Pierwsze wrażenie i dodatki - 15/15
Kocham
pieska na Twoim szablonie, napisy na nagłówku i belce bawią mnie za
każdym razem tak samo, czcionka jest czytelna, kolory nie rażą po
oczach, a w kwestii dodatków postawiłaś na fukncjonalny minimalizm. Nie
będę więcej pisać, bo po prostu jest doskonale i nieskończenie
sympatycznie.
Treść - 38/40
Fabuła, pomysł, oryginalność - 8/8
Fabuła
wciągnęła mnie od początku i skończyłam czytać o wiele szybciej niżbym
sobie życzyła. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z pomysłem polskiej
szkoły magii, więcej, nigdy jeszcze nic takiego nie przyszło mi do
głowy. Także wielki plus za pomysł i za oryginalność.
Już
pierwsza scena z udziałem Dziadka Paulusa wprawiła mnie w świetny
humor. Z miejsca polubiłam Twoich bohaterów. A z Dziadkiem Paulusem
momentalnie poczułam swego rodzaju więź, gdy przeczytałam nazwisko Niko
(Suutari-Jääskö - jak to się w ogóle wymawia...?). I współczuję
Feliksowi parskania mlekiem przez nos, paskudne uczucie, za to diagnozy
Ignacego i Niko sugerują, że minęli się z powołaniem i powinni zostać
psychiatrami, czy kimś takim.
Twoje
opisy lekcji za każdym razem grożą mi uduszeniem, jako że mam zwyczaj
zawsze coś spożywać przy komputerze, a jak czytam o Feliksie, nie mogę
się nie śmiać.
Akcja
rozwija się w odpowiednim tempie - ani zbyt szybko, ani zbyt wolno.
Stopniowo wprowadzasz czytelnika w szkolną rzeczywistość Łukowca,
sielankową i radosną, by niespodziewanie wplątać bohaterów w jakieś
bardzo tajemnicze bagienko. I ja to lubię, takie bagienka są wciągające.
Mamy
zatem antagonistę głównych bohaterów - Sobonia, który wcale a wcale nie
przypomina Malfoya. Ale o tym za chwilę. Soboń dostaje w nos od
Twardowskiego, za co Twardowskiemu należą się brawa, później robi masę
złego wrażenia. Coby podobieństw do Malfoya było więcej, Irek knuje po
podziemiach, a Feliks go śledzi. A śledzi go tak nieudolnie, że naprawdę
nie wierzę, że dało się go nie nakryć. Nad tą sceną jeszcze bym
pomyślała.
Ubawiłam
się za to, czytając o pobudce, jaką zgotował Feliks przyjaciołom.
Zresztą siedząca w kuchni Idalia na diecie też była zabawna. I
odpowiedzi Feliksa na klasówce z magizoologii. Masz genialne poczucie
humoru (względnie po prostu jest ono kompatybilne z moim, ale to w tej
chwili na jedno wychodzi), które sprawia, że czyta się szybko i niemal
cały czas z uśmiechem. Piszesz też fantastyczne dialogi, wypowiedzi
idealnie pasują do bohaterów.
Dziennik
Feliksa ponownie zagroził mi śmiercią poprzez uduszenie kawą, zwłaszcza
rysunek i te dwa zdania pod nim. A rozmowy Feliksa z rodzeństwem są
bardzo ładne i realistyczne, co stwierdzam, posiadając brata. Moje
wątpliwości wzbudziła jednak scena, w której Feliks używa magii w domu. W
Polsce nie ma takiego zakazu jak w Anglii? Jakoś trudno mi w to
uwierzyć.
Rozmowa
wujka z Papą Wołoszynem pod tytułem “a gdzie po tym pracę znaleźć?”
jest na wskroś przesiąknięta polską mentalnością. Taak, typowo polska
rodzina i typowo polskie rozmówki przy obiedzie. Brawo, to właśnie ten
klimat.
O,
znalazłam wreszcie rzecz, która mi się nie podoba. Wreszcie, bo już się
bałam, że nie będę miała na co marudzić. Nie podoba mi się scena z
Zośką. Jest jakaś taka wymuszona i nie pasuje do reszty opowiadania ani
trochę. Pseudozłośliwe wypowiedzi Zośki są sztuczne i wcale nie są
zabawne, sprawiają wrażenie, jakbyś nie bardzo miała pomysł i pisała na
siłę. Poza tym nie widzę sensu wprowadzania postaci Zośki, skoro jest
tak bardzo epizodyczna i zaraz znika. Chyba, że masz co do niej jakieś
plany na później, ale tego nie mogę wiedzieć. W każdym razie kłótnia
Feliksa z Zośką nie bawi, a pozostawia rozczarowanie, bo poziom w tym
fragmencie drastycznie spada. Poza tym nie rozumiem, dlaczego Zośka
miałaby zostać obdarowana przez Mamę Wołoszyn kluczem od domu.
Jak
to jest w końcu z Niko? Chwilę temu nie mógł nawet postać w progu, bo
ojciec mu nie pozwalał, a teraz łazi sobie swodobnie po wiosce? Jakaś
nielogiczność Ci się wkradła albo to ja czegoś nie ogarnęłam.
Niespecjalnie
przypadła mi do gustu Twoja wersja baśni o Insygniach, ale może to
przez kulejącą stylistykę. Początek jest dobry - nie doskonały, ale
dobry - język próbowałaś dostosować do treści i formy baśni. Ale im
dalej tym gorzej i końcówka przypomina mi niemal zwykłą notatkę ze
współczesnego zeszytu uczniowskiego. Sugeruję ujednolicenie baśni pod
względem stylistycznym, bo w obecnej formie naprawdę nie wygląda to
dobrze. Dobrze by było również nieco ją wydłużyć, chociaż trochę
opisując losy braci. W obecnej postaci przypomina bardziej streszczenie
niż baśń. Proponuję przeredagowanie całości, sądzę, że stać Cię na
więcej.
Po
przeczytaniu rozmowy Feliksa z księdzem (przezabawnej, swoją drogą)
przekonałam się do Twojego pomysłu. Początkowo sceptycznie patrzyłam na
tak niekanoniczną wersję baśni, jednak to, że baśń istniała wcześniej i
dopiero po potopie została zmodyfikowana trafiło do mnie (w sumie lepsza
magiczna ostrzałka do mieczy niż Matka Boska nad Jasną Górą, to pewne).
Flakonik nie jest zatem kolejnym Insygnium, ale zwykłym artefaktem,
który właściwie przypadkiem wplątał się w opowieść o braciach. Dobrze,
kupuję.
A
tak nawiasem mówiąc, może Karol Gustaw ujeżdżający smoka, co
momentalnie pojawiło mi się przed oczami, nie jest najrozsądniejszym
pomysłem, ale z całą pewnością komicznym.
Ogólnie
pomysł, że historia Polski jest nierozerwalnie związana z historią
magii, jest bardzo ciekawy i w sumie mogłabyś pokusić się o rozwinięcie
tego zagadnienia. Mam na myśli to, że mogłabyś podać inne przykłady, nie
tylko potop szwedzki, po prostu jako ciekawostkę.
Ciekawy
jest pomysł z ubożętami. Ładnie wplotłaś nasze rodzime mityczne
stworki, ich historia jest naprawdę przekonująca. I postać Chrątaja jest
świetna, miałam wizję Feliksa na leżance i Chrątaja z notatnikiem na
podkładce, gdy Feliks wylewał w kuchni swoje żale.
Mam
mieszane uczucia względem spotkania Niko z jednorożcem. Jasne, wiem, że
w lasach koło Hogwartu również występowały jednorożce, więc natknięcie
się na jednego z nich teoretycznie jest możliwe, niemniej wydaje mi się
dość naiwne. Czy to musi być akurat jednorożec? Nie wydaje mi się, by
były to specjalnie towarzyskie stworzenia albo takie, które nic tylko
ratują małych chłopców po lasach.
Feliks
i Ignacy łamali sobie głowę i wyspacerowali po podłodze w opuszczonym
domu pewnie z kilometr, by dowiedzieć się, że ślady zostawił Niko - to
mnie rozwaliło.
Ogólnie
fabuła jest wciągająca, wygląda na przemyślaną i zmierzającą w
określonym kierunku. A do tego jest zabawnie i klimatycznie. Czego
chcieć więcej?
Bohaterowie - 8/8
Uwielbiam Twoich bohaterów. Wszystkich (no dobrze, prawie wszystkich). I nie mam właściwie żadnych uwag odnośnie ich kreacji.
Najbardziej,
rzecz, jasna, uwielbiam Feliksa. Jest chaotyczny, nieogarnięty,
bezczelny i z poczuciem humoru, które przemawia do mnie jak nic innego.
Ciekawa, barwna, żywa postać, którą z miejsca polubiłam. I bardzo
chętnie wrócę do Ciebie, by poczytać, co wymyśli dalej.
Równie
wielką sympatię zdobyli sobie u mnie Ignacy i Niko. Ignaś to jest taki
silny, stanowczy facet i uwielbiam go od samego początku, odkąd
przyłożył Feliksowi zeszytem, ale nie wiem, co mnie tak w tej scenie
urzekło, więc nie pytaj. Złapał u mnie tylko jednego minusa, za to
zauroczenie Druellą. Ale rozumiem, że masz jakieś dalsze plany odnośnie
tego wątku.
No
i Niko. Małomówny, skryty Fin o dziwacznym nazwisku. Mam wrażenie, że
on jest z takich, co przyciągają kłopoty jeszcze bardziej niż Feliks,
zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń i jego rewelacji o wampirze.
Szkoda tylko, że nie napisałaś więcej o jego rodzinie, zwłaszcza o
matce.
Nauczyciele,
którzy przewinęli się przez tekst, również wzbudzili we mnie
zdecydowanie pozytywne odczucia. Dziadek Paulus z jego prostym kodeksem
moralnym, Idalia na diecie ze stadkiem kotów (zwłaszcza ona, jest
świetna), Jerzy knujący na boku, astronom Gombrowicz (Gombrowicz, ha!).
O,
mamy też nowego dyrektora, Angola, Ryśka Rosiera. Mam jakiś niedosyt w
związku z nim. Zresztą, pewnie taki sam niedosyt odczuwali uczniowie
Łukowca. Najpierw takie stężenie tajemniczości wokół jego przybycia, a
później się okazuje, że to zwykły facet, który w dodatku przewija się
gdzieś w tle, a czas antenowy dostaje tylko od święta. Mam jednak
wrażenie, że w daleszej części jeszcze Rysiek namiesza. Mylę się?
Jest
również przeurocza córeczka pana dyrektora, zarozumiała arystokratka,
która nie wie, jak się trzyma aparat. Irytowała mnie, gdy tylko się
pojawiała i stanowczo jej nie lubię, ale ma charakter i jest dobrze
wykreowana.
Kto
tam jeszcze... Ach, tak, Soboń. Widzisz, prawie o nim zapomniałam. Jest
jakiś taki wyblakły, to w sumie jedyna postać, do której mam pewne
zastrzeżenia. On jest taki... nijaki. Jasne, coś tam knuje, łazi po
opuszczonych chatach i w ogóle wygląda podejrzanie i nikt go nie lubi,
ale we mnie nie wzbudził właściwie żadnych emocji. Mało przemawia do
wyobraźni, mogłabyś go jeszcze trochę podkolorować, by bardziej
oddziaływał na czytelnika. Poza tym strasznie kojarzy mi się z Malfoyem
przez to swoje tchórzostwo, mazgajenie się, gdy Ignaś go uderzył i
skradanie się po lochach.
Jeśli
mi umknęło i o kimś nie wspomniałam (na Zośkę narzekałam już wcześniej,
więc się nie liczy, nie chcę się powtarzać), to najpewniej znaczy, że
nie ma na co narzekać.
Styl, język - 8/8
Tak,
tak, znowu maksymalna liczba punktów. Przede wszystkim za wyśmienity
humor i niebanalne sformułowania. Czyta się wyjątkowo lekko i bardzo,
bardzo przyjemnie. Także tę ósemkę wpisuję z czymstym sumieniem.
A
skoro jest tu też “język” w tym podpunkcie - dobrze by było wyjaśniać
te fińskie kwestie Niko, francuskie Cath i niemieckie Gerharda, bo ja
umiem tylko po angielsku i trochę po rosyjsku, innych ni w ząb, i nie
rozumiałam, o czym mówią.
Opisy, kreacja świata przedstawionego - 6/8
Łatwo
dostrzec wiele elementów wspólnych z Hogwartem: jest stary dyrektor,
surowa wicedyrektorka, dziwaczna nauczycielka wróżbiarstwa, niesamowite
sklepienie jadalni. Swoją drogą, owo sklepienie to jedyna rzecz, którą
tak naprawdę opisałaś, nie wiem nawet, jak ustawione są stoły. Nie
wiem, jak wygląda pokój chłopaków w akademiku. Jak wyglądają klasy. To
wielka szkoda, dobrze by było, gdybyś dodała trochę opisów.
Pomijając to, świat przedstawiony jest bardzo ładnie, starannie wykreowany i przemyślany.
Logika, spójność - 8/8
Tu nie mam nic do zarzucenia, tekst jest logiczny i spójny.
Poprawność - 5/5
Tekst jest poprawny, wyłapałam jednak nieco potknięć.
Rodział 2
należał do tej części społeczeństwa, którą się po prostu unikało - której.
zdążył zasięgnąć większym informacji - więcej.
dziesiątki ptaków załopotały skrzydłami i wyciągnęły szyję - wspólną szyję miały?
Rozdział 3
Zdaje
sobie sprawę z faktu, że wczorajsze wydarzenia wzbudziło
zainteresowanie i emocje - “zdaję”, poza tym “wydarzenia wzbudziły”.
pociągnął dwójkę swoim przyjaciół - swoich.
Rozdział 6
tylko dzięki jemu - niemu.
Rozdział 7
a nie było innego sposoby jak ją uzyskać - sposobu.
Dodatkowe punkty od Magdy
(+1) za mięśniosceptycznych chłopców.
(+1) za “Księęędzu, ksiądz wyjdzie”.
(+3) za całą resztę, szczególnie za Feliksa. I za pieska w szablonie.
Szkoda, mam do dyspozycji za mało punktów, żeby nagrodzić wszystko, co szczególnie mnie urzekło.
Łącznie punktów jest 63, co daje ocenę celującą. Zresztą od początku czułam, że tak będzie.
Ha, zajęłam sobie numerek 909, od dawna mi się marzył.
LUDU, DO PRACY!
Komentarz na "Szlafroku" pisałam ponad godzinę, więc przepraszam, tutaj postaram się być trochę bardziej konkretną, zanim się okaże, że cały dzień spędziłam na komentowaniu. XD
OdpowiedzUsuńTo tak - Feliks został przyłapany! Mówił o tym Soboń w rozmowie z Niko, ale wyraźniejsze konsekwencje tej nieudanej akcji szpiegowskiej dopadną Wołoszyna dopiero w następnym rozdziale.
Soboń przypomina Malfoya, ale chyba tylko dlatego, że jest przedstawiony z punktu widzenia głównej trójki, a ludzi, których bardzo-bardzo nie lubimy zazwyczaj widzimy w ten sam sposób. W Harry'm Potterze prawie wszyscy Ślizgoni dla Świętej Trójcy byli tacy sami - wredni, zarozumiali, bezduszni i tak dalej. Oni sami we własnym gronie się rozróżniali, ale dla całej reszty zlewali się w złośliwą masę. Na pełny obraz Izydora trzeba będzie trochę poczekać, bo póki co nie ma miejsca na wgłębianie się w jego psychikę.
Niestety, ja stylizować za bardzo nie umiem, bo tego nigdy nie ćwiczyłam. XD Nie chciałam też za bardzo rozwlekać się z tą baśnią, bo wtedy sama jej treść byłaby długości przeciętnego rozdziału.
O Zośkę się nie martw - w tym sensie, że jeszcze się pojawi. Powiedziałabym nawet, że dla fabuły okaże się kluczowa. I może faktycznie trochę "przegięłam" w tej scenie, ale chciałam, żeby dziewczyna zapadła czytelnikom w pamięć. Później jeszcze musieliby latać po rozdziałach i zastanawiać się, kim ta Zośka w ogóle jest. XD A ten klucz też dostał jej się nieprzypadkowo, tyle na razie powiem.
Tak szczerze, bardzo mnie denerwowała ta "Historia Magii" - bo jak to, tylko magii? Mam uwierzyć, że wojna stuletnia w ogóle nie obchodziła ówczesnych czarodziejów? Że gdy naziści zajmowali Europę, czarodzieje siedzieli sobie i spokojnie popijali herbatkę? Więc ja przekornie stworzyłam taką magiczną Polskę, której nie da się rozdzielić od Polski niemagicznej, bo to jedno i to samo. XD
Kiedy ja lubię jednorożce. XD To znaczy, ja wiem, jak one się kojarzą - jednorożce, tęcza, śliczne zwierzątka i jakaś królewna o twarzy Barbie. Ale w świecie Harry'ego Pottera były pokazane jako istoty symbolizujące piękno i niewinność i nikt nie widział w nich nic śmiesznego. Oczywiście, że jednorożca nikt się nie spodziewał, zwłaszcza, że w bieszczadzkich lasach ponoć wyginęły i z tego powodu Niko był w niezłym szoku. Po prostu pomyślałam, że w świecie, w którym czasem dzieją się naprawdę straszne rzeczy, dla odmiany jest też trochę miejsca na cuda. Może naprawdę jestem trochę naiwna, ale w moim przypadku jest to niestety nieuleczalne. XD"
Co do Ignacego i Druelli - kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie, to miałam jeszcze dużo wątpliwości co do głównej fabuły, ale od razu wiedziałam, jak to będzie z Twardowskim i Rosierówną. Także nie spodziewałabym się po tej parze niczego dobrego!
I oj, tak, Rysiu namiesza. Na tym przecież polega jego praca!
To teraz pozostaje mi tylko pięknie podziękować za ocenę. ^^
To ja jestem ślepa, albo musiałam się wyłączyć na chwilę w tym samym momencie, gdy czytałam tekst dwa razy, bo nadal nie mogę skojarzyć, by Soboń mówił, że przyłapał Feliksa. Mea culpa, poszukam jeszcz raz :D
UsuńNo a baśń jednak by wypadało trochę wydłużyć. Bo ta pierwsza część (czytana przez Ignasia) czyli opis tego, jak to bracia spotkali Śmierć i dostali prezenty, jest ze dwa razy dłuższy niż opis konsekwencji tego spotkania, a powinno być co najmniej tyle samo tekstu. [coś mi od gramatyki urwało, ale jest jeszcze przed ósmą, więc liczę na wyrozumiałość :>]
A, w takim razie Zośki już się nie czepiam i będę czekać na jej pojawienie się.
A z tą historią też mnie to trochę dręczyło. Poza tym we wszystkich ff, jakie czytałam, jak już było coś z historią (jakaś kara na przykład), to było zawsze "esej o wojnach goblinów / gnomów / kolorowych wróżek w siedemnastym wieku". Bleh, ileż można? A tu taki powiew świeżości ;)
A w ogóle to idę się zapisać do obserwatorów ^^