piątek, 17 sierpnia 2012

[864] www.szkolny-klub-zloczyncow.blogspot.com


smirek wita Złoczyńcę i jej opowiadanie




Pierwsze wrażenie (9,5/10)
...było mroczne i nieco przerażające. Chłopak w nagłówku wywołuje we mnie dziwne odczucia , coś między obrzydzeniem a strachem. 
Oprawa graficzna została wykonana na wysokim poziomie, wizualnie nie mam żadnych zastrzeżeń. 
Adres ciekawy, łatwy do zapamiętania, oryginalny. Belka to powielenie adresu, które akurat w tym przypadku pasuje jak najbardziej. Nie do końca podobają mi się napisy na nagłówku (ich treść), wyglądają jak efekt braku inwencji twórczej, co nijak mnie zachęca do oglądania świata w Twoim wykonaniu. 

Treść (32,7/40)
a) zaciekawienie czytelnika
Wita mnie chaos. Dzieje się dużo, szybko, mało opisów, pięćset postaci w jednej chwili, tryliard ciężkich słów, rzeczy się pojawiają, a nie są wyjaśniane, gdzieś tam wyskakuje zza rogu… akcelerator, a ja, kurwa mać, nie mam pojęcia, co to za ustrojstwo. Generalnie zwala mi się na głowę mamut, naukowe zwroty, trzech nowych bohaterów, próba zamordowania jednego z nich przez ożywionego mamuta, pełno zawiłych, złożonych zdań, a to wszystko na połowie A4.
Aż muszę złapać oddech, bo aż mi gdzieś zwiał.
Ja rozumiem: chcesz zachęcić czytelnika głośnym wejściem; nie jesteśmy w podstawówce, zdarzają się zdania złożone i trudne słowa; wprowadzenie bohaterów też ważna rzecz; umieszczenie akceleratora cząsteczek i ożywienie mamuta w domu siedemnastolatka hej, fajna sprawa. Ale nie wszystko na raz. Proponowałabym zwolnić akcję w pierwszym rozdziale. Jest króciutki, a treściwy jak góralski posiłek i zawiły jak amazońskie liany. Pierwsza rzecz nie jest zła, a wręcz wymagana przy takiej ilości opisów, jaką posiadasz w SKZ, ale może odpuść nam na choć dwa pierwsze akapity i rozwiń się troszkę, odciążając tempo akcji i rozwijając zawiłości, treść od tego nie umrze, a czytelnik będzie się czuł mniej zaszczuty. Potem się do tego przyzwyczaja, ale ten początek był dla mnie bardzo traumatyczny. 
0,7/1

b) fabuła, akcja i oryginalność, logika tekstu
Fabuła w SKZ jest lekko poplątana i w pierwszej chwili tuż po przeczytaniu trudno cokolwiek o niej powiedzieć. Niektóre wątki wydają mi się, jakbyś je pisała na siłę, a niektóre to po prostu fabuła pretekstowa (a przynajmniej tak wygląda na chwilę obecną).
Narrację rozplanowujesz w bardzo dobry sposób, widać, że masz jakiś plan i się go trzymasz, a nie piszesz pod wpływem chwili. Dbasz o to, aby czytelnikowi nie zrobiło się zbyt monotematycznie, snując swoją historię z różnych perspektyw i w różny sposób (np. rozdział piąty). Bawisz się w swobodne zmiany perspektywy, co ułatwia Ci zachowanie wielu faktów w tajemnicy i ujawnianie ich, gdy masz na to ochotę. Ponadto rozszerzasz w tej sposób charakter postaci, stosując mowę pozornie zależną.
Przede wszystkim zastanawiam mnie motyw otwartych domów, jakie prowadzą Twoi bohaterowie. O ile u Linda możesz sobie na coś takiego pozwolić, bo jego tata pracuje (może wspomnisz: gdzie? Wychowuje syna sam, mają dom, a on może sobie pozwolić na luźne, samotne życie swojego syna  na pewno zamawia żarcie, a nie gotuje   a w dodatku na dragi? Kim jest z zawodu, że tak dużo zarabia?) i generalnie chłopak to popierdolony, zaćpany ekscentryk (choć i w jego przypadku nie do końca wierzę w to niezamykanie drzwi na noc), ale Mort, poukładany, naukowy Mort wpuszczający kogoś do domu i pozostawiający go bez nadzoru? Mort, który na karku ma niepracującą mamę i tatę-gdzieś-tam (jego rodziców nie wkurzają pałętający się po domu obcy ludzie? Syfiący gdzie popadnie Lavi? Palący Lind?)? Czemu mama Morta pojawia się tak rzadko? Mieszka tam czy nie? Co z jego tatą: żyje jeszcze czy tylko egzystuje nie-wiadomo-gdzie i chodzi do opery? Z wzmianek w którymś rozdziale, że mama Morta wżeniła się do bogatej rodziny jego taty i że ten poszedł raz z nią do opery, wnioskuję, że tak, ale strasznie go mało jak na opisy akcji, które w znacznej ilości dzieją się u Morta w domu.
Dalej przejdźmy do wampirów. Zagmatwałam się w tym już pięć razy i średnio wiem, o co w tym wszystkim chodzi, bo więcej czasu poświęciłaś opisowi pocieszania Kostka niż logicznemu i przejrzystemu przekazaniu faktów, o których istnieniu możemy wiedzieć. Materializuje mi się gdzieś, że Mort był śledzony przez wampira, który był śledzony przez Kostka. Nie wiem, czemu wampir śledził Morta, nie wiem, jak Mort się domyślił, że jest śledzony przez innego wampira niż przez Kostka, nie wiem, po co wbił szpilkę w kukiełkę Kostka, ale walnęłaś nam jakiś pseudofilozoficzny wykład „  Jak wpadłeś na to, że było nas dwóch? zapytał cicho, zwracając twarz w kierunku Williamsa. 
To była tylko teoria i to całkiem świeża przyznał zmęczonym tonem Mort. Po co syrena miałaby przepłynąć kilka kilometrów pod prąd, by pojawić się w zupełnie obcym środowisku? Tak samo, wampir, opuszczający swoją ojczyznę, w której zgodnie z prawem był niemal całkowicie bezkarny, by polować na zwykłego dzieciaka w kraju zdecydowanie nieprzychylnym krwiopijcom kraju… musiałby być naprawdę szalony. 
Nie jesteś zwykłym dzieciakiem, Mortimerze. 
Tak zgodził się nieskromnie Mort. Ale ty o tym przecież nie wiedziałeś. Przez cały czas chodziło ci o kogoś innego. 
Gdyby okazało się, że nie masz racji… błąd mógłby cię kosztować życie, nieprawdaż? 
Mort uśmiechnął się lekko.
Myślisz, że voodoo praktykuję w ramach hobby? Nie było żadnego ryzyka.”, który mi NICZEGO nie mówi. Totalne zero zrozumiałam z tej wymiany zdań. Ale być może jestem zbyt tępa. Chyba powinnam w tym momencie dojść do jakiegoś wniosku albo może ta rozmowa powinna mi coś rozjaśnić, ale wątek w moich oczach rośnie coraz bardziej pod wątek pretekstowy, ponieważ go nie rozumiem. Wygląda jak kiepsko przemyślany zapychacz i odciągacz od głównego motywu cyberżuczków.
Idąc dalej, przechodzę do głównego, cyberżuczkowo-Robinowego tematu. Zacznę od tego, co mi się nie podoba: że te żuczki tak sobie swobodnie wiszą na cudzych ramionach i nikt niczego jeszcze nie spostrzegł. Nikogo nie zastanowiły metalowe, małe gówna przyczepione do skóry nastolatków.
Dziwi mnie porwanie Amber. Lavi podszedł do niej, przerzucił sobie przez ramię, a ona, milcząc, trochę się poszamotała i tyle. Chłopak swobodnie przeniósł porwaną przez pół miasta do domu Morta i nikt się nie zainteresował, że niesie Amber bez jej woli. Aha.
Wybitnie spodobało mi się odciążenie marysuizmu bohatera: pojawienie się Robina i uwolnienie Morta od obowiązku bycia „szklistym-zajebistym” naukowcem, który w pojedynkę rozgryza kogoś z góry, a w dodatku jeszcze znajduje przez przypadek mnóstwo wskazówek, dodało historii kolorów. Tak, to stanowczy plus.
Trochę niewykorzystanym potencjałem wydaje mi się SKZ, bo się pojawił i znikł.
Podoba mi się gospodarowanie faktami: Lind często przesiaduje na cmentarzu, a zaraz Mort wspomina, że dredziarz znika na długie godziny i nie mówi, gdzie idzie. 
Sam motyw zmarłej matki zrobił na mnie dobre wrażenie, ale ukazałaś go trochę zbyt kiczowato jak na Lida. Rozwinę tę myśl niżej, w opisach.
Trudno mi na chwilę obecną powiedzieć coś jeszcze, bo rozdziały są krótkie, wątków prowadzisz wiele, nie wszystkie są w moim odczuciu dobrze poprowadzone (uwagi zawarłam wyżej) i generalnie na razie pojawił mi się jedynie zarys, co może się zdarzyć.
Ale podoba mi się, że tworzysz to inny sposób, nie dokładasz swojej historii taką małą ilością opisów, a dość dobrze radzisz sobie z panoszącymi się dialogami i mniejszość opisową zmieniasz w plus tej powieści. Cały tekst jest niespotykany i choć kojarzy mi się z Artemisem Fowlem, raczej nie mogę zarzucić mu braku oryginalności. Wplatasz w główną fabułę dużo śmiesznych teorii.  
Miłe okazało się również znalezienie fragmentu z Ziemiańskiego, lubię takie smaczki. Jeśli Achaję czytałaś, dla ciekawostki odsyłam Cię do Anthony’ego de Mello, do książki Śpiew ptaka, historyjki pod tytułem Ciągła świadomość.
Akcja pędzi trochę za bardzo, bo w niektórych rzeczach się gubię, ale liczę na to, że po powyższych uwagach uda Ci się rozwiać moje wątpliwości. 

No, może kiedyś, gdyby naszła go ochota na badanie plejstocenu, ale obecnie miał dużo poważniejsze problemy na głowie.  nie rozumiem?
Miała to szczęście, że udało jej się wżenić do bogatej rodziny i żyła w przeświadczeniu, że jej małżonek zainteresował się nią tylko dzięki urodzie. to brzmi, jakby miała szczęście, bo żyła w przeświadczeniu, że jej mąż ożenił się z nią tylko dla jej ładnego tyłka. 
Chwilę przyglądał się młodzieńcowi, po czym doszedł do wniosku, że jeśli ktoś jest blady, posiada długie, ciemne włosy związane w koński ogon i nosi ubranie rodem z XIX wieku, musi być gotem. Lind nie miał nic przeciwko gotom, zwłaszcza jeśli nie przejawiali agresywnego zachowania. A ponieważ tajemniczy chłopak po prostu stał przy bramie, Stravinsky z góry założył, że przybył w celach pokojowych.
 Cześć  zagadnął, podchodząc bliżej nieznajomego.  Czekasz na kogoś? 
Młodzieniec drgnął i spojrzał na Linda. Jego tęczówki miały dziwny, jakby burgundowi odcień. „Soczewki”, pomyślał Lind, „czyli jednak got.”  nie zauważyłam w tym fragmencie, aby Lind zastanawiał się nad jakąkolwiek inną opcją niż got. 
9,5/12


c) opisy i kreacja świata
Opisy są rzadkie. Bohaterów zarysowałaś raczej jak szkic psychologiczny, co do reszty to wiem, jakie mają fryzury. Spodobał mi się opis Robina, krótki a mocno zapadający w pamięć. Łatwością może tu być duża charakterystyczność wizualna bohatera, ale miło by było, aby wygląd każdego tak zapadł w pamięć, a nie tylko Robina. Bo na razie wyobrażam sobie ich fryzury i nic więcej, a trudno przez to sobie zobrazować akcję (idąca ulicą głowa z dredami?).
W opowiadaniu przeważają raczej dialogi i opisy akcji, lecz to pewien jego urok. Powinnaś mocniej konkretyzować zdania, aby to zdało egzamin. Zrezygnuj z chodzenia wokół tematu i postaraj się za pomocą jak najmniejszej liczby ozdobników poruszyć naszą wyobraźnię w jak największym stopniu.
Nie skupiaj się na każdym pomieszczeniu, ale np. laboratorium czy pokój Morta zarysuj wyraźniej. Po co Ci dokładny jak na postać drugoplanową opis problemów matki, skoro nie wspomnisz nawet o tym, co na tyłku ma Twój szalony naukowiec albo czy ten jego cholerny ojciec jeszcze dycha (raz pojawiła się wzmianka, że pan Williams poszedł do opery, mhm, no i raz, że wybył z domu, MHM). Opisujesz rzucanie balonów z wodą w Morta i moczenie jego ubrań, ale nie możesz przy okazji dorzucić teoretycznie błahego „jego dżinsy będą schnąć na nim do jutra!”, bo to taki problem.
Wyposaż swoje opowiadanie w więcej takich elementów jak: „Przed bramą zacnej placówki edukacyjnej stał młody chłopak. Był raczej niski, blady niczym kartka papieru i specyficznie ubrany. Linda od zawsze charakteryzowała pewna niechęć do żabotów i fraków. Z niewiadomych powodów kojarzyły mu się z komunizmem – pewnie miało to coś wspólnego z jego żałośnie niską wiedzą historyczną.”  dyskretnie zignoruję tę sztampową białą kartkę papieru i przejdę do tego, co mnie interesuje bardziej: w niecałych pięćdziesięciu wyrazach ujęłaś miejsce akcji, stosunek do miejsca akcji, wprowadziłaś nowego bohatera, dopowiedziałaś co nieco w kwestii starego bohatera (jego niechęć do żabotów i fraków), ukazałaś skojarzenia Linda i jego słabość (historię). Do tego zdania nie składały się z tysiąca wtrąceń i dopowiedzeń, ja się nie zagubiłam i zacnie wyobraziłam sobie opisaną przez Ciebie scenę. 
Opozycją do tego są kawałki typu: „pokazał Mortowi bardzo obsceniczny gest”. Jaki? Jakby w kontrze, ten fragment nie obrazuje mi niczego. 
Najmocniejszą częścią tekstu są reakcje bohaterów. Nie należą do najbardziej szczegółowych, bo opisów nie ma wiele, ale jest ich tyle, ile powinno być i obrazują tyle, ile potrzeba przy powieści o takiej treści.

Odniosę się teraz do końcówki piątego rozdziału. Przedstawiasz go głównie z perspektywy Laviego, który średnio twardo stąpa po ziemi i ma tendencje do dziwnych rozkmin. A Ty, aby poinformować nas o śmierci jego matki, zaznaczasz pogodę na cmentarzu. Pierwsze, co mi przyszło do głowy w Lindowym charakterze, gdy się nad tym zastanawiałam, to było zainteresowanie się tymi czerwonymi robaczkami cmentarnymi. A to tylko jakaśtam sugestia, możesz wymyślić coś naprawdę głupiego. Tu możesz popisać się groteską: napisać to tak, aby wywołało w nas rozbawienie z powodu toku rozumowania Linda, a jednocześnie zasmuciło, kiedy sobie uświadomimy, co to oznacza  że Lind znajduje się na cmentarzu i gada do grobu.

Co do świata przedstawionego, przedstawia się ładnie. Gdzieś tam mimochodem wspomniałaś o tym, że chłopacy mieszkają w domach, gdzieś tam zaznaczyłaś, że w mieście znajduje się kino, zatem można wnioskować, że takie największe zadupie to z tego nie jest. Trochę głupieję w przypadku wielkości miasta: z jednej strony postawiłabym na coś raczej średniego, w okolicach pięćdziesięciu tysięcy mieszkańców, a z drugiej strony zastanawia mnie, jak to możliwe, że Lavi przybył na telefon Morta tak szybko. Przypadek? Czy miasto jest aż tak małe?
Pokusiłaś się nawet o charakterystykę uczniowskiego społeczeństwa i podział ich na grupy. Ukazałaś nam nawet szkolne przesądy i zwyczaje! Super, super.  
Bawisz się też w łączenie świata realnego z fantastycznym. Może jednak pokusisz się o wprowadzenie jakichś zasad? Bo u Ciebie po ulicach pałętają się dziwne stworzenia, na Morta poluje wampir, u Linda w wannie pluska się syrenka, Williams ma w piwnicy akcelerator cząsteczek, którym ożywia mamuta i to wszystko wydaje się czymś… zwyczajnym. Ale ja nie znam zasad. Świat opiera się na zasadach. Twój wygląda jak zmieszana kupa fajnie brzmiących szczególików, które wymiędliłaś ze sobą i pacnęłaś na płótno malarskie… a zapomniałaś go zagruntować. Pomyślałam sobie trochę o tym, jak możesz to wpleść w opowiadanie, nie zabijając nas długimi opisami. Przyszedł mi do głowy pomysł lekcji historii. Mogłabyś tu zamieścić przy okazji jakieś obserwacje na temat tego, ile osób w klasie ma cyberżuczka na ramieniu, stosunek Linda do zajęć, zachowanie Laviego w klasie, co nieco o SKZ, kolejne uczniowskie zachowania i zwyczaje i co najważniejsze  trochę faktów. Gdzieś w tle prowadzona lekcja historii daje Ci pole do popisu w postaci zobrazowania nam, na czym opiera się Twój świat i jak to się stało, że wcisnęła się do niego fantastyka  tu tak od zawsze czy doszło do tego wskutek jakichś zmian prawnych w państwie? 
6/8


d) dialogi
Z kwestii technicznych: zapis dialogów poprawny, myślnikowy, z akapitami.
Z kwestii praktycznych, zacytuję siebie z moich notatek:
„Trochę przeszkadza mi sposób mówienia Twoich bohaterów, a raczej ten sztywny podział na trzy grupy:
x  filozoficzne wykłady z elementami naukowymi
x  wulgarne kłapanie japą
x »gdzie ja jestem, kim ja jestem?«, czyli brednie niepewnie stąpających po ziemi bohaterów.
Nie ma osób pośrednich.”
Jeśli nie wrzucisz w tekst paru przekleństw, Lavi średnio się wybija z towarzystwa. Najłatwiej rozróżnić Linda od Morta. Wspominałaś gdzieś w treści o rzekomej archaicznej mowie Kostka. Mogłabyś ją uwypuklić, stworzyć większy kontrast.
Jakoś w tej komedii cichną Ci charaktery postaci w dialogach. 
Zastanawia mnie również gramatyka Morta. Taki z niego geniusz, a myli deklinację przy przeczeniu i robi gafy typu:
To ta firma, u której zgłosiły się cheerleaderki. Sprawdzamy? zgłaszamy się do kogoś, nie u kogoś. 
W takim razie musiała płynąć pod prąd bez przerwy przez dobre kilka godzin[…] dobrych.
2/3

e) styl i klimat
Przede wszystkim ten tekst to kopalnia innych, Twoich zwrotów. Przeciwnie do tekstu o Ranulfie, czuć tu Twoją obecność i indywidualność. To miłe, bo nie odnoszę wrażenia, że czytam coś, co już było. 
Pojawiają się nadużycia – szczególnie zwroty typu „a ponieważ”, „niestety” lub zwykłe powtórzenia.
Nie myśląc o tym, co robi, pacnął gniewnie otwartą dłonią w trąbę zwierzęcia. Mamut nie odebrał tego gestu jako przyjacielskiego – spojrzał gniewnie na człowieka i sapnął głośno.
Mortimer uśmiechnął się w wyjątkowo paskudny sposób, jak na siedemnastolatka. Bowiem to, co powoli wylęgało się w jego wyjątkowo zdeprawowanym umyśle, nie miało nic wspólnego z demokracją. nie uważam tego powtórzenia za ładne ani tym bardziej nadające tekstowi wartość artystyczną. 
Mortimer w skupieniu klęczał nad kupką kości mamuta, próbując nadać im pierwotny kształt zgrabnego szkieletu przewlekał cieniutki drucik przez kręgi szyjne zwierzaka, próbując sobie przypomnieć, jak eksponat wyglądał kilka dni temu, czyli zanim został nieszczęśliwie wskrzeszony przez szanowną panią Williams.
Myśl ta trochę go zasmuciła, więc aby czym prędzej wybić ją sobie z głowy, wepchał sobie całą garść czekoladowych chrupków do gardła. (Umieścił je od razu w gardle, bez przeżucia? Chrupek, nie chrupków).
Dla Laviego był to jasny sygnał, że to Williams próbuje nawiązać kontakt. (…próbę nawiązania kontaktu podejmuje Williams?)
Sama myśl o tym sprawiła, że była pomponiara niemal utopiła się we własnych łzach. Co za poniżenie – żeby ona, królowa szkoły, była na łasce takiego frajera?
Było już późno. Mort w drodze ze szpitala do domu zdążył już potknąć się czternaście razy o nierówny chodnik i dwa razy wpaść na latarnię ale, do diabła, myślał tak intensywnie, że ledwo widział to, co miał przed sobą!
Ktoś był istotą płci męskiej, miał roztrzepane, rude włosy, dwubarwne tęczówki i lekko spiczaste końce uszów. Odziany był w dziwny, soczystozielony frak. (Sugerowałabym rozwinąć, jakie barwy rozumiesz przez słowo dwubarwne).
Jest zimno, ale nie mogę umrzeć. Jesteś cały czas o krok przede mną, ale nie ważne, jak się starasz, nigdy ci się nie uda. Ponieważ ty nigdy nie będziesz mógł być […]
Po prostu któregoś dnia stanął na amerykańskiej ziemi i najwidoczniej postanowił się tu ostać.
Lindowi trochę szkoda było marnować tak uroczy poranek na wyprawę do szkoły, ale obiecał tacie, że będzie chodził do szkoły chociaż trzy razy w tygodniu.

Słownictwo nie powala ani nie miażdży (jak to ostatnio mają w zwyczaju autorzy natchnionych dzieuek), jest takie, jakiego można by się spodziewać czy wymagać od Ciebie – bogate.
Możesz się jednak postarać mniej międlić ten cholerny czasownik być, np.: Korony drzew były nabrzmiałe od różnych odcieni pomarańczy i Mort z irytacją pomyślał, że dotychczas pogodna pora roku niebawem stanie się kotłem pełnym błota i deszczu. nabrzmiały lub nabrzmiewały.
Błędy stylistyczne raczej się nie zdarzają. Tekst jest dzięki temu płynny, nie wybijasz czytelnika z rytmu. Dodatkową lekkość nadajesz historii poprzez utrzymywanie ciągłego, lekko ironicznego nastroju.
Nie maltretujesz już tak tego wielokropka (choć pojawiają się nadużycia rozdział dziewiąty, przedostatni fragment), ale napięcia… nie ma? Tekst sunie do przodu i nie odczuwam żadnej nutki grozy, żadna zagadka nie materializuje się w tle tak, żebym nie mogła doczekać się rozwiązania, najbardziej sztampowe chwile, w których napięcie mogłoby się pojawić (np. tuż przed pożarciem Forda), sprowadzasz do pluszowego dialogu między Kostkiem a naszym pijaczyną, a w mniej sztampowych sytuacjach też po nie nie sięgasz. Spodobał mi się jeden kawałek – niestety dość króciutki  w którym udało Ci się mnie naprawdę skonsternować i zainteresować: Nie, pamiętam przecież. To było tak dawno, ale widzę to, jak przez mgłę. Kiedy ja mówię: „nie!”, a on ulega. Byłem wtedy sam? Głupota, wtedy jeszcze miałem ich wszystkich. Teraz jestem sam. Nie ma nikogo przy mnie i to przestało już nawet boleć.
Jest zimno, ale nie mogę umrzeć.
Jesteś cały czas o krok przede mną, ale nie ważne, jak się starasz, nigdy ci się nie uda. Ponieważ ty nigdy nie będziesz mógł być lepszy niż oni, tak długo, jak stanowisz ich część. A wiem, że nie znajdziesz w sobie dość siły, by odejść.
Znajdę cię i wypatroszę, choćbym miał przez to zginąć. Reszta jest albo wykonana kiepsko, albo zbyt sztampowa, aby mogła mnie ruszyć (np. kroki za Mortem w rozdziale szóstym). Ten fragment też nie jest majstersztykiem. Opiera się głównie na czasowniku miećbyć
Klimat utrzymujesz raczej żartobliwie tajemniczy, ale te żarty w ostatnich rozdziałach wychodzą Ci jakieś takie… słabe. Jest mało śmiesznie. Odnoszę wrażenie, jakbyś za bardzo chciała wymyślić coś śmiesznodziwacznego, przez co wychodzi Ci przesadzony wątek/element, który w efekcie mnie nie bawi.
Zabaw się mocniej groteską, bo masz ku temu predyspozycje i ładne pole do popisu w tym tekście. 
5,5/7

f) bohaterowie
Z drugoplanowych postaci mamy przerysowaną mamuśkę Morta, ukazaną nad wyraz dokładnie jak na ilość tekstu w SKZ i jak na postać drugoplanową. Wychyla się też z oddali Robin-przypominajek, który mnie strasznie intryguje i interesuje. Amber-która-nie-ma-wyglądu to postać mdła, prawie bez charakteru i jakaś taka sztampowa. Ale tu chyba chciałaś zastosować przerysowanie cheerleaderki, ja niestety nie łapię tego rodzaju humoru. Niemniej jednak to pod kątem kreacji najgorsza postać.
Wygląd głównych postaci mogę omówić w jednym punkcie: wiem, jak prezentują się fryzury wszystkich prócz Kostka, wiem, jak wyglądają oczy tylko Kostka i wiem, w co się ubiera tylko Kostek.
Relacje między trójką Lind-Mort-Lavi są dość proste do podsumowania:
Lavi jest groźnym, wulgarnym łobuzem, który był kilka razy sądzony, ma wszystko w dupie i nikogo nie lubi, ale nie wiedzieć czemu pojawia się na każde zawołanie Morta, a nawet okazuje zaniepokojenie o niego! Mamy tu przykład hipokryzji bohatera i zgrywania twardziela. Linda Lavi ma raczej w dupie i wygląda na to, że raczej traktuje go z pobłażaniem, a Morta Lavi wykorzystuje, troszczy się o niego, lata za nim, pomaga mu i jednocześnie gnębi. Przypomina mi to lekko podchody dziewcząt i chłopców z podstawówki. Nie zdziwiłabym się, gdyby Lavi okazał się gejem i zakochał się miłością nieodwzajemnioną w Morcie. 
Mort to taki nastoletni geniusz-naukowiec, który ma kasę, który ma luz w domu, który jest mądry oh i ah. Troszkę śmierdzi marysuizmem, a astma jako przeciwwaga tych wszystkich plusów w jego charakterze wygląda komicznie, ale na szczęście odciążyłaś go jeszcze działaniem Robina.
Oczywiście dzięki swojej nadprzyrodzonej inteligencji bawi się w psychoanalizy swoich przyjaciół, rozgryza zagadkę dwóch wampirów, nie radzi sobie emocjonalnie, bo emocjonalnie jest zacofany (co jest cechą sztampową dla naukowców)… Nie wygląda on realistycznie. Mimo tego Robina, tak czy siak wychodzi Ci bohater, który ma wszystko przez przypadek, jest charakterystyczny, a nie z charakterem. 
Z niewyjaśnionych przyczyn olał zadanie od Robina i skupił się na wkurzaniu się na baraszkującego z syrenką Linda oraz beczącego i pałętającego się pod nogami Kostka. Laviego traktuje mocno z góry i wykorzystuje jako mięśniaka (ochrona, porwanie Amber) i niekiedy też się go boi. Nie wszystkie jego działania są dla mnie logiczne (nagłe pozostawienie sprawy cyberżuczków, zamiast zaciekawienia ma na co dzień satyry, ożywił mamuta, a on porzuca tajemnicę urządzonek przez pojawienie się nadprzyrodzonego Robina?), niektóre strasznie przewidywalne (np. w scenie z śledzącym go wampirem NN i wampirem Kostkiem). 
Podoba mi się, jak formułujesz przeżycia wewnętrzne Morta za pomocą mowy pozornie zależnej te akurat wychodzą zgrabnie i realistycznie.
Lind to moja ulubiona postać. Jest prosto myślący, ma dobre serce, a przede wszystkim emanuje z niego szczerość i prawdziwość. A piać z tym, że facet nie ma wyglądu, wyściskałabym go najchętniej. Oprócz ukazywania jego cech charakterystycznych, uzupełniasz go też o elementy wypełniające: ma przeszłość, problemy, swoje zwyczaje, swoją inną rodzinę (różnych bezdomnych! XD), nieukazywane tęsknoty i tajemnice, dziwne rozkminy (czy mamuty idą do nieba?) oraz zwyczajne, codzienne, życiowe ubytki: np.: śmiało można go nazwać najgorszym historykiem tego stulecia. Wydaje się być po prostu ludzki, żywy, namacalny: taki jak każdy z nas.
Kostek, drażniący mnie niemiłosiernie stwór, to bohater jak na razie o budowie dualistycznej: smutny, roztrzęsiony, niedojrzały gówniarz, a z drugiej strony wyrachowany, konkretny zabójca (który chce nieść dobro…?). Ukazujesz jego dwie twarze. To bohater, który ma tajemnicę. Nie wiadomo, czy tylko przed chłopakami zgrywa takiego zagubionego, rozryczanego gówniarza, czy może ma jakieś rozdwojenie jaźni (?), ale zapowiada się zacny charakter i MAM NADZIEJĘ, ŻE GO NIE ZEPSUJESZ. (Borze, jak ja nie lubię tego mówić, mam wrażenie, że to Autorom przynosi pecha).
Ogólnie rzecz biorąc, postacie są raczej namacalne i wychodzą żywe, różne charakterologicznie i spójne w działaniach i myślach. Dziwi mnie, że operujesz żywymi tylko mężczyznami, a z dziewcząt robisz parodiowe kukiełki: rozhisteryzowaną na punkcie swojego wyglądu matkę Morta lub dbającą najbardziej w świecie o reputację Amber, ale to w sumie Twoja sprawa, czy z treści zionie gender, czy nie. Mnie osobiście to trochę odrzuca, że facetom starasz się nadać charakter, a wszystkie kobiety to rozchichotane laleczki patrzące tylko na to, co ktoś inny o nich pomyśli. 
Dziwi mnie trochę spora aseksualność Twoich chłopaków, szczególnie u Laviego.
8/10

g) estetyka i kompozycja
Literówki naprawdę sporadyczne, brak podwójnych spacji czy sklejek, tekst wyjustowany, pojawiają się wcięcia akapitowe…
1/1


Poprawność (3,8/5)
Często zdarzają Ci się błędy gramatyczne w przypadku deklinacji w przeczeniach: po przeczeniu stosujemy dopełniacz. Przykład: drugi cytat w punkcie „przecinki”.

Mortimer, pokręciwszy z dezaprobatą głową, poprawił przekrzywione okulary. — zasady stawiania przecinka w przypadku imiesłowów. 
„Zarówno  imiesłowy przysłówkowe współczesne jak i uprzednie oddzielamy przecinkiem zawsze, nie zważając na interpretację jego funkcji w zdaniu.
Zakończywszy rozmowę, udałam się do swojego pokoju.
Podałem mu ostry nóż, zastanawiając się nad jego zamiarami.
Wyjątkami są imiesłowy uprzednie, które mają inne znaczenie niż to pierwotne, np.: imiesłów uprzedni „wyjąwszy”, gdy występuje w znaczeniu „oprócz”. Wtedy przecinek pomijamy.
Wyjąwszy krzesła wszystkie meble pomalowałam na kolor agrestowy.”
Fakt, że przegapiał właśnie sprawdzian z chemii, nie miał z tym nic wspólnego.zasady stawiania przecinków w obrębie zdania złożonego współrzędnie.
„[…] przed każdym zdaniem podrzędnym widnieje przecinek, a gdy znajduje się ono między dwoma częściami zdania nadrzędnego, przecinek znajduje się nie tylko przed zdaniem podrzędnym, ale i po.”
Zwłaszcza, że wpadając do klasy, naraziłby się na stres w postaci wściekłego, parskającego śliną nauczyciela, a ponoć młodzież w wieku dorastania powinna unikać tego typu nieprzyjemnych sytuacji. — imiesłowy wydzielamy jak wtrącenia lub zdania podrzędne: i z tyłu, i z przodu.
Właściwie, formę przybrał całkiem niewinną, bowiem wyglądał dokładnie jak Lind Stravinsky, z którym Lavi chodzi na chemię. — czemu nagle czas teraźniejszy? Chodził.
Z tego też powodu wielce martwiła ją potargana, blond czupryna syna: uważała ją za zdecydowanie zbyt kontrowersyjną, jak na młodego dziedzica. — z pierwszego przecinka należy zrezygnować, gdyż przymiotniki nie są jednorodne: blond dotyczy koloru, zaś potargana ułożenia włosów. Z drugiego przecinku sugeruję zrezygnować, gdyż traktowanie go jako dopowiedzenia niepotrzebnie usztywnia zdanie.
Lavi wzruszył ramionami i zabrał się za akcję poszukiwawczą kaloryfera, albo jakiegokolwiek innego źródła ciepła. — przed niepowtórzonym spójnikiem albo niewprowadzającym zdania podrzędnego nie stawiamy przecinka.
[…](ale, bądźmy uczciwi wobec naszych chłopców: to nie był reflektor, tylko zwykła biurkowa lampka). — ten przecinek w celu…?
Na samym końcu pomieszczenia, w miejscu nieoświetlonym przez lampy, ni promienie słoneczne, znajdowała się Strefa Śmierci. przed niepowtórzonym spójnikiem ni niewprowadzającym zdania podrzędnego nie stawiamy przecinka.
Kiedy Mort wyjaśniał Lindowi, że może w końcu wyjść spod stołu, zaczął się zastanawiać, jak poinformować przyjaciela o różnicach pomiędzy zabiegiem obrzezania, a kastracji i prawdę powiedziawszy, nie miał pomysłu. — przed niepowtórzonym a w znaczeniu i nie stawiamy przecinka.
A potem ze zdziwieniem zauważył, że jest po prostu wkurzony i zaczął się zastanawiać, dlaczego. — zasady stawiania przecinków w obrębie zdania złożonego współrzędnie.  
„b) pomijanie przecinka przed spójnikami wprowadzającymi zdanie podrzędne, które pozostają w domyśle:  
Wiem kto. (= Wiem,  kto TO JEST.)
Nie powiedziała mi jak. (= Nie powiedziała mi, jak TO ZROBIŁA.)
Zgadłem kto. (= Zgadłem, kto TO ZROBIŁ.)”
Z całej trójki tylko Lind posiadał prawo jazdy, więc chcąc, nie chcąc, musieli go również zaangażować w tę czynność o charakterze niewątpliwie kryminalnym. — w obrębie zwrotu chcąc nie chcąc nie stawiamy przecinka.
Świadomość, że przedzierał się przez tę piekielną ulewę tylko po to, by pooglądać efekt piętnastu minut pracy nożyczkami, trochę go rozeźlił. — rozeźliła.

Wydają się wręcz idealni do roli wujków, a ci z kolei zostali umieszczeni na rzeczoną listę w siódme urodziny Laviego, kiedy to okazało się, że żaden nie przyniósł fajnego prezentu. — „zostać umieszczonym” stosujemy w połączeniu z miejscownikiem: na rzeczonej liście.
Lavi wywrócił oczami i już miał przejść nad Lindem, celem udania się w przysłowiowe „świzdu-gwizdu”, kiedy Pech obnażył swoje prawdziwe oblicze. — nie kojarzę jakoś PRZYSŁOWIA, które zawiera zwrot „świzdu-gwizdu”.
Mort kopnął pudło, z satysfakcją obserwując, jak sunie do drugiego kąta pomieszczenia, po czym wykonał efektywny piruet. — efektywny: «dający dobrewyniki, wydajny»; efektowny: «zwracający na siebie uwagę oryginalnością,pięknem».
A na dodatek cholerny Lind wiecznie pałęta się nie wiadomo gdzie — od kilku dni przepada na długie godziny i nawet nie czuje się w obowiązku wyjaśnić, co się z nim dzieje! — czemu nagle przeszłaś na czas teraźniejszy? 
Bezsenność zmuszała go do rozmyślania na różne tematy, a ponura atmosfera skierowywała jego wewnętrzne monologi na stanowczo nieprzyjemne tory.
Nie brał udziału w żadnym programie wymiany, zresztą, wszystko wskazywało na to, że jego pobyt w kraju nie był do końca „legalny”. 

Pozostawało jej tylko z wolno posuwać się naprzód.
Nazajutrz dzień wydawał się całkiem zwyczajniey.
Tak samo, wampir, opuszczający swoją ojczyznę, w której zgodnie z prawem był niemal całkowicie bezkarny, by polować na zwykłego dzieciaka w kraju zdecydowanie nieprzychylnym krwiopijcom kraju…


Dodatki (3/5)
Całkowicie nie rozumiem sensu istnienia zakładki bohaterowie. Linki prezentują się ładnie wizualnie, jestem pod wrażeniem! Aż mnie teraz ciekawość zżera, cóż to za sposób dekorowania tekstu... Wracając, są posegregowane, ale mogłyby się otwierać w nowych oknach. Dzięki temu nie opuszczałoby się Twojego opowiadania, klikając w odnośnik. 
Umieściłaś również opis siebie, który bardzo, bardzo, bardzo mi się podoba, bo te nudne Nazywam się Iksińska, jestem ironiczna, superspołeczna i taka imprezowa już mnie nudzą i cholery dostaję, gdy muszę czytać takie denne wypociny. 
Znalazłam też reklamę FBF, fajnie, fajnie. 
Zastanawia mnie, po co Ci spamownik, skoro posty możesz czyścić, lista ocenialni na KO ładnie sobie wisi, wszelkie informacje o nowych notkach można uzyskać poprzez obserwuj, a rozmowy z czytelnikami niedotyczące rozdziałów polecam prowadzić na gadu-gadu. 
Z dodatków, obok opisu, podobają mi się też kroniki, zacny pomysł. 


Dodatkowe punkty (5/5)
A masz. 


RAZEM uzyskałaś 54/65 punktów, co oznacza ocenę bardzo dobrą (5).

14 komentarzy:

  1. Trochę oszukałam, bo najpierw sprawdziłam, jaką dostałam ocenę, a potem czytałam tekst. Może nie powinnam, ale od wczoraj jestem cała w nerwach (i nawet moi kumple zaczęli się dziwić, że pierwszy raz dostałam PMS, bo gadać się ze mną nie dało - czort tam wahania hormonalne, ja się przejmuję smirkową oceną! xD).
    "Złoczyńcy" to trochę dziwaczne dzieło, bo jest w pewnym sensie eksperymentem i ćwiczeniem w jednym. Mianowicie, zabrałam się za pisanie komedii w najbardziej popapranym momencie mojego życia. Po prostu cała wena ze mnie uciekła, a ponieważ ja kocham pisać, nie mogłam sobie pozwolić, by dalej nie tworzyć. Wtedy przypomniałam sobie opowiadanie, które planowałam stworzyć dawno, dawno temu. Wydawał mi się idealny, bo był mało wymagający, w zamyśle wolny od dołujących treści i tak dalej. Wyszło trochę inaczej, niż przypuszczałam, bo bohaterowie, z założenia właśnie komediowi, przerysowani i właśnie "szablonowi", zaczęli mieć własne pomysły na własną osobowość. Ale zanim zacznę te egzystencjalne wywody, może odwołam się bezpośrednio do Twoich zarzutów (rany, jak to brzmi!).
    Rozdział pierwszy, który równie dobrze mógłby być prologiem, w obecnej formie w ogóle mi się nie podoba. Mnie samej czyta się ciężko i serio nie wiem, w jakim stanie byłam, jak to pisałam. Zabieram się za remont tego potworka już od dłuższego czasu i kurczę, nic.
    Ten fragment z odwiedzinami Kostka faktycznie się nadaje do przeredagowania. Mort był pewien jedynie tego, że: a) Kostek łaził za nim późną nocą, b) Kostek jest wampirem. Najlepszą obroną jest atak, dlatego też zdecydował się na potraktowanie nieszczęsnej kukiełki srebrną szpilką. Tutaj też pojawia się ta cecha Morta, którą on bierze za część geniuszu, a dla mnie (i chyba tylko dla mnie) jest jego przewrażliwieniem. Historia z syrenką nie miała tu chyba wiele do rzeczy, Mortimer po prostu się wystraszył, że Kostek mógł nie być wcale jedynym zagrożeniem. Williams, tłumacząc Negrescu swoją przezorność, próbował sprawiać wrażenie opanowanego i kierującego się chłodną logiką, ale chyba nietrudno zgadnąć, że był autentycznie przerażony zaistniałą sytuacją.
    To jest ta moja pięta Achillesa - z jednej strony, nie chcę traktować czytelnika jak idioty i wszystkiego pisać wprost, z drugiej brakuje mi tego "wyważenia", czyli ile mogę pozostawić w sferze domysłu. Na przykład Lind bardzo na tym ucierpiał, bo ludzie głównie interpretują jego postać jako naiwnego głupka, a szkoda.
    Wracając jeszcze do Morta - myślę, że aspołeczność jest nie tyle cechą sztampową, co charakterystyczną dla geniuszy. Niekoniecznie wynika z ich usposobienia (chociaż w przypadku Mortimera, jak najbardziej), bo nawet przyjaźnie nastawiony do świata jajogłowy po prostu nie potrafi pokonać bariery komunikacyjnej. Wydaje mi się jednak, że większy problem, jeśli o jego wady chodzi, stwarza mortowe znerwicowanie i ogólna niechęć do przeciwności. Jako zadeklarowany przyszły dyktator powinien iść po swoje po trupach, a tymczasem samo pojawienie się Robina zniechęciło go do dalszych działań.
    Fenomen nadnaturalnej szybkości Laviego jest łatwy do wyjaśnienia - młodzian przypadkiem się po prostu włóczył niedaleko. Też to będę musiała dopisać, bo faktycznie można by mieć wątpliwości.
    Co do Laviego, sama mam ciągle wątpliwości co do jego kreacji. Należy do tych ludzi, którzy zanim kogoś polubią, muszą się owym ktosiem zainteresować. Owszem, w sprawy SKZ jest zaangażowany bardzo, chociaż może sam nie zdaje sobie z tego sprawy. Zanim zapoznał się dokładniej z Mortem (i, chcąc nie chcąc, Lindem) był typowym wandalem, który w kolejne konflikty z prawem wchodził z nudów. Chyba w jego podświadomości utożsamił sobie Morta z nowym, interesującym życiem, stąd też taka "troska" o niego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad Lindem najmniej się zastanawiałam, bo to ta konkretna postać, którą się po prostu czuje. Zawsze wiem, co ma powiedzieć i jak się ma zachować, co z resztą pozytywnie odbija się na tym, jak go odbierają czytelnicy. Jest też najłatwiejszy do poznania, bo on sam nie ma "mentalnych kompleksów", nie wstydzi się własnych emocji i mówi, co myśli.
      Odkryłaś moją wielką słabość - ja po prostu nie lubię pisać o kobietach. Poza tym, duża ilość pań w opowiadaniu tworzy warunki przyjazne romansom - wystarczy, że jakiś mój "chłop" dogaduje się z panną, a wszyscy wróżą im rychły ślub. Nawet Amber, która jest postacią nawet nie tyle drugoplanową, co epizodyczną (już raczej nie zamierzam się z nią męczyć) została przypisana wszystkim panom po kolei (prócz Linda, co jest nieco zastanawiające).
      Rodzinie Morta poświęcę jeszcze sporo uwagi, ale to jeszcze nie czas. Chwilowo ich nieobecność nie powinna dziwić - w końcu pieniądze rzadko kiedy zbliżają rodzinę, każdy ma dość środków, by we własnym zakresie realizować swoje zainteresowania.
      Kurczę, w mojej wyobraźni Lavi pakował Amber do samochodu, ale tym samym w porwanie należałoby zaangażować Linda, czyli jedynego szczęśliwego posiadacza prawa jazdy. Kiepska sprawa, pomyślę jeszcze nad tym.
      Na koniec jeszcze poruszę kwestię Kostka. Nawet nie wiesz, jak BARDZO SIĘ CIESZĘ, że z tak niewielką ilością informacji odczytałaś fundamenty jego osobowości. W głowie jego usposobienie rozwinęłam sobie tak bardzo, że sama nie wiem, jak sobie poradzę z oddaniem tego w opowiadaniu. Pewnie klops jednak wyjdzie, ale ciągle walczę. xD
      Pewnie o połowie rzeczy zapomniałam, ale jak tylko wrócę do domu, dopiszę to, co mi z głowy wyleciało. A potem czeka mnie poprawianie, o rany, aż się mój wewnętrzny leń przeląkł.
      Tak czy inaczej, kłaniam się nisko i dziękuję za wspaniałą i pomocną ocenę. :D

      Usuń
    2. Rany, przepraszam, smirku, że tak się rozpisałam. XD Nie dość, że tyle siedziałaś nad oceną, to jeszcze taki toporny tekst Cię czeka!

      Usuń
    3. Hihihi, zastanawiałam się, czy wczoraj nie zapytać, czy gryziesz pazurki z niecierpliwości, a potem Ci powiedzieć: a ja mam napisaną ocenkę, ale jej jeszcze nie opublikuję!, ale się powstrzymałam. :D

      Pierwszy rozdział w porównaniu do późniejszym jest w ogóle strasznie krótki. Wiem, że zwykle tak się dzieje, że później rozdziały przybierają na wadze, ale Twoje urosły o średnio trzysta, czterysta procent. Mała ilość tekstu => mniej sytuacji, w których autor coś tłumaczy => niepewne podstawy świata => zagmatwanie czytelnika.

      Nadal nie bardzo wierzę w Morta i jego przewrażliwienie, ale to pewnie jeden z tych motywów, które muszę przeczytać, a nie dowiedzieć się, o co chodzi, ze streszczenia. Czasem tak mam.

      Hm, głupkiem może Linda i bym nazwała, a może dokładniej - niedouczonym. Ale naiwny? Wiara w ludzi i brak przykładania wagi do wartości materialnej, które prowadzą do całkowicie luźnego i pozbawionego zmartwień pod kątem kradzieży życia, to nie musi od razu być naiwność! Nie należy bohaterów oceniać własną miarą... Martwi mnie jedynie, że on w ogóle nie przejmuje się możliwością utraty życia w nocy. Ktoś może sobie wejść, bo drzwi otwarte, no i centralnie go zaciupać.

      Nie powinnaś przejmować się spekulacjami czytelników odnośnie swatania bohaterów. Ludzie lubią sobie pogadać, a czasem, gdy nie wiedzą, jak skomentować rozdział, szukają dziury w całym. A ciąg wydarzeń przekona ich, że nikt z nikim nie chce uprawiać seksu w przydrożnych krzakach.

      Dziwi mnie, że ojciec Morta nie pojawia się nawet na kolację. Mort ma kartę kredytową? Bo też nie zauważyłam, aby kiedykolwiek wybrał się do niego po kasę choćby na kartę miejską czy inne gówno. A poza tym opisałaś całą sytuację rodzinną tak, jakby ojciec Morta wcale nie był z jego matką tylko dla ładnej buźki. Raczej odniosłam wrażenie takie, że matka Morta jest nadwrażliwa i źle wszystko interpretuje, a teraz nie chce zaufać mężowi, a tak naprawdę facet ją kocha.

      Nie masz robić z Kostka klopsa, bo serio uznam, że nad moim "mam nadzieję, że go nie zepsujesz" wisi jakaś klątwa.

      Nie ma za co przepraszać, a taki komentarz to w ogóle jest lepszy niż głupie, lakoniczne "dziękuję". >.<

      Usuń
    4. Czy Ty chciałaś, żebym ja osiwiała? XD
      Tutaj akurat ja zawiodłam, bo niektóre cechy bohaterów da się odczytać z łatwością, a inne wymagają gruntownej psychoanalizy, a podczas czytania mało kto się zastanawia: "dlaczego się zachował właśnie w ten sposób?".
      Problem Linda polega na tym, że jest chorobliwie nieambitny. No i niestety, trochę "przejarany" - w sensie, naprawdę nie widzi tych niebezpieczeństw.
      Już niebawem przyjmę do swojego stadka trochę dziewczynek, ale przedtem moi chłopcy będą musieli się jeszcze trochę pomęczyć w męskim gronie. xD
      Ojciec Morta trochę zaniedbuje rodzinę na rzecz pracy, fakt. A jeśli chodzi o pieniądze... Trochę się sugerowałam słowami szefa mojej mamy, który raz "tak się wkurzył na swoje dzieci, że obniżył im kieszonkowe. I teraz musi im starczyć JEDYNIE 10 000 złotych miesięcznie!". Mam na myśli to, że Mortimer po prostu dostaje tyle kasy, ile potrzebuje i nikt się zbytnio nie interesuje tym, co z nią robi. Trochę to przykra sytuacja i z całą pewnością niezdrowa dla Morta, ale tak to najwyraźniej z tymi bogaczami bywa. A jego mama jest nadwrażliwa wręcz do bólu i na pewno nie ma powodów, by martwić się o uczucia męża względem niej. :D
      Postaram się, chociaż serio nie wiem, jak to wyjdzie.

      Usuń
  2. Cyberżuczki na ramionach? Hello Doctor Who!
    Aż idę tam zobaczyć te cyberżuczki, co one robiły, bo czuję Doctora i Donnę Noble.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyyynki, nowa ocenka na Waszych pocztach!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zanalizowałam.

      Usuń
    2. dziewczynki, lumaris nie ma internetu i przeprasza, i odpisze jak najszybciej.

      Usuń
    3. B. jest na urlopie i też nie ma internetu, Magda jest na urlopie i nie wiem, czy ma internet, więc poczekam, trochę więcej niż dwie opinie by się jednak przydało.

      Usuń
  4. Ej błagam, niech któraś napisze Chiyo na ławie, że nie mam internetu i odpiszę, jak go dostanę, bo mi się ich stronka nie ładuje na telefonie. Będę dozgonnie wdzięczna ;**

    lum

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy ktoś za mnie uzupełnił szeroką listę? Bo mi się właśnie przypomniało, że chyba tego nie zrobiłam, gdyż wypadło mi to z głowy, a tu patrzę - uzupełnione. Jeśli tak, to jestem bardzo wdzięczna, jeśli nie, to chyba powinnam się leczyć na sklerozę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie, spokojnie, to nie skleroza. Tylko ja. Polubiłam zabawę w html'u; może to i mało skomplikowana rzecz jest, takie uzupełnienie listy, ale cieszy!

      Usuń
    2. W taki razie bardzo, bardzo dziękuję!

      Usuń