środa, 8 sierpnia 2012

[860] www.mowa-snow.blog.onet.pl

smirek zaznajamia się z Animi. Machamy grzecznie do Animi, dzieciaczki! Dzisiaj będziemy patroszyć jej opowiadanie


Pierwsze wrażenie (6/10)

…należało do tych okropnych. Ze względów czysto prywatnych nie podoba mi się ani adres, ani wygląd bloga. Cytat na belce pasuje, owszem, ale King ma wiele dużo lepszych tekstów. Ten jest taki prosty i nie wiem, nie wnosi niczego?

Powróćmy jednak do adresu. Pomimo mojej prywatnej niechęci, jest krótki, chwytliwy i raczej wpada w ucho. Notorycznie mam ochotę napisać „mowa sów”, zamiast „snów”, ale to tylko i wyłącznie moje zboczenie.

Wygląd mnie przeraża. Chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do perfekcjonizmu dante i tego, że jej szablony coś ze sobą niosą. Przepraszam Cię, ale co oznacza podwojona kobieta w różnych barwach, jakieś lampy i łóżka w tle oraz pod kątem jakościowym kiepsko wklejona klepsydra? No dobrze, ale ja się chyba czepiam pań szabloniarek. 

Sądzę, że więcej osiągnęłabyś zwykłym białym tłem i sensownym, wklejonym w ramkę obrazkiem niż tą tandetą, ale jak wolisz. Mi osobiście się to nie podoba, ale czytelnie i estetyczne jest. Może ewentualnie tekst zlewa się z tłem w postach. Nie przekonuje mnie też tak szeroka kolumna boczna, ale z tego co się orientuję, niedawno była na nie faza u Onetowych szabloniarek, więc przestanę już to komentować. 

Statystyczka oczywiście na pierwszym miejscu, a na samym dnie spis treści. No tak. 

Utrzymujesz w ramkach pedantyczny porządek. Chwali Ci się.







Treść (13/30)

 a) zaciekawienie czytelnika

Prolog jest stosunkowo krótki, a mimo to wydaje się nie do końca dopieszczony, jakbyś wyznawała zasadę „opublikowałam, więc już nie poprawiam”. Zalewasz mnie zaimkami wszelkiej maści, pojawia się powtórzenie, a nawet dwa („Jeżeli już o niej myślę, to jak o czymś, co dało mi wiele cennych wspomnień. Zresztą i tak niewiele pamiętam z dawnych czasów.” i „Ale czasem warto się zatrzymać, zamiast biec cały czas na przód w zabójczym tempie.”), a w pierwszym akapicie sprawiasz wrażenie osoby, która nie potrafi ująć przypuszczenia inaczej niż przez „może”, które pojawia się statystycznie w co drugim zdaniu.

Tekst otwiera zdanie, które mnie ujęło zarówno swoją prostotą, jak i nastrojem: „Już nawet nie wiem, kiedy śniłam po raz ostatni.” Niestety już w tym fragmencie widać wyraźnie niewielkie bogactwo językowe. Niekoniecznie robisz powtórzenia, acz trudno doszukać się u Ciebie perełek. Kiedy możesz, używasz sobie na czasowniku „być”, a w ramach alternatywy idziesz po najmniejszej linii oporu.

„Może zburzyć cały nasz teraźniejszy świat, wkradać się do każdej czynności, ani na chwilę nie dając o sobie zapomnieć…” — skoro zaburzyć (czasownik dokonany) to i wkraść (dokonany), a nie wkradać (niedokonany).

Kręcisz się wokół jednej myśli, chcąc nadać jej niesamowitą barwę, objętość i pseudowzniosłość. Zalatuje jakimś lekkim moralizatorstwem, czuję się, jakbyś miała pięćdziesiąt lat, wspomnienia takie, że moja matka, słysząc o nich, zakrywała by sobie zaróżowioną ze wstydu twarz, no i jakbyś chciała z tego zrobić niezły teatrzyk.

Właściwie z tego fragmentu wywaliłabym to całe marudzenie o zatrzymywaniu się i bieganiu. Naprawdę, odnoszę wrażenie, jakbyś chciała napisać prolog na siłę. Rzuciłaś nam na twarz ładne zdanie, a w dalszej części oplatasz się tylko wokół szyi, przyduszając nas, abyśmy tracili dech i zwracali uwagę tylko na to jedno, pierwsze zdanie. Czuję się, jakbyś nie miała o czym pisać i zaczęła wymyślać jakieś farmazony, bo wszyscy mają prologi.

Wartościowe są również zdania „Zawsze wolałam skupić się na przyszłości, tym, co kiedyś może mnie doprowadzić do lepszego życia.”, „Na szczęście nie lubię rozgrzebywać przeszłości. Jeżeli już o niej myślę, to jak o czymś, co dało mi wiele cennych wspomnień.”

Notabene już tutaj wychyla się dziwna maniera, którą dokładniej omówię w przypadku stylu. Wiele zdań zaczynasz jakimiś rozprawkowymi zwrotami typu „po pierwsze”,
po drugie”, „w każdym razie”, „niekiedy”, „po czym”, „zresztą”. Między zdaniami nie występuje naturalna płynność, ciągłość nadajesz zdaniom poprzez te sztywne zwroty.

Nie ma tu dla mnie niczego odkrywczego. Niczego, co by mnie wciągnęło. Konkrety znalazłam cztery, reszta to lanie wody, aby zapełnić miejsce. 

0,2/1


b) fabuła, akcja i oryginalność + błędy logiczne

Fabuła nie grzeszy zawiłością, ale to nic, jeśli wykonanie jest dobre. To drugie omówię dopiero zaraz, więc teraz skupimy się na samych wydarzeniach.

Każdy rozdział piszesz według z góry określonego schematu:

  1. Najpierw pojawia się kawałek snu, pisany trzecio osobówką głównie wszechwiedzącą, acz czasami płynnie przechodzącą w narrację z perspektywy jakiegoś bohatera. Używasz czasu teraźniejszego, co nadaje tym fragmentom lekkości i stwarza pewien dystans między czytelnikiem a tekstem. Tworzysz swego rodzaju mgłę, która zasnuwa te kawałki i dopóki nie potykasz się stylistycznie, raczej nie ma w tu zbyt wielkich niedociągnięć.
  2. Potem pojawia się Mila, której życie momentami opisujesz tak, jakby było nam, czytelnikom, bardzo dobrze znane, a Ty zajmujesz się nim jedynie od pewnego momentu i uważasz, że mało co musisz wyjaśniać. Ten drugi wątek prowadzisz pierwszoosobówką, niestety mocno ograniczoną. Nie wykorzystujesz potencjału narracji i w efekcie tekst jest poprawny, ale bez polotu. Przy narracji trzecioosobowej byłabyś w stanie taką samą ilość przemyśleń przekazać za pomocą mowy pozornie zależnej, a nie musiałabyś się ograniczać do jednej postaci. Ty jednak wybrałaś samą Milę, a i oszczędziłaś jej przemyślenia do minimum z minimum.

Zdarzają Ci się niekiedy wprowadzać fabułę pretekstową. Nie ma ona znaczenia dla ogółu, a pojawia się — nie wiem, po co? Dla zwiększenia słów w jednym rozdziale? Dla zapełnienia miejsca? Nie widzę żadnego racjonalnego powodu, dla którego wklepałaś mało wiarygodny dialog między bibliotekarką a Milą do rozdziału, bo był kiepski, wyrwany z kontekstu, jakbyś go wciskała na siłę, a w dodatku niósł ze sobą tylko jedną informację: Mila chce studiować medycynę. Unikaj takich fragmentów, bo wiadomość o marzeniach na przyszłość Mili możesz wpleść gdziekolwiek mimochodem, a takimi duperelami niepotrzebnie zajmujesz czas czytelnika. Zwróć naszą uwagę na coś konkretnego, pożytecznego, a nie na lanie wody i pieprzenie kotka za pomocą młotka. Staraj się jeden sensowny kawałek rozbudować do maksimum i jak najlepiej wykorzystać.

Akcja nie należy do najbardziej płynnych i jej jedynym motorem napędowym jest średnio ciekawa, bo kiepsko zaprezentowana, tajemnica Marzeny. Nagle po osiemnastych urodzinach na przestrzeni tygodnia Mila zaczyna odczuwać dyskomfort spowodowany wieloma tajemnicami, jakie otaczają jej mamę, więc postanawia działać. Równolegle pojawiają się u niej dziwne sny. Notabene jest to motyw poprowadzony okropnie. Zwykle przemyślenia à propos bohaterki są do bólu sztampowe, sama reakcja na sny — znikoma, a kontrast, jaki utworzyłaś (nigdy jej się nic nie śniło, teraz nagle wyskakują sny przepowiadające przeszłość) też nie wpływa dobrze na tekst. Wygląda jak taki „przypadek”, który zdarza się tylko i wyłącznie w powieściach.

Zaczynam się delikatnie gubić w chaosie, jaki tworzysz. Tekst jest krótki objętościowo, nawpychałaś do niego wiele rzeczy, a z bohaterami zapoznałaś pobieżnie. Odnoszę wrażenie, że ciągle gdzieś się spieszysz. Chcesz biec do kolejnego punktu, chcesz wstawić ten rozdział już, teraz, bo dawno nie było nowego. Spokojnie. Napisz go, wróć do niego za miesiąc lub pół i dopisz drugie tyle, uzupełniając braki, spowalniając zbyt chaotyczną akcję, rozjaśniając czytelnikowi choć te fragmenty, które są przeznaczone dla czytelnika (czyt. nie należą do części tajemnicy Marzeny).

Nic mnie tu szczególnie nie trzyma, nie jest to tekst, do którego bym wracała. Nie zaciekawiłaś mnie, a nawet trochę zanudziłaś. Brakowało mi tu innowacji, jaką swobodnie możesz wpleść w tekst przy okazji tematu snów. Sprawiasz wrażenie osoby, która postanowiła namalować realistyczny portret psa, a wyszła jej z tego rysunkowa kocica z młodymi. Jakby gdzieś Ci część zamysłu uciekło, a druga część nie wykiełkowała.

Mieszasz sprawy rodzinne Mili z jej chłopakiem, Wojtkiem, a na to jeszcze nakładasz pracę głównej bohaterki i problemy jej dotyczące. Chyba wyznajesz zasadę, że jak się wali, to na całego.

Motyw Wojtka opisałaś szczątkowo i na razie trudno mi na jego temat się wypowiedzieć. Ze względu na nikłą ilość informacji wygląda niewiarygodnie i sucho, jakbyś wcisnęła mu ten nałóg na siłę. Dziewczyna przez taki szmat czasu nie zauważyła, że jej Wojtuś śmierdzi wódą? Mila w ogóle poświęca mu drastycznie mało czasu, po ich pierwszym razie zostawiła go w sumie, a potem nawrzeszczała, obraziła się, wróciła, chciała przeprosić, dowiedziała się o „małym” problemie Wojtka i zostawiła go znów samego, dodatkowo z widmem szantażu. Wspomniany wyżej wątek aż prosi się o większą uwagę, bo przez takie zaniedbanie całkowicie traci na realizmie.

Odnoszę wrażenie, że te problemy w pracy dołożyłaś po to, aby Mila miała więcej czasu na rozwiązywanie tajemnicy, bo w końcu po zwolnieniu będzie mogła robić sobie, co będzie chciała.

Nie jestem przekonana, czy taki nawał spraw i prędkość, z jaką je rozwiązujesz, jest wskazany jak na Twój poziom. Nie wykorzystujesz również potencjału motywu snów, przez co tracisz na oryginalności.

„Wanda próbuje ją jeszcze wołać, ale wie, że to i tak nie przyniesie żadnego efektu.” — jakiś efekt na pewno przyniesie: na przykład negatywny, Marzena mocniej zaciśnie zęby i ruszy dalej; albo upewni to Marzenę w podjętym zamierzeniu i pójdzie przed siebie, nie dając nic po sobie poznać. Ale zamierzonego, rzeczywiście, może nie przynieść.

Unikaj banałów. „Po chwili dotarłam na stację i cierpliwie czekałam, aż nadjedzie pociąg. Obserwowałam przechodzących obok w pośpiechu ludzi. Były tam zarówno matki z płaczącymi dziećmi, jak i nonszalanccy biznesmeni stojący obok starszych pań w staromodnych letnich sukienkach. Lecz żaden z nich nie zatrzymał się ani na chwilę. W ich oczach widziałam konkretny cel spaceru, który zaślepiał wszystko wokół, czynił zupełnie nieistotnym ten piękny, wakacyjny dzień. A ja wystawiłam twarz ku słońcu i leniwie ziewnęłam. Nie czułam żadnej presji, ani tego wszechobecnego pośpiechu. Czułam tylko przyjemne, delikatne promienie słońca na swojej skórze.” Tak, wszyscy się spieszą, tylko Mila potrafi docenić uroki otoczenia. Motyw pojawia się w każdej masówce i w co drugiej książce z serii literatury popularnej. A co tu dopiero mówić o opowiadaniach internetowych.

„- Dziękuję. Ja w tym czasie mogę pozmywać – zaproponowałam i zebrałam miski oraz sztućce ze stołu.

Kilka godzin później położyłam się na niewielkim łóżku w zakurzonym, widocznie bardzo dawno nie używanym pokoju.” — a przez tych kilka godzin co robiła? Zmywała naczynia po obiedzie dla dwóch osób? A może prowadziła namiętne konwersacje z niezwykle gadatliwą babcią?

Blanka proponuje Milce wyjazd, główna bohaterka mówi, że wszystko przemyśli, a nie pyta o żadne konkrety. Zauważmy, że głównymi elementami, które mogłyby zaważyć, jest cena wyjazdu i jej dyspozycyjność: czy Laura da jej wolne. Także jeśli rzeczywiście chciała przemyśleć kwestię wypadu z Blanką, czemu o nic nie spytała? No i tu pojawia się dość poważny zgrzyt. Dziewczyny chcą jechać na wyjazd razem, będąc jedynymi pracownicami w małym osiedlowym sklepiku Laury. Tak, na pewno obie dostaną urlop w jednym terminie.

Wojtek przedstawia Mili swoje zdanie w kwestii snów. Mila zaczyna się rzucać jak pięciolatka. Wkurza się, że ten ma inne zdanie i chce wyjść. Ten zatrzymuje ją zwrotem „czekaj, nie wychodź”, Mila oponuje i wychodzi. A Wojtek nic nie robi. Ta, jasne.

Podsumowując, akcja leci zbyt szybko, jest niedopracowana, średnio ciekawa, nie potrafisz czytelnika zainteresować tajemnicą Marzeny, a wręcz odwrotnie: swoimi desperackimi próbami sprawiasz, że odnoszę wrażenie smrodu tandety. Im bardziej na siłę zachwalasz ten swój produkt, stwarzając nienaturalne zainteresowanie sprawą u Mili i próbując je pokrętnie wytłumaczyć, tym mniej mam ochotę znać zakończenie.

Temat snów jest ostatnio poruszany dość często. Można go poruszyć i stworzyć arcydzieło, wybierając z niego smaczki, ale kiedy lecisz po łatwiźnie, stawiając na „prorocze” sny, które nawet nie tyle o przyszłości, a o przeszłości mówią — nie wiem, ja w odniesieniu do całej reszty, która dzieje się w opowiadaniu, jestem zniesmaczona.

Rażących błędów logicznych nie znalazłam.

Opowiadanie do poczytania, jeśli człowiek jest zdesperowany. Normalnie wymiękłabym po drugim rozdziale.

3,5/8




 c) opisy i kreacja świata

Zajmiemy się teraz tekstem od strony opisów.

Wygląd bohaterów pojawia się rzadko. Jeśli sięgasz po jego elementy, skupiasz się na tych mało charakteryzujących i prawie w ogóle nieobrazujących. Kilkakrotnie wspomniałaś o czyimś kolorze włosów i oczu, ale zapamiętałam tylko jeden szczegół: miodowe kudły Wojtka.

Twoi bohaterowie nie mają innych części ciała niż włosy i oczy, ba, nawet wzrostu nie posiadają! Cechy ich wyglądu opisujesz poprzez zwykłe epitety, np. brązowe włosy. Nie porywasz się na określniki niezwyczajne ani na skojarzenia.

Emocje ograniczają się do tych przeżywanych przez Milę, a i u niej nie prezentują się przesadnie kwieciście. Strasznie szczędzisz nam słów w tej kwestii, jakby niektóre rzeczy pisząc na siłę. Odniosłam tu takie samo wrażenie jak przy prologu: masz jeden pomysł, a otaczasz go pięcioma innymi, bezsensownymi, nieprzemyślanymi kwestiami, żeby zapchać miejsce. Zawężasz to do okropnego minimum, a i to minimum jest średnio ozdobne i wiarygodne.

Opisy zachowań postaci też zostały w pewnym stopniu osierocone.

Właściwie wszystko w tym podpunkcie jest osierocone, bo Ty się, cholera jasna, ciągle spieszysz! Nie ma dobrego tła, bo się spieszysz. Nie ma miejsc, bo się spieszysz. Pomieszczenia rzadko kiedy posiadają wygląd, bo się spieszysz! A jeśli poświęcasz im czas, to znów pobieżnie: stara komoda i błyszczące ozdoby. Przymiotnik stara nie podpowiada mi niczego poza ewentualnym zniszczeniem komody. Nie wiem, jak jest duża, jaki ma kolor czy w której części pokoju stoi, w jakim stylu jest wykonana. Natomiast błyszczące ozdoby mówią mi tylko tyle, że kiedy na nie spojrzę, to zabiją mój wzrok. No, no, naprawdę, obrazowość pierwsza klasa. Hej! Przystań na chwilę, wyobraź sobie tę komodę, zamknij oczy! Widzisz ją? Widzisz jej florystyczne żłobienia, to ciemne, szorstkie w dotyku drewno… czy to orzech włoski? A tak jest wielka, że zajmuje pół ściany! Właściciel pokoju swobodnie mógłby zrezygnować z innej szafy, bo w tej bez problemu zmieściłyby się i ciuchy, i książki, jak i wszelkie drobiazgi. Uchwyty z brudnego złota, wykute w kształcie kołatki, wiszą teraz smętnie w dół i wytrzeszczają swoje oczy na domowników…

Obrazuj. Poruszaj wyobraźnię. Korzystaj ze swoich wszystkich zmysłów i opisuj swoje odczucia. Spraw, żeby nie tyko Mila mogła się zachwycić i powiedzieć: „niesamowite”, ale aby podobne reakcje wywołało to też na mnie.

Konkretyzuj. Skoro już wspominasz, że oglądaliście filmy, po co piszesz: „jakieś”, skoro możesz je wymienić lub choćby nazwać z gatunku? Skoro wspominasz tort, czemu nie napiszesz choć, jak smakował? Skoro informujesz nas o innych godzinach pracy Mili danego dnia, to czemu ich konkretnie nie podasz? Skoro mówisz, że Mila ułożyła się w najwygodniejszej pozycji, to czemu nie zdradzisz nam, jaką uważa za najwygodniejszą? Daj nam odczuć, że jesteśmy w prawdziwym, realnym świecie, a nie w nieokreślonym miejscu i czasie.

Co mnie jeszcze poraziło, to motyw z starym zdjęciem, któremu Mila przyglądała się u Wandy. Napisałaś: „Była na nim wysoka, zielonooka blondynka z uśmiechem na twarzy, a także z dzieckiem na rękach. Miało może niecałe dwa lata i było naprawdę podobne do kobiety.” Czyli zwróciłaś uwagę na jej wzrost, kolor oczu, włosów i wiek jej dziecka. Podkreślmy, że to zdjęcie jest stare. Nie dość, że z całej postaci Mila skoncentrowała się tylko na włosach i oczach i to nie a ich ułożeniu, a kolorze (!), to całkowicie zignorowała stary i na pewno inny od dzisiejszych wystrój wnętrza oraz modę panującą szesnaście lat wcześniej.

Twoja bohaterka ma obsesję, do czego doszłam po kilku godzinach analizy jej zachowania. Ona nie robi i nie myśli o niczym poza tajemnicą Marzeny. Stwórz jej tło! Nie wiem, nie ma żadnej pilnej wizyty u kosmetyczki ani nie czyta żadnych książek? Nie ogląda telewizji, nie ma innych znajomych poza Wojtkiem i Blanką, nie chodzi do sklepu po zakupy, nic, kompletnie? A jakieś komunikatory czy pasje? Może rozwiń temat medycyny? Cokolwiek?
W jakim mieście dzieje się akcja? Jeśli nie jest prawdziwe, mogłabyś choć nadać mu wymyśloną nazwę. Nazwa sklepu? Szkoły Mili? Nazwa miasta, w którym mieszka babcia? Gdzie pracuje mama Mili? KIEDY dzieje się akcja? Zaznaczasz upływ dni i jakieś godziny, można pomiędzy wierszami odczytać założenie, że wszystko dzieje się współcześnie na Ziemi, w Polsce, ale mało tego. Osadź pewniej swoją historię, to nabierze kolorów.
Zdradzę Ci pewien sekret. Jak wejdziesz w GóglMaps i ustawisz mapkę w jakimś bardziej znanym miejscu, może być nawet za granicą, możesz przeciągnąć ludzika, który znajduje się nad paskiem do przybliżania i oddalania, na jakieś miejsce na mapie. Wtedy pokazuje Ci się obraz danej ulicy z naprawdę bliska. Możesz to wykorzystać do opisywania swojego określonego lub wykreowanego miasta. Określ, jakie jest duże, nowe czy stare, zarysuj architekturę.
BAW SIĘ WYOBRAŹNIĄ!

2/6


d) dialogi

Intryguje mnie, czemu Twoi bohaterowie namiętnie szepczą do siebie. I to nie w sytuacjach np. intymnych, a podczas jedzenia obiadu. Zapewniam Cię, że nie wypada to naturalnie.

Zastanawia mnie też element rozmów Mili z Marzeną. Nie są zbyt gadatliwe i ich rozmowy należą do dość sztywnych, a tu nagle wyskakujesz z akcją:

„- Więc zostanę – zgodziłam się i pocałowałam go delikatnie. – Ale najpierw muszę zadzwonić, bo mama będzie się martwić.

Gdy piętnaście minut później weszłam do kuchni, prawie cała kolacja była już gotowa.” Ależ się rozgadały! Piętnastominutowe ploteczki z mamą, z którą normalnie nie jest w stanie zamienić pięciu zdań. Niezłe gaduły.

Przyjrzyj się wiarygodności dialogów z pierwszego rozdziału, a także z sytuacji między Milą a bibliotekarką, z sytuacji, w której Wojtek próbuje przekonać Milę, że to tylko sny (rozdział piąty). To najbardziej rażące sytuacje.

Dialogi nie są zbyt dobre, acz zdarzają się takie, w które byłabym skłonna uwierzyć (rozmowa Mili i jej mamy z końcówki rozdziału ósmego, rozmowa Mili z babcią z rozdziału drugiego, gdy babcia zaczyna „To bardzo stare zdjęcie”, rozmowa Mili i Wojtka po ich pierwszym razie). Ale gdybym ja miała tak rozmawiać z moim chłopakiem, jak Mila z Wojtkiem, choć przez połowę czasu, kiedy się widzimy, bylibyśmy chyba najsztywniejszą parą w całym moim Trójmieście. Oni nawet przez moment nie żartują i w ogóle… zwracają się do siebie, jakby byli sobie obcy, na skraju śmierci i tuż po wielkiej kłótni!
Problemem jest także zapis dialogów. Dywiz (-) to znak ortograficzny. Po wyjaśnienie dalsze tematu zapraszam tutaj.

0,5/2


e) styl i klimat

Stylistyczne potknięcia w Mowie Snów się zdarzają, ale nie miażdżą czytelnika. Zaraz przejdę do ich omówienia. Jeśli chodzi o bogactwo językowe, umieściłabym Cię na oko w pierwszej klasie gimnazjum, ewentualnie w drugiej. Nie maltretujesz nas powtórzeniami, acz perełek się u Ciebie nie znajdzie. Posługujesz się słownictwem stosunkowo prostym, przez co czasem rozwlekasz jedną rzecz w nieskończoność. Niekiedy Twój tekst kojarzy mi się z powieścią dla osób uczących się języka polskiego: określony zasób słów powoduje, że nieraz opisujesz coś naokoło.

Tu pomysłem może się okazać sztuczne poszerzanie słownika, czyli ćwiczenia na zasadzie wymyślania synonimów do danego słowa i poszerzanie swojej wiedzy o wyrazy nieznane, które potem sobie dopiszesz np. z Słownika Języka Polskiego; przydatne może okazać się poznawanie znaczenia większej ilości słów i próba układania z nimi zdań. Albo po prostu czytaj, jeśli nie wierzysz w wymienione przeze mnie wyżej sposoby. Czytaj, ale nie powieści dla młodzieży czy literaturę tendencyjną, a sięgaj po ambitniejsze teksty. Jeżeli będziesz miała możliwość, podkreślaj sobie lub wypisuj nieznane zwroty, a potem sprawdzaj ich znaczenie. Możesz sobie nawet wypisywać całe zdanie lub fragment z użyciem danego wyrazu, aby jego zastosowanie przyswoić również w aspekcie praktycznym.

„Więc one spadają na pościel, na podłogę, spokojnie, bez pośpiechu, a w każdej z nich jest niewypowiedziany ból i strach przed przyszłością.” — przykład na użycie czasownika „być” w Twoim wykonaniu, gdzie o wiele lepiej prezentowałby się jakiś bardziej zaawansowany, chociażby „chowa się” lub „a każdą z nich wypełnia […]”, lub „a w każdej z nich zawarty zostaje […]”.

Generalnie Twój tekst po usunięciu potknięć językowych i stylistycznych będzie poprawny. I tyle. Nie jest to perełka, jakich mało. Nie zaskakujesz, nie miażdżysz, nie zaciekawiasz. W tym tekście nie ma innowacji, nie ma Ciebie. Przyjęłaś sobie jakieś utarte powiedzenia i na przykład przy scenie seksu Mili i Wojtka nie opisujesz jej własnymi słowami, a tak tendencyjnymi jak „i stali się jednym ciałem/jednością”. Pomysł, który nie jest znowuż jakiś nowy czy nigdy niewykorzystany, oprawiasz w zwroty, które już były. Mogę to porównać spokojnie do współczesnej muzyki popularnej: używasz tego samego rytmu i melodii, tych samych efektów, tego samego tematu (jako przykład dajmy mój ulubiony, miłość), a jedynie głos się zmienia. I to nie na jakiś znowuż niespotykany, ot, miły dla ucha i tyle.

Tekst pisany Twoją ręką można przeczytać, nie zabija jak większość literackiego dorobku internetowego, ale też nie widzę większego sensu w czytaniu tego, skoro mogę sięgnąć po tekst nie tylko poprawny, ale też ciekawy, zaskakujący, interesujący. Na chwilę obecną znajduje się tu więcej wpływów popularnej literatury współczesnej niż Twojej osobowości, Twojego sposobu przekazywania myśli.

Co do tych zgrzytów, im dalej w las, tym zdecydowanie częściej operujesz czasownikiem „być”, zatem mamy tu tendencję spadkową. W dalszym tekście pojawiają się też błędy frazeologiczne:

„[…] a sen brutalnie uświadomił mi o konsekwencjach […]” — uświadamia się komuś coś, a nie komuś o czymś.

„Równe rzędy niewielkich domków ciągnące się wzdłuż całej ulicy i uliczne latarnie […]”

„Ten sam poranek, który kojarzy się ludziom ze znienawidzonym, rannym wstawaniem z łóżka, codziennie wykonuje ogromną pracę […]” — po pierwsze don’t say, poranek kojarzy się z rannym wstawaniem?! Już pomijam kwestię powtórzenia, ale naprawdę, nie rób z nas debili. Po drugie „poranek wykonujący ogromną pracę” tak mi zgrzyta stylistycznie, że aż się dziwię, że nie spróbowałaś tego zdania przeredagować. Już sama „ogromna praca” brzmi dziwnie. Ciężka praca. A gdyby tak: „Aż nie chciało mi się wierzyć, że już za kilka godzin świat okryje się tysiącami barw. Ten sam poranek, kojarzący się z chłodem i niewyspaniem, codziennie porywa się na nadludzki wysiłek  – budzi każdy najmniejszy szczegół do życia. A noc jest tylko odpoczynkiem, stanem pustki, ciszy i snów…”?

Po chwili ułożyłam się wygodnie na łóżku i przymknęłam oczy. Zawsze tak robiłam, gdy starałam się coś sobie przypomnieć. Ale to chyba nie było konieczne, ponieważ ten sen pamiętałam wyjątkowo szczegółowo. W dodatku byłam niemal pewna, że kobiety, które w nim widziałam, to moja mama i babcia. Tylko dużo młodsze. Nawet wszystko się zgadzało, bo były na siebie obrażone i pokłócone, jak zawsze. Swoją drogą, ciekawe, czy wyprowadzenie się mamy z rodzinnego domu rzeczywiście mogło wyglądać podobnie.” — Twoim opisom brak naturalnej płynności. Wszystko jest poukładane jak w rozprawce, żadne zdanie nie może istnieć od tak sobie, nie może być ciągłe z następnym samo z siebie. Nie, trzeba jakoś wyraźnie zaanonsować jego wejście. Nie za bardzo rozumiem Twojej Mowy Snów, a konkretniej zasad, którymi tę powieść tworzysz. Ogólnie panuje tu chaos, wszystko dzieje się przesadnie szybko, znajduje się wiele przypadkowych niedopowiedzeń, a z drugiej strony w obrębie zdań wprowadzasz wojskowy reżim. Obowiązkowo zaznaczasz miejsce czasowe każdego zdania, a jeśli nie umieszczasz go w czasie (zawsze, po chwili), nie potrafisz się opędzić od zwrotów nadających sztuczną ciągłość (w dodatku, swoją drogą, ale występujące na początku zdania) czy od przesadnych podkreślaczy (tylko, nawet). Te zwroty sprawiają, że mam ochotę czytać Twoje opowiadanie jak robot. Tworzysz sztuczne pauzy: zdanie kończy się nienajpłynniej, a zaczyna zbyt mocno!

„Po chwili ułożyłam się wygodnie na łóżku i przymknęłam oczy. Robiłam tak, gdy starałam się coś sobie przypomnieć. Teraz chyba nie było to konieczne, ponieważ ten sen pamiętałam wyjątkowo szczegółowo. Byłam niemal pewna, że kobiety, które w nim widziałam, to dużo młodsze moja mama i babcia. Wszystko się zgadzało – były na siebie obrażone i pokłócone, jak zawsze. Swoją drogą, ciekawe, czy wyprowadzenie się mamy z rodzinnego domu rzeczywiście mogło wyglądać podobnie.” — tak wygląda tekst po usunięciu połowy tych sztucznideł. Znikł ten nienaturalny porządek, prawda?

„Co prawda na fotografii wyglądał jakby inaczej, przede wszystkim o niebo dojrzalej, jednak nie mogłam uniknąć wrażenia, że to ta sama osoba.” — pozbyć się wrażenia.

Mieszasz czasy. Najpierw prowadziłaś narrację, jakby Mila siedziała sobie gdzieś w niedalekiej przyszłości i wspominając, spisywała swoje myśli z tamtych dni. A zaraz przeskakujesz i piszesz: „Moja wczorajsza decyzja wydała mi się przez moment absurdem. Tak bardzo chciałam wierzyć, że Wojtek sobie poradzi i się otrząśnie, ale w rzeczywistości miałam poważne wątpliwości, czy się na to zdobędzie. To poważna próba, której musi stawić czoło. Jeżeli mu się nie uda, będzie potrzebował pomocy. Tylko, czy sam się do tego przyzna? W dodatku ja nie jestem pewna, czy będę potrafiła dać mu tę odpowiednią pomoc oraz wsparcie.  Po prostu nie mam pojęcia, jak mogę postępować w takiej sytuacji. Przejmuję się tym bardziej, niż bym chciała, a i tak nie potrafię wymyślić niczego sensownego.” Z jednej strony opisujesz wydarzenia „z perspektywy czasu”, a z drugiej — jakby działy się na bieżąco. Zdecyduj się.

„Niewykluczone, iż tak właśnie było.” — staraj się unikać spójnika „iż”. Jest on łatką osób zmanierowanych lub nieumiejętnych. Ci pierwsi stosują „iż”, bo jest takie wzniosłe i eleganckie, oh ah ę, a Ci drudzy w celu pozbycia się powtórzenia słowa „że”, gdyż nie potrafią inaczej skonstruować gramatycznie zdania.




Co do klimatu w opowiadaniu, wycieka tu okropny patos. Twoją bohaterkę wciąga nierozerwalna siła, Wojtek i Mila podczas seksu stają się jednością, a ich usta wygrywają niezwykle równy, niemy rytm, a główna postać ma ciągłe nieomylne przeczucia, kiedy i w jakiej formie o coś spytać, aby uzyskać odpowiedź i co najśmieszniejsze, kogo spytać i kiedy przestać, bo dana osoba nie udzieli jej już więcej informacji. Jednocześnie wykazuje się tak wielkim brakiem empatii, że ja pierdolę.

Generalnie pseudofilozofujesz i nakręcasz „natchniony” klimat. Kręcisz się wokół jednej konkretnej rzeczy dziesięć minut, lejąc wodę naokoło, no i wychodzi Ci nastrój rodem z książek PałloKoelo. Jeśli chcesz poruszyć klepki czytelnika, polecam Ci najpierw poczytać sobie Demello i na jego klimacie w opowiadaniu się wzorować. A jeśli chcesz wzruszyć czy poruszyć czytelnika, raczej nie sięgaj po elementy masowe, bo to dotyka tych emocji powierzchownych. Może trzynastolatkę wzruszysz, ale im starsza osoba, tym będzie trudniej. No i realizm Ci ucieka. Polecam tekścik

Ale bardzo podoba mi się klimat ze snów. Wycieka z nich taka… gorzkość. Nie są patetyczne, rzadko w ich obrębie zdarzają Ci się potknięcia językowe, zatem właściwie czytam je jednym tchem.

 1,8/5




 f) bohaterowie

Przede wszystkim ich ruchy są sztampowe. Nie chodzi o to, że Twoi bohaterowie teraz mają być na siłę oryginalni i przy piciu herbaty sugeruję im robić salto w powietrzu, ale raczej wyrzekaj się opisu wydarzeń tak, jak je widzisz w komediach romantycznych. Marzena wycierająca jedyną i ostatnią łzę wywołała u mnie kociokwik i aż się zakrztusiłam.

Następnie wrzucasz nas do historii, wlepiając nam na twarz dwie niewiadome i zaczynając operować bohaterami tak, jakbyśmy znali ich od zawsze. Imię głównej bohaterki poznajemy w połowie rozdziału, a wcześniej zaszczycasz nas wielkim dialogiem, którego nie opatrujesz w prawie żadne opisy zachowań postaci. My nie znamy tych ludzi. Czemu nam ich nie przedstawisz na początku?

Jedyny element zachowań bohaterów na swoim miejscu w pierwszym rozdziale to: „Ale mama wzięła tylko butelkę wody i po chwili zniknęła w swojej sypialni. Zawsze mnie unikała, gdy według niej rozmowa schodziła na niewłaściwą drogę. O cokolwiek bym nie zapytała, zawsze było źle. Więc mam po prostu milczeć? Może ona tak potrafi, ale ja nie. Nie cierpię ciszy.”

Już w pierwszym rozdziale czułam się, że to będzie szybki tekst, a bohaterowie patrzyli na mnie bezradnie, bo nikt mi nie powiedział, kto jest kim, a jedynie kazano im grać sztukę, która w związku z tym w ogóle do mnie nie przemawia.




Mila to postać do bólu egoistyczna. Nie wiem, czy kreujesz ją tak świadomie, obstawiałabym bardziej, że wyszło Ci to przez przypadek, ale dzięki temu zabiegowi nie wypada marysuistycznie. No bo spójrz na nią: jej mama się przed nią zamyka, bo przeszłość wyraźnie ją boli. Ale Milka jest ciekawa, więc ma w dupie uczucia mamy i rozdrapuje przeszłość. Marzena od lat kłóci się z Wandą, ale to nie przeszkadza Milce, nie, ona nie chce ich pogodzić, ona je od siebie jeszcze bardziej oddala, stwarza pomiędzy nimi kwaśne sytuacje, bo jedna ma za złe drugiej, że niby Wanda opowiada coś Milce. Egoistyczna dziewczynka chce się dowiedzieć, więc w dupie ma, jakim kosztem. W między czasie wypadają jej urodziny, które jej chłopak wspaniale urządza, potem ich pierwszy raz, po którym dziewczyna rano wstaje, sama się myje, zamienia z Wojtkiem dwa słowa i wychodzi. Przez cały dzień nie rozmawiają, nie utrzymują żadnego kontaktu. Zrozumiałabym normalnie, ale po pierwszym razie?! Wieczorem, gdy do niego przychodzi, zastaje chłopaka z butelką wódki i zamiast mu pomóc (!), krzyczy na niego, ma pretensje i go zostawia. Znów. A należy również przyjrzeć się temu, że będąc z nim tak blisko, nigdy niczego nie zauważyła, choć chłopak ma z tym problemy od dawna. Następnego dnia postanawia go odwiedzić, ale jedynie z powodów czysto egoistycznych: nie radzi sobie ze swoimi snami. Zamiast wyjaśnić wcześniejszy problem, ona uznaje, że to nie ważne (!) i zaczyna opowiadać o sobie. Kiedy Wojtek ma inne zdanie na temat jej snów, ona się wkurza i jak rozkapryszona panienka wychodzi. Co najśmieszniejsze, tu znów wydarzenia zaplątują nam się z mamą Mili. Dziewczyna chce kolejny raz za wszelką cenę się czegoś dowiedzieć, więc jak ostatnia suka zaczyna opowiadać w ładnych, ckliwych słówkach o miłości, o odrzuceniu i bólu. Dobrze wiedząc, że ta sytuacja przypomni jej matce stare rzeczy. Dobrze wiedząc, że jej mamę to zaboli, że być może rozdrapie dawne rany. Ale Milka musiała się dowiedzieć, prawda? Nie ważne, jak czują się z tym inni. A kiedy inni starają się jednak zrobić coś, aby ich przeszłość nie wyszła na jaw, nie dlatego, że mają taki kaprys, a coś ich boli lub po prostu nie chcą o tym pamiętać, wstydzą się, Mila się wkurza i czuje się oszukana przez rodzinę! Uważa, że to oni grają nie fair, bo nie chcą jej niczego powiedzieć i rozmawiają za jej plecami. W między czasie wychodzi na jaw, że alkohol to notoryczny problem Wojtka. Więc Mila stawia mu ultimatum i zostawia go samego! TAAAAK! To jest kwintesencja wszystkiego! Można by też przeanalizować zachowanie Mili względem jej matki pod innym kątem: główna bohaterka sama podejmuje (według niej) pochopne decyzje, nie myśląc o konsekwencjach — pierwszy raz z Wojtkiem — panoszy się w cudzej przeszłości, nie pomaga mamie, choć sama zauważa jej „dyskretne wołanie o pomoc”, zostawia swojego chłopaka samego sobie w momencie, kiedy on potrzebuje czyjejś obecności i wsparcia, a krytykuje zachowania swojej matki i jej czasowe zagubienie. Ma za złe Marzenie, że postąpiła nierozsądnie, wyprowadzając się z domu i żyjąc podczas ciąży bez stałego miejsca zamieszkania i bez pracy. Mila pogardza „prawdziwym obliczem” matki ze snów, chodzi zgorszona i zawiedziona postawą mamy, a sama nie jest lepsza.

Nie wiem, czy wykreowałaś tak ją specjalnie. Wątpię, dlatego to wszystko opisałam, aby unaocznić Ci jej relacje i jej stosunek do innych bohaterów. W każdym razie gdybyś popracowała nad realizmem oraz nad umotywowaniem działań bohaterów, wyszliby nawet zacni.

Czasem zostawiasz Milę z zalążkiem jakiegoś przemyślenia, które aż prosi się o rozwinięcie. Choćby motyw zróżnicowania: kiedyś snów nie było, teraz są i to opowiadające o przeszłości. Tak to obeszło się bez echa? Żadnych analiz, jak to się stało, hipotez, dywagacji, nic? Raz coś wspomniałaś i uważasz, że to wystarczy w takiej sytuacji? Ale doceniam element:

„Sny zaczęły mnie równocześnie intrygować, jak i pogrążać w niepewności. Czego jeszcze nie wiem? Czy naprawdę chciałabym o tym wiedzieć? Niezależnie, czy odpowiem sobie na te pytania, to przecież nie zatrzymam własnych snów, i tak zobaczę to, co mam zobaczyć. Ta myśl z kolei wpędziła mnie w bezradność. Poczułam, że nie mam wpływu na przeszłość, o której chcąc nie chcąc, dowiaduję się coraz więcej.”

Dalej pozostaje kwestia reakcji bohatera. Twoją Milę generalnie nic nie boli, a jak boli, to nie wiemy czemu: „Ogarnęła mnie niepewność, troska oraz ból, konkretny i przeszywający na wskroś całe ciało.” Konkrety w Twoim opowiadaniu mnie powalają. Czuję się, jakbyś bała się napisać coś konkretniejszego, bo ktoś Ci zarzuci błąd rzeczowy. I wychodzi z tego kupa, kluczenie bo jak najmniej twardym gruncie. Niedługo zaczniesz pisać, że „Ktoś poczuł coś, stojąc gdzieś, myśląc o czymś”. Konkrety, młoda! Koniec z laniem wody i chodzeniem po omacku. Skoro ból jest konkretny, to wziął się z konkretnego powodu i uderza w konkretne miejsce i w konkretny sposób go czuć. Więc OPISZ TO.

Skoro stwarzasz sytuację (nałóg Wojtka), zaznacz poczucie moralności głównej bohaterki. Jakoś próbujesz nad tym tematem zapanować, ale pojawia się to raczej w formie „ja czuję tak i to oczywiste”, dlatego nie do końca logicznie. Twoja bohaterka potępia zachowanie Wojtka, ale niczym nie motywuje swojego potępienia. I nie rozumiem, co chcesz w momencie pisania o złym uczynku Wojtka powiedzieć przez: „Owszem, każdemu zdarzają się gorsze dni, które trzeba w jakiś sposób odreagować, są słabości, którym czasem ulegamy, bywa, że znajdziemy się w nieodpowiednim miejscu i czasie.”

Przemyślenia Twojej bohaterki są czasami mocno kontrowersyjne. Choćby te z piątego rozdziału: „- Może nie nazwałabym tego kłótnią, ale teraz trochę mi głupio, kiedy myślę o naszej rozmowie. Wiem, że on chciał mi tylko pomóc, a ja obraziłam się i wyszłam. Ach, może powinnam trochę wydorośleć, posłuchać czasem opinii innych. Lecz chyba nie zmienię tego, co czuję, prawda?

- Nie mam pojęcia, czy to zmienisz, jednak nie próbuj tego robić. Co jak co, ale uczucia zawsze są w zupełności szczere.” W tej sytuacji można zestawić: nienawidzę kogoś, chcę go zabić z wściekłości, robię to, bo w końcu uczucia są szczere! Podoba mi się to, ale miej wszystko pod kontrolą!

Szkoda, że na chwilę obecną nie potrafisz sobie poradzić z przedstawieniem choć jednego bohatera, a co dopiero kilku na raz. Stanowczo powinnaś więcej czasu spędzać nad jednym wydarzeniem, a myśli na jeden temat dopisywać nawet kilkukrotnie, edytując jedno przemyślenie po stokroć.
Wykorzystaj w końcu tę narrację pierwszoosobową do unaocznienia nam bohatera. Pisz dłuższe rozdziały, nie lej wody, a zamieszczaj dużo konkretów. Twoja bohaterka w ciągu całego dnia myśli tylko o swoich snach i szczątkowo o Wojtku? Siedząc, nie przygląda się swojemu ciału i elementom wokół? Nie myśli sobie, że ma ochotę na to, na to i na to, nie marzy, nie wspomina, nic?! Tylko myśli o tych swoich snach, o Wojtku i planuje dzień? To zaczyna przypominać jakąś obsesję. Może ona jest psychopatką? Taka z niej bezwzględna sucz z obsesją.
W sumie charakterologicznie wypada ciekawie, ale jest niedopracowana. Zastanów się przede wszystkim, czy jej zachowania odpowiadają osobie w wieku lat osiemnastu. Jak na tle wiekowym wypada jej relacja z Wojtkiem. Nie raz, nie dwa Milka wydawała się być tępiutką dziewczynką, która nie widzi nawet absurdu w tym, że każe swojemu facetowi wylać resztkę wódki i uznaje to za dowód, że facet jej (wódki) nie potrzebuje.
Nie jest najgorzej, ale proponowałabym Ci przemyśleć dogłębnie postacie, bo to, co stworzyłaś, przypomina raczej czysty przypadek. Stwórz sobie konkretnie na kartce lub w Wordzie zarys każdego bohatera i przy okazji w ciągu dnia wyobrażaj sobie daną postać w różnych sytuacjach. Ba, możesz zacząć z nimi (postaciami) gadać, jeśli potrafisz! Poznaj ich i nadaj im ciągłość charakterologiczną.
Może spróbuj napisać jednoczęściówkę o każdym z głównych bohaterów — Wanda, Marzena, Blanka, Wojtek, Mila — próbując jak najdokładniej oddać ich charakter? To będzie zarówno ćwiczenie pod kątem konkretyzowania, bo będziesz musiała umieścić mnóstwo informacji w obrębie jednego tekstu, jak i pod kątem kreowania bohatera. A zobacz, jaki to genialny materiał na przyszłość! Nie jesteś pewna, czy Wojtek zachowałby się w tej sytuacji tak i tak? Czytasz sobie wypełnioną konkretami jednoczęściówkę o jego postaci i już masz odpowiedź, już Ci się materializuje jego sylwetka, jego charakter. 

4/7


 g) estetyka i kompozycja

Postanowiłam Ci o tym napisać w kompozycji, gdyż w obrębie fragmentu, który zaraz wskażę, głównie podoba mi się jego zakomponowanie. Językowo wypada też w porządku, ale to ta kompozycja zwróciła moją uwagę:

„Promienie słoneczne rozlewają się po wysokich drzewach, wilgotnej trawie oraz odrapanych ławkach. Wszystko wygląda niezwykle spokojnie, wydaje się, że nic nie jest w stanie zakłócić panującej tu harmonii i równowagi.

Przeciwieństwo tego obrazu stanowią chaotyczne, w żaden sposób niepoukładane myśli Marzeny, która siedzi na jednej z ławek, patrząc bezmyślnie w przestrzeń przed sobą.”

Patrzę na ten fragment enty raz i nie mogę się nadziwić, jak taki prosty zwrot mógł mnie tak zauroczyć.

Zdarzają Ci się podwójne spacje, ale za to tekst jest justowany i stosujesz wcięcia akapitowe. Nie zauważyłam poważnych zgrzytów w płynności między akapitami.  

1/1




Poprawność (3/5)

„Jednak do oczy cisną się łzy, bo nie tak łatwo pożegnać rodzinny dom, zostawić wszystko i zapomnieć.” — oczu.

„Nawet w ten jeden dzień nie może wydusić z siebie więcej, niż kilka zdań.” — bez przecinka.

„Hm, widzę, ze masz niezbyt dobry nastrój?” — że.

„Natomiast, co będzie z nami dalej, czas pokaże.” — bez przecinka.

„W zasadzie patrzyłam na to wszystko zaabsorbowana i zanim się obejrzałam, zrobiło się naprawdę późno, a dom systematycznie pustoszał.”

„Po chwili Wanda bez zastanowienia wchodzi na ulicę,  zmierzając w stronę sklepu.” — za dużo spacji po przecinku.

„Kiedyś te tajemnice mi nie przeszkadzały, ale robią się coraz bardziej zauważalne i aż rażą w oczy, a ciągłe unikanie odpowiedzi ze strony mamy, naprawdę zaczyna mnie już męczyć.” — bez przecinka przed „naprawdę”.

„Mama, milcząc, wzięła kawałek papieru, na którym pisała coś przez chwilę swoim niewyraźnym pismem.”

„Nie chciała, żebym jechała.”

„A ja jak zwykle nie miałam pojęcia, dlaczego.” — cytuję samą siebie:

b) pomijanie przecinka przed spójnikami wprowadzającymi zdanie podrzędne, które pozostają w domyśle:
Wiem kto. (= Wiem,  kto TO JEST.)
Nie powiedziała mi jak. (= Nie powiedziała mi, jak TO ZROBIŁA.)
Zgadłem kto. (= Zgadłem, kto TO ZROBIŁ.)

Po więcej zapraszam tutaj.

„Gdyby przyszedł Wojtek, powiedz mu, gdzie jestem i kiedy będę z powrotem.”

„W końcu niezapowiedziana wizyta po kilku latach nie utrzymywania żadnych kontaktów, nie jest chyba na miejscu.” — bez przecinka.

„Nawet, jeśli nie będzie to łatwe.” — w tym przypadku „nawet jeśli” nie stanowią osobnych członów, a jeden. Nie rozdzielamy ich przecinkiem.

„- Wejdź proszę – wychrypiała po chwili i szerokim ruchem rąk zachęciła mnie, bym weszła do środka. Uczyniłam to bez wahania.” — skoro na początku posługujesz się czasownikiem „wchodzić”, drugi proponuję zamienić na „szerokim ruchem ręki zaprosiła mnie do środka”.

„Usiądź, proszę, w salonie.”

„Wiedziałam tylko, że zmarł na wskutek jakiejś choroby już bardzo dawno temu.” — albo wskutek, albo na skutek. Zrost obu form to błąd językowy.

„Lecz mimo wszystko, był przecież moim ojcem, najbliższą rodziną.” — bez przecinka.

„Błagam, babciu, choć ty powiedz mi coś więcej, bo zwariuję.”

„Myślałam, że tym razem wszystko się wyjaśni, a tymczasem pojawiło się więcej pytań, niż odpowiedzi. Mimo to nie zamierzałam dłużej naciskać, babcia i tak powiedziała mi dużo więcej niż mama.

- Pewnie jesteś głodna – stwierdziła po chwili. – Zaraz zrobię obiad – powiedziała, a potem udała się do kuchni.” — bez przecinka przed „niż”.

„Jednak wszyscy naokoło zacinają się w pewnym punkcie. A ja mam wrażenie, że to wszystko nie jest tylko sprawą między mamą i babcią, tylko, że nierozerwalna siła wciąga w to także mnie.” bez przecinka przed „że”.

c) zasada cofania przecinka:
Nie rozdziela się przecinkiem połączeń partykuł, spójników i przysłówków ze spójnikami, np. chyba że, chyba żeby, ile że, jak gdyby, jako że, mimo że, pomimo to, pomimo że, tylko że, tym bardziej że, właśnie gdy, właśnie jak, właśnie kiedy, podczas gdy, zwłaszcza gdy, zwłaszcza jeżeli, zwłaszcza kiedy, zwłaszcza że.
Przecinek stawiamy przed całym wyrażeniem.
Poszłam do szkoły, mimo że wszystko mnie bolało i kaszlałam jak gruźlik.
Nie dam się zaprosić na kawę, chyba że zgadniesz, jakie kwiaty lubię najbardziej.
Poprosiła go o numer, właśnie gdy powiedział sobie, że między nimi nigdy nic się nie ułoży.

„Po wizycie w łazience, trwającej zdecydowanie zbyt długo, udałam się do kuchni.” — hahaha, wizyta czy łazienka trwała zbyt długo? :D

„Jednakże nie zawracałam sobie zbyt długo tym głowy, bo po kilku godzinach spędzonych nad książką, po prostu zasnęłam.” — bez drugiego przecinka.

„Nie wiem, ile stałam w bezruchu i otępieniu, ale czas wcale nie pomagał mi w wyjaśnieniu czegokolwiek.” — zdanie podrzędne oddzielamy przecinkiem. Znów to samo: „Nawet nie wiem, kiedy moje oczy zapełniły się łzami.”

„Ściśle mówiąc, miałam masę pytań, jednak nie potrafiłam ubrać ich w odpowiednie słowa.” — zapraszam.

„Mamo, czy przed tym, jak związałaś się z tatą… miałaś jeszcze kogoś?”

„Gwałtownie wstałam i zaczęłam przeszukiwać stos kartek, leżących na biurku.” — bez przecinka.

„Życie w nieświadomości może i jest w jakiś sposób bezpieczniejsze, czy wygodniejsze, ale gdy zaczniesz się czegoś domyślać, wtedy już sprawa przybiera zupełnie inny obrót.” — cytuję:

„Ostatni, ósmy przykład prezentuje znów użycie spójnikowe, to „czy” podkreśla wymienność lub całkowite wyłączanie się równorzędnych elementów zdania. Przecinka nie stawiamy, jedynie przed każdym kolejnym powtórzonym w tej funkcji „czy”.”

„Przypuszczenia  nagle nabierają ostrości.” — dwie spacje przed „nagle”.

„Tylko, czy sam się do tego przyzna? W dodatku ja nie jestem pewna, czy będę potrafiła dać mu tę odpowiednią pomoc oraz wsparcie.  Po prostu nie mam pojęcia, jak mogę postępować w takiej sytuacji.” — bez pierwszego przecinka (przed „czy”). Dwie spacje po kropce (przed nowym zdaniem „Po”…).

„O kim myślała, robiąc właśnie tak, a nie inaczej?”

„Czułam się trochę niepewnie, zostawiając mamie tylko kartkę z informacją o przybliżonym czasie powrotu.”

„Takie zachowanie, to w rzeczywistości dyskretne wołanie o pomoc, a ja nie robię nic poza nieudolnymi próbami nawiązania ostrożnej rozmowy.” — bez pierwszego przecinka.

„Prawdę mówiąc, zupełnie nie wiem, jaka mama jest w rzeczywistości  i usilnie chcę wierzyć, że to nie sny pokazują jej prawdziwe oblicze.”

„Każde kłamstwo  ciągnie za sobą następne, a konsekwencji nigdy nie brakuje.” — dwie spacje przed „ciągnie”.

„Wobec tego, kim jest Filip?” — bez przecinka.

„Aby adres, włącznie z osobą, która go aktualnie wykorzystuje, odszedł w niepamięć.” — adres się zamieszkuje, nie wykorzystuje.

„W dalszym ciągu wstawałam równo ze świtem, po czym, w pośpiechu wykonując codzienne czynności, wychodziłam z domu.”

„A wszystko na to wskazywało; mały sklepik na końcu ulicy  nie był zbyt opłacalnym interesem, zwłaszcza ostatnimi czasy.” — dwie spacje po „ulicy”.

„Ona jednak była wyraźnie spięta i niezbyt rozmowna.  Rozumiałam to dobrze […]” — dwie spacje przed początkiem nowego zdania.

„Obarczył mnie pytającym spojrzeniem. Postanowiłam więc kontynuować rozpoczęty wcześniej temat.  Opowiedziałam mu po kolei o wszystkich zdarzeniach tego dnia, jak i o własnych refleksjach, których zresztą było niemało. Potem upiłam spory łyk kawy, czekając, aż on zabierze głos.” — obarczyć możesz kogoś problemami, spojrzeniem się obrzuca. A pytające spojrzenie się rzuca. Dwie spacje przed „opowiedziałam”.

Dodatki (5/5)


Pierdoły w formie aktualności, sratatata o opowiadaniu i kiepski jakościowo tekst o autorce. Nic wielkiego, ale raczej też nie mam na co narzekać: umieściłaś spamownik, odnośnik do strony z pytaniami i podstroję z linkami. Wszystko, ale nic powalającego. Nie będę się już czepiać, ale pomyśl może o czymś ciekawszym? Może jakaś podstrona o snach i ciekawostkach na ich temat?





Dodatkowe punkty od smirka (0/5)

Postanowiłam być neutralna, choć chciałam Ci odjąć punkty za niewykorzystanie tematu snów. Bo wyglądasz na taką z perspektywy tego tekstu, co ma lenia i nie chce jej się poszperać. Podowiaduj się czegoś ciekawego i wykorzystaj to w Mowie Snów. Wzbogacisz tekst.




RAZEM uzyskałaś 27/55 punktów, zatem lądujesz w dostatecznych (3)

6 komentarzy:

  1. Tak sobie czytam te smirkowe oceny i zaczyna mnie ogarniać pełna ekscytacji panika. Bo nie zawsze jest łatwo znieść uargumentowaną krytykę na temat swojego tekstu, ale z drugiej strony - o ileż lepszy tekst się może wtedy stać! To znaczy, jeśli się tych rad wysłucha (przeczyta je), a później do nich zastosuje.
    Innymi słowy: smirkowe oceny rulez. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie po wystawieniu oceny zawsze mam tę cholerną wątpliwość, jak autor odniesie się do uargumentowanej oceny. Nie lubię krzyku, zgrzytania zębów i niechętnej postawy autora w stosunku do mojej pracy (chyba że niechęć jest uzasadniona), a niejednokrotnie pojawia się widmo niepewności, jak autor poradzi sobie z krytyką.

      Usuń
    2. To chyba ma większość oceniających, którzy dużo wytykają. Ja ciągle trzęsę po opublikowaniu tych co bardziej krytycznych ocen. Bardzo rzadko trafia mi się jakiś oburzony krzykacz albo typ "to twoje zdanie, ale się w ogóle nie znasz", a kiedy się trafia - cóż, pocieszam się myślą, że do krzyków i oburzenia uciekają się osoby niezbyt emocjonalnie dojrzałe, a nierzadko także trochę zadufane w sobie. Z jednej strony trochę kiepskie pocieszenie, no ale czy aż tak zakłamane? Miałam szczęście natrafić na wielu (młodych!) blogowiczów, którzy dostali ode mnie naprawdę krytyczne oceny, a potrafili kulturalnie powiedzieć, że nawet jeśli boli i nawet jeśli nie ze wszystkim się zgadzają, to szanują, że ktoś wskazał im rzeczy, które są źle; i równie wielu widziałam (starszych!) blogowiczów, którzy krytyki nie potrafili znieść w najmniejszym nawet stopniu, rzucając się i oburzając, że oceniający na niczym się nie zna i nie potrafi "docenić geniuszu autora". Więc trochę prawdy w tej dojrzałości i zadufaniu chyba musi być. Tak czy inaczej, trzymam kciuki, żebyś trafiła na tych dojrzałych ocenianych.

      Usuń
  2. Zacznę może od początku. Jeżeli chodzi o pierwszy punkt nie mam nic do gadania, szablon rzadko kiedy podoba się wszystkim i jest to zupełnie indywidualne odczucie, choć muszę przyznać, że nie do końca zadowolił także moje oczekiwania, a sama niestety w temacie grafiki niewiele potrafię zrobić ;)
    Następnie pisałaś między innymi o płynności między zdaniami - często mam wrażenie, że nawet jeżeli kilka akapitów poświęcę jednemu tematowi, to zdania jakby nie pasują do siebie i są rzeczywiście trochę "sztuczne". Tutaj faktycznie muszę jeszcze dużo popracować.
    Wspomnę też, że różnica między jakością samych snów i fragmentów pisanych pierwszoosobowo zapewne wynika między innymi z tego, że te pierwsze po prostu chętniej i przyjemniej mi się pisze. Często odnoszę wrażenie, że wtedy łatwiej mi się wczuć w całą sytuację, opisać emocje.
    Jest też sporo błędów logicznych, które zwykle nie wydawały mi się znaczące, rażące w oczy, a teraz po prostu miałam ochotę wyśmiać własne niedociągnięcia. Przy czym wątki z alkoholem i problemami w pracy w późniejszych rozdziałach będą mieć dalej idące skutki, o których na razie nie zdradzę zbyt wiele. A nad niektórymi zachowaniami Mili muszę porządnie popracować. Za bardzo się rozpędziłam i postawiłam ją w złym świetle.
    Poprawnością językową również nie grzeszę, aczkolwiek mam wrażenie, że im więcej czytam oraz piszę, wszystko powoli zaczynam sobie układać w głowie.

    Generalnie ocenę czytało mi się bardzo dobrze i już w połowie z całą pewnością stwierdziłam, że jest to najlepsza ocena bloga, jaką kiedykolwiek otrzymałam. Nie jest to streszczanie moich własnych rozdziałów i wypisanie dwóch powtórzeń, ale pełnowartościowy, uargumentowany, bardzo pomocny tekst. Dostałam od Ciebie tyle rad, że aż trudno będzie mi je wszystkie spamiętać, choć postaram się jak najwięcej wykorzystać. I zapewniam, że naprawdę nie mam o co się kłócić, po to się tutaj zgłosiłam, żeby ktoś wyliczył mi każdy błąd. Jak wiadomo samemu nie zauważa się takich szczegółów, dopóki inni nie zwrócą na nie uwagi. Więc biorę sobie do serca wszystkie wskazówki, wytężam umysł i ulepszam własny pomysł, własny styl, a jak na razie pozdrawiam i bardzo dziękuję za ocenę,
    Animi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, jak miło to słyszeć.
      Właściwie nie musisz stawiać Mili w lepszym świetle. Mój tekst miał na celu ukazanie Ci, jaka ona jest. Ale taki charakter będzie dobry, jeśli go dopracujesz i będziesz go dalej kreowała pod kontrolą, a nie przez przypadek.
      Wiesz, nie musisz wszystkich uwag spamiętać. Swego czasu po ocenach robiłam z nich notatki lub po prostu do nich wracałam. Ona nie zniknie, serio! xD
      Dlatego, że te fragmenty pisze Ci się gorzej (o Mili), powinnaś poświęcać im więcej czasu! Jesteś w ogóle pewna, że chcesz pisać opowiadanie, którego tworzenie nie do końca sprawia Ci frajdę? A jeśli jesteś, spraw, abyś je polubiła. Nadaj im formę, która będzie dla Ciebie przyjemna.
      Co do płynności - szczerze mówiąc, nie wiem za bardzo, co mam Ci poradzić. Tu chyba pozostaje Ci tylko czytać?
      Co do poprawności - uwierz mi, nie jest najgorzej. Spotykałam gorsze kwiatki! XD

      Pozdrawiam i życzę wszystkiego pisarskiego najlepszego! :D

      Usuń
  3. Czytam sobie ocenę smirka, czytam, a tu nagle ja. No cześć, cześć! ^^

    OdpowiedzUsuń