo chętnie poczekam na dalszy ciąg historii, przeczytam, po czym nie oprę się pokusie, by podzielić się z Tobą swoimi przemyśleniami w komentarzu. Nie kłamię, że zrobię to z dużą chęcią, bo zaciekawiłaś mnie – nawet nie tyle samym rozdziałem, co tym, co napisałaś we wstępie: że być może popełniłaś błąd, dzieląc akcję „Mgnień” nietypowo. Chcę się przekonać na własne oczy, co miałaś na myśli. :)   

Punktację przydzieliłam w ten sposób, że dodałam wszystkie, policzyłam jakim są procentem całości (czyli 70), a potem ten sam procent obliczyłam z 30. (Wydaje mi się, że ten pomysł ukradłam lum, ale możliwe, że trochę go przeinaczyłam.)

Poprawność (4,5/5)
Są różne potknięcia, ale nie jakieś tragiczne i raczej w niskim nakładzie. Głównie się uwzięłam na betę "Kasztanów i pomarańcz", którą Ci jeszcze dostarczę. Wkrótce.

Dodatki (5/5)
Przejrzyste i bardzo ograniczone pod względem ilościowym. Tak się składa, że sama jestem dodatkową minimalistką, więc bardzo to popieram i doceniam. Zabawne, że mniej więcej połowę adnotacji o blogu poświęciłaś temu, czego nie ma i nie będzie. Wygląda to trochę, jakbyś z góry starała się zasugerować niektórym oceniającym, żeby się nie czepiali. Cóż, nie zamierzałam. Notek biograficznych też nie lubię, ale coś o autorze miło jest wiedzieć. Powiedzmy, że „czegoś” się dowiedziałam i mi to wystarcza. Jedyne zastrzeżenie kieruję do linków: dobrze by było, gdyby otwierały się w osobnych kartach. Osobiście jeszcze się nie dowiedziałam, jak tego dokonać w Blogspocie, więc głupio by było, gdybym Ci cięła za to punkty.

Dodatkowe punkty od Drzewka (2/5)
Za całokształt, bo całkiem miło mi się u Ciebie „siedziało”. Poza tym pamiętaj – jeszcze wrócę! ;)


42,5 
Dobry



10 komentarzy:

  1. http://rainbowgarden-btf.blogspot.com/
    XDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD

    http://www.giselejaquenod.com.ar/blog/wp-content/uploads/2008/01/birdies-good-life-big020109.jpg ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://4.bp.blogspot.com/_AOJK6bFFsUI/Rh7SVSlquoI/AAAAAAAAA6M/PKjda5FElg0/s800/colibri.jpg

      Usuń
    2. http://1.bp.blogspot.com/-3k9qxTCUOXk/T58hDXL-X2I/AAAAAAAAARc/1fVT3z41FBw/s1600/5.png

      Usuń
    3. http://4.bp.blogspot.com/_AOJK6bFFsUI/Rh7SVSlquoI/AAAAAAAAA6M/PKjda5FElg0/s800/colibri.jpg TEN JEST BOSKI! I ten, który ukochała sobie lum. :)

      Usuń
  2. OMNOMNOMNOM JEZUS JAKI PIĘKNY
    http://www.giselejaquenod.com.ar/blog/wp-content/uploads/2008/01/birdies-good-life-big020109.jpg ustawmy go a będę pisała oceny codziennie <3333333333333333333333333333

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyny, czy tylko u mnie w poście, czyli w ocenie Drzewka jest taka mini czcionka? o-o

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie. pozwolę sobie zaraz trzasnąć mały apelik.

      Usuń
  4. Witam:) Chciałabym Was o coś zapytać. Zgłoszenia na Oceniającą nadal można przysyłać, czy nabór został zamknięty?
    Z góry dziękuję za odpowiedź.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  5. Dziękuję serdecznie za ocenę :)
    Cieszę się, że tak dobrze odbierasz "Życzenia", bo żywię do tego tekstu nieokreśloną sympatię, może dlatego, że przywykłam uważać go za pierwszy "prawdziwy" mój tekst. Tak naprawdę nigdy nie lubiłam ani Belli, ani Edwarda, bo pomijając oczywistą absurdalność tego związku, byłby on niezłym materiałem dla psychoterapeuty. Edward wpadał w paranoję na punkcie Belli, a ona na jego. Angela, o której w sadze było w zasadzie niewiele, zupełnie taka nie jest. A już na pewno nie "moja" Angela ;)
    "Mówię" przeleżały swoje w szufladzie, dlatego mogłam jeszcze przed publikowaniem podejść do nich z dystansem i chyba na dobre im to wyszło. Ale - tutaj też bawiłam się formą :) To stąd te dziwne wtrącenia. Szkoda, że tak myślisz o końcówce, mnie się ona w sumie podobała, właśnie dlatego, że jest tak "łopatologiczna w swej prostocie". Ale rozumiem Twój punkt widzenia.
    "Maskarada"... jest przyciężkawa i stanowi pewnego rodzaju fanfiction. Ale tylko pewnego rodzaju - nie na tyle, żeby w pełni się zakwalifikować. Może dlatego jest tak przewidywalna. Bo tak naprawdę, tak myślę, oni są w beznadziejnej sytuacji. Oni nie są zadowoleni ze swojego życia i szukają winy swojego niepowodzenia w przeszłości. I tutaj zaczyna się pytanie, czy mogą jeszcze tę przeszłość naprawić. Ale to chyba materiał na kontynuację, nad którą waham się już od kilkunastu miesięcy.
    "Bombonierki" to swojego rodzaju wyładowanie całej frustracji bezwenia. I prezent. Nic ponad to ;)
    "Kawa"... No dobrze, czasem piszę spontanicznie. Czasem. I wychodzi z tego właśnie taka "kawa". :D
    "Umierając powoli" to jeden z "lepszych" moich tekstów, cieszę się, że Ci się podobał. Strażników i zachwyt chyba poprawię, bo też mi zgrzyta.
    "Kasztany"... Oj, złapałaś mnie. Złapałaś. Bo "Kasztany" miały znaleźć się w cyklu opowiadań, które razem tworzyłyby taką "telenowelę", nie wypisując się z tego schematu: jedna opowieść, jeden wątek. Tylko że po napisaniu pomysł zaczął kuleć. A jeśli chodzi o tytuł... to może wolałabyś pozostać w nieświadomości, bo źródło jest bardzo, bardzo, bardzo prozaiczne. Można powiedzieć, że chodzi o kolor włosów, ale nie, tym razem o miejsce pochodzenia. I to, że kasztany, rosnące raczej gdzie indziej niż pomarańcze, mogą ze sobą stworzyć tak ciekawą mieszankę.
    Dziękuję za kredyt zaufania dla "Mgnień", postaram się nie zawieść :)
    To chyba na tyle. Jeszcze raz dziękuję za ocenę i poświęcony czas :)

    Corriente

    OdpowiedzUsuń