Szuflada marzeń - miniatury.
Ocenia Drzewo.
Pierwsze
wrażenie (10/10)
Od samego początku
zaczęłam żywić do tego bloga przyjazne uczucia. Co prawda, najpierw odebrałam
go jako pamiętnik, ale kiedy odkryłam, że publikowane są na nim miniatury,
ucieszyłam się jeszcze bardziej. Szablon jest bardzo miły, nie narzuca się, nie
razi, a na dodatek zgrabnie poukładany i łatwo się w nim odnaleźć. Nie wiem
tylko, do czego służą „linki do tego posta”, nie rozumiem przeznaczenia, a
dodatkowo burzą po części moje poczucie estetyki.
Adres przypadł mi
do gustu, dość dobrze brzmi i wygląda, a przede wszystkim jest na temat. Co do
belki: cytaty Einsteina chyba zawsze się sprawdzają, a ja osobiście bardzo je
lubię. W zaledwie kilku słowach umiał zawrzeć cenne spostrzeżenia. Wszystko to
tworzy spójną całość: szuflada, odruchowo kojarząca się z tekstami do niej
wrzucanymi i w niej przechowywanymi plus marzenia i wyobraźnia. Jest
dobrze.
Udało Ci się
wzbudzić we mnie zaciekawienie tytułami miniatur, duża część z nich działa na
wyobraźnię określonymi zapachami, smakami i kolorami, a to mi się baaardzo
podoba.
Treść (21/30)
Kiedy byłam jeszcze
na etapie przekonania, że mam przed sobą pamiętnik, wahałam się przeogromnie,
na jakie pięć tytułów się zdecydować. Niemal wszystkie wydawały mi się równie
warte uwagi… Właściwie poczułam ulgę, że to jednak nie pamiętnik i że będę
musiała sobie wybrać osiem miniatur. Wtedy sytuacja okazała się prosta, bo
odrzuciłam tylko wiersz, o którym nie miałabym nic do powiedzenia.
„życzenia”
Nie miałam ochoty
na fanfick „Zmierzchu”. Gdyby na blogu było więcej, niż te osiem tekstów,
zdecydowanie bym go sobie odpuściła. Tymczasem dobrze, że tak się nie
stało, bo „Życzenia” okazały się bardzo miłym zaskoczeniem. Są króciutkie,
przedstawiasz w nich właściwie tylko dwa obrazki. Pierwszy, Angeli piszącej
życzenia urodzinowe i drugi, Bena i jego żony przeglądających razem album. Na
początku twierdzisz, że wyszło za słodko, ale ja bym tego nie
powiedziała. Słodycz kojarzy mi się ze sztucznością, a Twoi Angela i Ben są
bardzo naturalni. Jak zwykłe młode małżeństwo, po prostu czerpiące radość z
bycia razem. Stawiasz ich jako przeciwwagę Belli i Edwarda, którzy są (na
szczęście) bardzo daleko, bo w nieokreślonym miejscu, i daleko w przestrzeni
czasu – bo tylko jako wspomnienia. Niby jest cały czas o B., ale jest
niezaangażowana bezpośrednio, tylko opisana z perspektywy Angeli. I to mi się
podoba. Uczucia dziewczyny do przyjaciółki są bardzo szczere i ludzkie, także
jej relacja z mężem ma swoje ciepło i prawdziwość. Oni są żywi, w
przeciwieństwie do Cullena i Swan. Z tej z perspektywy możemy spojrzeć z
większego dystansu na głównych bohaterów „Zmierzchu”, uśmiechnąć się do nich z
politowaniem i dać do zrozumienia, że wiemy jak jest naprawdę, że nie są wcale
tacy fajni i nie mają tak cudownie w życiu, jak utrzymują. Życiowa rutyna
Angeli i Bena jest fajniejsza, o!
Może za daleko się
zagalopowałam, ale ogólnie chcę rzec, że przyjemnie mi się to czytało.
Poprawiłabym początek, bo wyszedł jakoś tak niezgrabnie, właściwie to
wywnioskowałam z niego, że Angela Weber jest jakąś kobietą zajmującą się
sprzątaniem dzielnicy i do jej obowiązków należy zdejmowanie liści
przyklejonych do szyb… No, mniej więcej. Dopiero później mi się rozjaśniło i
przypomniało, kimże ta Angela jest.
Pogubiłam się też
trochę w tej oto wymianie zdań:
- Au, Ben,
wciskasz mi kant w udo – poskarżyła się Angela.
- To weź mi nogę z kolana – poprosił. Ang mruknęła coś pod nosem, ale zrezygnowała z wygody na rzecz braku bolesnego siniaka.
- To weź mi nogę z kolana – poprosił. Ang mruknęła coś pod nosem, ale zrezygnowała z wygody na rzecz braku bolesnego siniaka.
Po pierwsze, za
żadne skarby nie mogę sobie wyobrazić, w jakiej pozycji oni siedzieli i jak
splecione były ich ciała, iż po ściągnięciu kolana z nogi Bena, Angela odczuła
ulgę z powodu braku kantu wciśniętego w jej udo. Po drugie, jaka to logika?
Chyba nie jest jej wygodnie, skoro jakiś bliżej niezidentyfikowany kant gniecie
ją w nogę, grożąc na dodatek siniakiem. Bolesnym, podkreślam! Chyba nie miała z
czego rezygnować…
8/10
„mówię”,
„maskarada”, „bombonierki faszerowane”
Zebrałam je w jedną
grupę, bo na potrzeby tej oceny i własnego lepszego rozeznania, o czym był dany
tekst, nazwałam je tymi „przegadanymi”. Łączy je jedna koncepcja: rozmowy. Tak
jak w „Mówię”. Jestem sobie akurat w stanie wyobrazić, jak Elinor mówi, i mówi
i mówi, a Dariusz słucha, słucha, słucha. Zacznę od tego tekstu, bo „rozkład
kwestii” jest w nim najbardziej nierówny. Prawdę mówiąc, byłam odrobinę
zaskoczona po przeczytaniu tej miniatury, ponieważ wydawało mi się, że
Atramentową Trylogię doskonale znam i pamiętam, ale… wcale nie. Kompletnie nie
mogłam sobie odgrzebać z pamięci relacji tej dwójki, w jaki sposób
przedstawiona była w książkach. „Mówię” troszkę mi poruszyło ten obszar w mózgu
i po przespaniu paru nocy od przeczytania tego tekstu, coś mi się odświeżyło,
ale nie powiem, że bardzo. Podjęłaś ciekawą formę. W tym przypadku, jak i w
paru innych, widać, że kombinujesz, eksperymentujesz i starasz się pisać na
różne sposoby. Jestem skłonna przyznać, że tutaj wyszło Ci to nieźle. Ostatnie
słowo, mające na celu być puentą, przekreślające wszystko poprzednie, w
zamierzeniu chyba dobitne… nie sprawdziło się. Zdecydowanie za bardzo odstaje
od reszty, jest niespójne z nią. Pasowałoby jakieś bardziej rozbudowane
zaprzeczenie, jakieś zdanie w rodzaju: „Ale sama w to nie wierzę.”, „Dobrze
wiesz, że kłamię.”, cokolwiek, ale nie tak „gołe” jedno słowo.
„Maskarada”,
wybacz, ale jest nudna. Podjęłaś kolejną zabawę formą, okej, ale to za mało.
Postacie są nieabsorbujące, nie dorastając do pięt ciekawym i wyrazistym
Dariuszowi i Elinor, którzy, notabene, są dziełem pani Funke (aczkolwiek Ty ich
trafnie odzwierciedliłaś, to na plus). Historia, która się dosłania, jest do bólu
przewidywalna. Brakuje mi jakiejś zagadki, jakiegoś nieoczekiwanego faktu,
który zostałby ujawniony. Niespodziewanego może nawet dla samych rozmówców,
jedno z nich mogłoby wbić drugie w krzesło jakąś druzgocącą informacją – czemu
nie? Tymczasem ta Twoja historia toczy się spokojnie swoim monotonnym torem…
„Bombonierki
faszerowane” miały chyba na celu być lekkie i przyjemne, prawda? Tymczasem są
nierówne. Niektóre momenty są rzeczywiście trudne do zrozumienia, tak jak
zasugerowałaś na początku, a wtedy już jest ciężko, bo czytelnik zaczyna się
głowić nad związkiem następujących po sobie kwestii i pojąć ich sens… Pierwszy,
drugi i trzeci akapit mi się nie spodobały. Albo z powodu wspomnianej
„ciężkości”, albo też z braku czegoś ciekawego, jakiejś nieuchwytnej iskierki,
która nadawałaby smak.
Za to ostatnie dwa, przynajmniej mniej więcej, zdają się ten warunek spełniać. Są całkiem... sympatyczne. W każdym razie, ostateczne wrażenie było całkiem pozytywne, polubiłam tę przekomarzającą się parę.
7,5/10 za „mówię”,
5,5/10 za „maskaradę”, 6,5/10 za „bombonierki faszerowane”
„kawa po
parysku”
Tylko cztery
krótkie akapity i cała historia jednej miłości. Z motywem głównym – kawą i
Paryżem, podobno miastem zakochanych, w tle. Powiedzmy sobie szczerze – sama
opowieść, nazwijmy ją roboczo – „fabuła”, nie powala oryginalnością. Sposób jej
opowiedzenia określiłabym jako poprawny i schludny. Czyli raczej bez zachwytu z
mojej strony.
5/10
„umierając powoli”
Należy do
kobiet, które nienawidzą zegarków.
Jest im
podległa, ale nie cierpi tych „Strażników Czasu”, jak ich nazywa. Bo Anna jest
zawsze w niedoczasie, zawsze zabiegana, żeby zrobić coś, co zostało jej powierzone.
Wskazówki zegara poruszają się zawsze za szybko i Anna nie może z tym nic
zrobić, a nie jest maszyną.
Nie, błagam, tylko
nie „Strażnicy Czasu”! To jest strasznie głupi zamiennik, mający ratować przed
powtórzeniami. Napisz, że jest im podległa, ale ich nie cierpi, będzie
normalniej, nie tak sztucznie i naciąganie. Po prostu mnie ci „strażnicy”
wytrącili z równowagi i ze spokojnego rytmu czytania, musiałam Ci o nich
powiedzieć! :)
Nie wiem co, ale
„coś” jest w tym tekście. Uważam, że bardzo dobrze zrobiłaś, decydując się na
taką formę. Gwiazdki pomiędzy tak krótkimi fragmentami potęgując ciszę, która
panuje w domu i życiu Anny. Poza „Strażnikami Czasu” uderzyło mnie coś jeszcze,
mianowicie zachwyt kobiety na końcu. Nie sądzę, by osoba jej pokroju, „powoli
umierająca”, zdolna była jeszcze do tak silnych emocji. Właściwie: nie powinna.
Nie, jeśli jest bohaterką literacką, nie – bo to razi. Za bardzo. Pewne rzeczy
mogą jej się podobać, niektóre może lubić. Nie zachwyca się jednak nimi, tak
jak nie ma niczego, co by uwielbiała.
8,5/10
„kasztany i
pomarańcze”
Wypowiem się
zapewne nieproporcjonalnie do długości, ale ten tekst wzbudził we mnie jakichś
burzliwych emocji ani głębokich przemyśleń. Okej, okej – to, co napisałam
wcześniej też nadzwyczajną głębią nie powala, ale wiesz, o co chodzi.
Tytuł należy do
moich ulubionych, pokochałam go jakąś bezwarunkową miłością. Jedyny problem
tkwi w tym, że wciąż nie dostrzegam jego związku z treścią, ale mam cichą
nadzieję, że zechcesz mnie oświecić.
Tobie pisało się
ten tekst bardzo przyjemnie, mi się go czytało całkiem nieźle. Zakończenie,
choć dobre, nie przeszkadza, bo wpisuje się konwencję. Mam na myśli to, że
opowiadanie nawiązuje do pewnego kanonu powieści, dziejących się „w tamtych
czasach” i kończących niemal zawsze ślubem. Powieści takie pisane są też
specyficznym, eleganckim stylem. Wydaje mi się, że być może podświadomie, ale
próbowałaś ten styl naśladować. Niestety, wyszło mniej szlachetnie, a bardziej
drewnianie. Ogólnie jednak, dosyć przyzwoicie.
Nie ulega
wątpliwości, że czegoś mi tu brakuje. Może pogłębienia postaci, przybliżenia
tego, co ich łączyło dawniej? Napisałaś, że relacja ta była skomplikowana, ale
opisałaś ją całkiem powierzchownie. Zresztą, całe opowiadanie wydało mi się
mocno skrótowe, jak streszczenie serialu, zamiast całej telenoweli.
6/10
Początkowo
zamierzałam potraktować „Niepokojące okoliczności”normalnie, ale teraz
pomyślałam, że może nie obrazisz się, jeśli odłożę ich ocenę na później? Rzecz
przedstawia się następująco: to dopiero pierwsza część czegoś dłuższego i
czuję, że nie mam wystarczających podstaw do wypowiedzenia się na jej temat.
Nie chce mi się na siłę wymyślać jakichś wspaniałych spostrzeżeń, które
niezwykle pomogłyby Ci w dalszym pisaniu. Jednocześnie bardzo chętnie poczekam
na dalszy ciąg historii, przeczytam, po czym nie oprę się pokusie, by podzielić
się z Tobą swoimi przemyśleniami w komentarzu. Nie kłamię, że zrobię to z dużą
chęcią, bo zaciekawiłaś mnie – nawet nie tyle samym rozdziałem, co tym, co napisałaś
we wstępie: że być może popełniłaś błąd, dzieląc akcję „Mgnień” nietypowo. Chcę
się przekonać na własne oczy, co miałaś na myśli. :)
Punktację
przydzieliłam w ten sposób, że dodałam wszystkie, policzyłam jakim są procentem
całości (czyli 70), a potem ten sam procent obliczyłam z 30. (Wydaje mi się, że
ten pomysł ukradłam lum, ale możliwe, że trochę go przeinaczyłam.)
Poprawność (4,5/5)
Są różne potknięcia, ale nie jakieś tragiczne i raczej
w niskim nakładzie. Głównie się uwzięłam na betę "Kasztanów i
pomarańcz", którą Ci jeszcze dostarczę. Wkrótce.
Dodatki (5/5)
Przejrzyste i bardzo ograniczone pod względem
ilościowym. Tak się składa, że sama jestem dodatkową minimalistką, więc bardzo
to popieram i doceniam. Zabawne, że mniej więcej połowę adnotacji o blogu
poświęciłaś temu, czego nie ma i nie będzie. Wygląda to trochę, jakbyś z góry
starała się zasugerować niektórym oceniającym, żeby się nie czepiali. Cóż, nie
zamierzałam. Notek biograficznych też nie lubię, ale coś o autorze miło jest
wiedzieć. Powiedzmy, że „czegoś” się dowiedziałam i mi to wystarcza. Jedyne
zastrzeżenie kieruję do linków: dobrze by było, gdyby otwierały się w osobnych
kartach. Osobiście jeszcze się nie dowiedziałam, jak tego dokonać w Blogspocie,
więc głupio by było, gdybym Ci cięła za to punkty.
Dodatkowe punkty od Drzewka (2/5)
Za całokształt, bo całkiem miło mi się u Ciebie
„siedziało”. Poza tym pamiętaj – jeszcze wrócę! ;)
42,5
Dobry
42,5
Dobry
http://rainbowgarden-btf.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńXDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDDD
http://www.giselejaquenod.com.ar/blog/wp-content/uploads/2008/01/birdies-good-life-big020109.jpg ?
http://4.bp.blogspot.com/_AOJK6bFFsUI/Rh7SVSlquoI/AAAAAAAAA6M/PKjda5FElg0/s800/colibri.jpg
Usuńhttp://1.bp.blogspot.com/-3k9qxTCUOXk/T58hDXL-X2I/AAAAAAAAARc/1fVT3z41FBw/s1600/5.png
Usuńhttp://4.bp.blogspot.com/_AOJK6bFFsUI/Rh7SVSlquoI/AAAAAAAAA6M/PKjda5FElg0/s800/colibri.jpg TEN JEST BOSKI! I ten, który ukochała sobie lum. :)
UsuńOMNOMNOMNOM JEZUS JAKI PIĘKNY
OdpowiedzUsuńhttp://www.giselejaquenod.com.ar/blog/wp-content/uploads/2008/01/birdies-good-life-big020109.jpg ustawmy go a będę pisała oceny codziennie <3333333333333333333333333333
Dziewczyny, czy tylko u mnie w poście, czyli w ocenie Drzewka jest taka mini czcionka? o-o
OdpowiedzUsuńnie. pozwolę sobie zaraz trzasnąć mały apelik.
UsuńWitam:) Chciałabym Was o coś zapytać. Zgłoszenia na Oceniającą nadal można przysyłać, czy nabór został zamknięty?
OdpowiedzUsuńZ góry dziękuję za odpowiedź.
Pozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDziękuję serdecznie za ocenę :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak dobrze odbierasz "Życzenia", bo żywię do tego tekstu nieokreśloną sympatię, może dlatego, że przywykłam uważać go za pierwszy "prawdziwy" mój tekst. Tak naprawdę nigdy nie lubiłam ani Belli, ani Edwarda, bo pomijając oczywistą absurdalność tego związku, byłby on niezłym materiałem dla psychoterapeuty. Edward wpadał w paranoję na punkcie Belli, a ona na jego. Angela, o której w sadze było w zasadzie niewiele, zupełnie taka nie jest. A już na pewno nie "moja" Angela ;)
"Mówię" przeleżały swoje w szufladzie, dlatego mogłam jeszcze przed publikowaniem podejść do nich z dystansem i chyba na dobre im to wyszło. Ale - tutaj też bawiłam się formą :) To stąd te dziwne wtrącenia. Szkoda, że tak myślisz o końcówce, mnie się ona w sumie podobała, właśnie dlatego, że jest tak "łopatologiczna w swej prostocie". Ale rozumiem Twój punkt widzenia.
"Maskarada"... jest przyciężkawa i stanowi pewnego rodzaju fanfiction. Ale tylko pewnego rodzaju - nie na tyle, żeby w pełni się zakwalifikować. Może dlatego jest tak przewidywalna. Bo tak naprawdę, tak myślę, oni są w beznadziejnej sytuacji. Oni nie są zadowoleni ze swojego życia i szukają winy swojego niepowodzenia w przeszłości. I tutaj zaczyna się pytanie, czy mogą jeszcze tę przeszłość naprawić. Ale to chyba materiał na kontynuację, nad którą waham się już od kilkunastu miesięcy.
"Bombonierki" to swojego rodzaju wyładowanie całej frustracji bezwenia. I prezent. Nic ponad to ;)
"Kawa"... No dobrze, czasem piszę spontanicznie. Czasem. I wychodzi z tego właśnie taka "kawa". :D
"Umierając powoli" to jeden z "lepszych" moich tekstów, cieszę się, że Ci się podobał. Strażników i zachwyt chyba poprawię, bo też mi zgrzyta.
"Kasztany"... Oj, złapałaś mnie. Złapałaś. Bo "Kasztany" miały znaleźć się w cyklu opowiadań, które razem tworzyłyby taką "telenowelę", nie wypisując się z tego schematu: jedna opowieść, jeden wątek. Tylko że po napisaniu pomysł zaczął kuleć. A jeśli chodzi o tytuł... to może wolałabyś pozostać w nieświadomości, bo źródło jest bardzo, bardzo, bardzo prozaiczne. Można powiedzieć, że chodzi o kolor włosów, ale nie, tym razem o miejsce pochodzenia. I to, że kasztany, rosnące raczej gdzie indziej niż pomarańcze, mogą ze sobą stworzyć tak ciekawą mieszankę.
Dziękuję za kredyt zaufania dla "Mgnień", postaram się nie zawieść :)
To chyba na tyle. Jeszcze raz dziękuję za ocenę i poświęcony czas :)
Corriente