niedziela, 12 sierpnia 2012

[863] www.cantilenainhonesta.blogspot.com

zbiór opowiadań
ocenia Drzewo



Pierwsze wrażenie (9/10)
Adres jest trudnym ciągiem liter, który mój mózg automatycznie ignoruje, nie przejawiając chęci połączenia ich. Dlatego też od razu kopiuję go i sprawdzam, co się za nim kryje. Miłe zaskoczenie! Jak tu ładnie, kolorystycznie przyjemnie dla oka! 
Dosyć zabawny rozdźwięk wywołał we mnie tytuł „Z Nesiaczkowej szuflady.”, bo to takie zwykłe i proste w odbiorze, że aż zaskakujące przy tak karkołomnym adresie. Co do tego drugiego, to szybko dowiaduję się z nagłówka, że składa się on w istocie z dwóch słów: „Cantilena Inhonesta”, co jest już dużo bardziej przystępne. Nie dość, że jestem w stanie bezboleśnie przeczytać, to nawet ulegam zaciekawieniu i wyszukuję tego znaczenie. „Piosenka nieprzystojna”,  aha. Powinnam to wiedzieć? Z ukłuciem niepokoju przeglądam w pamięci lekcje ze średniowiecza, ale nic takiego sobie nie przypominam, mam więc nadzieję, że to nie jakaś luka w moim wykształceniu, której miałabym się wstydzić…    
W normalnych warunkach uznałabym nagłówek za ziejący pustką, ale tutaj tło jest bardzo ozdobne, więc całość się dobrze komponuje. Naprawdę milutko mi się na to patrzy i dobrze się tu czuję. Zastanawiam się, czy czcionka nie wygląda za ogromnie w większości ekranów. W moim netbooku czyta się ją bardzo dobrze, więc… może nie będę narzekać. Jedno miejsce, w którym nie muszę używać „Ctrl+”, zatem jeśli Tobie też tak odpowiada, cieszmy się obie.
Z początku nie zwróciłam uwagi, więc to się chyba jako pierwsze wrażenie nie liczy, ale… och! Pralinki koło tej maszyny do pisania! Jakie nagle dobre uczucia we mnie wywołały, wyobraziłam sobie siedzenie z laptopem, twórcze działanie na Wordzie i wcinanie czekoladek…

Treść (24,75/30)
Czuję swego rodzaju dumę, że jestem pierwszą oceniającą, która się bierze za te teksty. :) Wydają mi się takie dziewicze przez to; ja Ci teraz coś napiszę, Ty być może uznasz to za przydatne i coś pod moim wpływem zmienisz, więc następnym oceniającym dostaną się wersje już mniej pierwotne i „nieprzetworzone”! Nie wiem czemu, ale naprawdę mnie to cieszy, zwłaszcza że nie mogę rzucić okiem na niczyje wcześniejsze opinie, a przez to i ulec sugestii żadnej.
Podzieliłam się moją radością, więc mogę przejść do rzeczy.    

Władek i papierosy
Jedyna całkowicie obyczajówka. Pomysł ciekawy: papierosy łączące ludzi bardziej niż jakiekolwiek więzi („przyjaciele od papierosów”). Realizacja podeszła mi mniej.
    Jest to opowiadanie oparte na gadaniu i paleniu. Zmieniają się sytuacje, lokalizacja i… marki papierosów. Zaimponowałaś mi szerokim rozeznaniem w tychże, a ta ich różnorodność, jakość lepsza i gorsza, inne właściwościto dla całości fajny smaczek.  
   To, co jeszcze według mnie się udało, to nienachalne tworzenie tła. Poważniejszych opisów miejsc tutaj nie uświadczymy, bo nie o to chodzi, ale w kliku konkretnych słowach określasz otoczenie bohaterów. Nie jest więc tak, że biedactwa nie mają się gdzie podziać i jakąś pustkę zadymiają, tylko wyłania się nam codzienność i najzwyklejsza przestrzeń, w której mogą poruszać się licealiści.     
    Przy takiej formie, logicznie na pierwszy plan wysuwają się postacie i dialogi. Dlatego powinny one być najmocniejszą stroną, a nie są! Przede wszystkim główna bohaterka, Mila, przyszła polonistka i jej kwestie-koszmarki. Nie wszystkie, oczywiście, jednak wiele z jej wypowiedzi kłuje w oczy nienaturalnością. Po prostu nie potrafiłam sobie wyobrazić w żaden sposób, jak ona to mówi… Rozumiem chęć wykreowania jej jako osoby przeczulonej na punkcie poprawnej i ładnej polszczyzny, ale czasami to wyglądało karykaturalnie. Pierwsze z brzegu: Możesz mieć swoje zdanie, ale ja mam swoje i póki nie użyjesz konkretnych argumentów, raczej mnie nie zmusisz, bym przyjęła twój punkt widzenia. Mało nie spadłam z krzesła. Nie ze śmiechu, tylko… jakoś wstrząsnęło mną to!
Czasami brakowało mi po prostu opisu, że coś zostało powiedziane konkretnym tonem, w jakiś sposób.
   Za to fajnie wypowiada się Władek, raczej nie miałam zastrzeżeń. Jest dla mnie bardziej przekonujący, może dlatego, że więcej znam takich Władków niż takich Mil?

    - Ojej, dziękuję. – Byłam szczerze zdziwiona, ale że zawsze też łasa na komplementy, to od razu zapałałam do Władka wielką sympatią. – A co ty myślisz o Teyi? A tam, żeby od razu wielką? Dopiero co była mu raczej niechętna. Większą może.

Przez całe opowiadanie miałam problem z najlepszą przyjaciółką. Z pierwszego fragmentu na jej temat zrozumiałam, że jest nią Teya:
- Ja ją lubię, chyba… Wiesz, mamy gorsze i lepsze momenty… - mruknęłam z konsternacją. [o Tei]
   Drzwi składziku otworzyły się z rozmachem. Do środka wpadła moja najlepsza przyjaciółka. [odruchowo kojarzę zwrot „najlepsza przyjaciółka” jako omówienie zastosowane dla uniknięcia powtórzenia]
   Później to przekonanie, że najlepszą przyjaciółką jest Teya ciągnęło się za mną przez pewien czas, wprawiając w wielką konsternację, gdy stało się dla mnie jasne, że to jednak dwie różne osoby… Zawahałam się więc, kim ta dziewczyna w takim razie jest??? Ta duża wątpliwość doprowadziła do tego, że w czasie rozmowy przy matmie nabrałam chwilowego przeświadczenia, że może tak naprawdę chodzi o Milę i że ta gra, którą wymyśliła dla Władka polega na tym, żeby się kolega zorientował, iż nie ma żadnej przyjaciółki, a „pewne uczucia” do niego żywi sama główna bohaterka. Oczywiście zorientowałam się, że była to gra słowna oparta na zmuszeniu Władka do skonstruowania pełnego pytania, jednak ta „najlepsza przyjaciółka” na każdym kroku wybijała mnie z rytmu!
   Nazwałam ją przyjaciółką-widmo. Pojawia się bowiem tylko raz, słychać o niej, ale nie widać… Bezpośrednio nie widać co prawda też Tei, ale ona przynajmniej wchodzi w jakieś jawne relacje z obojgiem najważniejszych bohaterów, no i ma imię!
   Nie rozumiem na przykład, czemu Mila tak przeżywa brak zainteresowania Władka jej przyjaciółką? Czy chodzi tylko o nielojalność, o to, że spotyka się on z Teyą, z którą Mila jest pokłócona, a nie chce jej kochanej, najbliższej osoby? Czy też to jej własna zazdrość o Władka? Non stop miałam wrażenie, że to ona jest zakochana we Władku, bo tej przyjaciółki rzekomego zainteresowania nie widać żadnym sposobem, nikt nic nie mówi o żadnym spotkaniu, na którym byliby oni oboje, no po prostu nic, pustka totalna! O relacji z Milą nic ponad to, że jest jej „najlepszą przyjaciółką”, co się powtarza jak mantra, natomiast jakiekolwiek wnikanie, czy mają akurat lepszy czy gorszy czas w przyjaźni tego już nie ma, takie zagłębianie dotyczy już tylko relacji z Teyą, to Teyę wyciągała z depresji, z Teyą się kłóciła, lubiła mniej albo bardziej. Coś się działo. 
   Przez to najlepsza przyjaciółka Mili została przyjaciółką-widmo. Widmo, jak to widmo, męczyło mnie cały czas, wprowadzało w ślepe zaułki i frustrowało, że ja z tego opowiadania tak nic nie rozumiem, tak się gubię!  

 2,25/5

14 stycznia 1770
Krótkie, ale sympatycznie się czytało. Nie wydawało mi się, że mnie coś może zainteresować w quasi-historycznym opowiadaniu o Czartoryskich, a tu miła niespodzianka! Ta przemiana w patrzeniu księcia na żonę mnie zauroczyła i dziwność całej tej sytuacji… tak było naprawdę?
   Czasami w kwestiach stylizowanych na archaiczne czy też w ogóle stylu pisania coś mi nie do końca pasowało, ale ciężko jakiś konkret wskazać, a tym bardziej cokolwiek doradzić, gdyż wielkim obyciem z historycznymi powieściami nie mogę się poszczycić.

Póki kobieta się nie pojawiła, Adamowi Kazimierzowi niemal zupełnie udało się zapomnieć, co działo się w gościnnym na parterze i prawie uspokoić.
   Nawet jeśli udało mu się prawie zapomnieć, to z tym rzekomym spokojem polemizowałabym. Moim zdaniem Adam Kazimierz był bardzo niespokojny. Właściwie dziwiło mnie to, że żona rodzi, a on zamiast myśleć o niej, truje się wspomnieniami z koronacji Stanisława Augusta, przeżywa jakieś problemy ambicjonalne. Przyjęłam wersję, że usilnie chciał nie myśleć o przychodzeniu na świat dziecka będącego owocem romansu Izabeli z Repninem, więc odczuwane napięcie przeniósł na zadręczanie się innego rodzaju. Zaabsorbował się równie gryzącymi myślami, ale na inny temat. Dlatego to prawie-uspokojenie wydaje mi się nieodpowiednie.
  Zastanawiam się, czym Adamowi Kazimierzowi ten Repnin groził, o co go Adam podejrzewał, że postanowił go szpiegować w tak desperacki sposób?     

Wróciwszy do swojej sypialni, nie mógł zasnąć aż do świtu. Wcześniej nawet lubił Nikołaja. Co się zmieniło? Dlaczego w ogóle się nad tym zastanawia? Skoro tak zasadniczo nie miał do niego zaufania, że wysłał własną żonę na przeszpiegi, to chyba coś się zmieniło radykalnie jeszcze zanim poczuł zazdrość o Izabelę. O ile kiedykolwiek go lubił, to prawdopodobnie zdążył znielubić przed posunięciem się do tego podstępu, a późniejszy romans tych dwojga (nawet jeśli zaplanowany przez A.K.) co najwyżej pogłębił niechęć do „rosyjskiego lisa”.
   Do narodzin małego Adama Jerzego średnio mi się to opowiadanie podobało, nie bardzo rozumiałam, o co chodzi i jakoś nie wierzyłam, że fabuła dokądkolwiek zmierza… Niemniej, to zdarzenie jest momentem kulminacyjnym, po którym robi się coraz zabawniej, a wszystko zdaje się nabierać większej spójności i sensu. Już reakcja „świeżo upieczonego tatusia” na oczekiwaną przez wszystkich wiadomość mnie rozśmieszyła, kiedy tak się przeraził: Boże drogi, chyba nie chcieli mu winszować?
  Później jest jeszcze kilka takich komicznych momentów, w ogóle robi się swobodniej, a nawet rozczulająco… Rozmowa małżonków to szalenie ciekawy moment. Dopiero wtedy możemy przyjrzeć się z bliska ich relacji i układowi. Nawet jeśli to związek daleki od ideału, a oni sami są bardzo ludzcy, niepozbawieni przywar, to mimo wszystko zdaje się działać. Co więcej, coś ulega zmianie…     
  Ostatnia linijka wymiata! Uśmiech miałam na twarzy i takie pogodne ciepełko odczuwałam w środku, skończywszy czytanie tego opowiadania. 

3,75/5

Mężczyźni, psy i koty
Zdziwiło mnie wykorzystanie kilku takich samych motywów świata przedstawionego, jakie pojawiły się w Zawsze pomiędzy i Pretty Plastic Woman. Demony (w jednym i drugim), Kocia Dzielnica (w „Z”), dwa słońca (w „PPW”). Jakbyś sobie stworzyła jedną bazę do opowiadań fantastycznych. Niespecjalnie mi to przeszkadzało, ale zaciekawiło i uznałam za dość zabawne.
  Chciałaś, żeby zwrócić uwagę na bohaterów, a ja najbardziej zapamiętałam opisy miejsc i klimat z tego opowiadania. Klimat lekko mroczny, trochę duszny, trochę nadmorski… Oczywiście, postacie też się w to wpisują i zapewne przyczyniają do całościowego odbioru, bo nie są bynajmniej miłe, pogodne ani sympatyczne.       
   Dużo się dzieje poza główną akcją: powracające wspomnienia, traumy, tęsknoty, spłacany dług. Trochę odkrywasz przeszłość Dejana, ale wiele rzeczy ma chyba pozostać nigdy nie wyjaśnionych. 15 lat temu wykładał na Akademii Gwardii Niezależnych Narodów i wyznał miłość tajemniczej Irie, 5 lat temu walczył w Cesarskich Ogrodach i rozstał się z ukochaną. Ma jakiś dług u Lesedi, córki zmarłego przyjaciela, który zwraca wypełniając pewne zlecenia dla jej przyjaciół. Lesedi miała coś wspólnego z Iseiem i czegoś nie może mu wybaczyć. Ów Isei ma burdel (?), w którym siedziała u niego Elisabeth (???). Właściwie już nie wiem sama, w jakim celu ona tam… spędzała czas. Początkowo wywnioskowałam, że jest kolejną wykreowaną przez Ciebie prostytutką (co by zdradzało upodobanie do takich bohaterek), a po przeczytaniu do końca i dłuższym namyśle podałam ten wniosek w wątpliwość może ona po prostu ma romans z tym całym Iseiem? Od razu podkreślam, że druga wersja jest według mnie lepsza. Elisabeth uwodzicielska czternastolatka romansująca z dużo starszymi od siebie mężczyznami, jest dla mnie o niebo ciekawszą postacią niż Elisabeth czternastolatka-dziwka, będąca na dodatek kolejną dziwką w Twojej twórczości… O ile duch prostytutki z Zawsze pomiędzy ładnie się wpasowuje w całość, a Mia z Pretty Plastic Woman po prostu musi mieć taką rolę, żeby opowiadanie trzymało się kupy, to Elisabeth jest to niepotrzebne.
   Tymczasem fabuła skupia się na zleceniu, które przyjął Dejan w ramach spłaty długu Lesedi. To jest właściwie mało ciekawe, nie wiem, czy w ogóle nazywać głównym wątkiem poszukiwanie profesora i skradzionego przez niego artefaktu. Myślę, że stanowi on bardziej pretekst, żeby Dejana ruszyć z miejsca, pokazać te wszystkie jego uczucia, wspomnienia, relacje z ludźmi. Głównie z Elisabeth.
   Muszę się trochę poskarżyć na niedopowiedzenia. Szanuję te zastosowane do przeszłości, bo „niejasne dzieje Dejana” dodają korzystnej tajemniczości tej całej historii. Niemniej, uważam, że przy takim zabiegu najlepiej by było, gdyby to wszystko, co jest na wierzchu teraźniejszepozostało w pełni klarowne. Doskwierał mi brak wiedzy, na czym polega praca Dejana (nic mi to nie mówi, że jest najemnikiem), kim rzeczywiście jest Elisabeth, o co chodzi z tym biurem (po co im ono?). Zagadkę stanowi dla mnie także końcowy liścik Lesedi (o co ona się tak wkurza?) i pierścionek, który został załączony.
   Bohaterowie są interesujący o tyle, że ciężko doszukać się wśród nich jakiejś autentycznie pozytywnej postaci. O Lesedi można powiedzieć, że jest neutralna, a reszta? Dejan bywa po prostu chamski, Vesna charakteryzuje się złośliwością i prowadzi bar, w którym serwuje paskudne, nieświeże potrawy, Elisabeth to półdemoniczna kotka zmysłowa i sprytna; do tego ślepo zapatrzona w swojego profesora studentka, jej niezbyt uprzejma matka, która udaje, że nie ma z nią kontaktu oraz prosta handlarka, którą ciekawie kreujesz w króciutkim fragmencie. Oni nie są tacy „ogólnie do polubienia, ale z kilkoma wadami, żeby wypaść bardziej realistycznie”, tylko „raczej nie do polubienia”. Przypuszczam, że takich ich chciałaś stworzyć, więc udało Ci się. Warto się też przyjrzeć Dejanowi w relacjach: po pierwsze, z siostrą bliźniaczką i to jest pełna zgryźliwości współzależność, a po drugie z Elisabeth. To, jak ona go uwodzi, a on stara się jej oprzeć i boi się, że mógłby znowu przeżyć stratę kochanej osoby, i to, że jest od niej starszy o chyba trzydzieści lat, może ponad, nadaje pewnego charakteru całemu opowiadaniu.
   Na koniec wspomnę o mojej absolutnie ukochanej rzeczy: pierogach Vesny! To, w jaki sposób stworzyły klamrę kompozycyjną, gdy Elisabeth i Dejan wrócili po trzech dniach, jest bez dwóch zdań Twoim najlepszym pomysłem. :)               

4,25/5

Dziwny przypadek Jagody Waśkowicz
Na początku źle mi się czytało i to bardzo, zgrzytało jak cholera. Potem zaczęło się robić i płynniej, i ciekawiej. Wciągnęłam się w ten dziwny Jagódkowy życiorys. Ujęło mnie jej beznamiętne doświadczanie życia: z pożaru uratowała kota i nie przejęła się za bardzo, że mogła zginąć albo że ktoś jeszcze może w budynku być (teoretycznie opuszczonym, ale przecież mógł tam spać jakiś bezdomny), nawet nie pomyślała o zadzwonieniu po pomoc; pękło jej coś w nodze, to nawet nie pisnęła, tylko najpierw zlokalizowała źródło bólu (ostrego!), potem grzecznie zgłosiła się do nauczycielki; pokłóciła się z najlepszą i w zasadzie jedyną przyjaciółką, to zaczęła rozglądać za inną… Skoro przy tym jesteśmy, zdezorientowało mnie Milkowo-Zuziowe pomieszanie w poniższym fragmencie.        
To na swój sposób urzekło Jagodę, tak samo jak ciemne włosy Milki i tego samego koloru niewielkie, ale pełne życia oczy. Sama oczywiście nigdy nie zaprosiłaby do siebie nowej koleżanki, ale pomogła trochę nowa wychowawczyni. Nakazała Zuzi pomoc nie do końca sprawnej Jagodzie, która wciąż nie mogła pozbyć się dwóch szarych kul. A że Zuzia mieszkała po drodze, z chęcią pomogła nieść plecak Jagodzie. Nietrudno było zwabić ją na placek z rabarbarem.

   Uważam, że to opowiadanie wymaga jeszcze dopracowania w wielu miejscach i rozwinięcia, jednak należy do ciekawszych i oryginalniejszych, z jakimi spotkałam się w sieci. Co powinnaś rozwinąć? W moim odczuciu końcówka jest słaba, tworzy swego rodzaju… nagły fabularny spadek. Nie wiem, czy takie pojęcie występuje w jakiejkolwiek terminologii, ale spróbuję Ci wytłumaczyć, co mam na myśli. Otóż życie Jagody się miarowo toczy, różne rzeczy się zmieniają, a Jagoda wciąż podąża do przodu bez głębszych wzruszeń. Tymczasem po nawiązaniu przyjaźni z Milką następuje takie łup! i wszystko gna w dół, w dużym skrócie ku końcowi. Jakby Ci się niechcący skasował jakiś dłuższy akapicik w Wordzie. Znajomość z Asią zajęła sporo objętości i czasu opowiadania, a biedną M. streszczasz w kilkunastu linijkach. Przydałby się jakiś epizod z wspólnych przeżyć dziewczyn, coś, co by nadawało realny kształt ich przyjaźni z punktu widzenia czytelnika. Z Asią Jagodę łączy dużo: magiczne próby unicestwienia pijaka, wychodzenie na podwórko, zmiana wyglądu Jagody pod wpływem przyjaciółki, wykopywanie dżdżownic z piaskownicy. A o Milce tylko: Razem spaliły pierwszego papierosa i pierwszą trawkę.  I już.
Sam przeskok lat studiów, narzeczeństwa i początków małżeństwa jest całkiem przyzwoitym zabiegiem z racji ironicznego kontrastu, dodatkowo podkreślonego przez Behemota. W związku z nim wszelkie wcześniejsze zdarzenia tym bardziej utrzymałabym w dotychczasowym tempie, aby dopiero na Tomku zawiesić ton i po treściwym potraktowaniu późniejszego okresu życia, zaskoczyć niezwykłą przemianą Jagody.
   Drugoplanowe postacie są fajne, bo dają się zapamiętać dzięki pewnym charakterystycznym szczegółom i szczególikom. Nauczycielka to trochę tragiczna (albo tragikomiczna) bohaterka ze względu na wypadek na wsi jej niedoszłego narzeczonego i własną przedwczesną śmierć, doktor Skowytek jest tak uroczy jak jego nazwisko, Asi wartość tkwi w profilu, który stał się obiektem kultu Jagódki, a Milka… ciekawie się zaczęła. Na tej malutkiej przestrzeni jej poświęconej w opowiadaniu zmieściły się całkiem interesujące kwestie, padające z jej ust.      
   Główna bohaterka jest kreowana przede wszystkim poprzez sytuacje i różne zdarzeniato, jak na nie reagujeoraz przez porównania do ognia. Narracja też zdaje się podkreślać jej sposób odbierania świata. Spoglądając oczami Jagody Waśkowicz, cały czas widziałam Nowy Tomyśl zachmurzony, z niepokojącym mlecznym niebem i w gamie kolorystycznej z Mary i Maksa. Nie wiem czy oglądałaś, ale to taka świetna animacja, którą mi w klimacie Twoje opowiadanie bardzo przypominało.
   Ogólnie pozytywnie, ale podkreślam, że według mnie można jeszcze niemało z Dziwnym przypadkiem… zrobić i więcej z niego wyciągnąć.  

4,5/5

Pretty Plastic Woman
Nie wiem, czy jedno z Twoich najlepszych, ale z pewnością jedno  z moich ulubionych. Bardzo w moim klimacie i te postacie! Cała plejada kolorowych dziwaków. Piszesz we wstępie, że elementy magii są tak naprawdę najmniej ważne w tym opowiadaniu i coś w tym jest, ale z pewnością stanowią „miłą dla oka” dekorację. Rozumiesz, ładne tło dla wyobraźni.
   Ujął mnie również tytuł jest chwytliwy i fajnie nawiązuje do opowiadania w taki sposób, że dopiero pod koniec okazuje się, o co chodzi. Zresztą, sama końcówka jest świetna. Zaskoczyła mnie i rozbawiła, ale nie tylko, bo też podkreśliła to, co chyba w całym opowiadaniu chciałaś pokazać.
   Otóż MiaTwoja główna bohaterka posiada pewną głębię, przeszłość i w ciągu całej opowieści przechodzi przemianę, ale zanim o tym, chciałam powiedzieć o dużym niedociągnięciu w jej kreacjiona nie wygląda! Próbowałam doszukać się jakichś opisów, przeglądając drugi raz tekst, ale jedyna informacja, jaką mi się udało zdobyć, to że dziewczyna jest rudowłosa, co zaznaczasz przy porównaniu z czarownicą. Jeśli gdzieś jeszcze znajdują się wzmianki o cechach zewnętrznych Mii, to najwyraźniej za mało uwypuklone, bo mam pustkę w głowie, kiedy o tym myślę.
   Teraz kwestia najważniejsza, mianowicie przemiana głównej bohaterki. Następuje ona we właściwym momencie, czyli kiedy dziewczyna ma totalnie dość wszystkiego, co się odbija na jej pracyw związku z tym Ciotka wysyła ją w drogę. Pierwsza osoba, którą spotyka Mia, to docelowa czarownica. Ciekawe jest to, że na prośbę dziewczyny o ofiarowanie innego życia odpowiada wymijająco i początkowo wywnioskowałam, że się nie zgodziła, jednak w gruncie rzeczy to od jej drobnej „propozycji pracy” zaczyna się coś nowego i lepszego dla dziewczyny. Tym samym prostytutka z traumą z dzieciństwa, pozbawiona chęci do dalszej egzystencji, zaczyna widzieć jakąkolwiek przyszłość dla siebie i poznawać dziwnych przyjaciół, którzy stają się murem dla ponurych myśli.
   Można powiedzieć, że ta barwna gromadka przywraca kolory jej życiu. Brzmi to banalnie, ale wyszło wdzięcznie pod Twoim piórem.
   Ostatecznie pokazujesz, że Mia to właśnie nie taka pusta, ładna maszyna do zarabiania pieniędzy, tylko kobieta, która pomimo że wylądowała w takim miejscu, w jakim wylądowała, ma życie w sobie i przed sobą. Pewnie marne to podsumowanie, ale sama wiesz najlepiej, co chciałaś przekazać.   
   Moim ulubieńcem, naturalnie, jest Jack Aiken. Jeju, ja go pokochałam od pierwszego wejrzenia! Udało Ci się zauroczyć mnie tą postacią, jeszcze zanim wyszło na jaw zauroczenie głównej bohaterkimyślę, że to najlepiej świadczy o sukcesie kreacji naukowca. Tony, Zolkin i wiedźma wzbudzają sympatię, chociaż nie są bez skazy. Czarownica jest szorstka i nieprzyjemna, ale to właśnie ona pomaga Mii, Tonyprzekomiczny, kiedy usilnie odtrąca troskę przerażonej dziewczyny i sugeruje jej postradanie zmysłów, a Zolkinowi nie można do końca zaufać. Te wady sązdecydowanieich siłą.

   Mam jedno zastrzeżenie do Tony’ego.
           Poznany przez nią chłopiec był bardzo dzielny. Raz był w pełni sił, innym razem leżał w łóżku, cały posiniaczony i z połamanymi kończynami. Mimo wielkich trudów, Mia nie potrafiła od niego wyciągnąć, co się dzieje z jego organizmem.
            (…)
            Próbowała więc dowiedzieć się czegoś od dziwnego sklepikarza, ale ten zaproponował jej całkiem poważny układ.
            - Gdyby Tony pozwolił mi odpowiedzieć na to pytanie, na pewno bym to zrobił. Ale nie za darmo.
            - Czego chciałbyś w zamian? – spytała.
            - Poznać twój sekret, oczywiście!
            Mia pokręciła zdecydowanie głową. Nie, nie była gotowa o mówieniu [sic!] o swojej mocy.

    Po pierwsze, układ nie ma dla mnie sensu. Zolkin stawia dwa warunki: pozwolenie Tony’ego i wyjawienie sekretu przez Mię. Skoro dziewczynie nie udało się do tej pory niczego wyciągnąć od samego chłopca, to dlaczego miałby się on zgodzić, żeby sklepikarz zdradził jego tajemnicę? Już lepiej by poszła na jakiś układ z Tony’m, skoro i tak wszystko od niego zależy! Gdyby Zolkin powiedział tylko, że dobrze, może oświecić Mię, co się dzieje z organizmem jego podopiecznego, jednak ona w zamian musi mu powiedzieć o swojej mocybyłoby OK.
   Po drugie, sprawa ta jest do końca niedopowiedzeniem. Zostawiłaś ją ot tak, jakbyś o niej zapomniała, albo nie miała pomysłu, co z nią zrobić. Jeśli rzeczywiście chcesz pozostawić nierozwiązaną zagadkę jako taki smaczek, to proponowałabym coś na ten temat jeszcze wspomnieć. Na przykład takie miłe podsumowanko w zakończeniu, że Mia zaczyna nowe życie i jest już gotowa na odkrywanie potencjału własnej magiczności, więc kiedy sama się z nim oswoi, to może będzie gotowa na odkrycie swojego sekretu przed przyjaciółmi i sama pozna prawdę o Tony’m… To oczywiście  tylko mój pomysł, ale jakkolwiek będziesz to chciała rozwiązaćzrób to, choćby nawet za sprawą malutkiej wzmianeczki przypominającej, że nie wszystko wiadomo. Tak, żeby czytelnik mógł odczuć, że masz całkowitą kontrolę nad swoim opowiadaniem, w związku z czym nie ma ani jednej rzeczy, która została niedopowiedziana przez przypadek…    
            Zazwyczaj po sprawunki były wysyłane młodsze dziewczyny, które dopiero uczyły się sztuki zadowalania klientów i jednocześnie pełniły obowiązki sprzątaczek w domu. Ciotka jednak wiedziała, że chwile poza burdelem posłużą Mii za najskuteczniejsze lekarstwo.Pytanie: czy Mia była już wcześniej u Czarownicy? Przyglądała jej się, jakby widziała ją po raz pierwszy, ale czyż sama nie była kiedyś „nowa” i nie wysyłano jej po sprawunki? Chciałabym, żebyś to zaznaczyła.
   O świecie przedstawionym rzeknę słówko. Nie zaniedbałaś go z całą pewnością, Mię i całą resztę osadziłaś w dość surrealistycznym otoczeniu. Ten świat ma swoje miejsca kolorowe, jak i całkiem mroczne, ale generalnie w całości jest… dziwny i pokręcony. Podobało mi się, jak przedstawiłaś Dzielnicę Kotów.
Stąd nie było tak łatwo uciec jak z Drugiej Dzielnicy, pełnej bogactwa i wszędobylskiej śmierci. Tu obowiązywały kontrakty, dzięki którym ludzie bogacili się, ale przez ciężką pracę. Nikt tu nie wierzył, że bogactwo oznacza wolność. Mieszkańcy rozumieli, że nigdy nie będą wolni, bez względu na to, skąd przybywają i czyimi są poddanymi. Zdawali sobie sprawę, że ich rządze są dla nich prawdziwymi pętami, a przypominały im o tym każdej godziny szwędające się po ulicach koty. Gnieździły się na dachach budynków, hałasowały w śmietnikach, kradły jedzenie, polowały na głupie psy i dawały do zrozumienia mieszkańcom, że to one są prawdziwymi obywatelami tej dzielnicy. Mądrzejszymi od ludzi i prawdziwie wolnymi. Nie dlatego, że były kotami.
Dlatego, że nie były ludźmi.
   Poza tym: motyw poziomów, które odzwierciedlają także status społeczny. Przypomina mi to jedną książkę Tokarczuk (bodajże), którą miałam strasznie dawno w rękach i którą, notabene, tylko zaczęłam. Dlatego ciekawa jestem, skąd ten pomysł wzięłaś i czy w ogóle skądś.
   Nie będę się niesamowicie rozwodzić, bo już wspomniałam na początku, że elementy fantastyki stanowią ciekawe, dekoracyjne tło. Bohaterowie nie szwendają się po pustce, zaszczycasz nas paroma opisami miejsc, więc naprawdę jest w porządku.
   O dialogach również króciusieńko: brzmią naturalnie i nadajesz im także funkcję kreującą postacie, co dobrze widać w pierwszej scenie z Tony’m, kiedy w tej krótkiej rozmowie wyrabiamy sobie całe zdanie na jego temat. Oczywiście opis zachowania też ma tutaj znaczenie, jednak to te opisy dopełniają dialog, nie na odwrót. 

5/5

Zawsze pomiędzy
   Bardzo lubię to opowiadanie, jest chyba najbardziej stonowane i wyważone z tych Twoich fantastycznych, nie tak kolorowe jak „PPW”, ani tak cierpkie jak Mężczyźni… Właściwe proporcje słodyczy i brzydoty, odpowiedni początek i takież zakończenie; nic dodać, nic ująć.
   Poza tym obdarzyłam ogromną sympatią tutejszych bohaterów. Wszędzie indziej doceniałam kreacje, jak najbardziej, zakochałam się nawet w panu Aikenie, jednak na krótko, bo zaraz potem opowieść się skończyła. Mocniejszą emocjonalną więź odczułam w stosunku do Fili i Eli’ego, może nawet bardziej do Fili. Ciężko mi skonkretyzować,  c o  w niej jest, ale chociaż spróbuję ją troszeczkę przeanalizować. Przede wszystkim, Filajak sama przyznajejest tułaczką: tytularnie zawsze pomiędzy Jasnym Traktem a Ciemnymi Ścieżkami. Styl życia zresztą też wiodła tułaczy (lub wiedzie, w końcu w Iglicy już nic jej nie trzyma), podróżując autostopem i szlifując magiczne zdolności dzięki napotkanym: hinduskim czarownikom, rosyjskiemu pogromcy wampirów i czeskiemu eksksiędzu egzorcyście. Jest wrażliwa na krzywdę ludzi, ale też na dość silna, żeby przeciwko tej krzywdzie zadziałać. Ma również pewien temperament, potrafi się zezłościć. No i posiada własną psychiczną rysę, a rysy są niezmiennie w cenie wśród postaci literackich. Jej rysą jest poczucie winy z powodu haniebnego czynu, do którego dopuściła się dawno temu: zabójstwa w akcie zemsty. Nie zdradzasz dokładniejszych okoliczności tego zdarzenia i tak jest dobrze. Przyczyna Filowej rysy, niejasna i powracająca w koszmarach sennych, jest atrakcyjniejsza dla mnie, niż gdyby była opowiedziana do końca.
   Eli, oswojony demon, a zarazem kochanek Filomeny, dużo bardziej przerysowany, powiedziałabymkomiksowy. Niewątpliwie ma w sobie urok, a kocham go mniej niż Filę pewnie dlatego, że ona jest mocniej osadzona na ziemi i łatwiej mi się z nią identyfikować.
   W przeciwieństwie do poprzednich opowiadań, tym razem osadzasz bohaterów w realnym świecie. Fantastyczne elementy przenikają się z przyziemnością polskiego miasteczka, z jednej strony magiczne lusterko, a z drugiejobskurność przestępczej dzielnicy i obojętność władz. Moim zdaniem, całkiem udana mikstura.     
   Fabularnie to opowiadanie bazuje na prostych schematach. Pierwszy to rozwiązywanie problemu ducha, żeby umożliwić mu oderwanie się od ziemi. Co ciekawe, podałaś go na tyle sprytnie, że dopiero kiedy sama nazwałaś go po imieniu (duch prostytutki: Zanim mnie przepędzisz. Fila: Wolę sformułowanie: zanim rozwiążę twoje ziemskie kłopoty.), zorientowałam się, jak banalny pomysł zastosowałaś. Kurczę, dałam się nabrać!
   Drugi: porwana dziewczynka ze szlacheckiego rodu, z innego wymiaru, do którego prowadzi portal. Ten motyw prezentuje się już bardziej oczywiście, niestety. Trochę rozczarowało mnie takie zakończenie wątku małej Tary, ale… chyba muszę Ci wybaczyć.       
        
5/5


Poprawność (4,25/5)
Po pierwsze: niepoprawny zapis dialogów, jeśli chodzi o pauzy i dywizy. Właściwie masz pauzy tylko tam, gdzie Word automatycznie ustawia, a nie wszędzie tam, gdzie trzeba. Po drugie… cała reszta. Enjoy! 
       
Władek i papierosy
Z kąśliwym uśmieszkiem, ucieszona, że mam to za sobą - nie tylko pisanie tego opowiadania, ale na pewno nie palenie - zapraszam do przeczytania poniższego tekstu, okupionego paczką fajek i momentami załamań nerwowych.Jeju, można się połamać na konstrukcji tej wypowiedzi! Naprawdę nie zrozumiałabym, czy w końcu masz to palenie za sobą, czy nie, gdyby nie dalsza część zdania.

Byliśmy wtedy oboje niziutcy, ale nie aż tak jak Teya, bo ja jeszcze nie nosiłam butów na obcasie, a Władek… cóż, z wiekiem garbił się coraz mocniej i z każdym rokiem robił się milimetr niższy. Długie to zdanie i skomplikowane, osobiście się pogubiłam, kto był kiedyś wyższy, ale się „zniził”, a kto był niższy i urósł (nawet za sprawą szpilek). Myślę, że to po prostu za duży ładunek informacyjny na raz i ciężko się skoncentrować na wszystkich tych wiadomościach. Poza tym, czy Władek nie powinien robić się o milimetr niższy?  

Nasi znajomi, koledzy – przyjaciele?, straszyli rakiem płuc, śmiercią w męczarniach, tym, że nikt nie będzie nas chciał całować, bo będziemy śmierdzieć.Myślę, że niepotrzebnie dodane, że będą śmierdzieć. Czytelnik się domyśli.
  
        - Pewnie nie, ale jestem facetem, więc może uległaby mojemu urokowi…
        - Myślisz, że tak prosto ją oczarować?
        - Myślę, że łatwiej, niż myślisz. Nie zadręczaj się tym, robiłaś to, co do ciebie należało.
        - I nie chcesz poznać jej stanowiska? Tak łatwo przyznajesz mi rację? Nie jesteś zbyt pochopny? Może to ja jestem w błędzie?Rozumiem, że chciałaś uniknąć nagromadzenia „łatwo”, ale radzę inaczej je obejść, nie za pomocą tego „prosto”, które tutaj brzmi mało naturalnie.

Wyrzuciliśmy pety w śnieg, spojrzeliśmy na siebie i uśmiechnęliśmy.Uśmiechnęliśmy… też na siebie? Dodać „…i się uśmiechnęliśmy”, a od razu zabrzmi lepiej. 

Djoković całkiem dobrze grał. Ale ja bym poradził sobie lepiej.

Do szkoły nie mieliśmy daleko, bo skrywaliśmy się za ośrodkiem kultury, wybudowanym po przeciwległej stronie ulicy w stosunku do naszego liceum. Ale trzeba było jeszcze zdjąć kurtki, umyć ręce, skołować gumę do żucia…
Oj, oj, oj, zwróć uwagę na te wszystkie zdania, które zaczynasz od „ale”. Jest ich całe mnóstwonie tylko w tym opowiadaniui o ile w części przypadków mają sensowne zastosowanie, to w takich jak te po prostu czułam, że to zdania bezczelnie przerwane kropką.
Myślę, że ona bardzo cię lubi. Naprawdę. A ostatnio nie wyglądasz najgorzej, więc sam rozumiesz. Może z nią pogadasz, co? Sam, bez pośredników? Średnio mi to odpowiada. To znaczy bardzo to lubię, bo wtedy jestem na bieżąco, ale to wasza sprawa.

Nie zrób tylko tego samego błędy po raz kolejny, okej?

Seba, mający chyba najbardziej abstrakcyjny tok rozumowania z naszej trójki, i tak nic nie zrozumiał. „Nawet Seba, mający chyba najbardziej abstrakcyjny tok rozumowania z naszej trójki, nic nie zrozumiał.” (Bo w ten sposób podkreśliłaś niezrozumienie Seby, jakby co najmniej Władek do niego się zwracała przecież chodziło o to, żeby podkreślić idiotyczność wypowiedzi skierowanej do Mili, sam Seba w tym wszystkim mało ważny.)        

14 stycznia 1770
Był znużony wszystkimi tymi ceremoniami, a do zachodu słońca było jeszcze tak dużo czasu…
Pewnie już w łonie obmyśla strategie naprawy Rzeczypospolitej i gdy tylko nauczy się mówić, opowie nam o swoich planach odmiany świata!Obmyśla? Dziecię się właśnie rodzi, więc co obmyślić miało, już chyba obmyśliło, dlatego dałabym tu czasownik przeszły dokonany.

Nie, żeby Adam Kazimierz kiedykolwiek w tej sprawie okłamał. KOGO?

Jeszcze gorzej było z samym posłem, bo o ile młoda księżna traktowała romans z typowym u niej przymrużeniem oka, to Repnin najwyraźniej z Izabelą wiązał wiele nadziei. nie „dla niej”?

            Jej apartament był urządzony cukierkowo, co bardzo dobrze do niej pasowało, przynajmniej według męża, który od jakiegoś czasu zaczął uważać Izabelę za słodki karmelek, może krówkę (z powodu dziecinnej naiwności albo głupiej wiary w ludzką bezinteresowność, sam nie wiedział), opakowany jednak w wyjątkowo brzydki papierek. Na ścianach dominowały błękity, tak jak i w wazonach, w których ułożono kompozycje z dopiero co przysłanych bukietów. Izabela leżała w łożu z odsłoniętym białym baldachimem, czytając jeden z tych naiwnych romansów, z których tak lubił się naigrywać.

Mężczyźni, psy i koty
- Tak, jesteś półdemonem, to ci daję przewagę nade mną, więc to nie jest uczciwy zakład.

 P.S. Dziękuję za kwiaty, które zostawiłeś na grobie ojca. PS

Dziwny przypadek Jagody Waśkowicz
Nauczycielka w szkole podstawowej najpierw tylko wychodziła z siebie, próbując przekazać wiecznie rozkojarzonej dziewczynce z włosami splecionymi w dwa chude warkoczyki, jak połączyć „l” z „o”, a później „w” i „a”, by wreszcie, po wielu podpowiedziach, nakierować ją na słowo „lokomotywa”. Nie dość, że w wymyślny i opisowy sposób starasz się przekazać komunikat, że dziewczynce trudno było przeczytać choćby jedno słowo, to samą dziewczynkę opisujesz dwoma dość długimi określeniami, wręcz osaczasz ją nimi z obu stron… Jako czytelnik też się czuję przytłoczona tym zdaniem.  

Później zaczęła podejrzewać, że mała próbuje wystrychnąć ją na dudka. Ponieważ rozmowy z zapracowanymi rodzicami niewiele dawały, a wszystkie inne dzieci z klasy dawno już – powoli, bo powoli, ale jednak – opanowały tę banalną sztukę, nauczycielka sięgnęła po drewnianą linijkę. (Najpierw podkreśliłaś, że dla tych dzieci to była trudna i mozolna praca, żeby za chwilę skwitować ją jako banalną…) By zmusić dziecko do jeszcze cięższej pracy (a gdzie tam była ciężka, skoro dziecku się nie chciało i nic nie robiło?), raz po raz uderzała (je) w małą dłoń z zawsze równo przyciętymi paznokciami, które często jednak bywały brudne. Oburzona impertynenckim stosunkiem (w świetle tej impertynencji wcześniejsza uwaga o „jeszcze cięższej pracy” tym bardziej nie ma sensu) Jagódki do nauki czytania (musiał wynikać z wrodzonej bezczelności małej rudej jędzy, bo liczyć do stu nauczyła się już dawno i kartki pokrywała rachunkami z dodawania i odejmowania), zamierzała naskarżyć dyrektorowi. (Naskarżyć, że mała dziewczynka jej robi na złość i nie chce się nauczyć czytać? W takiej sytuacji na miejscu nauczycielki raczej zgłosiłabym się do dyrektora, żeby prosić o pomoc w rozwiązaniu problemu, tłumacząc, że wszystkiego próbowałam, ale już jestem bezradna…) 

Nauczycielka, sympatycznie wyglądająca, ambitna kobieta po trzydziestce, wciąż panna (i tak miało pozostać), przemierzała uliczki Nowego Tomyśla w nowym szarym prochowcu, kupionym przez siostrę w Peweksie i znoszonych już brązowych botkach.Wtrącenie, nie powinno być drugiego przecinka po nim?

Zapukawszy do drzwi, strzepnęła pyłek ze rękawa i czekała. Po dłuższej chwili przestępowania z nogi na nogę, zirytowana nauczycielka zerknęła przez okno do kuchennego wnętrza. Na początku stosujesz podmiot domyślny, dlatego późniejsze dodanie „nauczycielka” wygląda nienaturalnie.

Nagły odgłos kasłania nakazał kobiecie udanie się cienkim błotnistym pasem ziemi pomiędzy ścianami budynku a płotem do ogródka.Bardzo długie zdanie jak na jedno tylko orzeczenie, przez co ciężko skoncentrować się na nim w całości. Nigdy się nad tym głębiej nie zastanawiałam, ale Ty zwróciłaś moją uwagę na następujące zjawisko: mózg automatycznie akcentuje czasowniki, więc jeśli w jednym zdaniu jest „nakazał” i „udanie się”, to jakoś trudno od razu zaskoczyć, że główną opisaną czynnością jest to, że kobieta poszła (udała się) w danym kierunku (kasłania)! Gdyby rozłożyć to zdanie na „drzewku”, to podstawą byłoby „Odgłos nakazał.” O, narysuj sobie. Możesz nie wierzyć Drzewku-mnie, ale drzewko-wykres z pewnością Cię przekona, że to nie zdanie, tylko istny koszmar i rzeź dla umysłu czytelnika. :P 

                Jagoda obudziła się pewnego poranka i w drodze do gimnazjum, którego budynek mieścił się na drugim końcu miasta i idąc wolnym krokiem, przebycie drogi zajęło jej niecałe pół godziny, stwierdziła, że jeśli nie uda jej się wyjechać do Ameryki, to zamieszka chociaż w Poznaniu. Maamooo!!! Tego zdania już mi się nie chciało rozrysowywać na żadnym „drzewku”, ale nie zostaje w tyle za poprzednim! 

 I koniec, i kropka. Ale dobrze znała samą siebie i wiedziała, że duże miasto mogło też ją przerazić. Nie, żeby sceny masakry robiły na niej jakieś wrażenie. Ale nowi ludzie, pędzące samochody, stukoczące po szynach tramwaje i światła na każdym przejściu dla pieszych?

Nie było chętnych.
                Tymczasem Jagoda – już licealistka – była świadkiem wolno zachodzącej ruiny. Przyprószone mchem dachówki przy najlżejszym powiewie wiatru odpadały od dachu i spadały na ziemię przy domu, a czasem niesione mocniejszym podmuchem znajdowały się u sąsiadów lub na ulicy.

Przeczytała wszystkie potrzebne lektury, ale nie mogłaby odpowiedzieć na pytanie, co jej się w nich podobało. Bo nie podobało się nic. W całości za to spośród sześciu książek, jakie jej klasa miała sobie przyswoić, spodobała jej się tylko Mistrz i Małgorzata.

Do jej nozdrzy dobiegał (dochodził) bowiem swoisty (swego rodzaju??? raczej: specyficzny, charakterystyczny) zapach palonych sprzętów, ale wokół nie widać było ani śladu płomieni.
                Jagoda nie przepadała za wychowaniem fizycznym. Gry zespołowe na pewno nie były dla niej, wolała już biegać, chociaż i tak czuła, że wtedy traci cenny czas, jaki mogłaby spożytkować chociażby na czytanie. Sport nie był chyba jej potrzebny. Zawsze była szczupła i zdrowa, więc po co nadwyrężać mięśnie? Chyba? Przecież czuła, że traci czas! Według niej NA PEWNO nie był potrzebny do niczego.  Niepotrzebne „chyba”.

                - Jagoda, do tyłu, bardzo dobrze! A teraz mostek! – ponaglała wfistka. Mam wątpliwości co do takiego zapisu.

Kurczę, raz przeczytałam tylko ze trzy stron i prawie zemdlałam ze strachu!

Pretty Plastic Woman
Mebel miał nierówne nogi, a umieszczone w nim owalne lustro pęknięte. Pęknięcie czy pęknięte coś?
To, jak i pokrywające taflę czarne kropeczki, zdawały się nie przeszkadzać dziewczynie.  zdawało się
Kanciasta, żółta twarz, śmierdzące wypomadowane włosy, ułożone w fryzurę kiepsko imitującą tradycyjną dla urodzonych na terenie Cesarstwa kobiet, małe, głęboko osadzone oczka, pomalowane czarną grubą kredką tak, by sprawiały wrażenie ukośnych – to wszystko, włącznie z głębokimi dekoltami, tyko podkreślającymi niemal niewidoczne piersi i butami na przeraźliwie wysokich obcasach, które nosiła, pomimo że była wyższą od wszystkich klientów, jacy pojawili się od czasu, gdy zamieszkała tu Mia, sprawiało, iż przypominała bardziej mężczyznę niż kobietę.A tak w ogóle zdanie-horror, przy wysokich obcasach i wszystkich klientach się pogubiłam, o co chodzi, nie mówiąc o tym, że sobie opisywaną kobietę przestałam wyobrażać (a nawet zapomniałam to, co już sobie zdążyłam wyobrazić!).
Wiedźma, z której ziół korzystała Ciotka, mieszkała na daleko od centralnej części dzielnicy. Cooo?
Dojście tam, według słów jednej z szefowych Mii, nie powinno zajmować normalnie więcej niż pół godziny. Ale ze względu na zły stan dziewczyny, podróż ta trwała dwa razy dłużej.Kolejne zastrzeżenie do „ale”.
Wieńcząca go kopuła była płaska, pokryta przez czerwoną dachówkę. Mimo że była pełnia lata, z chudego komina wydobywał się zielony dym, więc wiedźma musiała palić w piecu albo coś gotować. By zapukać do owalnych drzwi, rzeźbionych w różne zawijasy, Mia musiała przeskakiwać po wiszących w powietrzu skałach, porośniętych trawą. Sprawiało jej to sporo bólu, lecz przecież musiała dotrzeć na miejsce.
- Przysłała mnie Ciotka z Kociego Burdelu, po zioła… - powiedziała niepewnie, nie wiedząc, czy zostanie w ogóle wysłuchana. Dwa dywizy!

Mimo tego i tak nie zapałała sympatią wobec wiedźmy.Można pałać sympatią wobec kogoś? Chyba raczej „do”.
Mile zaskoczona, wróciła do wiedźmy, a później do domu, gdzie schowała w skarpetkę poczciwy zarobek. Właśnie to mogłaby robić po upłynięciu kontraktu. Być dostawcą, załatwiać dla różnych osób ważne sprawy i za dobre wykonanie polecenia otrzymywać drobną zapłatę, która nie pachniałaby tak obrzydliwie jak jej obecne zarobki.
Nie, nie była gotowa o mówieniu o swojej mocy.Na mówienie.
W momencie podpisywania odebrania swojej ostatniej wypłaty, obiecała sobie, że nigdy, ale to nigdy więcej nie zapragnie dla siebie śmierci.Nie lepiej: podpisywanie odbioru wypłaty?

Zawsze pomiędzy
Przede mną było jeszcze wiele do nauczenia się, więc dlaczego w końcu uległam i zdecydowałam się na wynajęcie mieszkania w Iglicy?Pierwsze „się” jest zbędne.
Mówiły mi o tym jej nerwowe gesty chudych rąk, zbyt szybkie przenoszenie ciężaru ciała z lewej na prawą nogę i nagły tik nerwowy, polegający na regularnym wytrzeszczaniu jasnobrązowych oczu.Tiki zwykle są nagłe.

            Długo trwało spełnienie obietnicy, której i tak nie dotrzymał.To jakie spełnienie, skoro nie zostało spełnione?
Miała farbowane na bardzo jasny blond chude włosy, proste i suche jak słoma.Cienkie! Ludzie mogą być grubi i chudzi, a włosy grube albo cienkie.

            Na koniec ze smutkiem oznajmiłam lustrze (komu/czemu się przyglądam? lustru), że nie może tu zostać. Widziało o wiele za dużo niż powinno. (dużo więcej niż powinno; o wiele za dużo)

Po szkle przewinęły się fale, jakby nagły powiew wiatru zmącił wodę w jeziorze.Co do fal: nie wiem co robią, ale nie sądzę, że się „przewijają”.

Spytałam lustro, czy taka opcja jest dla niego do zniesienia, bo jeśli nie, to zatroszczę się o nie sama. Ale zgodziło się pokornie, spragnione nowych wrażeń. .

            - Skąd… - chciałam spytać sennym głosem, ale umilkłam. Przecież wiedział o mnie wszystko. – Nie.

            - Wiem już chyba wystarczająco dużo… - wymamrotałam. (Kolejne dywizy w niestosownych miejscach.)

Nie chciałam tego robić ze względu na krzątającego się po mieszkaniu ducha, ale bliskość Eliego była jedynym, czego było mi jeszcze do szczęścia.Do szczęścia… co? Potrzebna, podejrzewam.

Ponad nią zbudowano most, którego patronką została święta Rita, a zakochani przywieszali do metalowych barierek kłódki ze swoimi imionami oraz miłosnymi życzeniami. Gdy razem z Elim przebiegaliśmy zdyszani pomiędzy wysokimi łukami przęseł, na jednym z nich siedziała para zakochanych.

Nadal pozostawałam zbyt wrażliwa na krzywdę innych ludzi i obrazy agresji. Bałam się zobaczenia wstrętnych obrazów na własne oczy, bo pragnęłam z całego serca, by pozostały tylko i wyłącznie wymysłem reżyserów kręcących świrnięte horrory.

Nie zrozumiałabym, że to dziecko, gdyby nie piękne platynowe włosy, lśniące pomiędzy brudnymi szmatami. Ale byłam przekonana, że gdy tylko dziecko się obudzi, zacznie płakać.

Para na kanapie w ogóle mnie nas nie zauważyła. Jedyną zmiana polegała na tym, że facet przyspieszył i zaczął głośniej dyszeć.

Wetknął sobie do ust jednego z ostatnich szulugów, po czym zaczął rozglądać się za zapalniczką.

Kobieta również wyglądała na zaciekawioną. W jej załzawionych niebieskich oczach błysnęła ciekawość.

Zapatrzona w ten upiorny obraz, nie od razu do mnie dotarło, że siedząca na kanapie kobieta śmieje się do rozpuku. zapatrzonej ->  mnie

Kłóciłybyśmy się tak pewnie do sądu ostatecznego, gdzie spór ostatecznie rozstrzygnięty zostałby przez Najwyższego, co w sumie nie byłoby takie korzystne, bo bałam się Go jak diabli, taki argument na korzyść zielarki. Przy tak wielokrotnie złożonym zdaniu, ciężko pojąć uwagę o argumencie na korzyść zielarki.

Chciało mi się zrobić pełną betę, więc… Twoje szczęście :), a odbicie w punktach jest nieduże, bo to są stosunkowo drobne rzeczy. Poprawność stoi na wysokim poziomie, a odjęłam głównie za te nieszczęsne „ale”ponieważ przy którymś z kolei już się na nie irytowałamoraz za dywizy w dialogach. Ostatnio posiadłam pewną wiedzę na ich temat, to korzystam!      

Dodatki (5/5)
Ład i porządek, z pewnością. Ludzkie inspiracje mnie niezmiennie ciekawią, mogę czytać i czytać o genezach powstania, źródłach pomysłów wszelakich… oj, bez końca. Dlatego jestem ukontentowana, że i taki dodatek się u Ciebie znalazł. Wzbogacony ilustracyjnie i muzycznie! W każdym razie: niczego nie brakuje, nie jest też za dużo.  

Dodatkowe punkty od oceniającej (3/5)
Za wszystko po trochu i na zachętę, żebyś coś tam nowego wrzuciła, a nie wszystko jednego dnia dodane, zamarłe od 23 lipca!  
 
46/55
Piątka


Oto jest, pierwsza po ponad trzech miesiącach.  

43 komentarze:

  1. To jednak znów wróciłyśmy do jednej całej oceny na głównej? Oo'

    OdpowiedzUsuń
  2. Nic nie zmieniałam (świadomie).

    OdpowiedzUsuń
  3. Uhm, przepraszam, już pojęłam mój błąd. I naprawiłam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ???
      Okej, cieszę się!

      Usuń
    2. a sondy nadal nie ma :(
      lum

      Usuń
    3. Nie wstawię jej, głupku! Ewentualnie na Q87.4, ale i to nie jest pewne.

      Usuń
    4. Bo zapomniałam wstawić zwijanie tekstu i wydawało mi się, że skoro mamy automatycznie ustawione trzy na stronie, to powinno wyświetlać trzy. Po Twoim pytaniu zaczęłam się głęboko zastanawiać, co zepsułam i kiedy oraz jak to naprawić, aż sobie przypomniałam, co mówiłaś, gdy tę zmianę wprowadziłyśmy, to znaczy, żeby zawijać i że w to się klika u góry w edytorze tekstu. Więc tak zrobiłam, no. :D

      Usuń
  4. A oświeci mnie ktoś, co napisała na od magnetyzacji pod wyróżnionymi?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś tam, że blog bodajże bracia duszy - swietna grafika i super fantastyka, ciekawe jak ja bym sie sprawdzila.
      lol. jest coraz bliżej regulaminu i naszych podstron...

      lum

      Usuń
    2. "ah kiedyś cię znajdę, znajdę Cię, tak w końcu znajdę! jestem coraz bliżej, wiem!"

      Usuń
  5. Udaałooooo mi sięęęęę!!! Własnoręcznie dodałam ocenę do szerokiej listy. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właściwie mogłybyśmy dopisywać też autora oceny, co o tym sądzicie? I w jakiej formie, jeśli już - w nawiasie, po pauzie, po ukośniku...?

      Usuń
    2. Myślę, że to dobry pomysł. Wydaje mi się, że w nawiasie byłoby dobrze.
      A co ze zmianami odnośnie oceniania opowiadań? Bo chcę się zabrać za oceny, a nie wiem, czy oceniać wg starych zasad, czy tych, o których pisałyśmy w mailach.

      Usuń
    3. Na razie oceniaj jak jest. Nie wiadomo, kiedy zmiany zostaną wprowadzone, a i wtedy wydaje mi się, że można ustalić, że wejdą w życie od np. początku następnego miesiąca.

      Usuń
  6. Na Onecie był w nawiasie autor i po średniku data, mogłybyśmy się pokusić o odtworzenie tego w pełni. Mogę się zaoferować do opisania sierpnia i lipca, z nowymi już będzie łatwiej, bo będzie można je tytułować na bieżąco z wszystkimi bajerami. :)
    Ze zmianami nie wiem, nie ja je koordynuję, ale zgodziłam się na wszystkie, więc jeśli reszta też była "za" odnośnie 40 punktów w treści, to proponowałabym dostosować tak kryteria w najnowszej ocenie. A co do całej reszty, to wszyscy wyrazili przychylną postawę, jak wynika z drugiej wiadomości smirka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okej, można wprowadzić tego autora, ale szczerze mówiąc, nie chce mi się już. Siedziałam dwie i pół godziny, żeby to wszystko ładnie wklepać i wizja kolejnego bawienia się w to przyprawia mnie o skurcz lewego policzka.

      Usuń
  7. Dlatego stwierdziłam, że możemy się podzielić, ja część opiszę, resztę ktoś inny - i nie, nie miałam na myśli Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisałaś do wszystkich, więc po prostu zaznaczyłam moją niedyspozycje w tym temacie! XD
      Jak wrócę do domu, odpiszę na wszystkie mejle i listy.
      Kurczę, miałam wrażenie, że dużo dziś załatwię, a wyszła kupa... Tu potrzebny dowód, tu kserokopia dowodu... Nastoletni wiek jest głupi, rodzice mają cię w dupie i każą ci samemu wszystko załatwiać, a ludzie, u których masz coś załatwić, też mają cie w dupie, bo nie masz dowodu.

      Usuń
    2. Wcale nie pisałam do wszystkich! W domyśle było: "wszyscy oprócz smirka, bo smirek nam zmotował całą tę listę i już poświęcił na to kupę czasu". :)

      Usuń
  8. Ja mogę wieczorem podopisywać autorów tylko muszę wiedzieć w jakiej formie to robimy. Autor w nawiasie, czy jakoś inaczej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnes, w takiej formie jak już zrobiłam sierpień i lipiec. :) W sumie mi się to spodobało, więc mogę jeszcze ogarnąć czerwiec, a Ty się zajmij majem i kwietniem. No i odmów nie opisywałam, bo to mało ważne, kto i kiedy je napisał, a nazwa by wyszła za długa.

      Usuń
    2. ok, wieczorem się tym zajmę. :)

      Usuń
    3. Dopisałam, mam nadzieję, że wszystko jest dobrze. :)

      Usuń
    4. Wygląda dobrze, więc chyba jest dobrze. :)
      Ach, stara dobra szeroka lista... <3 Cudownie, nareszcie mogę poczuć się jak w domu. :D

      Usuń
    5. A czy w tej sytuacji potrzebujemy archiwum?

      Usuń
    6. też się zastanawiam, ale jakoś smutno by było się go pozbyć.

      Usuń
    7. zostawcie mi archiwuuuum! lum

      Usuń
  9. POCZTA, KARALUCHY!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo mi się podobają wprowadzone w regulaminach i kryteriach zmiany.
    Ot, po prostu czułam potrzebę powiedzenia tego. :)
    Pozdrawiam ciepło,

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszymy się, bo debaty nad nimi trwały ho ho i jeszcze, wszystko było przegłosowywane... Oh, aż się tym zmęczyłam, bo zbierałam głosy. :D

      Usuń
    2. Przegłosowywane? To ktoś był przeciw takim ulepszeniom? oO

      Usuń
    3. W różnych kwestiach różne były zdania. Jedni nie byli konkretnie na tak, drudzy byli niepewni, trzeci mieli inne zdanie, ale niekoniecznie na nie... wiesz, jak to jest, Polska - każdy swoje zdanie mieć musi. ^^ Ale w sumie się cieszę, bo wyszło dużo propozycji od różnych osób i wprowadziłyśmy sporo zmian za jednym zamachem.

      Usuń
    4. Rozumiem, rozumiem. Dopóki efektem końcowym jest wiele zmian, w dodatku na lepsze, to jest dobrze. :)

      Usuń
  11. zmiany w szerokiej liście przypomniały mi o onetowym sisie... w ogóle tyle tu zmian zaszło, ciągle coś się zmienia! ech. jak czujecie się na blogspocie?
    za każdym razem, kiedy tu wchodzę (PFF, JAKIEŚ PIĘĆ RAZY DZIENNIE), przypomina mi się sisowy szablon z czasów, kiedy pierwszy raz zawitałam na ocenialnię. taki czarny, z kolumną po prawej bodajże. ktoś go pamięta? :3 aaa, kiedy to było... zebrało mi się na wspomnienia ;___ ;
    pozdrawiam cieplutko, dziewczynki,
    iryś

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja nie pamiętam tego szablonu, ale pamiętam szablon pierwszej ocenialni, na której oceniałam. *.* to było coś. btw, irysiu, co myślisz o aktualnym wyglądzie i wprowadzonych zmianach regulaminowych, kryteriowych i związanych z zasadami oceniania?
      ja się czuję tu jak ryba w wodzie, nie muszę się logować za każdym razem, kiedy chcę coś zmienić, strony szybko przeskakują, nie ładują się po miliard lat, poza tym jest ta wygoda, że tu mamy podstrony osadzone na blogu głównym, a nie na osobnych blogach. łatwiej się formatuje notkę, można dużo rzeczy zmieniać w wyglądzie. Jedyne, co mi przeszkadza, to to okropne "subskrybuj posty jako atom" na dole bloga. Ale jeśli się to usunie, znika kaskadowość komentarzy, co jest mało wygodne.
      jak tylko się dowiedziałam, że da się wcisnąć szeroką na blogspota i JAK to zrobić, od razu ją tu ulokowałam. ^^ tak sisobowo. <3

      Usuń
    2. Irysiu! Pięć razy dziennie tu wchodzisz, a dopiero teraz się odzywasz? Ale dobrze, że jesteś. :)
      Ja pamiętam ten szablon, naturalnie! Był taki ciemny i złowrogi, później zmieniłyśmy... i znowu wybrałyśmy jakiś ciemny. ^^ Potem usilnie poszukiwałyśmy dla przeciwwagi czegoś jasnego i optymistycznego, a jakoś ciężko było znaleźć, żeby jeszcze do SiSu pasowało. :D
      Odkąd mamy szeroką listę, mi na blospocie już niczego do szczęścia nie brakuje. :)

      Usuń
    3. jeśli mam być szczera, sentyment chyba nie pozwala mi na to, by nawet te najładniejsze szablony z blogspota mi się podobały. nadal nie potrafię się do tego serwisu przekonać, mimo że doskonale dostrzegam wszystkie jego zalety. zmiany w sisobowych zasadach wywarły na mnie spore wrażenie, szczególnie te dotyczące ocen i oceniających. tylko mnie to utwierdziło w przekonaniu, że nie dałabym tu rady :D
      Drzewo, wchodzę, obserwuję, jestem ciągle, a nie odzywam się, bo... nie wiem, tak po prostu. wybaczcie ;___ ;

      Usuń
  12. Dzień dobry! Kłaniam się nisko i dziękuję za wspaniałą ocenę. Dziewiczą, faktycznie. I bardzo, bardzo pomocną. Zwłaszcza, jeśli chodzi o betę, choć wszystkie wskazówki są dla mnie na wagę złota. To może teraz troszeczkę szczegółowiej odwołam się do treści.

    "Cantilena inhonesta", czyli, jak już zauważyłaś (ale to jest świetne, że Ci się chciało szukać, co to znaczy! <3) "Piosenka nieprzystojna" to tytuł średniowiecznej piosenki nieznanego autora. Bardzo ją lubię, bo - mimo że jest zwyczajnie prostacka - opowiada o miłosnych ludowych gierkach między chłopcem a dziewczyną, która ostatecznie mu ulega. Uwielbiam ten utworek, jeden z setek, które znalazły się w moim kanonie lektur. Jeśli nie studiujesz polonistyki, to nie masz powodów do obaw, zresztą mnóstwo spośród moich kolegów i koleżanek ominęło te kilka zwrotek, nawet nie wiedząc, że z czymś takim powinni się zapoznać. :P Ostatecznie jednak jakiś czas temu zaczęłam pisać dłuższe opowiadanie i to właśnie je postanowiłam zatytułować "Cantilena inhonesta", choć nie czuję się jeszcze na siłach, by zacząć publikować je na blogu. Na razie poszły krótsze formy lub też fragmenty dłuższych (PPW czy choćby "Mężczyźni...", ale o tym później).
    Wiesz, że wcześniej zupełnie się nie zastanawiałam nad rozdzielczością i czcionkami? Uznałam, że skoro u mnie jest OK., to u innych również. Dziękuję, że zwróciłaś mi na to uwagę, jeśli otrzymam jakiś głos o tym, iż wygląda jakoś źle albo nieczytelnie, natychmiast się tym zajmę.
    TAK, kurczaczki, wcinanie czekoladek przed monitorem i pisanie to jest to, co uwielbiam. Nie ma nic lepszego na wenę niż kilka słodziutkich serduszek albo baryłek. ;)

    We "Władku i papierosach" popracuję nad tymi dialogami. Faktycznie, to, jak mówi Milka, jest nienaturalne. Z drugiej strony... Milka to ja. ^^ Kiedy znajduję się z nowo poznanymi osobami, zupełnie mi odbija. Z nieśmiałości albo mówię przesadnie poprawnie, co wywołuje sztuczność i zraża do mnie ludzi (nawet pani doktor od fonetyki powiedziała mi, że wyrażam się, jakbym była skończonym snobem), albo dukam czy też się jąkam. Trudno to oddać na piśmie. Być może kiedyś mi się uda, a jeśli nie, to jeszcze pomyślę i wykombinuję tak, żeby było troszkę lepiej, o ile się uda. ;) Zrozumiałam też, że Teyę i przyjaciółkę Mili faktycznie można ze sobą pomylić. Dla mnie było to oczywiste, nie myślałam zupełnie, że ktoś może tego nie załapać. Otworzyłaś mi oczy. Może potraktuję ją z wielkich liter albo dam jej imię, ale nie ona była w tym opowiadaniu najważniejsza. To, że nazwałaś ją widmem, jest bardzo trafne. Jest, ale jej nie ma. To idealnie odkrywa istotę tej postaci, bo kiedy Mila przyjaźniła się z Władkiem, jej nie było obok. Nie tak, jak powinna. A dalej ale walnęłaś psychoanalizę Mili! Kurczę, chyba się za bardzo obnażyłam. ;P Ale to, że Mila była zakochana we Władku - o nie, to trzeba jak najszybciej zmienić, jeśli pozwoliłam Ci, byś odniosła takie wrażenie (co gorsza: by więcej czytelników tak pomyślało), to nie za dobrze mi wyszło. :C

    Czy u Czartoryskich tak było naprawdę? Tego chyba już się nie dowiemy, różne źródła różnie mówią. Jestem w stu procentach pewna, że Adam Jerzy był synem Repnina. Czy rosyjski ksiażę pojawił się jednak tego dnia pod rezydencją Czartoryskich, by obejrzeć syna? Bardzo wątpliwe, to raczej plotki, ale fajnie o tym napisać i puścić wodze fantazji. O co chodziło z tym całym Repninem? O wpływy na polską politykę i plany "potwory dzikiej", jak o carycy Katarzynie napisze wiele lat później sam Adam Jerzy. Wydaje mi się, że taki sposób szpiegowania nie był wcale desperacki. Adam Kazimierz wcześniej nie czuł za wiele do Izabeli, może początkowo nawet jej nie lubił. Zdradzali się ile wlezie, ale liberalizm tamtego okresu całkowicie aprobował takie związki.

    OdpowiedzUsuń
  13. Yay, a teraz fantastyka. <3 "Pretty Plastic Woman" i opowiadania o Dejanie (bo będzie ich więcej) są osadzone w tym samym świecie, który sobie wymyśliłam, choć jeszcze nie ma nazwy. ;P Ich fabuła jest wspólna. Mia na przykład w niedługi czas po opuszczeniu burdelu pozna Dejana. Ale jego losy rozgrywają się wiele lat później, kiedy o Mii już prawie nikt nie pamięta. Jedyną rzeczą, jaka łączy te dwa teksty z "Zawsze pomiędzy" to demony (oraz Isei, co się wiąże), prawda, ale po prostu je lubię i uważam, że są odlotowe. <3 Bardziej niż dziwki. Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego tak ich u mnie dużo, serio, dopiero Ty mi zwróciłaś na to uwagę! Szok, nie wiem, co robić: śmiać się czy płakać? :D Niestety nie powiem Ci, co robiła u Iseia Elisabeth, bo to kiedyś się wyjaśni, a nie chcę w żaden sposób nikomu spoilerować (co prawda pewnie nikt tego komentarza nie przeczyta, ale i mnie może się kilka rzeczy odmienić, więc wprowadzać w błąd też nie zamierzam). A te wszystkie niedopowiedzenia wynikają z tego, że wszystko co związane z Dejanem jest jakby kontynuacją innego utworu i początkiem następnego. Nie mogę zdradzić nic więcej poza to, co na razie zostało napisane. Ostatecznie - uśmiecham się teraz szeroko. Pierogi Vesny są obrzydliwe, to prawda, wyobraź sobie najobleśniejszą potrawę na świecie i pomnóż razy cztery. =D Naprawdę, jedyne, do czego się nadają, to tylko klamry kompozycyjne. ;P

    Jejku, opowiadanie o Jagódce to moje pierwsze ukończone opowiadanie obyczajowe, sto razy zmieniałam różne szczegóły, za sto którymś, gdy zmieniałam imię z Zuzi na Milę po prostu nie dokończyłam tego procesu. Jestem bardzo niechlujna, przepraszam, poprawię, jak się w sobie zbiorę. Faktycznie, pod koniec przyspieszyłam, jakby nie chciało mi się już pracować nad tym materiałem, bardzo mnie to znużyło, ale jeszcze kilka głębszych oddechów i zakasam rękawy do roboty. Może przedtem obejrzę "Marę i Maksa", skoro polecasz. =D

    MATKO!!! Jak mogłam zapomnieć o opisie Mii? Nie mam zielonego pojęcia, jakim cudem mogła mi umknąć tak ważna rzecz, rety! Jestem w szoku, strasznie mi głupio. Muszę to szybko poprawić, bo taki debilizm aż bije po oczach. Tak samo jak z sekretem Tony'ego. Nie wiem, gdzie był mój mózg, gdy to pisałam. A proponowane przez Ciebie zakończenie jest też super, rozważę czy nie wzbogacić by o nie finiszu. co zaś się tyczy świata przedstawionego... Nie, nie czytałam tej książki Tokarczuk (kiedy przeczytałam "E.E.", stwierdziłam, że nie spieszy mi się, by sięgnąć po cokolwiek innego, co wyszło spod jej pióra). Pomysł przyszedł do mnie dzięki przeglądaniu różnych prac na DeviantArcie oraz... podręcznika do geografii. ;D Ludzie w Meksyku bodajże budują domy właśnie w taki sposób, jeden na drugim, ze wszystkiego, co wpadnie im w ręce.

    Jeśli chodzi o poprawność, to powiem Ci, że szlag mnie trafia, gdy mam poprawiać swoje teksty, bo robię to nieustannie, i po pewnym czasie po prostu macham już ręką, o ile mam jeszcze na to siłę. Z pauzami i dywizami w Wordzie mam wielki problem, co jest w sumie żałosnym absurdem - w końcu uczę się edytorstwa, a to kardynalny błąd. Pech, że mam wersję testową Worda i nie doszukałam się tam szczegółowych ustawień, by zmusić program do właściwego stawiania znaków tam, gdzie potrzeba. Dziękuję, że zwróciłaś mi na to uwagę, bo będę miała wielką motywację, żeby się z tym wreszcie uporać. Dziękuję. Dziękuję za wszystko. Dziękuję za taką rzetelną ocenę. Dziękuję za wysoką notę. Dziękuję. Naprawdę serdecznie dziękuję, drogie Drzewo, pomogłaś mi bardzo, bardzo, bardzo. Dziękuję. I równie serdecznie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. A to jest "Mary i Max". :D

    Z Meksykiem to prawda, widziałam na zdjęciach, które nam kiedyś pokazywał podróżnik w szkole... Zapomniałam o tym.
    To ciekawe, co piszesz o Dejanie i PPW, tak czułam, że oni coś więcej mogą mieć ze sobą wspólnego. Te słońca nie mogły kłamać... Obiecujesz, że będzie więcej tych opowiadań, to ja będę śledzić. Nic dziwnego, że prawie nic nie zrozumiałam, skoro to coś wyrwane jakby ze środka. :P

    Właściwie chodziło mi o samo to, czy Adam Jerzy był synem Repnina i czy w wyniku romansu zaplanowanego przez Adama Kazimierza.

    Moje pauzy na Wordzie robię na bazie Ctrl+C, to znaczy kopiuję jedną, którą program automatycznie tworzy, a potem wklejam, gdzie trzeba. :) Za to mam problem z pauzami w blogspocie, bo wszystkie z Worda się psują i wskakują w zamian dywizy... Zawzięcie powyłapywałam wszystkie (większość?) po opublikowaniu oceny i ponaprawiałam, bo głupio mi było dywizami świecić po oczach, jak za nie punkty odjęłam. :P

    Bardzo się cieszę, że ocena się okazała pomocna. Cały komentarz mi sprawił dużą przyjemność, bardzo miło taki dostać! Tak nielakoniczny, o jakim zawsze marzyłam. <3 A doza wdzięczności to już w ogóle jest pozytywnie doładowująca, będę chodzić zadowolona przez najbliższe dwa dni co najmniej. :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Hej, dziewczęta, bawię się ostatnio w dziwne szczególiki i zastanawiam się nad paroma rzeczami:
    a) linki: na razie po najechaniu na link on nam się podkreśla, ale mogę też zrobić, aby w ogóle się nie podkreślał lub ustawić taki myk jak tu: http://q87-4.blogspot.com/p/hhjghjj.html, czyli podkreślenia i nadkreślenie;
    b) zauważyłam możliwość ustawienia wcięć akapitowych w CSS; mam to ustawić, jeśli udałoby mi się to ustawić tak, aby odnosiło się jedynie do treści posta?
    c) mogę nam ustawić większą interlinię w obrębie całego bloga lub tylko postów, np. wordowską 1,15;
    d) chyba znalazłam również opcję automatycznego zamieniania dwóch spacji obok siebie na jedną (czyli usuwanie nadwyżki), ale muszę to jeszcze sprawdzić;
    czy któreś z wyżej wymienionych interesują Was pod kątem zastosowania ich do sisu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a) Fajnie to wygląda. Mi się podoba to z nadkreśleniem.
      b) Tak, tak, tak!
      c) To akurat nie robi mi różnicy. Niech reszta zadecyduje.
      d) Nie mam nic przeciwko.

      Widzę, że na poważnie wzięłaś się za remont bloga. Czyżbyś się nudziła w wakacje? ;p

      Usuń
    2. Nie, po prostu testuję opcje CSS ^^

      Usuń