sobota, 22 grudnia 2012

[883] www.byc-huncwotem.blogspot.com

Magda ocenia opowiadanie: byc-huncwotem.




Pierwsze wrażenie - 10/10
Szata graficzna jest cudowna. Nagłówek mnie urzekł.
Adres jest krótki, łatwy do zapamiętania i od razu informuje, o czym będę czytać. Napis na belce doskonale pasuje do tematyki, pzynajmniej w moim mniemaniu. Jedak dlaczego jest w cudzysłowiu, a nie ma autora?
Kolorystycznie wszystko do siebie pasuje, czcionka jest przyjazna dla oczu.
Nie mam się do czego przyczepić, jedziemy dalej.


Treść - 29/40
Długo nie mogłam się zdecydować, jaki system oceniania przyjąć. W końcu postanowiłam, że w każdym podpunkcie za pierwszą i drugą część będę przydzielać z puli trzech punktów, natomiast za trzecią (najkrótszą i niezakończoną) z puli dwóch punktów. Nie będę też omawiać poszczególnych rozdziałów, jak to zwykłam czynić, ale napiszę samo podsumowanie.


Pomysł, fabuła, oryginalność - 4/8


Część pierwsza - 0/3
Jeśli chodzi o pomysł, od początku miałam co do niego zastrzeżenia. Wiem, że ciężko uzasadnić nagłą zmianę stosunku Lily do Pottera, ale skoro już podejmujesz ten temat, warto pomyśleć nad czymś naprawdę prawdopodobnym, co czytelników autentycznie zaciekawi (wiem, że potrafisz, czytałam przecież Twoje dramione). To, że Lily od samego początku była zakochana w Jamesie, tylko z uporem to ukrywała, nie trafia do mnie ani trochę i wygląda jak zwykłe lenistwo z Twojej strony. Nie wiem, może znów wyłazi ze mnie zupełna nieznajomość ludzkiej psychiki, ale wcale mnie to nie przekonuje. Lily zastanawia się, czy udałoby jej się znaleźć w Jamesie jakąś jasną stronę i czy on w ogóle taką ma. Widzi w nim same negatywy i twierdzi, że go kocha? To raz. Dwa, że zupełnie nie kupuję jej motywów. Że są z dwóch różnych światów? Jak mam to rozumieć? To trochę tak, jakby Evans wstydziła się Jamesa i swojego uczucia do niego. Trzy - skoro jest w nim zakochana, jest dla mnie rzeczą zupełnie niezrozumiałą fakt, że przez tyle czasu odrzucała go, wyzywała i obrażała. Nie i już, dla mnie to po prostu lenistwo.
A to tylko wierzchołek góry lodowej. Dalej wszystko kręci się wokół Lily i Jamesa. Wprawdzie nie czyniłam w trakcie czytania notatek, jak to mam w zwyczaju, ale nie było żadnych wątków pobocznych, które naprawdę zapadły mi w pamięć. Chociaż nie, przepraszam. Są jeszcze dwa równoległe romanse, potraktowane bardzo po macoszemu, a do tego strasznie banalne. W większości FF o Huncwotach Remus i Syriusz nagle zakochują się w dwóch najlepszych przyjaciółkach  Lily (o których wypowiem się szerzej w dalszej części). Miałam nadzieję, że będziesz wyjątkiem i spotkało mnie rozczarowanie. A teraz dlaczego mówię, że po macoszemu: otóż nie ukazujesz żadnych przesłanek co do wielkiego uczucia Remusa, po prostu nagle stwierdzasz “oni są razem”. Ja, czytając, przemknęłam przez ten wątek najzupełniej obojętnie, bo jest on pozbawiony wszelkich emocji (które za to w nadmiarze wlewasz w wątek Lily). Z Syriuszem jest podobnie. Nie poruszył mnie żaden z tych kilku zaledwie fragmentów ukazujących jego związek i rozstanie. Proponuję albo zupełnie pozbyć się tych wątków, albo znacznie je rozwinąć.
I oczywiście, to niesamowite rozwiązanie w rozdziale dwudziestym dziewiątym. Mówienie do siebie, siedząc zupełnie przypadkowo obok niewidzialnego Jamesa? Proszę Cię. Dawno nie widziałam takiego pójścia na łatwiznę. Skoro upierasz się, że Lily po tym nieudanym spotkaniu ma cierpieć i nie może zwyczajnie wyjaśnić nieporozumienia, to chociaż wymyśl jakieś logiczne rozwiązanie tej sytuacji.


Część druga - 2/3
Ta część spodobała mi się o wiele bardziej. Wciąż mam kilka zastrzeżeń, ale o tym za chwilę.
Rzadko można spotkać się z opowiadaniem, które zawierałoby historię Lily i Jamesa po szkole. Także tu ogromny plus. Dodatkowo jest to naprawdę ładnie opisane. Jest o Zakonie Feniksa, o polityce, o walce. Jest bardzo ciekawie napisany rozdział o Regulusie, co bardzo mnie ucieszyło.
Dopiero teraz więcej piszesz o uczuciach Syriusza względem Lavender. Wciąż jednak nie potrafię się tym wzruszyć, bo w poprzedniej części nie pozwoliłaś mi poznać bliżej ani Lavender, ani jej relacji z Blackiem.
To, co mi zgrzytnęło, to na przykład porwanie Jamesa. Domyślam się, że chodzi o to, by zgadzało się, że trzy razy oparł się Lordowi V. Ale to się nie trzyma kupy. Lord Voldemort porwał go, związał, zaproponował przyłączenie do Śmierciożerców. Rogacz odpowiedział, że nie jest zainteresowany, więc dobry wujek Riddle kazał go rozwiązać i wyszedł. Daj spokój, to jest jeszcze do przemyślenia, przynajmniej według mnie.
Kolejny zgrzyt - posądzony o zdradę Lupin schował się w swoim emo-kąciku i jak tylko się pojawił, wymazywał pamięć świadkom. A to niby dlaczego, hm? To nie ma sensu. Dlaczego nie miałby uprosić Dumbledore’a o spotkanie (przecież dyrektor zgodził się spotkać ze Snapem! Dlaczego miałby odmówić Lunatykowi?) i dać odczytać swoje wspomnienia na dowód, że nie zdradził? To kolejna rzecz, która nie trzyma się kupy.
I kolejna uwaga: dlaczego nie ma nic o Peterze? Ja rozumiem: jest to bohater niezbyt romantyczny, nie da się go opisać tak jak Pottera czy Blacka, ale przecież również jest Huncwotem. Autorzy FF zawsze traktują go jak kogoś, kto tylko zawadza. Aż się prosi, by i o nim napisać więcej. Dlaczego zdradził, jak to się stało, że nikt tego nie odkrył, gdzie spotykał się z Lordem Voldemortem (a może tylko z jego wysłannikami?). Powinnaś choćby zarysować jego motywy.
I taka drobna uwaga na koniec: wypowiedź Stworka w pięćdziesiątym czwartym rozdziale powinna być cała zapisana w trzeciej osobie, bez form czasowników w pierwszej osobie liczby mnogiej (nie “zrobiliśmy”, a “Stworek i pan zrobili”).


Część trzecia - 2/2
Cóż, tutaj nie mam zastrzeżeń pod względem fabuły czy pomysłu. Bardzo podoba mi się Więzień Azkabanu pisany z punktu widzenia Huncwotów (tu nie będę narzekać na brak Petera, w końcu jest szczurem). Wprawdzie akcji tu niewiele, wszystko toczy się powoli i są to wydarzenia, które wszyscy znają, ale naprawdę miło zobaczyć to oczami Blacka i Lupina.
Sytuacja, w której Remus konfiskuje Harry’emu mapę odbiega od kanonu - dlaczego?


Bohaterowie - 5/8


Część pierwsza - 1/3
Lily. Szczerze mówiąc, nie przepadam za Twoją kreacją tej postaci. Sprawia wrażenie dość płytkiej, na dodatek nie umie sama radzić sobie w trudnych sytuacjach (tu przywołam ten moment, gdy nie przyszła na spotkanie z Jamesem i nie umiała później wszystkiego zwyczajnie wytłumaczyć; nie, zaczęła ostentacyjnie cierpieć). Nie widzę w tej dziewczynie żadnych  zainteresowań, pasji, wszystko co myśli w jakimś stopniu dotyczy Pottera. I w sumie niewiele więcej potrafię o niej powiedzieć. Sugeruję, byś zastanowiła się jeszcze nad tą postacią; jaka dokładnie ma być, co lubi, a czego nie lubi (chociażby jakieś ulubione danie, albo ulubiona piosenka, albo ulubiony aktor - żyje w świecie mugoli, niech ma jakieś mugolskie zainteresowania), jak dokładnie wygląda (tak, wszyscy wiemy, że ma rude włosy, ale niech choć raz ma na przykład szczpiczasty nos; ileż można czytać o zielonych oczach i rudych włosach, niech ma też jakiś drobny mankament, niech będzie bardziej ludzka), co robi w wolnym czasie (tak, poza myśleniem o Jamesie i odrabianiem prac domowych przed tym nieszczęsnym kominkiem, o którym wspomina się w każdym niemal opowiadaniu potterowskim).
James, Syriusz. Zauważ, że mam zamiar omówić ich jednocześnie. Dlaczego? Bo są jednakowi. Jednakowo wszystko przeżywają, jednakowo mówią, robią to samo. Poza tym są również do bólu stereotypowi. I znów: nie napisałam “kanoniczni”, tylko “stereotypowi”. Różnica w moim pojmowaniu jest taka, że sięgasz tylko po te cechy, które są im przypisywane zawsze. Są kawalarzami, łamią regulamin, dokuczają Snape’owi, podrywają dziewczyny, które za nimi szaleją (tu może bardziej Łapa). Dlaczego nie zastanowić się nad nimi głębiej? Tutaj dam jako przykład wizytę Łapy w domu. Tutaj powiedziałaś o nim coś nowego, stał mi się o wiele bliższy, bardziej charakterystyczny, zaczął się wyróżniać. Mam dokładnie te same uwagi, co przy Lily.
Peter. On właściwie nie funkcjonuje w tym opowiadaniu - pojawia się tylko, by coś zjeść, wspomnieć o jedzeniu, lub (no właśnie) przekazać jakieś informacje na tajnym zebraniu. Ma zadatki na bohatera naprawdę ciekawego wątku i aż przykro patrzeć, jak marnujesz ten potencjał. Zdrada ukochanych przyjaciół - tak, ale dlaczego? Co go do tego skłoniło? Nie tłumaczysz i w ten sposób staje się to zupełnie nieprawdopodobne. Zobacz, jak wiele możliwości analizy psychologicznej otwiera przed Tobą ta postać. Stanowczo powinnaś ją dopracować i rozszerzyć ten wątek. Ba, rozszerzyć - uważam, że skoro stanie się on bezpośrednią przyczyną śmierci Potterów, powinien stać się niemalże głównym wątkiem. Nie mówię, że ma zupełnie wyprzeć wątek romansowy, ale być tuż obok, a nie gdzieś na marginesach.   
Lavender i Alissa. Tak, te dwie panny również omówię równocześnie. Ponieważ tutaj też przepisujesz stereotyp dwóch najlepszych przyjaciółek, z których jedna jest zwariowana, a druga zaczytana. Więcej nawet nie potrafię o nich powiedzieć. Co więcej - skończyłam czytać jakiś czas temu i dopóki nie spojrzałam ponownie w tekst, nie potrafiłam nawet powiedzieć, która jest która. Jak dla mnie - do dopracowania.


Część druga - 2/3
Także pod względem bohaterów ta część jest o wiele lepsza.
Lily zyskuje wreszcie więcej charakteru, jednak nieco tracą go Huncwoci.
James staje się monotematyczny, wszystko kręci się wokół Lily. Nie ma on właściwie żadnych innych myśli; czasem tylko poświęca dwa akapity na użalanie się nad Łapą i Lunatykiem. Rozumiem, że ona jest dla niego najważniejsza, ale powtarzanie tego w kółko spłyca tę postać. Załamał mnie fragment, w którym James rezygnuje ze swojej jedynej pasji, bo Lily. Daj mu trochę odetchnąć, niech ma coś własnego, coś poza związkiem, nie ograniczaj go tak!
Syriusz. On dostał od Ciebie trochę charakteru. Bardzo spodobał mi się fragment o odwiedzinach mugolskiej koleżanki Lily i zachowaniu Łapy. Black (w odróżnieniu od Jamesa) troszczy się o wiele rzeczy: wspomina Lavender, martwi się o przyjaciół, o Zakon; walczy, podróżuje (szkoda, że nie wspominasz więcej o jego eskapadach). Jest po prostu barwną, ciekawą postacią.
Peter w dalszym ciągu tylko czasem coś zje. To aż boli.
Lunatyk. Ciężko mi coś o nim powiedzieć. Szkoda mi człowieka, ale, jak wspomniałam wcześniej, jego zachowanie nie ma sensu. Mimo wszystko ładnie nakreśliłaś jego postać, bardzo podobały mi się wszystkie poświęcone mu rozdziały (szczególnie ten o odwiedzinach Alissy).


Część trzecia - 2/2
Tutaj istotni są właściwie tylko Remus i Syriusz. O pozostałych bohaterach czytelnik nie dowiaduje się za wiele. Wprawdzie wspominasz, że Harry był taki to a taki, ale jest tego niewiele i tak naprawdę nie da się go poznać z tych wzmianek.
Syriusz i Remus. Do kreacji tych postaci nie mam żadnych uwag. Wiem, jacy się stali, dlaczego tacy się stali, znam ich motywy, historię, cele. Teraz dopiero te postacie są kompletne.


Opisy i kreacja świata przedstawionego - 7/8
Opisy świata przedstawionego są ładne, zgrabne i zupełnie mi wystarczą, bym mogła sobie wyobrazić to, o czym piszesz.
Opisy emocji są bardzo rozbudowane i tutaj powiedziałabym, że czasem zbyt wzniosłe. Jako przykład tego nadmiernego patosu podam znów rozdział dwudziesty dziewiąty. W części trzeciej jest z tym o wiele lepiej, może dlatego, że skupiasz się na czymś innym, nie tylko na miłości i przyjaźni.
Opisy sytuacji są jak najbardziej w porządku, z jednym wyjątkiem. W drugiej części zupełnie nie spodobał mi się opis ślubu. Jest słodki do przesady, przed oczami niemal zaczęły mi tańczyć tęczowe kucyponki. To jest do poprawy, przynajmniej według mnie.


Styl - 6/8
Generalnie nie mam żadnych zastrzeżeń, jeśli chodzi o styl, pomijając to, o czym wspomniałam wyżej, czyli nadmierny patos. Mogę w tym punkcie jeszcze raz wspomnieć o sposobie wypowiadania się bohaterów - powinnaś próbować bardziej zróżnicować ich style wypowiedzi.
Ach, właśnie. W drugiej części co chwilę ktoś miał “dobre oczy” albo “dobrotliwe oczy”. Po którymś z rzędu razie miałam tego naprawdę dość, na Twoim miejscu poszukałabym jakiś ciekawszych określeń, zwłaszcza, że niekiedy to naprawdę nie pasowało do sytuacji.


Logika, spójność - 7/8


Część pierwsza - 2/3
Przy czytaniu rozdziału pierwszego nasunęło mi się pytanie: czy nowych uczniów naprawdę było tak mało? Wydaje mi się, że zawsze były ich tłumy.
Przy rozdziale drugim: Lily chciała iść z Jamesem i Lavender, ale uznała, że nie powinna. O ile to jest logiczne, to nie rozumiem, jak mogło jej się wyrwać, że “tak bardzo chce”. Zazwyczaj tak doskonale się kontroluje, że może wyzywać Pottera, a tu nie?
W rozdziale osiemnastym: polskie piosenki? Na wyspach?
I rozdział dwudziesty trzeci, gdzie znalazł się opis Voldemorta: czy Voldi tak wyglądał zanim młody Potter go zlikwidował?
Tyle wyłapałam potknięć w tym temacie.


Część druga - 3/3
Zgrzyt: najpierw była mowa o tym, że Edgar Bones zginął, a później zabiera on głos na spotkaniu po bitwie pod Mglistym Aniołem.
Dlaczego wiadomość o zaręczynach Potterów podawano w radiu? Przecież nie są celebrytami.
Czy Stan Shunpike mógł jeździć w Błędnym Rycerzu w czasach Huncwotów? Zdaje mi się, że gdy jechał z nim Harry, Stan był dość młody.
I chyba tyle w tej części.


Część trzecia - 2/2
Pies rzucił kamieniem? Mówię o tej sytuacji poprzedzającej przywołanie Błędnego Rycerza przez Harry’ego.
I to w sumie jedyne potknięcie tego typu w tej części.  


Poprawność - 2/5
Niektórych powtarzających się notorycznie błędów nie wypisywałam - nie jestem w końcu betą tekstu.
1) Zupełnie nie radzisz sobie z odmianą nazwisk. Nie wiesz, kiedy używać apostrofów, a kiedy nie. Odsyłam do słownika: link, link.
2) Nadużywasz wielokropków. Zasady ich pisania: link
3) Notorycznie powtarzane “nie ważne” - należy zapisywać to łącznie. To samo dotyczy “na przeciwko”.
4) Bardzo powszechny błąd: tą i tę. Zasady prawidłowej pisowni tych dwóch form zaimka "ten" są następujące: w narzędniku używamy formy tą - umówiłem się z (kim? czym?) tą dziewczyną; w bierniku używamy formy tę - lubię (kogo? co?) tę dziewczynę.


Rozdział 1
“z jednego z wagonów, wysiadło” - zbędny przecinek.
“powiedział Remus Lupin wyciągając” - tu z kolei brakuje przecinka. Imiesłowy przysłówkowe zawsze oddziela się przecinkiem.
“Nie bądź już taka oficjalna Lilka” - brakuje przecinka przed imieniem.
“tak na prawdę” - naprawdę.
“napuszały” - napuszony.


Rozdział 3
“Na boisku o 15.00” - liczby w opowiadaniach należy zapisywać słownie.
“setki sów wleciało do Wielkiej Sali pohukując” - setki sów wleciały. Poza tym znów brakuje przecinka przed imiesłowem. To powtarzający się błąd, więc nie będę już później wypisywać przykładów, sądzę, że przy odrobinie wysiłku sama je znajdziesz. Dodatkowa lektura na ten temat: link.
Dziwne jest to, że ginął najczęściej mugole” - giną.
“daj mu szanse” - szansę.


Rozdział 4
“wypad do Hogsmeade, będzie należał do ciebie” - zbędny przecinek.
“Do 15.00” - znów liczby. To również błąd, który występuje w całym opowiadaniu, więc już dalej nie będę o tym pisać, sama to wyłapiesz.
“zapruchniałym gargulcem” - spróchniałym.


Rozdział 5
“przestrach na twarzy” - twarzach.


Rozdział 6
“CHAOS W MINISTERSTWIE MAGII.” - w nagłówkach nie należy stawiać kropek.
“Tylko czarna magia go kręciła” - kolokwializm nie pasuje do postaci posępnego profesora.


Rozdział 7
“pięć nienaturalnie długich paliczków” - nie jestem specjalistą, to działka lum, ale paliczków w jednej ręce jest więcej niż pięć. Zakładam, że długie były palce, więc sugerowałabym użycie tego właśnie słowa.
“z sobotnich wolności od lekcji” - sobotniej.


Rozdział 8
“W opustoszałym jeszcze stole” - przy.


Rozdział 10
“Które umożliwia tam wejście” - wejście tam.


Rozdział 11
“O wielkim plakacie wykonanego z różdżki Łapy” - wykonanym.


Rozdział 15
“To cię trochę ożywi łapo” - brakuje przecinka przed przezwiskiem oraz wielkiej litery.


Rozdział 16
“cały stół Slytherinu ryknął śmiechem” - rozumiem, o co chodzi, jednak wychodzi na to, że faktycznie to mebel ryknął.
“kto będzie ciebie bliżej niż trzy metry” - bliżej ciebie.
“dosiadał dzisiaj najlepszą szkolną miotłę” - najlepszej szkolnej miotły.


Rozdział 18
“Muszę się spytać rodziców” - bez “się”.
“Nie karz mi przeżywać tak wspaniałe przygody (...) samemu” - każ, wspaniałej.
“trzech największych wrogów idą razem” - idzie razem.
“inni (...) szczerzyła do nich zęby” - szczerzyli.


Rozdział 19
“popiera działania Voldemorta dotyczących” - dotyczące.


Rozdział 20
“wzięła książkę (...) wypadła z niego karteczka” - z niej.


Rozdział 22
“zabił do Czarny Pan?” - go.
“To do zobaczenia, Księciu Półkrwi” - wołacz słowa “książę” jest równy mianownikowi.


Rozdział 23
“stanę się mniej groźniejszy” - mniej groźny.
“to było dla mnie zupełny szok” - był.
“mojego wspaniałomyślnego planu” - raczej “wspaniałego” w tym kontekście.
“czarodzeje, czarownice i ich dzieci chodzi” - chodzą.


Rozdział 25
“wszelkie zabezpieczenia na wypadek Lorda Voldemorta” - na wypadek... czego? Ataku Voldiego? Przybycia Voldiego? Nie może być na wypadek Voldiego, kropka.
“byłoby (...) obrazą was” - obrazą dla was.


Rozdział 27
“oczy wielu uczniów obserwowało” - albo wyrzuć “oczy”, albo zmień na “obserwowały”.


Rozdział 30
“czas płyną dalej” - płynął.


Rozdział 44
“królowie rozruby hogwartckich murów” - rozróby hogwardzkich.  


Rozdział 49
“od kąt tylko Rogacz oświadczył się jej” - odkąd.


Rozdział 52
“spadać o kilka stopni w dół” - nie da się spadać w górę, więc wyszło masło maślane.
“mniej boleśniejsza” - mniej bolesna.


Rozdział 60
“ostrożnie wyciągnął się z półki” - bez “się”.
“sny (...) które wychodzą spod powiek” - na nóżkach...? To nie jest szczęśliwe sformułowanie.
“chodzi o zajęcie go najwyżej dwóch godzin” - sama widzisz, że coś tu nie gra.


Rozdział 65
“wpatrywał się tempo w sufit” - tępo.


Rozdział 69
“Ja muszę ciekać” - uciekać.


Rozdział 72
“żebyś włóczył się po nocach po ciemku” - w sumie ciężko byłoby włóczyć się po nocy gdy jest jasno.


Rozdział 73
“decydował się na heroiczne więc czyny” - wręcz?
“A jedyne, dzięki czemu (...) była świadomość” - tu coś pomieszałaś z rodzajami.


Rozdział 78
"Lily Potter patrzyła swoimi zielonymi oczami na swojego zdecydowanego męża" - powtórzenie.
"kompletnie nie logicznie" - nielogiczne: nie z przymiotnikami piszemy razem.


Rozdział 79
“strach obleka się na pomalowaną buzię, odwraca się i ucieka” - ten strach, hm?


Rozdział 80
“delektował się wolnością i temu jedynemu uczuciu” - tym jedynym uczuciem.


Rozdział 81
“kiedy stanął przed sobą” - staną.


Rozdział 82
“dożywotni podbyt w Azkabanie” - pobyt.


Rozdział 86
"Drzewa w Zakazanym Lesie kołysały się delikatnie smagane delikatnym wiatrem" - powtórzenie.


Rozdział 88
“Postacie w portretach wiszących na ścianach gaworzyły w najlepsze” - raczej “gwarzyły”.


Rozdział 89
“uchylili przed miotłą, która przebiła drzwi schowku” - schowka.


Rozdział 90
“przed którą drżeli nawet najwięksi śmiałcy” - śmiałkowie.


Rozdział 92
“czarodziei (...) proszeni są” - czarodzieje.
“wykonał zgrabną pętlę, unikając w zgrabny sposób” - powtórzenie.


Rozdział 93
“Dziwię się jednak, że je nie oddaliście” - jej.


Dodatki - 4/5
“Główna” - zbędne, wystarczy kliknąć nagłówek.
“Spis treści” - jak najbardziej.
“Ta historia” - wreszcie dowiaduję się, czyj cytat jest na belce. Cóż, lepiej późno niż wcale. Podstrona jak najbardziej w porządku.
“Na początek” - czy nie lepiej połączyć tę i poprzednią podstronę w jedno?
“Bohaterowie” - według mnie zupełnie zbędne, zwłaszcza, że nic tam nie ma.
“Dama Kier” - jak najbardziej.
“Polecam” - czyli po prostu linki.
“Spamownik” - oczywiście.
“Pytania” - czyli modny ostatnimi czasy wywiader. Wrzuciłabym to w podstronę o Tobie.
“Statystyka” - po co?


Dodatkowe punkty od Magdy
+2 za Więźnia Azkabanu oczami Huncwotów.
+2 za to, że ukazałaś mi tak wiele lat z życia Huncwotów. Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim.  


Łącznie puntków jest 49, co daje ocenę dobrą.


Skoro ocenę mam za sobą, dorzucę coś od siebie prywatnie. Damo Kier, cenię Cię za to, co piszesz, naprawdę podobają mi się Twoje teksty, więc nie bierz do siebie tego, co powiem. Ale nie rozumiem idei zgłaszania się do ocen, jeśli nie ma się zamiaru zastosować do uwag. Moja kolejka była zamrożona przez szmat czasu, bo chciałam napisać tę ocenę jak najlepiej i naprawdę się zdenerwowałam, gdy ujrzałam: “Kiedyś zastanawiałam się nawet, czy by ich nie przerobić - rozwinąć jakoś, dodać lotne porównania i najpiękniejsze metafory, ale potem zrozumiałam, że to wszystko jest zbędne”. Jeżeli nie zamierzasz tego poprawiać, to na co ja się tu produkowałam? Ja rozumiem, fajnie popatrzeć, jak styl się zmieniał na przestrzeni lat. Ale według mnie idea ocen jest nieco inna.
Tyle ode mnie, dziękuję za uwagę.

16 komentarzy:

  1. DOJECHAŁAM!
    Jestem w Polsce i O KURWA JAKIE TO DZIWNE.
    Mój autokar opóźnił się prawie 3 godziny.
    Na trasie od Paryża do Strasburga zgubiliśmy jednego pasażera. Teraz oklaski dla niego, bo miał psychę złapać stopa i dogonić nas jedynie z godzinnym opóźnieniem w Strasburgu. Pominę już milczeniem fakt, że facet wlazł do autobusu, odjeżdżamy, nie przejechaliśmy jeszcze nawet 20 metrów, a z tyłu autokaru wrzask: STAĆ! PANIE KIEROWCO, TEGO PANA, CO WYSZEDŁ ZAPALIĆ, NIE MA! Potem trzy godziny goniliśmy pierwszy autokar (bo w Strasburgu była przesiadka), w którym zostały bagaże tego zgubionego faceta. Przez całą noc (od 23 do 7) nie mieliśmy ani jednego postoju, aby nadgonić opóźnienie. A w Berlinie co? Mówią, że stoimy maksymalnie godzinę, ale już po pół godzinie należy kręcić się w okolicy autokaru, aby widzieć, jakbyśmy odjeżdżali wcześniej. Zniechęcony czekaniem smirek kładzie się po 40 minutach spać. Nagle po chuj wie ile ktoś smirka budzi, czy może obok smirka usiąść (bo smirek był rozwalony na dwóch siedzeniach). Więc smirek przesuwa się nieprzytomnie i w pierwszym odruchu włącza telefon. Hm, nie, wcale nie minęły dwie godziny od momentu przyjazdu do Berlina, wcale.
    W ogóle, smirek podróżował na gripexie i fervexie, a dziś od lekarza dowiedział się, że był na dobrej drodze do przedawkowania paracetamolu, bo brał gripex, paracetamol i fervex równocześnie. xD
    Jestem padnięta i chora na święta. I własny (prawie napisałam rodzony xd) pies mnie nie poznał, żenada, żenada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że miałaś podróż z przygodami. Dobrze, że dojechałaś, nie dobrze, że chora. Zdrowiej szybko. Do wigilii jeszcze prawie 2 dni, to może zdążysz (mówi ta, co nie może się doleczyć od półtora miesiąca). I nie ćpaj paracetamolu. To niezdrowe. A już tym bardziej nie popijaj alkoholem. ;)

      Usuń
    2. Ale ja nie specjalnie z tym paracetamolem! Po prostu byłam tak przerażona wizją złapania anginy, że żarłam wszystko, co miałam pod ręką. I nigdy bym nie powiedziała, że gripex i fervex mają w sobie paracetamol. :O Ja muszę się doleczyć, bo już mam leki na poprawienie odporności. :D Poza tym dowiedziałam się, że znów muszę się pobawić w chodzenie na rehabilitacje, bo moje odrętwiałe kończyny są wynikiem czegoś nie tak z kręgosłupem. Eh, a się cieszyłam, że już jest tak fajnie. Najprawdopodobniej kolejny odcinek kręgosłupa mi poszedł. xd

      Usuń
    3. Jak byłam u lekarza, to baba dała mi syropek na kaszel za 2,50, który i tak już od tygodnia brałam. Wypiłam trzy buteleczki i kaszle dalej. ;/ A co ci się dzieje z kręgosłupem? Nie martw się, ja też się rozpadam. Kolana mi się rozsypują, kręgosłup pobolewa i z łokciem jest coś nie tak. Taniec to sport, a sport to zdrowie... jak widać.

      Usuń
    4. Hm, zaczęło się od kolan. Przesunięte rzepki. Okej. Próbowałam to naprostować, ale po kilku wizytach okazało się, że mam tak silny mięsień czworogłowy, że musiałabym iść na czteromiesięczne rehabilitacje, które uniemożliwiłyby mi chodzenie do szkoły i nie było za bardzo gdzie tego wcisnąć, więc olałam. Potem trafiłam do rehabilitanta, jak pewnego razy tak mnie kręgosłup zaczął boleć, że się poryczałam, a trzeba wspomnieć, że byłam dość przyzwyczajona do bólu pleców, bo nigdy nie były w jakiejś najlepszej formie. Trafiłam do lekarza i okazało się, że mam 3 milimetrowe przesunięcie mazi wypełniającej dysk, bo rozrywają mi się takie pasy, które utrzymują ją na miejscu. No okej, walczyłam z tym dwa lata. A teraz chyba mi coś w szyjnym poszło, bo mi krążenie nie działa. Potrafię obudzić się w nocy ze zdrętwiałymi dłońmi, bo trzymałam je pod poduszką podczas snu.
      A powiedziałaś jej, że już go brałaś?
      Ta, sport... Pływanie jest ponoć dobre dla kręgosłupa, tylko... ups, akurat styl, którym najbardziej lubię pływać, jest wyjątkiem od reguły. ^^

      Usuń
    5. No to faktycznie masz niezłe problemy. A od czego to się tak przesuwa?
      Tylko tobie są w stanie powiedzieć, co ci dolega, a jak ja idę do lekarza, to ten twierdzi, że jestem zdrowa i nic mi nie jest i zdrowsza już nie będę, a czego mnie boli - zagadka stulecia.
      Mówiłam, że brałam, to stwierdziła, że bardzo dobrze, bo to ziołowy i nie zaszkodzi. Chyba laska wyznaje zasadę "przede wszystkim nie szkodzić", więc postanawia nie leczyć.

      Usuń
    6. No to inny syropek - proste. Skoro ten nie zachapał to znajdź sobie inny i porządniejszy, z innym składnikiem głównym i jak nie pochapie, to do innego lekarza. A przede wszystkim to w domu siedzieć, wietrzyć pokój i pomyśleć, czy skoro syropek ziołowy nie podziałał, to przyczyna nie jest głębsza - może jakaś alergia albo czort wie co? Mi na myśl przychodzą już gruźlice, aspergilozy i tak dalej, ale nie słuchaj mnie, jestem na biochemie :P Kiedyś kaszlałam z kilka miesięcy, lekarze nie ogarniali, co mi jest i dopiero ja sama wpadłam, że to od tego, że mam po prostu za sucho w pokoju. Stykło kilka nawilżaczy :)A poza tym: kaszel mokry, czy suchy? Bardziej "z gardła" czy "z płuc"? I nie narzekaj tak na lekarzy poza tym, skończ sama sześcioletnie studia, praktyki, staże, jakieś pierdoły i jeszcze użeraj się z bandą pacjentów, którzy i tak najlepiej wiedzą, że są chorzy - wtedy dopiero będziesz w stanie realnie ocenić, kto leczy, a kto tylko nie szkodzi. Cholera w medycynę, w naukowe dowody - pacjent wie najlepiej :))

      Cieszę się, że smireczek wrócił <333 Napiszę Ci potem słodkiego smsiaka, bo jutro o 5:30 hehe jadę na wschód, do rodziny. Ale bania, ciekawe, czy mają już tam obiecane półtora metra śniegu (wczoraj mieli tylko pół :<<<). Dobranoc misiaczki i wesołych!

      lumek

      Usuń
    7. Ej, nie chciałam żeby to tak zabrzmiało. Wiem, że to ciężka praca i w ogóle. A z tym siedzeniem w domu to wiesz, studia, wyjścia ze znajomymi - są ważniejsze rzeczy, niż leczenie kaszlu. Poza tym ja mam tak co zimę, że jak zachoruję, to całkiem zdrowieję dopiero na wiosnę.

      Usuń
    8. Nie ma to jak towarzysze podróży :D
      Ja kiedyś byłam w Bastii (Korsyka) i było powiedziane: macie państwo dwie godziny wolnego na łażenie po starym mieście. Ok. Ale jeden pan uznał, że stare miasto jest zbyt nudne dla niego i poszedł gdzie? - w góry. Udało się do niego dodzwonić, on nie wie, gdzie jest, telefon na jakąś policję czy coś, już nie pamiętam... Kolejne dwie godziny, zanim pan się odnalazł. W ogóle jakiś taki pokiereszowany wrócił, ponoć wpadł w jakiś drut kolczasty. Inteligent.

      Smirku, co to za styl? Bo może ja też nie powinnam, mam skoliozę. A pływam wszystkim.

      W ogóle to byłabym wdzięczna za jakąś smirkową opinię na temat powyższej oceny, bo jest inna niż zwykle i nie wiem, czy inna na plus czy na minus.

      Usuń
    9. Żabka. :D
      Spojrzę jak będę miała chwilę, być może dziś wieczorem, może po wigilii. :)
      Lum, ile razy miałam styczność z publicznymi lekarzami, co drugi był do dupy. I nie obchodzi mnie, ile lat się uczyli. Moim mistrzem numer jeden był facet, który - słysząc o moim cholernym bólu pleców (który potem rehabilitowałam dwa lata) nawet nie zasugerował, żebym się z tym gdzieś udała. Nie, on miał nowe rozwiązanie. Uznał, że rosnę. Ale proszę pana, ja nie rosnę już od czterech lat. Ale to na pewno przyrost, powiś na drążku. Gdybym tak powisiała na drążku, to bym sobie jeszcze bardziej dysk rozpierniczyła. :) Także naprawdę są lekarze i lekarze. A ci w instytucjach publicznych to nie tyle co nawet tępi czy niekompetentni, a po prostu wolą, abyś przyszła do nich prywatnie i dziwnymi diagnozami próbują ci to zasugerować. :) Nie mówię, że wszyscy - moja prowadząca to serio złota kobieta i nie z jednej anginy mnie wyciągnęła. Ale jak w przychodni mamy pięciu lekarzy dla dzieci, dwójkę tylko nazwałabym kompetentnymi.
      A wracając jeszcze do towarzysza podróży, z tym facetem to taka sprawa, że to nawet nie jego wina - wszedł do kibla, wyszedł, a autokaru nie było. XD

      Usuń
  2. Jak obiecałam, tak przybywam z opinią odnośnie oceny.
    Uwaga numer jeden - to coś, w co jest ujęty cytat na belce, to nie jest cudzysłów. To jest "". Rozumiem coś takiego w komentarzu, ale nie na belce. Uwaga numer dwa - Twoje cudzysłowy. Nie wiem co to jest. Chyba podwojony polski cudzysłów definicyjny drugi. I chyba mówię o tym nie pierwszy raz.
    "Trzy - skoro jest w nim zakochana, jest dla mnie rzeczą zupełnie niezrozumiałą fakt, że przez tyle czasu odrzucała go, wyzywała i obrażała." - to jeszcze wiesz, byłoby do zrozumienia, ale samo musiałoby mieć jakiś motyw. Coś w stylu "nie chcę się dać lowelasowi".
    Co do mówienia do siebie, zawsze mnie to śmieszy w książkach. I w opowiadaniach. A właściwie to najbardziej sposób, w jaki to mówienie do siebie jest przedstawiane. No.
    "Rogacz odpowiedział, że nie jest zainteresowany, więc dobry wujek Riddle kazał go rozwiązać i wyszedł." - wyszedł Rogacz czy Voldek...? O_o
    "Azkabanu pisany" - podkreśliło Ci spację między tymi wyrazami.
    "Peter w dalszym ciągu tylko czasem coś zje. To aż boli." - zgadzam się. Aż ból patrzeć, jak się biedaczyna odwadnia.
    "W części trzeciej jest z tym o wiele lepiej, może dlatego, że nie dotyczą już miłości i przyjaźni." - nie dotyczą?
    "Opisy sytuacji sa jak najbardziej" - są
    "zabiera on głos na spotkaniu po blitwie pod Mglistym Aniołem." - bitwie
    "“pięć nienaturalnie długich paliczków” - nie jestem specjalistą, to działka lum, ale paliczków w jednej ręce jest więcej niż pięć. Zakładam, że długie były palce, więc sugerowałabym użycie tego właśnie słowa." - mamy ich dokładnie 14 na rękę, ale może koleżance chodziło o to, że najdłuższe, paliczki bliższe są nad wyraz długie? O.o XD

    Co do formy - Madźka, nie chcę już widzieć Twoich ocen rozdziałowych. Nigdy. Niiigdyyyy. *ostatani wyraz rozpływa się wraz ze smirkiem we mgle, nastaje mroczna, nerwowa cisza*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. *rozgląda się we mgle* smirku...?

      ...

      *rozgląda się jeszcze raz* ok, nie widzę Cię, ale zakładam, że słyszysz.


      Czyli tak jest lepiej? Ok, będę pisać w ten sposób, zobaczymy, co mi z tego wyjdzie :)
      Nie wiem, dlaczego te cudzysłowy takie wychodzą. Takie mi się robią w edytorze gmaila. Jeśli bardzo to razi, będę musiała je poprawiać ręcznie gdzie indziej (ale sama nie wiem, gdzie, bo blogger chyba wcale nie jest lepszy pod tym kątem, a mój systemowy edytor jest tak beznadziejny, że boję się go otworzyć).
      Voldek wyszedł. Wydawało mi się, że jasno to ujęłam.
      Boru, mnie zawsze drażni takie odstawienie Petera na boczny tor. No jasne, jest obleśny i nie można go połączyć w żadną romantyczną parę, to smutne, ale przecież jest bardzo ważna postać =.=
      Że nie dotyczą - w sensie - nie wszystko kręci się wokół tego. Bo co innego jest na piedestale. Tutaj może źle się wyraziłam.

      Usuń
    2. No nie wiem, czy to razi czy nie - jest niepoprawne, tyle. Może po prostu używaj kursywy zamiast cudzysłowu?
      Jak dla mnie tam z tym Voldkiem jest dwuznaczność.
      Z tym "nie dotyczą" chodzi o to, że wcześniej - owszem, podmiotem domyślnym były "opisy", ale w tym zdaniu zmieniły się już na "trzecią część" i sugerowałabym zmianę na "nie dotyczy" - trzecia część, przekażesz to samo, a zabrzmi poprawniej gramatycznie.

      Usuń
  3. Ja Damę Kier bardzo lubię, ale przyznaję, że jak ktoś oceniał BH to się do tego nie przykładał. Wypisał błędy, mimochodem napisał o treści, nic więcej i Dama dostała piąteczki. Nie żeby nie zasługiwała, ale Ty czy Sylville na Szlafroku Śmierciożercy napisaliście jej porządną ocenę, a gdzie słowo od niej? Uważam, że zrobiłaś kawał niezłej roboty, ale Dama Kier milczy. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zajrzałam na szlafrok i znów napotkałam deklarację, że błędy nie zostaną ruszone nawet małym palcem... I to jest dla mnie najbardziej przykre. Również osobiście Damę Kier lubię, ale takie podejście mnie denerwuje.

      Btw, szkoda, że się nie podpisałaś/łeś, Anonimku.

      Usuń
  4. Przybywam, przybywam z opóźnieniem, ale jestem! Miałam problemy nie tylko z internetem, ale przede wszystkim z czasem, więc przybywam także błagać o wybaczenie, ale jak to się mówi - lepiej później niż wcale.
    Zacznę od końca, ale się wytłumaczę - nie chodzi o brak poprawy błędów, tylko fabuły. Oceny BH znaczą dla mnie dużo, to moje pierwsze "dziecko" i kocham je całym sercem, będę je pieścić i śpiewać mu kołysanki, bo zawsze pozostanie dla mnie sentymentem. Błędy w treści będą poprawione - nie wiem jeszcze kiedy, pewnie po sesji, kiedy znajdę czas by porządnie usiąść na dupie i to zrobić - ale wrócę do tego. Chodziło mi raczej o fabułę. Gdybym chciała ją zmieniać, musiałabym zacząć pisać to opowiadanie od początku, bo zmieniłabym całą pierwszą część, która jest zdecydowanie najsłabsza (zresztą potwierdza to także Twoja ocena - zgadzam się z tym w stu procentach!). Nie będę zmieniać fabuły. Patrzę na te początkowe rozdziały i niejednokrotnie się zastanawiam: Boże, jak ja mogłam napisać coś takiego? A potem wracam do tego i myślę, że to jest jednak piękne, pokazuje, jak się zmieniłam przez te wszystkie lata, jak dojrzałam ja i całe Być Huncwotem.
    Nie chcę, żeby to opowiadanie stało się idealne. Ono jest mną. Fabuła pozostawia wiele do życzenia, podobnie jak wiele innych spraw w moich tekstach, ale kocham BH takie, jakie jest. Niejasności jest dużo i zgrzytów też, ale - jak mawiał Pan Wołodyjowski - Nic to! W każdym bądź razie do błędów wrócę, możesz być tego pewna. Nie zgłaszam się do oceny, by zebrać pochwały za wytrwałość, tylko dowiedzieć się, jak moją pracę oceniają inni, zebrać w jedność tyle lat mojego pisania.

    Dziękuję Ci za tą ocenę. Wiem, że będę do niej często wracać. Raz jeszcze przepraszam za opóźnienie w komentarzu - nie zawsze wszystko da się pogodzić. Uważam, że zrobiłaś kawał dobrej roboty i jestem Ci za to niezmiernie wdzięczna. Raz jeszcze dziękuję!
    Pozdrawiam serdecznie,
    Dama Kier

    OdpowiedzUsuń