poniedziałek, 30 kwietnia 2012

[827] www.lenasthinking.blog4u.pl

lenasthinking, pamiętnik-refleksje,
ocenia Drzewo

Pierwsze wrażenie (6,5/10)
Wygląd mi się podoba. Jest tajemniczy i… wciągający. W przeciwieństwie do adresu i belki, od których wieje przeciętnością. Adres mówi mi z dobitną dosłownością, że będę miała do czynienia z blogiem z przemyśleniami niejakiej Leny. Konkretyzując, to nawet nie tyle z myślami, co z myśleniem tejże, bowiem właśnie to oznacza thinking. Myśli to thoughts.    
Obrazeczki z prawej nieco rozwiewają mi klimat szablonu. Swoją drogą, i dodatki, i posty ciągną się w dół bez końca… Nie da się czegoś z tym zrobić?
Ogólnie dosyć pozytywnie.
 
 Treść (15/30)
 To, co ocenię, jest malutkim ułamkiem tego, co się pojawiło do tej pory na blogu, ale starałam się wybrać posty o takiej długości i z takiej rozpiętości czasu, żeby moja opinia była możliwie sprawiedliwa.

Ktoś kto posiadał imię. (wrzesień 2011)
Z tego posta ciężko, tak naprawdę, cokolwiek wyczytać. Być może starałaś się być tak bardzo tajemnicza, a być może pod silnym wpływem emocji, tak osławionych w belce, wyrzuciłaś z siebie wszelkie myśli, jakie pojawiły się w Twojej głowie, nie zważając na ich skrótową i niespójną naturę.
Trudno mi oceniać notkę tak osobistą, że aż niezrozumiałą dla przeciętnego śmiertelnika. Można wyłapać pojedyncze wątki, nastrój… Tak, nastrój jest dość ciekawy i tylko za niego masz punkt.
1/5
 
Alter ego vs burdel w duszy. (listopad 2011)
 Zastanawia mnie użycie przez Ciebie słowa „sadomasochistka”. Uważasz swoje alter ego za byt na tyle odrębny, że poprzez konfrontacje z „drugim ja” zadajesz ból nie tylko sobie, ale i alter-ego?
Uwagę w nawiasie dotyczącą pychy mogłaś sobie darować, to dość oczywiste. 
Jest to pełen goryczy post pełen nienawistnych uwag pod własnym adresem. Początek czytało mi się dość dobrze – jest pełen wzburzonych uczuć, gniewu, lecz przy tym w miarę zrozumiały. Później robi się bałagan i znowu się gubię w tym, co piszesz. Co właściwie rozumiesz pod pojęciem alter ego?
Cóż, być może powinnam docenić, że trafnie odzwierciedliłaś „burdel w duszy”… Proponowałabym jednak pewne emocje przefiltrować i wtedy je przełożyć na tekst. Nie po to, żeby odebrać mu szczerość i autentyczność, ale po to, żeby nie wyszedł bełkot.
1,5/5
 
Jestem. (styczeń 2012)
Nie zgodzę się, że dobra pamięć i refleks to jakieś dary, z którymi przychodzi się na świat. Sama nie szczycę się szczególnie ani jednym, ani drugim, ale nie mam o to pretensji do losu, bo wiem, że można je sobie wypracować. Jeśli się chce. To kwestia wytrwałości, ćwiczeń. A to jest osiągnięcie, kiedy ktoś decyduje się coś w sobie zmienić i to robi. Nie wiem, czy czytałaś serię „Zwiadowców”, ale tam to jest ładnie zobrazowane, jak dzięki systematycznej pracy można dojść do perfekcji.
To tak na marginesie.
Wracając do treści notki, to poza tą jedną rzeczą, w zupełności się z nią zgadzam. Podoba mi się. Jest krótka, skondensowana, ale przy tym nie o niczym. Napisana prosto, ale za to bije na głowę poprzednie spójnością i zrozumiałym przekazem myśli.  
Podkreślam: jest dobra na tle innych. Nie rzuciła mnie na kolana.
3/5

Co powiesz? (luty 2012)
O ile dwie pierwsze były z kategorii „wielki miszmasz emocjonalny”, to teraz mam przed sobą drugą z serii przemyśleń. Jest dłuższa, ale podoba mi się za to mniej. Więcej nie zawsze znaczy lepiej i tak jest w tym przypadku. Za bardzo zagmatwało się to, co chciałaś przekazać oraz nie "podszedł mi" ton, w jakim pisałaś - czułam się, jakbym czytała wypracowanie szkolne... albo artykuł jakiegoś zapalonego dziennikarza, który za wszelką cenę stara się przekonać kogoś do swoich poglądów.
2,5/5

Język i złote klatki. (kwiecień 2012)
Jedyna z tych przeczytanych przeze mnie, która mówi coś więcej o Tobie. O Tobie, o Twoich rodzicach. Na odmianę, podobało mi się też to, jak pisałaś. Na początku niejasno, a potem płynnie przechodząc do dalszej części notki, w której odsłaniałaś coraz więcej. Pewnie zastosowałaś ten zabieg nieświadomie, ale i tak zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Później wzruszyłaś mnie swoją postawą, chęcią pocieszania, skłaniania do namysłu nad życiem lub ostrzegania przed złem swoich czytelników. Może to trochę idealistyczne, bo w praktyce masz raczej niewielki wpływ na rzeczywistość poprzez ten blog, ale to i tak… piękne. 
4/5

Podsumowanie
Uważam, że zrobiłaś postęp. To dobrze. Staram się być obiektywna i oceniać tekst, jego zawartość i formę, a u Ciebie to jest na takim przeciętnym poziomie, który dobrze odzwierciedla połowa punktów… Jednak, tak poza tym wszystkim, odniosłam wrażenie, że jesteś sympatyczną osobą. Może czasem trochę zagubioną, ale dobrą i wartościową.
3/5

Poprawność (2/5)
Z tego, co zauważyłam, to problem masz głównie z przecinkami i pisaniu ogonków „ę” i „ą”. Przyciskanie Ctrl naprawdę nie jest trudne, wystarczy o tym myśleć i pamiętać…
Są to niby drobne potknięcia, ale na taką skalę bardzo irytujące, dlatego dobrze radzę, poświęcaj im więcej uwagi.

„Ktoś kto posiadał imię”
  • Ktoś kto posiadał imię. – Ktoś, kto posiadał imię.
  • Czasem jest to okrutna komedia po chwili zmieniająca się w kiczowaty horror... Ja pozostaje pomiędzy. Patrzę na to jak obcy człowiek i krytykuje wedle własnego uznania. -
    „Czasem jest to okrutna komedia, po chwili zmieniająca się w kiczowaty horror... Ja pozostaję pomiędzy. Patrzę na to jak obcy człowiek i krytykuję wedle własnego uznania.
  • Nie ma po co te sytuacje analizować, zniknęła. – „Nie ma sensu analizowanie tej sytuacji, zniknęła.”
  • Każdy widział ją inną, nikt nie poznał tak na prawdę co w sobie kryła. - Każdy widział ją inną, nikt nie poznał tak naprawdę, co w sobie kryła.
  • Nie mnie jest to oceniać. - Nie mnie to oceniać.
  • Ukształtowały osobę ostrożną, nieufną, skrytą i gadatliwą kiedy coś ją boli(choć to powinno się wykluczać). - Ukształtowały osobę ostrożną, nieufną, skrytą i gadatliwą, kiedy coś ją boli (choć to powinno się wykluczać).
  • Nic jej nie powstrzyma...chyba, że ona sama...  - Nic jej nie powstrzyma... Chyba, że ona sama... 
 "Język i złote klatki"
  • Chcę by TO pozostało prywatne. Nie chcę udzielać wywiadów, wymuszanej szczerości... - Po pierwsze: powtórzenie. Po drugie, ze składni tego drugiego zdania wynika, że "nie chcesz udzielać wmuszanej szczerości". Proponuję taką wersję "Nie mam ochoty na wywiady ani wymuszaną szczerość."
  • Czy to nie szczyt hipokryzji? Zmuszać kogoś do czegoś? – Zmuszanie kogoś do czegoś na pewno nie jest dobre, ale nie nazwałabym tego przejawem hipokryzji…

Dodatki (1/5)
Dużo za dużo i chaotycznie… Po pierwsze, niezupełnie rozumiem, na czym polega u Ciebie Menu. Albo, ewentualnie, zupełnie nie rozumiem… Jakaś ikonka, powtórzony adres bloga (po co?), liczba będąca być może ilością wejść, księga gości i jakiś link do nieistniejącej strony. Rozgardiasz kompletny. Ulubionych zamieniłabym na zwykłe linki, bo – jak powiedziałam wcześniej – owe obrazeczki nadburzają mi klimat bloga. Specjalna ramka przedstawiająca datę kompletnie niepotrzebna jest, nie uważam, że akurat blogi służą do przypominania, jaki mamy dzisiaj dzień. Służą do czegoś zgoła innego. Linków masz bardzo dużo. Nie myślałaś o przeniesieniu ich na jakąś osobną podstronę? Bo warto by było. Przy okazji, dobrze by też było, gdyby otwierały się w osobnych kartach.

Dodatkowe punkty od Drzewka (0,5/5)
Żeby wyszła pełna liczba, a poza tym... polubiłam Cię. :)

W sumie 25/55, czyli ocena dostateczna (3).


[826] www.szuflada-marzen.blogspot.com

Szuflada marzeń - miniatury.
Ocenia Drzewo.

Pierwsze wrażenie (10/10)
Od samego początku zaczęłam żywić do tego bloga przyjazne uczucia. Co prawda, najpierw odebrałam go jako pamiętnik, ale kiedy odkryłam, że publikowane są na nim miniatury, ucieszyłam się jeszcze bardziej. Szablon jest bardzo miły, nie narzuca się, nie razi, a na dodatek zgrabnie poukładany i łatwo się w nim odnaleźć. Nie wiem tylko, do czego służą „linki do tego posta”, nie rozumiem przeznaczenia, a dodatkowo burzą po części moje poczucie estetyki.
Adres przypadł mi do gustu, dość dobrze brzmi i wygląda, a przede wszystkim jest na temat. Co do belki: cytaty Einsteina chyba zawsze się sprawdzają, a ja osobiście bardzo je lubię. W zaledwie kilku słowach umiał zawrzeć cenne spostrzeżenia. Wszystko to tworzy spójną całość: szuflada, odruchowo kojarząca się z tekstami do niej wrzucanymi i w niej przechowywanymi plus marzenia i wyobraźnia. Jest dobrze. 
Udało Ci się wzbudzić we mnie zaciekawienie tytułami miniatur, duża część z nich działa na wyobraźnię określonymi zapachami, smakami i kolorami, a to mi się baaardzo podoba.

Treść (21/30)
Kiedy byłam jeszcze na etapie przekonania, że mam przed sobą pamiętnik, wahałam się przeogromnie, na jakie pięć tytułów się zdecydować. Niemal wszystkie wydawały mi się równie warte uwagi… Właściwie poczułam ulgę, że to jednak nie pamiętnik i że będę musiała sobie wybrać osiem miniatur. Wtedy sytuacja okazała się prosta, bo odrzuciłam tylko wiersz, o którym nie miałabym nic do powiedzenia.

„życzenia”
Nie miałam ochoty na fanfick „Zmierzchu”. Gdyby na blogu było więcej, niż te osiem tekstów,  zdecydowanie bym go sobie odpuściła. Tymczasem dobrze, że tak się nie stało, bo „Życzenia” okazały się bardzo miłym zaskoczeniem. Są króciutkie, przedstawiasz w nich właściwie tylko dwa obrazki. Pierwszy, Angeli piszącej życzenia urodzinowe i drugi, Bena i jego żony przeglądających razem album. Na początku twierdzisz, że wyszło za słodko, ale ja  bym tego nie powiedziała. Słodycz kojarzy mi się ze sztucznością, a Twoi Angela i Ben są bardzo naturalni. Jak zwykłe młode małżeństwo, po prostu czerpiące radość z bycia razem. Stawiasz ich jako przeciwwagę Belli i Edwarda, którzy są (na szczęście) bardzo daleko, bo w nieokreślonym miejscu, i daleko w przestrzeni czasu – bo tylko jako wspomnienia. Niby jest cały czas o B., ale jest niezaangażowana bezpośrednio, tylko opisana z perspektywy Angeli. I to mi się podoba. Uczucia dziewczyny do przyjaciółki są bardzo szczere i ludzkie, także jej relacja z mężem ma swoje ciepło i prawdziwość. Oni są żywi, w przeciwieństwie do Cullena i Swan. Z tej z perspektywy możemy spojrzeć z większego dystansu na głównych bohaterów „Zmierzchu”, uśmiechnąć się do nich z politowaniem i dać do zrozumienia, że wiemy jak jest naprawdę, że nie są wcale tacy fajni i nie mają tak cudownie w życiu, jak utrzymują. Życiowa rutyna Angeli i Bena jest fajniejsza, o!
Może za daleko się zagalopowałam, ale ogólnie chcę rzec, że przyjemnie mi się to czytało. Poprawiłabym początek, bo wyszedł jakoś tak niezgrabnie, właściwie to wywnioskowałam z niego, że Angela Weber jest jakąś kobietą zajmującą się sprzątaniem dzielnicy i do jej obowiązków należy zdejmowanie liści przyklejonych do szyb… No, mniej więcej. Dopiero później mi się rozjaśniło i przypomniało, kimże ta Angela jest.
Pogubiłam się też trochę w tej oto wymianie zdań:
- Au, Ben, wciskasz mi kant w udo – poskarżyła się Angela.
- To weź mi nogę z kolana – poprosił. Ang mruknęła coś pod nosem, ale zrezygnowała z wygody na rzecz braku bolesnego siniaka.
Po pierwsze, za żadne skarby nie mogę sobie wyobrazić, w jakiej pozycji oni siedzieli i jak splecione były ich ciała, iż po ściągnięciu kolana z nogi Bena, Angela odczuła ulgę z powodu braku kantu wciśniętego w jej udo. Po drugie, jaka to logika? Chyba nie jest jej wygodnie, skoro jakiś bliżej niezidentyfikowany kant gniecie ją w nogę, grożąc na dodatek siniakiem. Bolesnym, podkreślam! Chyba nie miała z czego rezygnować…
 8/10

„mówię”, „maskarada”, „bombonierki faszerowane”
Zebrałam je w jedną grupę, bo na potrzeby tej oceny i własnego lepszego rozeznania, o czym był dany tekst, nazwałam je tymi „przegadanymi”. Łączy je jedna koncepcja: rozmowy. Tak jak w „Mówię”. Jestem sobie akurat w stanie wyobrazić, jak Elinor mówi, i mówi i mówi, a Dariusz słucha, słucha, słucha. Zacznę od tego tekstu, bo „rozkład kwestii” jest w nim najbardziej nierówny. Prawdę mówiąc, byłam odrobinę zaskoczona po przeczytaniu tej miniatury, ponieważ wydawało mi się, że Atramentową Trylogię doskonale znam i pamiętam, ale… wcale nie. Kompletnie nie mogłam sobie odgrzebać z pamięci relacji tej dwójki, w jaki sposób przedstawiona była w książkach. „Mówię” troszkę mi poruszyło ten obszar w mózgu i po przespaniu paru nocy od przeczytania tego tekstu, coś mi się odświeżyło, ale nie powiem, że bardzo. Podjęłaś ciekawą formę. W tym przypadku, jak i w paru innych, widać, że kombinujesz, eksperymentujesz i starasz się pisać na różne sposoby. Jestem skłonna przyznać, że tutaj wyszło Ci to nieźle. Ostatnie słowo, mające na celu być puentą, przekreślające wszystko poprzednie, w zamierzeniu chyba dobitne… nie sprawdziło się. Zdecydowanie za bardzo odstaje od reszty, jest niespójne z nią. Pasowałoby jakieś bardziej rozbudowane zaprzeczenie, jakieś zdanie w rodzaju: „Ale sama w to nie wierzę.”, „Dobrze wiesz, że kłamię.”, cokolwiek, ale nie tak „gołe” jedno słowo.
 „Maskarada”, wybacz, ale jest nudna. Podjęłaś kolejną zabawę formą, okej, ale to za mało. Postacie są nieabsorbujące, nie dorastając do pięt ciekawym i wyrazistym Dariuszowi i Elinor, którzy, notabene, są dziełem pani Funke (aczkolwiek Ty ich trafnie odzwierciedliłaś, to na plus). Historia, która się dosłania, jest do bólu przewidywalna. Brakuje mi jakiejś zagadki, jakiegoś nieoczekiwanego faktu, który zostałby ujawniony. Niespodziewanego może nawet dla samych rozmówców, jedno z nich mogłoby wbić drugie w krzesło jakąś druzgocącą informacją – czemu nie? Tymczasem ta Twoja historia toczy się spokojnie swoim monotonnym torem…
„Bombonierki faszerowane” miały chyba na celu być lekkie i przyjemne, prawda? Tymczasem są nierówne. Niektóre momenty są rzeczywiście trudne do zrozumienia, tak jak zasugerowałaś na początku, a wtedy już jest ciężko, bo czytelnik zaczyna się głowić nad związkiem następujących po sobie kwestii i pojąć ich sens… Pierwszy, drugi i trzeci akapit mi się nie spodobały. Albo z powodu wspomnianej „ciężkości”, albo też z braku czegoś ciekawego, jakiejś nieuchwytnej iskierki, która nadawałaby smak.  
Za to ostatnie dwa, przynajmniej mniej więcej, zdają się ten warunek spełniać. Są całkiem... sympatyczne. W każdym razie, ostateczne wrażenie było całkiem pozytywne, polubiłam tę przekomarzającą się parę.
7,5/10 za „mówię”, 5,5/10 za „maskaradę”, 6,5/10 za „bombonierki faszerowane”

„kawa po parysku”
Tylko cztery krótkie akapity i cała historia jednej miłości. Z motywem głównym – kawą i Paryżem, podobno miastem zakochanych, w tle. Powiedzmy sobie szczerze – sama opowieść, nazwijmy ją roboczo – „fabuła”, nie powala oryginalnością. Sposób jej opowiedzenia określiłabym jako poprawny i schludny. Czyli raczej bez zachwytu z mojej strony.     
5/10

„umierając powoli”
Należy do kobiet, które nienawidzą zegarków.
Jest im podległa, ale nie cierpi tych „Strażników Czasu”, jak ich nazywa. Bo Anna jest zawsze w niedoczasie, zawsze zabiegana, żeby zrobić coś, co zostało jej powierzone. Wskazówki zegara poruszają się zawsze za szybko i Anna nie może z tym nic zrobić, a nie jest maszyną.
Nie, błagam, tylko nie „Strażnicy Czasu”! To jest strasznie głupi zamiennik, mający ratować przed powtórzeniami. Napisz, że jest im podległa, ale ich nie cierpi, będzie normalniej, nie tak sztucznie i naciąganie. Po prostu mnie ci „strażnicy” wytrącili z równowagi i ze spokojnego rytmu czytania, musiałam Ci o nich powiedzieć! :)  
Nie wiem co, ale „coś” jest w tym tekście. Uważam, że bardzo dobrze zrobiłaś, decydując się na taką formę. Gwiazdki pomiędzy tak krótkimi fragmentami potęgując ciszę, która panuje w domu i życiu Anny. Poza „Strażnikami Czasu” uderzyło mnie coś jeszcze, mianowicie zachwyt kobiety na końcu. Nie sądzę, by osoba jej pokroju, „powoli umierająca”, zdolna była jeszcze do tak silnych emocji. Właściwie: nie powinna. Nie, jeśli jest bohaterką literacką, nie – bo to razi. Za bardzo. Pewne rzeczy mogą jej się podobać, niektóre może lubić. Nie zachwyca się jednak nimi, tak jak nie ma niczego, co by uwielbiała.
8,5/10

„kasztany i pomarańcze”
Wypowiem się zapewne nieproporcjonalnie do długości, ale ten tekst wzbudził we mnie jakichś burzliwych emocji ani głębokich przemyśleń. Okej, okej – to, co napisałam wcześniej też nadzwyczajną głębią nie powala, ale wiesz, o co chodzi.
Tytuł należy do moich ulubionych, pokochałam go jakąś bezwarunkową miłością. Jedyny problem tkwi w tym, że wciąż nie dostrzegam jego związku z treścią, ale mam cichą nadzieję, że zechcesz mnie oświecić.   
Tobie pisało się ten tekst bardzo przyjemnie, mi się go czytało całkiem nieźle. Zakończenie, choć dobre, nie przeszkadza, bo wpisuje się konwencję. Mam na myśli to, że opowiadanie nawiązuje do pewnego kanonu powieści, dziejących się „w tamtych czasach” i kończących niemal zawsze ślubem. Powieści takie pisane są też specyficznym, eleganckim stylem. Wydaje mi się, że być może podświadomie, ale próbowałaś ten styl naśladować. Niestety, wyszło mniej szlachetnie, a bardziej drewnianie. Ogólnie jednak, dosyć przyzwoicie.
Nie ulega wątpliwości, że czegoś mi tu brakuje. Może pogłębienia postaci, przybliżenia tego, co ich łączyło dawniej? Napisałaś, że relacja ta była skomplikowana, ale opisałaś ją całkiem powierzchownie. Zresztą, całe opowiadanie wydało mi się mocno skrótowe, jak streszczenie serialu, zamiast całej telenoweli.
6/10

Początkowo zamierzałam potraktować „Niepokojące okoliczności”normalnie, ale teraz pomyślałam, że może nie obrazisz się, jeśli odłożę ich ocenę na później? Rzecz przedstawia się następująco: to dopiero pierwsza część czegoś dłuższego i czuję, że nie mam wystarczających podstaw do wypowiedzenia się na jej temat. Nie chce mi się na siłę wymyślać jakichś wspaniałych spostrzeżeń, które niezwykle pomogłyby Ci w dalszym pisaniu. Jednocześnie bardzo chętnie poczekam na dalszy ciąg historii, przeczytam, po czym nie oprę się pokusie, by podzielić się z Tobą swoimi przemyśleniami w komentarzu. Nie kłamię, że zrobię to z dużą chęcią, bo zaciekawiłaś mnie – nawet nie tyle samym rozdziałem, co tym, co napisałaś we wstępie: że być może popełniłaś błąd, dzieląc akcję „Mgnień” nietypowo. Chcę się przekonać na własne oczy, co miałaś na myśli. :)   

Punktację przydzieliłam w ten sposób, że dodałam wszystkie, policzyłam jakim są procentem całości (czyli 70), a potem ten sam procent obliczyłam z 30. (Wydaje mi się, że ten pomysł ukradłam lum, ale możliwe, że trochę go przeinaczyłam.)

Poprawność (4,5/5)
Są różne potknięcia, ale nie jakieś tragiczne i raczej w niskim nakładzie. Głównie się uwzięłam na betę "Kasztanów i pomarańcz", którą Ci jeszcze dostarczę. Wkrótce.

Dodatki (5/5)
Przejrzyste i bardzo ograniczone pod względem ilościowym. Tak się składa, że sama jestem dodatkową minimalistką, więc bardzo to popieram i doceniam. Zabawne, że mniej więcej połowę adnotacji o blogu poświęciłaś temu, czego nie ma i nie będzie. Wygląda to trochę, jakbyś z góry starała się zasugerować niektórym oceniającym, żeby się nie czepiali. Cóż, nie zamierzałam. Notek biograficznych też nie lubię, ale coś o autorze miło jest wiedzieć. Powiedzmy, że „czegoś” się dowiedziałam i mi to wystarcza. Jedyne zastrzeżenie kieruję do linków: dobrze by było, gdyby otwierały się w osobnych kartach. Osobiście jeszcze się nie dowiedziałam, jak tego dokonać w Blogspocie, więc głupio by było, gdybym Ci cięła za to punkty.

Dodatkowe punkty od Drzewka (2/5)
Za całokształt, bo całkiem miło mi się u Ciebie „siedziało”. Poza tym pamiętaj – jeszcze wrócę! ;)


42,5 
Dobry



niedziela, 29 kwietnia 2012

Odmowa oceny: www.shinu-akatsuki.blog.onet.pl

Im bardziej sprawdzam, tym bardziej blog nie istnieje.

PS. Lum, zdaje się, że nie przeniosłaś swojej oceny (just-to-apologise) ze starego SiSu :)

sobota, 28 kwietnia 2012

[825] www.chlorofil-a.blogspot.com

Lum ocenia Chlorofil-a, który jest blogiem tematycznym.

Pierwsze wrażenie 9/10

Adres bardzo mi się podoba. Jest prosty, krótki, łatwy do zapamiętała i przede wszystkim uniwersalny. Podobnie zresztą jak i sam chlorofil typu A, w końcu ma go większość roślin zielonych. Bardzo razi mnie jednak belka. W wersji onetowskiej bloga jest to po prostu wyjaśnienie z jakim rodzajem bloga mamy do czynienia. Myślę, że można się tego domyślić, sama nazwa jest o tyle charakterystyczna, że czytelnik nie musi być mistrzem biologii, aby tego dokonać. Podobnie ma się rzecz w przypadku blogspotowej kontynuacji. Jest to po prostu powtórzenie pierwszej części adresu, nic twórczego. Pasowałby tutaj jakiś cytat, albo może coś w rodzaju sloganu reklamującego blog. Musisz się nad tym zastanowić. Zresztą, nie będzie to wyglądało tak źle nawet w linkach u kogoś. Spróbuj się też przyjrzeć innych blogspotom, wygląda to całkiem nieźle.
Szablon na Onetowej wersji jest absolutnie świetny. Kolorystyka, czcionki i obrazek – wszystko to jest dopasowane i tworzy uroczą całość. Napis nad treścią bloga jest trochę nieczytelny, te zielone akcenty nie pasują do niego.
Wielka szkoda, że nie udało się przenieść do na blogspot. Ten nowy jest o wiele gorszy. Chociaż może nie tyle co gorszy, ale nie ma takiego klimatu. Napis nad menu trochę zlewa się z tłem i psuje nagłówek, który jest naprawdę uroczy. Niestety, jak mniemam – niewiele da się z nim zrobić, dlatego też nie będę się czepiać. Czcionki i kolorystyka są w porządku. Popróbuj jednak trochę z kolorem tytułu postu, może coś mniej niebieskiego? I to menu, myślisz, że dałoby radę coś z nim zrobić? Szablon bardzo dużo przez nie traci, gdyż zbyt się ono odcina od reszty. A gdyby tak z niego po prostu zrezygnować i przerzucić je w formie linków do bocznej kolumny?
Jest jedynie kilka zawirowań w nowszym szablonie, które nie wynikają z Twojej bezpośredniej winy, ponieważ szablon nie jest Twojej produkcji. Przemyśl również kwestię belki. Oprócz wymienionych, blog sprawia naprawdę profesjonalne wrażenie i również nie wątpię, że taki jest.

Treść 28,5/30

Posty ocenię według tego, jak są poukładane w kategoriach. Bawienie się z chronologią nie jest chyba ważne.

„Rekordy roślin: nasiona”
Jeśli chodzi o zrealizowanie tematu, mam poczucie, że zrobiłaś to tak w ok. 95%. Co mi nie pasowało? Otóż to, że niektóre fragmenty wydawały się być pisane trochę ogólnikowo i za krótko. Weźmy pod lupę fragment pierwszy o najmniejszych ziarnach. Napisałaś, że nasiona niektórych gatunków są tak drobne jak zarodniki grzybów. Brakuje mi tu jednak dwóch konkretnych informacji, czyli jakich gatunków (chociaż jeden przykład) i przybliżona wielkość zarodnika grzyba, porównanie jej do czegośogólnie  znanego. Chodzi tu o to, aby zainteresować czymś czytelnika, który nie ma za dużego pojęcia o biologii. A taka ciekawostka to niezła forma przyciągnięcia jego uwagi. Szkoda również, że nie napisałaś też jakiś innych interesujących faktów, może niekoniecznie o ich wielkości, ale np. ich długości lub też największe znalezione ziarno na świecie. Bardzo mi się podoba to, jak piszesz – lekko, profesjonalnie i bez nadmiaru niezrozumiałej terminologii. Przekazujesz wiedzę w bardzo zrozumiały sposób, czego nieraz brak naszym nauczycielom. Słownictwo użyte w tekście jest bardzo bogate. A jeśli chodzi o kwestie techniczne – może na końcu każdego postu zamieszczaj słowniczek ważniejszych pojęć, które wydają Ci się niezrozumiałe dla innych?
„Jaki typ inteligencji posiadasz?”
Bardzo ciekawy temat, szkoda, że tak krótko rozwinięty. Zacznę od wstępu: brakuje mi konkretnych czynników, które na to wpływają – jakieś przecież są. Może ma to związek z genami, ze środowiskiem? Zadajesz pytanie, od czego to zależy i nie dajesz odpowiedzi na to pytanie. Szkoda, serio.
Początkowo, tak do inteligencji kinestetycznej, opisy są rozbudowane i przejrzyste z psychologicznego punktu widzenia. Sposoby nauki są bardzo ciekawe, jednak wydaje mi się, że trochę zbyt ogólne. Brakuje mi konkretnych przykładów.
Jeśli chodzi o resztę, nie piszesz już o tym, jak można się uczyć. Wydaje się to pisane na szybko. To jedne z ciekawszych przykładów inteligencji, więc naprawdę szkoda, że nie napisałaś na ten temat nic więcej.
Zainteresowały mnie również powiązania między tymi inteligencjami. Czy posiadanie jednej, wyklucza posiadanie drugiej? W jaki sposób one się łączą, uzupełniają?
I niestety jest kilka nieścisłości. W psychologii inteligencja rozumiana jest trochę inaczej, niż ogólnie się to przyjęło. To bardziej zdolność do wykonywania danych czynności i radzenia sobie w określonych warunkach, a nie szczególne uzdolnienie, jak zostało to trochę przedstawione u Ciebie. Ale nie wpływa to szczególnie na odbiór tekstu, bardziej na „klimat” postu.
„Problem elektrośmieci”
Ciekawie zrealizowany temat. Fakt, jest to duży problem, więc dobrze, że ktoś się tym zajmuje. Brakuje mi wyjaśnienia, na czym dokładnie polega obróbka takich śmieci, jakieś przykłady. Poza tym – jakie substancje są w takich elektrośmieciach i konkretnie jaki wpływ mają na środowisko. Myślę, że bardziej trafiłoby to do ludzi, niż uogólnienia.
 „Skąd ten węgiel?”
Naprawdę udany tekst! Wykorzystałaś wszystkie możliwości, aby jak najlepiej przedstawić ten proces. Dużo zdjęć, mało niezrozumiałych opisów, a sam proces wyjaśniony w bardzo interesujący sposób. Żałuję tylko, że w tym wszystkim jest tak mało chemii i fizyki, wyjaśnienia w jaki sposób ten węgiel ma tyle energii, dlaczego zwykłe drewno ma jej mniej? Zauważ, że do każdego z postów mogę zadać jakieś pytania. Również spróbuj sobie po napisaniu takie zadawać, możesz potem dodać odpowiedzi jako ciekawostki. Albo po prostu użyć ich do urozmaicania tekstu.
„Źródła wiedzy biologicznej”
Wszystko ładnie, ale brakuje mi jednej istotnej rzeczy. Piszesz o Internecie, że to nie do końca wiarygodne źródło wiedzy biologicznej, ale hej! Jest pełno stron o takiej tematyce, które są naprawdę interesujące. Szkoda, że nie podałaś przykładów takich. Część z nich jest w języku angielskim oraz francuskim – zawsze to jakieś uzupełnienie informacji. Jeśli chodzi o podręczniki szkolne, jest ich tyle, że każdy znalazłby coś dla siebie. Nie zaszkodziłyby przykłady tych najciekawszych. Osobiście polecam „Biologię” z Operonu. Idzie trochę innym tokiem, niż te typowe rozszerzenia, ale według mnie to lepiej. Poza tym gimnazjalistom (i nie tyle, bo sama z niego korzystam w liceum) poleciłabym „Puls Życia” z Nowej Ery. Widzę zresztą, że zdjęcie jednego z nich jest w poście. Repetytorium zaś nie poleciłabym nikomu, masz rację. Również znalazłam w kilku błędy. Podoba mi się lekkość z jaką piszesz, aż chce się otworzyć książkę i poznawać kolejne zagadnienia. I obyś tego nigdy nie zgubiła!
 „Biologia z angielskiej strony”
Dobre urozmaicenie. Czasami tekst był trochę niezrozumiały, gdy zabrakło obrazków, ale słowniczek bardzo pomógł. W sumie, dorzuciłabym tu trochę zwrotów typowych tylko dla języka biologicznego oraz trochę ze szkieletu człowieka. Chodzi mi tu o części ciała, których zazwyczaj nie uczymy się w szkole. Z doświadczenia wiem, że człowiek jest bardziej interesujący dla innych.
Malaria i jej sprawcy”
Początek naprawdę świetny. Potem, po wprowadzeniu zarodźca malarii, jako głównego sprawcy, wszystko się trochę komplikuje. Skaczesz nieco z tematu na temat, tutaj np. zaczynasz o cyklu życiowym i przerywasz, aby napisać trochę o historii. Ta wzmianka o tym, że choroba jest od dawna opisywana z powodzeniem mogłaby być na dole. Uniknęłabyś wtedy pozornego bałaganu.
Ogólnie temat wyczerpany do końca i tekst napisany zrozumiałym językiem. Chwilami wkrada się trochę bałaganu, ale nadrabiasz to umiejętnością zainteresowania czytelnika. Z czysto medycznego punktu widzenia, brakuje mi również innych sposobów przenoszenia się choroby. Otóż, można się również zakazić przez transfuzje i transplantacje narządów. Zamieściłabym tu też jakąś ciekawostkę, np. że postać wywołana tej choroby, polegająca na celowym wprowadzeniu pasożyta do krwi, była stosowana kiedyś w leczeniu kiły.
„Światowy dzień AIDS”
Bardzo dobry tekst z dużą ilością potrzebnej wiedzy. Podoba mi się to ciekawe zrealizowanie tematu bez typowego pouczającego tonu. Brakuje mi tylko trochę przykładów chorób, na które można zapaść i skutków u człowieka, a nawet zdjęć. Zwarty tekst niektórzy mogą pomijać, ale ciężko jest przejść obojętnie obok niektórych zdjęć. Typowo medycznych zagadnień niewiele, bardzo mało o samym wirusie, dlaczego jest tak trudny do zwalczenia. Ale nawet bez tego to jeden z lepszych tekstów o AIDS jaki czytałam.
„Poznajmy botox”
Ograniczę się tylko do kwestii technicznych, ponieważ styl jest naprawdę świetny. Chodzi mi tylko o jedną rzecz, mianowicie o skutki uboczne używania botoksu w celu poprawy wyglądu. A poza tym wszystko jest interesująco przedstawione.

Podsumowanie
Zrealizowanie tematu 7/8
Zdarzały się momenty, gdzie nie wykorzystywałaś wszystkich możliwości i pisałaś trochę ogólnikowo. Możliwe jednak, że wynikało to po prostu z trudności tematu. Zawsze staraj się sobie zadawać jak najwięcej pytań do danego tekstu, bardzo to pomaga.
Styl, język i sposób przekazu informacji 8/8
Masz niesamowicie lekki styl, co jest rzadkością w przypadku autorów piszących teksty biologiczne. Nie używasz zawiłego słownictwa, które jest niezrozumiałe dla większości ludzi. Piszesz w sposób przystępny dla każdego. I obyś nigdy nie zatraciła tej umiejętności!
Oryginalność 8/8
Treść na pewno wyróżnia się przejrzystością. Oprócz tego masz niesamowicie rozległą gamę tematów, o których piszesz. Nigdy wcześniej nie trafiłam na blog, na którym informacje byłyby tak różnorodne i interesująco pokazane.
Zainteresowanie czytelnika 6,5/7
Jako uczennica biochemu nie mogę się tutaj wypowiedzieć, ponieważ z natury jestem zainteresowana biologią. Poprosiłam jednak kilku moich znajomych, aby wypowiedzieli się na temat tego, czy blog ich zainteresował. 5 na 6 pytanych odpowiedziało, że pomimo braku ogólnego zainteresowania biologią, sam blog i treści na nim przedstawiane zaciekawiły ich. Jedna osoba uznała, że niektóre posty tak, inne nie (nie spodobały jej się posty z kategorii „Inne”).

Poprawność 5/5
Na dziewięć dogłębnie przeanalizowanych postów znalazłam dwa powtórzenia oraz cztery błędy polegające na spacji przed przecinkiem. Myślę, że nie są one tak dramatyczne, aby odejmować Ci za nie punkty.

Dodatki 4,5/5
Po pierwsze, pokombinowałabym z kolejnością gadżetów w bocznej kolumnie. „Subscribe RSS” zamieniłabym na zwykłych obserwatorów i przerzuciła na sam dół. Nie myślałaś również o tym, aby działy dać na samą górę tak, aby były lepiej widoczne? Zaś prawa autorskie trochę niżej. Albo z drugiej strony, tuż pod same informacje, ewentualnie rozdzielić je jakimś obrazkiem, może tym, który miałaś na Onecie? Jest trochę bałaganu, ale wbrew pozorom wygląda to całkiem estetycznie. Wszystko jest potrzebne i nie ma jakiś niepotrzebnych dodatków. Przejdę zatem do linków na górze. „O blogu” – trochę nieaktualny, adres został już zmieniony. Informacje podane w przejrzysty sposób, nie ma na szczęście błędów i beznadziejnego lania wody. Linki ładnie poukładane, nie mam nic do zarzucenia. „O mnie” bardzo ciekawe, podoba mi się ten neutralny sposób w jaki piszesz o sobie. Nie ma bezsensownego ględzenia o rzeczach, które nie są związane z tematem. No i wiadomo – spam, czyli potrzebne. Nie potrzeba więcej.

Dodatkowe punkty 5/5
A proszę bardzo – za mile spędzony czas przy ocenie bloga oraz całokształt.

Łączna ilość punktów: 52/55 – ocena celująca. Gratuluję!

piątek, 27 kwietnia 2012

[824] www.cien-jezdzca-luku.blog.onet.pl

Magda ocenia opowiadanie: cien-jezdzca-luku
Pierwsze wrażenie (3/10)
Grafika mi się nie podoba. Składa się z trzech ujęć chłopaka, który wygląda jak postać z gier komputerowych. Wcale się one ze sobą nie komponują. Wrażenie chaosu potęgują trzy słowa, rzucone na grafikę to tu, to tam. Według mnie - nagłówek jest do ponownego przemyślenia. Wystarczyłoby jedno z tych zdjęć (najlepsze wydaje mi się to po prawej stronie. Czcionka na nagłówku jest klimatyczna, ale wydaje mi się, że lepiej by to wyglądało, gdyby napis był w jednej linii.
Ponadto - pole na tekst jest stanowczo za wąskie. Treść jest ściśnięta do granic możliwości. Powinno ono być co najmniej tak szerokie jak nagłówek.
Adres sugeruje, że opowiadanie będzie z kategorii fantasy. Jest dość prosty, nieskomplikowany - to dobrze.
Treść (18/30)
Prolog
“nawet Berui -miejscowa wiedźma-nie przeczuwał/a *****” - zupełnie nie rozumiem tego zdania. Nie wiesz, jakiej płci jest wiedźma, o której piszesz? I czym jest te pięć gwiazdek?
Ketove, będąc w dziewiątym miesiącu ciąży, pląsała sobie jak ta rusałka na balu? Wybacz, ale to nierealne, kobiety w ciąży są raczej ociężałe. I na dodatek nikt nie zorientował się, że ludzie zazwyczaj tyją równomiernie na całym ciele, a nie tylko na brzuchu? To jeszcze bardziej nierealne. Jeśli Ketove chciała ukryć ciążę, powinna raczej unikać pokazywania się publicznie, noszenia dopasowanych ubrań, i tak dalej. Inaczej na pewno krążyłyby plotki.
Rozdział I
Ketove po pięciu minutach sama, bez niczyjej pomocy, rodzi dziecko w środku błotnistej jamy. A pępowina - kto ją przeciął i czym? A łożysko? Po urodzeniu dziecka powinna je wydalić.
“Z ojca odziedziczył jedynie kolor czupryny,nic poza tym.Do matki upodabniały go jedynie złoto-pomarańczowe oczka.” - wątpię, by od razu po urodzeniu, kiedy dziecko jest czerwone, nieco zakrwawione i pomarszczone, dało się wywnioskować, do kogo jest podobne. Ponadto, wszystkie dzieci mają po urodzeniu oczy niebieskie.
Zaraz, jaka jaskinia? Kilka akaptów wcześniej była to miniaturowa ziemianka.
Rozdział II
Pomysł z chmurą i z lotem na Ziemię jest ciekawy. Nie spotkałam się jeszcze z taką koncepcją - plus dla Ciebie.
Do kogo Ketove się modliła, skoro sama była boginią? Czy istnieje jakiś nad-bóg? Nie napisałaś, a szkoda.
Mieszkanie wiedźmy jest całkiem ładnie opisane. Klimatyczne.
W jaki sposób twarz Berui była bezbarwna? Widać było przez nią na wylot? Mogła być, na przykład, poszarzała lub bardzo blada, ale nie bezbarwna.
Rozdział III
Czarownica, nieczuła na problemy innych ludzi, mieszkająca w zapleśniałej norze, ma tuż pod ręką książkę o karmieniu niemowląt. Daj spokój, psujesz klimat. A do tego owo jedzenie syci dzieciaka na trzy dni? Zupełnie od rzeczy. Włóż w rozwiązywanie problemu, jaki postawiłaś przez wiedżmą, trochę więcej wysiłku. Dzieci potrzebują karmienia kilka raz dziennie, a nawet w nocy i to dość sycącym mlekiem matki. A jeśli już Berui ma przepis na papkę dla dziecka - niech będzie on w jakiejś magicznej księdze, która pasuje do wytworzonego klimatu.  
Wait, Berui podała papkę noworodkowi, a on zaczął ją sobie sam jeść? Przecież on ma jeden dzień, nie umie nawet siedzieć!
Przepraszam, ale czy ona myje to jednodniowe dziecko starym, zapleśniałym szarym mydłem? Rozumiem, że ma wielką ochotę go zabić? Niewiele specyfików nadaje się do tego, by stykać się z dziecięcą skórą, która jest bardzo delikatna.
Rozdział IV
Fragmenty czytane przez Berui nakreślają nieco lepiej zasady panujące w tym świecie, a postać wiedźmy jest naprawdę ciekawa.
Polowanie nie jest jakimś szczególnie wymyślnym sposobem uniknięcia głodu; jest to, obok uprawy roślin, najbardziej podstawowy sposób zdobywania pożywienia.
Rozdział V
Podoba mi się spontaniczna reakcja na słowa Berui; wyśmianie jej dodaje realizmu scenie.
Berui, jako niewierząca, nazywa księgę mitologią, a ludzie z wioski - biblią. Bardzo dobrze Ci to wyszło.
Trudno mi powiedzieć coś więcej na temat poszczególnych rozdziałów, bo są bardzo krótkie i niewiele się w nich dzieje.
Masz całkiem ciekawy pomysł na to opowiadanie. Oryginalny - jeszcze się z takim nie spotkałam. Fabuła zdaje się zmierzać w określonym kierunku, nie jest to pisane ot-tak.
Bohaterów na razie nie jest zbyt wielu. Na temat samej Ketove nie było zbyt wiele informacji, więc trudno mi o niej coś powiedzieć. Berui jest wykreowana ciekawie, wyraźnie zarysowana.
Styl nie powala na kolana. To dobra, rzemieślnicza robota, ale nie można tu mówić o jakimś artystycznym zacięciu. Czytaj więcej książek, obserwuj, jak piszą uznani pisarze, wzoruj się na nich. Twoim opisom brakuje plastyczności.
Świat przedstawiony to ciekawe, oryginalne miejsce - światy bogów i ludzi ładnie ze sobą współgrają. Uważam jednak, że w pierwszym rozdziale mogłaś lepiej przedstawić zasady, wedle których funkcjonuje rzeczywistość boska.
Logika... I tu powstaje problem. Nie masz zielonego pojęcia o porodzie i pielęgnowaniu noworodka. Powinnaś poszukać tych choćby najbardziej podstawowych informacji, żeby uniknąć takich wpadek, jak wypisane powyżej.  
→ fabuła, pomysł, oryginalność 6/6
→ bohaterowie 5/6
→ styl, język, kompozycja 2/6
→ opisy i kreacja świata przedstawionego 4/6
→ logika, spójność 1/6
 
Poprawność (3/5)
Masz problem ze spacjami. Stawiamy je po kropkach, po przecinkach oraz przed i po myślnikach.
Nie popełniasz błędów ortograficznych, za to wiele jest interpunkcyjnych.
Prolog
“Ludzie z wioski Norde,dawno udali się na spoczynek” - zbędny przecinek.
“na "pierwszy rzut oka"” - cudzysłów jest niepotrzebny.
Rozdział I
“Chłopak,miał na głowie kosmyk” - zbędny przecinek.
“był bardzo malutki nie dłuższy niż jeden łokieć” - po “malutki”  powinien być przecinek.  
“rozmyślać nad losem,małej istotki” - zbędny przecinek.
Rozdział II
“uspokoiła konia,i rzuciła się” - zbędny przecinek.
Rozdział III
“kiedy już podeszła zobaczyła” - przed “zobaczyła” przecinek.
“Przecież coś,na temat” - zbędny przecinek.
Rozdział V
“za spódnicę, w celu zwrócenia” - zbędny przecinek. 
Dodatki (4/5)
“e-mile”? Chyba e-mail?
Myślę, że tego typu ogłoszenia nie są potrzebne, ale też nie wadzą.
Podstrona o Tobie nie jest zbyt oryginalna. Wymieniasz, co lubisz, a czego nie - i tyle. Pomyśl nad nią jeszcze, pokaż nieco więcej swojego charakteru.
Masz również mapy - bardzo dobrze, mapy są przydatne, gdy się kreuje nowy świat.
I masz to, czego najbardziej nie znoszę - opisy postaci. Opisy takie powinny się znajdować w treści, bo od tego ona jest. Wszystko, co chcesz przekazać o bohaterach - przekaż w rozdziałach. Na tym polega opowiadanie. 
Dodatkowe punkty od Magdy
Dostaniesz ode mnie całe 5, bo naprawdę podobają mi się Twoje pomysły, Twoja wyobraźnia.
Łącznie punktów jest  33, co daje ocenę dobrą.

niedziela, 22 kwietnia 2012

Girls! Mam do was kilka spraw związanych z nowym blogiem, więc postanowiłam je zebrać i przekazać wam tutaj.
1. Misako uświadomiła mi, że na blogspocie można ustawić, żeby kilka osób było aministratorami. Możemy więc zrezygnować z naszego wspólnego konta i korzystać z administratorskich przywilejów z własnych kont. Będzie to znacznie wygodniejsze.
2. Lumaris zaproponowała, żeby przenieść oceny z kwietnia; myślę, że to ma sens i tak zrobimy. Pomyślałam, że mogłybyśmy zacząć numerować same oceny, bez odmów. Żeby zachować konsekwencję, neleżałoby pierwszą kwietniową ocenę zanumerować 816, taka jest liczba bez odmów. Nie jestem jednak przekonana do tego pomysłu, bo taka zmiana mogłaby wprowadzić niektórych w dezorientację, dlaczego tam skończyłyśmy na 1222, a tu nagle wyskoczymy z jakimś 816. Poza tym, to i tak jest tak liczba plus-minus, bo przez tyle miesięcy, ile istnieje SiS, mogły się pojawiać różne błędy w podsumowaniach. Z drugiej strony, zawsze chciałam, żeby ta numeracja była... "czystsza", niezaśmiecona odmowami. Może to jednak bez znaczenia, jak sądzicie?
3. Jeśli chodzi o szablony, to obecny, tymczasowy jest dziełem smirka, ale także Magda zaoferowała się, że mogłaby stworzyć nam szablon html - więc Magdo, spróbuj, a my chętnie zobaczymy, co uda Ci się zrobić. :) 

czwartek, 19 kwietnia 2012

[823] www.obverses.blog.onet.pl

szmirek-smirek ocenia opowiadanie OBVERSES

Pierwsze wrażenie (8,5/10)
Pierwszy szablon był trochę inny, ale pamiętam go jak przez mgłę i nie jestem w stanie powiedzieć, czy mi się podobał bardziej, czy mniej.
Teraz na pewno panuje tu wiosenna atmosfera, co sprawia, że dłużej chcę być na Twoim blogu. Popracuj jednak nad jakością graficznych elementów - zaokrąglone brzegi nagłówka aż biją po oczach uciętymi pikselami. Sam w sobie nagłówek wywołuje we mnie miłe odczucia, gdyż nie widzę na nim miliarda zegarków, mostów czy innych kiczowatych zdjęć kwiatów. Przyjemny dla oka pyszczek, ciekawa obróbka zdjęcia oraz z wyczuciem wtopiony napis tworzą prosty, ale atrakcyjny nagłówek. 
Kolorystyka sprawia, że nie ma problemu z bolącymi oczami. 
Te Twoje "przeciwieństwa" po angielsku napytały mi wiele biedy. Przede wszystkim dlatego, że przez tydzień nie mogłam dostać się do Ciebie na bloga, złorzecząc na Onet, a w ogólnym rozrachunku okazało się, że byłam do pewnego momentu pewna, że "obverses" to tak naprawdę "obverseRs". Wyraz raczej nie przyciąga mojej uwagi i powiem Ci (już po przeczytaniu), że te kontrasty powinny być przez Ciebie bardziej uwypuklone w opowiadaniu lub kilka razy powinnaś nawiązać do odczytania wydarzeń w życiu Jas jako do kontrastów. 


Treść (22,5/30)
a) zaciekawienie czytelnika
Już na początku, gdy przenosiłam sobie tekst z Twojego bloga do Worda, zwróciłam uwagę na fakt, iż na początku spotykamy się z zapisem dat na wstępie do każdego nowego dnia, który opisywałaś, potem jednak z tego zrezygnowałaś. Proszę o konsekwencję.
Początek (ten prawdziwy, nie prolog) wita mnie tak strasznie okropnie... Ja bardzo dużo czytam blogowych opowiadanek. I naprawdę jestem nimi przeżarta na wskroś. Trudno znaleźć tu coś rzeczywiście wartościowego, jeśli jest się wciąż głodnym nowego. Ale podczas szukania wiele się widzi. I uwierz mi, motyw rozpoczynania opowiadania od: „dzień jak co dzień, ale dla mnie inny” pojawia się bardzo często. Za często. A początki są naprawdę ważne, mówią czytelnikowi, jak wielką wagę przykłada autor do tak zwanego „powitania”.
Kolejny szczegół, który powala mnie na ziemię już na początku, to fragment: „Od teraz powinien mi się kojarzyć tylko z jego okropną, ociekającą fałszem buźką. Nie mówię, że nie był przystojny, bo był… i to jak! Nie bez powodu nie mogłam oderwać wzroku od jego miękkich warg i migoczących piwnych oczu.” Już ze względu na samą konstrukcję tego motywu powinnaś go omijać szerokim łukiem. Też jest zużyta jak przemielona kanapka. U Ciebie dodatkowo zastanawia mnie jedno: opisujesz buźkę jako okropną, ociekającą fałszem. Ale opisujesz to w kontekście tego fałszu: okropna, bo fałszywa. Ani przez moment nie pomyślałam, że mogło Ci chodzić o urodę faceta. Aż tu nagle pojawia się sprostowanie. Sprostowanie, którego to konstrukcja tak bardzo mnie zniesmaczyła. I wyjaśnienie, że chłopak był taki cudowny, taki piękny. Słownikowo poprawnie wykonana idealizacja, gratuluję. I równie perfekcyjny brak oryginalności.
Gdybyś wyrzuciła ten początek, to znaczy zastąpiła go czymś innym niż „mój niezwykły dzień by Mala”, a także usunęła nieszczęsną końcówkę tego akapitu (Od teraz [...] migoczących piwnych oczu), machałabym smirkowym ogonkiem ze szczęścia, gdyż początkowy zarys postaci wyszedł Ci nad wyraz zgrabnie.
0,5/1
b) fabuła, akcja i oryginalność
„Koło mnie już zjawiło się wiele innych fotografów, którzy patrzyli na mnie nieco sceptycznie.” – nie rozumiem całego motywu upewniania nas, że po Jasmine tak bardzo widać, że jest nowa. Przecież paparazzi nie znają każdego fotografa. Jak niby mieliby się zorientować, że jest nowa? Te podkreślane co chwilę sceptyczne spojrzenia wyglądają według mnie bardzo nienaturalnie i są w moim odczuciu nieuzasadnione.
Jestem skonsternowana zachowaniem Jasmine. Rzucił ją chłopak i rozpacza. Jest to jak najbardziej zrozumiałe. Jednakże równolegle dostaje pracę i spotyka Toma, którego imienia nawet na początku nie zna. Opisujesz to z jednak strony lekceważąco, jakby miała go głęboko w poważaniu, a z drugiej strony jej reakcje są nad wyraz… przesadne? Jakby miała o wiele mniej lat, była jego fanatyczną prześladowczynią oraz nie potrafiła panować nad swoimi reakcjami. Co nie dość, że jest dziwne ze względu na drugą stronę jej zachowania (lekceważenie), to jeszcze wygląda niespecjalnie w kontraście do jej poprzednich nastrojów (gdy rozpaczała z miłości do Davina). Reagowała trochę zbyt żywo jak na kobietę ze złamanym sercem, która nie widzi nikogo poza swoim ukochanym. I właściwie ani razu o nim nie pomyślała, a skoro z nikim nie rozmawiała i przebywała sama, jej myśli powinny krążyć wciąż wokół jednego tematu.
Kolejny moment, który mnie zdziwił, to jej rozmyślania po powrocie do domu. Stwierdza, że każdy facet przypomina jej o Davinie, a zaraz później mówi, że na cały wieczór zapomniała o byłym (a przecież znaczą część wieczoru spędziła z Tomem, orgazmicznie reagując na jego wygląd).
Jej reakcje są przebrzydle sztuczne. Wstaje, patrzy na zdjęcie, ryczy. Zero przeplatających się wspomnień z minionych chwil. Jakby miała pustkę w głowie i jej rozpacz wywoływała jedynie twarz byłego. Nie wierzę, że nie przeplatały jej się gdzieś w podświadomości jego obietnice, czułe słowa, żarty. Wspomnienia z dobrych czasów. Ponadto starczy jedno zdjęcie na aparacie, jedna myśl o Tomie, a Jasmine już zapomina o zdjęciu byłego i nagle łzy z jej oczu znikają. Hm, dziwne, dziwne.
Jasmine dostaje pracę i napotyka kilka ironicznych spojrzeń i jedno pobłażliwe. A potem z jej rozmyślań wynika, że ma jak na razie trójkę współpracowników. Czuję konsternację?
Podoba mi się krótki motyw z przesądem i wyjaśnienie, czemu wszyscy tak ironicznie spoglądają na Jasmine. Wyjaśnia to, owszem, spojrzenia po jej upadku, czemu jednak spoglądali tak na nią jeszcze wcześniej?
„Nie nadwyrężając dłużej szyi, odwróciłam się i ruszyłam dalej przed siebie. Dzisiaj wybrałam drogę na pieszo. Uznałam, że raz na jakiś czas mogę pozwiedzać Berlin, mimo że do domu mam spory kawał. No właśnie… kawał. Popatrzyłam na swoje buty i zmieniłam kierunek, w którym szłam. Zatrzymałam się przy pobliskim postoju taksówek. Jak na złość w centrum miasta nie było żadnej, która teraz użyczyłaby mi swoich kół. W końcu to godziny szczytu i żadna na mnie nie czeka! Rozejrzałam się, zastanawiając się, co robić. Iść na pieszo? Nieee…” – nie rozumiem tego fragmentu. Najpierw chce zwiedzać Berlin, zaraz potem nagle postanawia znaleźć taksówkę, a jak żadnej nie ma, woli usiąść bezczynnie na ławce niż iść na autobus? Przez to, że ta sytuacja jest nielogiczna, sprawiasz, że późniejsze spotkanie z Tomem jest strasznie naciągane, wygląda na „taaa, oczywiście, przypadek, mhm…”.
„Czułam się jakbym była na jakiejś karuzeli, która nie chce się zatrzymać, a w mojej głowie wszystko zaczyna szumieć i wirować. Wszystko to wydawało się takie nierealne. Ciągle wyobrażałam sobie, że nadal jestem z Davinem i nic się nie zmieniło. Podobno nie można wchodzić do tej samej rzeki dwa razy, w takim razie nie powinnam zawracać sobie nim głowy. On już nie widzi nikogo poza tą swoją Nicky. Z kim ja się zadawałam? Westchnęłam, zastanawiając się nad tym wszystkim. […]
- Melody? – spytałam, gdy tylko przyjemny głos odezwał się po drugiej stronie. – Dawno nie gadałyśmy. – Pociągnęłam nosem, gdy po moim policzku potoczyła się samotna, zagubiona łza.” – jest pod wrażeniem tego fragmentu. Łącznie z pominiętym dla celów zmniejszenia ilości przekopiowanego tekstu dialogiem. Wcześniej często się krzywiłam, bo zaczynałaś smęcić o Davinie, a zaraz potem zapominałaś o nim na rzecz Toma i jak gdyby nigdy nic wylatywał on z głowy Jasmine. Ponadto często całkowicie o nim zapominała na długie godziny, co wydaje się mało prawdopodobne w takiej sytuacji. Poza tym myśli o Davinie były opisywane sucho, brak im było obrazów z minionych chwil. Tu zaś, w tym fragmencie, połączyłaś te wszystkie rzeczy, których mi brakowało i je zamieściłaś. Czytałam i aż mi się ryjek szczerzył. Spodobało mi się, że Davin w końcu zadzwonił do łatwego kąska, spodobało mi się porównanie do karuzeli, spodobało mi się, że Jasmine próbowała zgrywać nieprzystępną i udawała przed sobą, że jest silna, a potem w telefonie do przyjaciółki rozkleiła się całkowicie i to Melody stała się w trakcie ich spotkania mózgiem Jasmine.
„- Ale ty się nie przejmuj – dodał. – Ciebie lubię – pogłaskał mnie delikatnie po włosach, na co rozchmurzyłam lekko naburmuszoną minę. Upiłam jeszcze łyk wina i oparłam się o boczne obicie kanapy, tak żeby mieć go na wprost.” – pomijając moje pojebane odruchy, tak czy siak wydaje mi się, że delikatne głaskanie po włosach to zbyt czuły gest jak na dwoje obcych sobie ludzi.
W ogóle, z całym szacunkiem, ale sam początek znajomości Toma i Jasmine jest dziwny: od razu spraszają się do domu, rozmawiają ze sobą jak starzy przyjaciele, a Jasmine bez skrupułów i zahamowań (na przykład przy bardziej upokarzających/bolesnych momentach) opowiada mu historię swojego związku z Davinem.
Naciągane wydaje mi się również to, że Jasmine tak fizycznie swobodnie traktuje Toma. Że dla niej to on był normalnie jak legendarna bratnia dusza. Chodzi mi o to, że okej, takie rzeczy się zdarzają, nie przeczę, ale zderzasz ze sobą zbyt wiele skrajnych możliwości, aby czytelnik mógł być stu procentowo pewny, że to nie jest naciągane.
Dziewczyna zostaje zdradzona. W tym momencie jak z nieba spada jej praca. Zaraz potem akurat jej przytrafia się wypadek z dywanem i dziwnym trafem akurat nią interesuje się Tom, na którego niemal wpadła. Ja nie wymagam od Ciebie fabuły z księżyca, parę mało prawdopodobnych sytuacji może się trafić, dlatego nie narzekałabym, gdyby to było wszystko, gdyż ten przebieg zdarzeń w Twoim ujęciu wydaje się naturalny. Ale jak mi jeszcze dorzucasz od razu przy pierwszym dłuższym spotkaniu delikatny dotyk, który sprawia wrażenie wręcz czułego, wynurzenia jak między dwójką starych przyjaciół i totalny brak fizycznego skrępowania, to dla mnie jest to dziwne.
Choć to motyw dość oczywisty, przypadło mi do gustu, że Jasmine wróciła do Davina. Ładnie i zgrabnie to opisałaś i to jedno z tych wydarzeń, które niby są oczywiste, ale każdy wie, że są najbardziej prawdopodobnym wyborem dla osób w sytuacji jak w tej, w której znalazła się Jasmine (zdradzona, zostawiona, zrozpaczona, tęskni za facetem, który nagle się budzi i błaga ją o drugą szansę). Także chyba bardziej bym się zdziwiła, gdyby się to nie pojawiło.
Natomiast wielki mordoskrzyw wywołał we mnie motyw „Davin zdradza Jasmine, ona przychodzi go przeprosić, a on akurat jest w trakcie numerku z inną”. Przyszła do niego akurat w tym momencie, a on akurat był z laską, z którą zdradził ją wcześniej i akurat byli nadzy? Za to za wzajemnego plaskacza jestem skłonna Ci to wybaczyć. Jeśli chciał to wszystko ukryć i jest w stanie później tak kręcić, żeby do niego wróciła, czemu tu nie mógł się postarać o lepsze zakamuflowanie się?
Dalej właściwie nie irytuje mnie już nic (no może poza wielką sielanką, jaką z tego zrobiłaś – zero kłótni między nimi, zero dopasowania, ale o tym zaraz). Tylko zachowanie Jasmine wydaje się nieracjonalne. Dziewczyna z takimi przejściami jak ona teoretycznie powinna być podwójnie uczulona na facetów biorących prymitywnie panienki na jedną noc. A ona wskakuje mu do łóżka i nie wykazuje żadnych oznak paranoicznego lęku. Ponadto brakuje mi tutaj wielu poważnych rozmów – nie zaprezentowałaś nam ani tej pomiędzy Davinem a Jasmine po jego zdradzie, ani pomiędzy Jasmine i Tomem o ich związku czy choćby o jego sposobie traktowania kobiet. Czy może tych rozmów w ogóle nie było? W takim razie dziwne, że osoba o charakterze Jasmine zostawiła to tak ot, bez wyjaśnienia.
Bardzo podobał mi się moment, w których przedstawiłaś refleksje Toma o jego kontaktach z Jasmine. Przekonałaś nas, że w opowiadaniach fanowskich nie zawsze regułą jest, że to ktoś ugania się za gwiazdą (najczęściej nowozatrudniona menadżerka za którymś członkiem boysbandu). I to jest właśnie to, co mi się u Ciebie podoba najbardziej: że Jasmine traktuje Toma jak zwykłego człowieka, że jest z nim dlatego, że Tom jest Tomem, a nie dlatego, że piastuje posadę gitarzysty zespołu Tokio Hotel. Powinnaś to pielęgnować jako skarb tego opowiadania i nie „plamić” tanimi motywami podrywu, idealnym związkiem czy dopasowaniem seksualnym bez skazy.
Chciałam też nadgryźć rzecz z rozdziałów najnowszych i niemniej ważną: motyw rudego paparazzo Marka. Gdy zaczął się on przyglądać Jasmine już na samym początku, jak spotykała się już z Tomem, od razu wiadome dla mnie było, że facet namiesza i odkryje związek Toma i Jas. Musisz zastanowić się, jeśli będziesz to poprawiać lub pisać coś innego w przyszłości, jak dawać nam dyskretne aluzje, ale nie wydawać na samym początku, co się wydarzy. Przede wszystkim raczej unikałabym tutaj dziwnych sytuacji, które wyglądają dość nienaturalnie (mam tu na myśli akcję z kiwaniem przecząco głową przed ekspresem), bo bardziej niż każdy inny opis zwracają na siebie uwagę, i powtarzania, że Jasmine czuła się CIĄGLE obserwowana. W końcu facet był profesjonalnym paparazzo, czyż nie? A jak sama pisałaś – paparazzo jest jak szpieg. Nie widać go.
Niekiedy brakowało mi lepszego wykonania tematu, ale właściwie pod kątem czysto fabularnym nie mam już nic do powiedzenia. Akcja na początku biegnie zbyt szybko, nie do końca jestem przekonana tym, że Jasmine zaraz po tak wielkim ciosie od razu wskakuje z wielkim zaufaniem w ramiona Toma, poza tym w sumie w dwunastym rozdziale dostajemy to, czego szuka przeciętny fan Tokio Hotel na fanfiku. A przecież już wcześniej wyraźnie sugerowałaś, że Jasmine nie może się oprzeć Tomowi i to już w pewnym stopniu nasycało naszą ekscytację. Także potrzymałabym nas dłużej w niepewności albo postawiła na jakieś kłótnie między nimi, niedopasowania. Po prostu teraz położyłaś nam przed nosem wielką różową napisem "SZCZĘŚLIWY OKRES ZWIĄZKU JAS+TOM" i mam wrażenie, że sądzisz, że każdą kłótnią pomiędzy nimi zepsujesz w naszych obraz wizję ich jako dopasowanej pary. Ja mam wręcz wrażenie teraz, że oni się niedługo poduszą w tej swojej toksycznej, słodziutkiej i bez skazy miłości.
W gruncie rzeczy czuję się po tej lekturze, jakbym trafiła na na szybko skrojony tekst. Brakowało mi rozwinięcia wielu wątków, jakiegoś spokoju, nakreślenia większej logiki w zachowaniu bohaterów, dopielęgnowania tego, co wyróżnia Twoje opowiadanie. Jeśli byłabym człowiekiem szukającym opowiadania o członku TH, byłabym wniebowzięta. Ja na to jednak patrzę bardziej pod kątem romansu, nie ukrywam, a w tej kwestii Twój tekst pozostawia sobie wiele do życzenia, jeśli ma na koniec osiągnąć poziom perfekcyjny.
4,5/6

c) opisy i kreacja świata
„Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy po wejściu do sklepu zerknęłam na cenę owej sukienki.” – po pierwsze uderza mnie fakt tego, że wspominasz kilkakrotnie o cenie sukienki, a jej nie podajesz. Jeśli nie chcesz nią zawracać głowy czytelnikowi, nie mów o niej pięćset razy. Poza tym pominięcie jej tutaj wydaje mi się niekorzystne, gdyż w ten sposób możesz wskazać nam „miejsce społeczne” Jasmine. Dowiemy się, jaka cena wydaje się dla niej przystępna dla sukienki.
„Zacisnął mocno szczękę. Coraz bardziej uświadamiał sobie, że czuje do niej coś, czego nie czuł do żadnej innej dziewczyny. Och… teraz to jest oczywiste! Bill miał świętą rację, on po prostu „wpadł po uszy” do tego bagna.” – nie wiem jak to się dzieje, że obok dojrzale napisanych refleksji i przemyśleń bohaterów w Twoim opowiadaniu czasem pojawia się coś takiego, ale stanowczo protestuję. Teraz już się tak nie mówi i, wybacz za uogólnienie, ale też nawet nie myśli, nie w takiej formie gramatycznej. To zionie wypracowaniem z podstawówki, przez co automatycznie nasuwa mi się zabarwienie ironiczne. Przy znaczeniu, jakie ma pełnić to przemyślenia, w takiej konstrukcji brzmi ono nienaturalnie, sztucznie.
Lanie wody: „Zawsze chciałam, aby wreszcie mnie polubił. Żebyśmy po prostu się lubili.” – zdanie drugie ani nie niesie ze sobą żadnych nowych informacji, ani nie pełni sobą funkcji stylistycznej, jest więc całkowicie niepotrzebne i określić je można tylko jednym mianem: lanie wody. Ewentualnie jeszcze: nabijanie słów w rozdziale.
Co to kreacji świata, pojawiają się elementy świata przedstawionego, najwyraźniej zarysowane zostało mieszkanie bliźniaków i praca Jasmine. Jej dom gdzieś tam się w tle majaczy, ale z pewnego powodu rzadko kiedy mamy możliwość skupić się na wnętrzu jej domu. Owszem, pokazują się co chwilę elementy opisu jej saloniku, jednakże wplatasz je w takich momentach, że z upływem czasu ja nic nie pamiętam. Ponadto opisy te nie wypadają najlepiej jakościowo i za nic w świecie nie umiem sobie tego przestrzennie zarysować.
Podoba mi się różnorodność miejsc – a to kawiarenka Mel, a to mieszkanie Jas, a to Davina, a to znów praca Jas, autobus, wnętrze samochodu, droga z domu do pracy, studio bliźniaków, ich dom… To sprawia, że mamy zarysowaną akcję w przestrzeni i wydaje się ona bardziej naturalna. Dodatkowo wzmaga to fakt, że zaznaczyłaś konkretnie miejsce, w którym wszystko się dzieje – Berlin. Gorzej z czasem, gdyż poza datami z góry rozdziału, które pojawiły się mniej niż pięć razy, całkowicie to sobie odpuszczasz. Brakuje mi często zaznaczenia pory roku w sposób bardziej naoczny, to jest stwierdzenia, że drzewa, które zwykle kwitną w lato, już rozwijają swoje pąki z kwiatami, że temperatura jest nie do zniesienia, że słońce zachodzi późno. Nie kojarzę w ogóle takich smaczków w Twoim tekście.
Co do samych opisów miejsc – są przeciętne, ale z tendencją wzrostu ich poziomu. Pracuj nad tym, aby częściej dawać czytelnikowi znać, że Jasmine rzeczywiście jest w jakimś pomieszczeniu. Nie tylko od czasu do czasu zwracaj uwagę na smak, zapach, wygląd ale i też na fakturę czy konsystencję tego, co ma dziewczyna okazję dotykać. Na przykład jeśli w swoim biurze ma skórzany fotel, możesz napomknąć, że przeszedł ją dreszcz, gdy jej rozgrzana letnim słońcem szyja dotknęła zimnej skóry biurowego fotela.
Ostatnio spotkałam się z podziałem opisów na konkretne i abstrakcyjne. Konkretne to te, które powiedzą Ci, że na zewnątrz jest słonecznie, słońce razi w oczy, czuć zapach kwitnących kwiatów polnych, a wiatr lekko rozwiewa włosy, dając ukojenie od gorąca. Natomiast opis abstrakcyjny to ten, gdy cała ta kanonada wynurzeń jest zastąpiona prostym stwierdzeniem: na zewnątrz było ładnie. O ile abstrakcjonizm w sztuce malarskiej jest ciekawy, bo już unaoczniony, to w sztuce pisarskiej średnio – pozostawia zbyt duże pole do wyobrażenia sobie czegoś autorowi. Można to potraktować jako sposób na jakieś awangardowe pisanie, jednakże przy tym opowiadaniu nie polecam stawiać na coś takiego. Dlatego staraj się jeszcze bardziej kierować się ku opisom konkretnym.
Wiesz co jest moim problemem przy Twoich postaciach? I właściwie skoro dla mnie, czytelnika, jest to problem, dla Ciebie automatycznie też on zaczyna się materializować. Nie umiem sobie wyobrazić twarzy Twoich bohaterów. Owszem, wiem, że Jas jest drobna i ma zielone oczy, ale właściwie co poza tym? Jaki ma nos, usta, jaki jest KSZTAŁT tych oczu, jakiego koloru ma cerę, ma dziurki w uszach? Jej czoło jest wysokie czy niskie, ma garb na nosie czy nie, czy gdy się uśmiecha – tworzą jej się dołeczki w policzkach? A brwi? Jakiego są koloru, kształtu? Przy Tomie mam podobny problem, a co jeszcze śmieszniejsze, gdy opisujesz na początku jakiegoś faceta, określając go tylko kolorem oczu, nigdy nie jestem pewna, czy chodzi Ci o Davina czy o Toma. O wyglądzie Mel nie wiem prawie nic.
Najlepiej poradziłaś sobie z opisem – absurdalnie, bo jest postacią dalszoplanową – Josta. Bill też jest niczego sobie, ale tu znowuż częściej zauważałam opisy stricte abstrakcyjne (na przykład określenie jego włosów samym przymiotnikiem: czarne. Ja naprawdę wiele rozumiem, ale w tej kontrowersyjnej grzywie najważniejszą dla Ciebie rzeczą jest jej KOLOR? Ja bym tam chętniej poczytała jakiegoś ciekawego opisu kształtu tych włosów, może wzbogaconego o śmieszne porównania?).
Opisy przeżyć wewnętrznych są często ciekawie wplatane w akcje i można powiedzieć, że to najlepsza część wszystkiego. Ubolewam jednak nad tym, że często zamiast postarać się napisać opis tak, aby był dla nas równie ciekawy co akcja, ty ukracasz nam te opisy przeżyć i wprowadzasz akcję, żeby nie było nam nudno. Przez co tych przemyśleń jest coraz mniej, mniej, a teraz, gdy już Jas uwolniła się częściowo od Davina i wprowadziłaś wątek „akcja – rudy paparazo”, tych jej przemyśleń jest właściwie jak na lekarstwo. Stanowczo mi brakuje refleksji na tematy czysto egzystencjalne, na temat tego, co czuje do Toma, jakichś wspomnień, uczucia niepokoju związanego z tym, że zostali najpierw przyłapani przez paparazzi, a potem ich małe kłamstwo zostało odkryte przez Josta. Wątek Marka pojawił się, dziewczyna okazała zaniepokojenie w pierwszej chwili, a potem zupełnie o tym zapomniała. Hej! Jej związek wisi na krawędzi niebezpieczeństwa, superprofesjonalny paparazzo podejrzanie interesuje się jej życiem osobistym, a ona nie zaprząta sobie tym non stop głowy i zadowala się powierzchownym zapewnieniem swojego serca, że on przecież tylko chciał się umówić?!
Moim ulubionym fragmentem jest: „Zgniótł w dłoni małą karteczkę. Poszła sobie! Nawet go nie obudziła! Zerknął na zniszczony kawałek papieru i wyprostował go. Jeszcze raz przeczytał jej krótkie słowa: „Nie chciałam cię budzić, musiałam wyjść, bo dzwonili z pracy”. Odłożył go szybko na szafkę i przetarł dłonią twarz. Ciągle miał przed oczami jej migoczące oczy, które śniły mu się tej nocy. Na rękach czuł ciepło jej ciała, a w uszach wciąż brzęczały te same słowa. Potrząsnął głową i oparł ją na rękach. „Kocham cię, kocham, cię, kocham cię”. Czy on naprawdę już oszalał? Żeby śniły mu się już nawet wyznania miłosne? Przymknął oczy, a tam znów pojawiły się jej zmysłowe usta, wypowiadające te dwa słowa. Co jest? Ile można myśleć o jednej kobiecie?! Cóż… właśnie przekonywał się o tym, że można w tym tkwić bardzo długo. Teraz już nawet widział ją we śnie, a kiedy chciał ją w końcu z pełną świadomością przytulić, ona się ulotniła. Podniósł się, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Zszedł na dół, gdzie już zastał swojego brata. Wywrócił młynek oczami. Ciekawe jakiego teraz komentarza z jego strony się doczeka.” – zabrzmiał on naturalnie, autentycznie. Poza tym dotknęłaś czegoś głębszego niż „bolały mnie wspomnienia” czy „tak tęskniłam za Davinem”. Tu jego emocje zostały ukazane od podszewki.
Pamiętaj też, żeby różnicować sceny erotyczne, bo popadasz w lekką monotonię przy tym ciągłym oddechu na policzku i ekstatycznych opisach pocałunków/dotyku.
I nie powtarzaj ciągle historii przemiany Jasmine z narwanego paparazzo w kulturalnego fotografa. Powtórzenie tego raz, dwa razy wydało mi się ciekawym zabiegiem, ale ile można? Słyszałam to już chyba z siedem razy.
4/6
d) dialogi
„Jaaasmine!” – jakoś nie widzę przeciągania imienia „Jasmine” na literkę „a”, naturalniej brzmi na „i”.
„Nie chciałam go odrzucać, o nie, jakbym mogła?” – brzmi to nienaturalnie, jakbyś wyjęła to wprost ze średniowiecza. Teoretycznie poprawne, ale kto w dzisiejszych czasach tak mówi? Jedynie w formie sarkazmu.
„Tom, Tom, Tom, ty naprawdę mnie nie rozumiesz! – przeklinałam go w myślach […]” – jeśli miałaś na myśli fakt, że ona jednocześnie mówiła „tom, Tom, Tom…” oraz w myślach wymyślała różne przekleństwa pod jego adresem, zdanie po wypowiedzi powinnaś rozpocząć wielką literą, gdyż nie odnosi się ono do wypowiedzi.
Przekazuj w dialogach więcej charakteru postaci. Z Twoich opisów wywnioskowałam, że Tom jest dość wybuchowy – zaznacz to częściej w dialogach. Doprowadzaj do wybuchów furii. Nie chodzi o to, żebyś od razu przedstawiała nam jakieś patologiczne sceny, ale mógłby coś czasami powiedzieć do Jasmine bardziej podniesionym lub sarkastycznym tonem.
Właściwie brakuje mi rozmów u Ciebie. Odnosiłam momentami wrażenie, że chcesz jak najszybciej przejść do następnej sceny, przez co kilkakrotnie zamiast przystanąć na dłużej i przedstawić nam scenę tak, jak rzeczywiście powinna wyglądać, Ty przelatywałaś do następnej sytuacji, przez co wielokrotnie cierpiały dialogi. I tak przez całe opowiadanie przedstawiłaś nam dwa dialogi, w których Jasmine i Tom rozmawiają o swoich uczuciach (chyba więcej o nich Jas rozmawia z Billem) i ani jednej rozmowy na zasadzie „to mi nie pasuje”. Mam sądzić, że spotkali się i od razu zachowywali się tak jak niektóre małżeństwa po trzydziestoletnim stażu? Rozumieją się bez słów i nie robią niczego, co wzajemnie ich wkurza?
1,5/2
e) styl i klimat
„Mlasnęłam praktycznie bezgłośnie, a do mojej głowy powracały wszystkie wydarzenia z poprzedniego wieczoru i te, które doprowadziły mnie do tego momentu.” – co fakt, to fakt, zabiegi mieszania czasowników niedokonanych z dokonanymi zdarzają się czasem, trzeba mieć jednak niewypowiedziane wyczucie smaku, aby to robić z odpowiednią gracją. Tu mi tego zabrakło. Dlatego apeluję: nie mieszaj czasowników niedokonanych z dokonanymi. Spójrzmy bowiem, jak to tutaj wygląda. Mlasnęła (mlasnęła raz, krótko), a do jej głowy powracały wspomnienia (co się kojarzy z czynnością dłuższą, gdyby powróciły w mgnieniu oka, w trakcie tego mlaśnięcia, ujęłabyś to po prostu: powróciły, a nie powracały). Natomiast konstrukcja zdania sugeruje mi, iż jedna czynność była wykonywana podczas drugiej.
„Nie chciałam być zbyt odwalona, ale pragnęłam też ładnie wyglądać podczas takiej uroczystości.” – odwa… CO?!
„Gdy tylko po podpisaniu umowy z ciotką, wyszłam z jej gabinetu, od razu napotkałam ironiczne spojrzenia moich nowych kolegów i jedno pobłażliwe, należące do Margo Luft.” – są personifikacje ze smakiem i są też takie, którym go brak. Do pewnego stopnia „napotykanie wzroku” może być ciekawym zabiegiem stylistycznym, gdy zaś tworzysz z tego spotkanie Jasmine z kilkoma ironicznymi spojrzeniami i z jednym pobłażliwym, które wygląda bardziej jak biznesowy meeting spojrzeń przy małej czarnej, zastanawiam się, gdzie się podziało Twoje wyczucie, gdy serwowałaś nam to zdanie.
„Wyciągnął w moją stronę rękę.” – wyciągnął rękę w moją stronę.
Hamuj się ze słowami potocznymi, bo realizm realizmem, ale momentami czułam się, jakbym czytała słownik slangu, a nie opowiadanie pisane narracją pierwszoosobową. Rozumiem, że chcesz przekazać nam, że Jas też jest człowiekiem, ale staraj się to ograniczyć do minimum i zastąpić po prostu mało wykwintnymi, a bardziej ludzkimi zwrotami. Ponadto staraj się nie rzucać na prawo i lewo pustymi przymiotnikami, np.: „jakiś”. Zrezygnowałabym również z konstrukcji zdania „Bla bla bla, czy jak?”, gdyż jest to konstrukcja stricte używana w języku potocznym.
Zdarzyło Ci się parokrotnie zgubić poprawny szyk w zdaniu.
No i co jest Twoim największym problemem, wyczucie sytuacji. Twoje opowiadanie jest dość proste. Nie, nie prostackie, ale z racji na to, że to coś na kształt pamiętnika, stylizujesz je na proste, bo pisane w formie luźnych przemyśleń pierwszoosobowych. A czasami wypluwasz z siebie jakieś pseudowzniosłe porównania. Lub choćby używasz zwrotu „kilkukrotnie”, który jest przez wielu językoznawców uważany za wprowadzony jedynie po to, aby zmniejszyć ilość błędów, gdyż ludzie myślą, że jeśli coś brzmi trochę bardziej elokwentnie, od razu jest poprawne. Odradzam Ci tego, nie jest to mile widziany w świecie pisarskim nawyk.
„Prychnął i wyciągnął ciemne pudełko, a ja od razu zorientowałam się, że jest to horror, jeden z tych gatunków filmów, których nie znosiłam! A wiecie dlaczego? Bo serce bije mi przy nich, tak jakby wykonywało ostatnie uderzenia i miało za chwilę stanąć, a widząc efekty pokrojonego ludzkiego ciała, żołądek podchodzi mi do gardła!” – unikaj pisania w takiej formie. Ja zawsze czuję się przy niej traktowana jak idiotka, jak takie malutkie dziecko: Niu-niu-niu, źle zrobiłaś. A wiesz dlaczego, kruszynko? Ojojoj, no bo: bla bla bla bla.
Nie masz problemu z zaburzeniami nastroju. Czasami pojawiają się słowa, które niezbyt pasują, nie psują one jednak atmosfery.
4/5
f) bohaterowie
Zacznijmy od Jasmine i uprośćmy to w sposób jak najbardziej… suchy. Facet z nią zrywa, ona rozpacza. Dostaje nową pracę, poznaje Toma i tutaj mamy pierwsze zachwianie. Z jednej strony fizycznie reaguje na niego jak jakaś podlotka, za to psychicznie ukazujesz ją jako całkowicie niezainteresowaną chłopakiem. Konsternacja numer jeden. Potem zdarza się kilka sytuacji, w których dziewczyna myśli, myśli, myśli o Davinie, aż tu nagle zwraca uwagę na Toma i zapomina o Davinie całkowicie. Generalnie jej przemyślenia są dość logiczne i prawdopodobne z jednym wyjątkiem: za mało tu wspomnień jak na rozpaczanie po byłym.
Potem przechodzimy do spotkania Toma z Jasmine zaraz po wyjściu Davina. Wiesz, nawet mi się to podobało, Twój sposób opisu sytuacji, jej wątpliwości i niechęć co do tego, żeby Tom ją widział w takim stanie. Wyszło realistycznie. Ale wszystko zepsułaś tym intymnym zbliżeniem, tym, że od razu zaczęli się przytulać, a ona wyrzuciła z siebie swoją historię. Zwykłe spotkanie, jak je z początku opisywałaś, przemieniłaś w ckliwą randkę „na przyjaciela”, w której facet udaje pocieszyciela i dostaje buziaczka. Może i Tom w tej sytuacji nie udawał, ale żałuję, że nie pociągnęłaś ich znajomości na razie na bardziej formalnym szczeblu i nie potrzymałaś nas trochę dłużej w niepewności.
Mało prawdopodobnym wydaje się, aby zdradzona kobieta zaraz po zerwaniu była w stanie tak się otworzyć na innego mężczyznę i jeszcze bez żadnych obaw wchodzić w dość intymne relacje z nim. Nie twierdzę, że takie rzeczy się nie zdarzają, ale przedstawiasz charakter Jasmine w taki sposób, że taka rzecz wydaje się dla niej mało realistyczna.
Gdy dziewczyna wraca do Davina, mało mi w tym związku tego zranionego, kobiecego serca. Mało mi poważnych rozmów. Wraca do niego i bez żadnej pogadanki obmacuje się z nim w sypialni. Nie słychać nic o braku zaufania, o niepewności. Nie czuję, żeby to była bolesna rana dla Jasmine.
Po ponownej zdradzie dziewczyna teoretycznie powinna się załamać. Znów zaufała i znów została zdradzona. A ona wskakuje do łóżka z innym facetem, powierzając mu swoje serce. Traktuje go jak przyjaciela, choć znają się stosunkowo krótko. Mimo wszystko od początku między nimi jest dość erotyczna sytuacja i wydaje mi się, że dziewczyna (znając jeszcze skłonności Toma do jednorazowych numerków) dość szybko mu zaufała. To aż nieprawdopodobne. Brakuje mi też opisów jej rozterek z tym związanych. Brakuje mi jej żałoby po poprzednim chłopaku (nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale nie ważne, czy koniec związku - podkreślam, że chodzi mi tu o związek, w którym strona jest zaangażowana uczuciowo - jest szczęśliwy czy nie, nie ważne, czy to my zrywamy, czy z nami ktoś zrywa, każdy człowiek po zakończeniu przechodzi pewien okres w tak zwanej żałoby. Zachowania podobne do żałoby po zmarłym). Twoja bohaterka ma miliard razy większe predyspozycje od przeciętnej osoby do tego, żeby długo i rozpaczliwie przeżywać tę żałobę (dwie zdrady), a ona wręcz odwrotnie, przechodzi do porządku dziennego i bez zbędnych wątpliwości wstępuje w kolejny związek. Poza tym, brakuje mi tutaj rozchwiania emocjonalnego. Bądź co bądź jest teraz w kiepskiej sytuacji.
Kreacja dziewczyny podoba mi się średnio, gdyż moim skromnym zdaniem często zapominasz też o jej uczuciach. Skupiasz się na akcji, zapominając o tym, aby częściej zarzucić nas opisami uczuć czy wspomnieniami.
Kuleje też jej wygląd. Owszem, często mówisz o kasztanowych włosach, o zielonych oczach, o tym, że jest filigranowa, ale nie jestem w stanie wyobrazić sobie jej twarzy. Za nic! Ponadto opisy zaserwowane przez Ciebie są trochę schematyczne, brak im jakiejś głębi, tego „czegoś”.
Postać Melody pod kątem wyglądu mnie załamuje. Nie mam totalnie pojęcia, jak dziewczyna wygląda, w żadnym stopniu nie zapadła mi w pamięć. Za to charakter mniej więcej zarysowałaś dobrze, jak na tych zaledwie parę zdań na jej temat. Chcesz ją zeswatać z Billem? To byłoby takie słodkie i idealne dla jego charakterku. Ale z drugiej strony powstałaby taka niesmaczna orgia "JasTom/MelBill".
Davin jest schematyczny do bólu. Zimny drań, wykorzystuje swoją kobietę, zdradza ją, nie ma do niej szacunku. Trochę, wydaje mi się, przesadziłaś w jego kwestii. Poza tym nie przedstawiłaś miłości Jasmine w ten sposób, aby wiarygodnym było, czemu taka laska zadaje się z takich gnojkiem. I przede wszystkim: czemu do niego wraca.
Lubię zagadkę rudego paparazzo, dzięki licznym opisom nie miałam problemu z jego wyglądem.
Kreacja Billa wygląda również na lekko przerysowaną, nie znam nikogo, kto by tak bezpodstawnie żywił aż tak wielką niechęć do kogoś. Poza tym poznał Jasmine i chyba zobaczył, jaka jest? Ah, a jeśli Bill ma powody, dla których tak się zachowuje, warto by pokusić się o przeznaczenie mu jednego rozdziału i przedstawienie dokładnie jego punktu widzenia.
A teraz mój faworyt, Tom. Szczerze mówiąc cieszę się, że pisałaś o nim, nie o Billu, gdyż nie wiem, czy potrafiłabym czytać o tylu uniesieniach i scenach erotycznych z udziałem faceta, który jest totalnym przeciwieństwem kogoś, kto mógłby mnie kręcić. Szanuję go i podziwiam za jego sposób wyrażania siebie, jednakże jeśli chodzi o sceny łóżkowe, wolę mieć w głowie obraz Toma.
Uwielbiam to, co z nim robisz. Podoba mi się jego charakter w Twoim wykonaniu, jego rozterki. Wydaje mi się, że częściej powinnaś zwracać uwagę na jego przemyślenia dotyczące pogmatwanej sytuacji Jasmine, gdyż jego punkt widzenia jest o niebo ciekawszy. I lepiej Ci wychodzi. Szczególną uwagę zwróciłam na jego reakcję zaraz po seksie z Jasmine (po ich pierwszym razie), która wydała mi się bardzo ludzka. Do gustu przypadły mi też rozmyślania na temat podziałów w zespole. Że George może, a on nie. Wspaniale przedstawione uczucia. Jedyne, czego mi brakuje, to wyraźniejszego zarysowania jego wewnętrznej walki pod tytułem „ja wcale nie jestem zakochany”. Pociągnij temat bardziej, a wiele zyskasz.
5,5/7
g) estetyka i kompozycja
Podział na przyjemne w odbiorze rozdziały (długościowo), akapity z wcięciami akapitowymi (choć te drugie czasami Ci się psuły i przesuwały) oraz piękne justowanie, mmm.
1/1
h) logika tekstu
„Uściskała mnie przyjaźnie, a do moich nozdrzy dotarł mocny zapach całkiem przyjemnej nuty zapachowej.” – dotarł do niej zapach nuty zapachowej?
„- Dziękuję ciociu, za tą pracę – odezwałam się pobłażliwie.” – przecinek przed „ciociu”. Poza tym chyba nie do końca znasz znaczenie słowa „pobłażliwie”, albo przynajmniej nie umiesz go stosować.
„Sfrustrowana rzuciłam nią w poduszkę spoczywającą po drugiej stronie kanapy.” - jaką nią? Pomiędzy tym zdaniem, w którym podmiot jest domyślny a zdaniem, w którym określiłaś podmiot, minęło trochę czasu. Zbyt dużo.
„Nie mam też siły wstać i zmierzyć się z czekającym mnie zadaniem, jakim jest bycie paparazzi, uganianie się za gwiazdami i poddanie się całemu szaleństwu.” – zdecyduj się. Raz piszesz o niej jednej jako „paparazzo”, a raz „paparazzi”. Albo stosuj cały czas „paparazzi”, albo używał „paparazzo”, gdy piszesz o liczbie pojedynczej.
„Może wydać się to dziwne, ale w tych dniach jestem wyjątkowo wrażliwa.” – w jakich dniach?
 „Wbrew moim przypuszczeniom, wcale nie był zły.” – jakim przypuszczeniom? Przecież poprzedzającym te słowa opisem sugerowałaś, że kelner był przystojny, czemu więc mamy przypuszczać, że nagle zbrzydł?
„Kiedy już odrobinę się uspokoiłam popatrzyłam na niego przerażonymi i załzawionymi oczami, nie wiedząc, co powiedzieć.” – taki opis budzi we mnie konsternację. Jasmine była jakąś cnotką i na przez przypadek dwuznaczne propozycje reagowała łzami i strachem w oczach, czy była to reakcja na zakrztuszenie się? Proponowałabym unikać takich sytuacji, bo nie wiem, jak mam to odczytać.
„Nie wiedziałam, co się stało, kiedy zostałam mocno szarpnięta do przodu, przez co potknęłam się o skrawek podwiniętego dywanu i próbując utrzymać się na nogach, jak długa lgnęłam przed nogami jednego z czwórki chłopaków.” – można być szarpniętym od przodu, gdy ktoś przed nami stoi i ciągnie nas w swoją stronę. Gdy ktoś stoi za nami i wykonuje ruch posyłający nas w stronę przeciwną (czyli do przodu z naszej perspektywy) nazywamy to PCHNIĘCIEM.
„Poza tym zawsze zjawiał się w redakcji gościnnie. Był całkowicie i bezsprzecznie rasowym paparazzi. Nawet teraz mogłam dostrzec małą lornetkę wystającą z jego czarnej pakownej torby. Mimo iż swoje zdjęcia sprzedawał różnym czasopismom, właśnie to tutaj upodobał sobie najbardziej. Być może, dlatego, że ciotka zawsze chętnie widziała jego zdjęcia.” – stwierdziłaś, że facet wygląda jak profesjonalista, i że nie pracuje dla jednej gazety. A jako argument, czemu najczęściej podrzucał zdjęcia do ciotki Jasmine, podałaś fakt, że ta chętnie widziała jego zdjęcia. Skoro był takim profesjonalistą, to uważasz, że inne gazety przyjmowały jego fotografie ze zdegustowaniem?
„[…] a zamierzał jeszcze wypytać Billa, o co o niej sądzi.” - ?
„Bywają momenty, kiedy zdajemy sobie sprawę z ryzykowności jakiegoś zadania.” – związek Jasmine i Toma był dla niej ZADANIEM?
„[…] pomyślał o pomyśle […]” – no co Ty nie powiesz?
„W pomieszczeniu pojawił się Bill, który zerknął na nas z nad uniesionej brwi. Dzisiaj wyglądał naprawdę komicznie.” – znad, to po pierwsze. Poza tym miał on oczy NAD brwiami?
„Na piersi wisiała plakietka, a na niej jej imię i nazwisko pracownicy.” – imię i nazwisko WISIAŁO?
1,5/2


Poprawność (2/5)
Interpunkcja:
„Jak krople deszczu po parasolce, troski spływałyby po niewidzialnej powłoce, a ja ukryta w jego ramionach, radziłabym sobie z każdą przeszkodą.” – tu muszę poprosić Cię o większą konsekwencję. „a ja ukryta w jego ramionach radziłabym sobie z każdą przeszkodą” – to część zdania z jednym orzeczeniem. „ukryta” to imiesłów przymiotnikowy, który możemy wydzielić, ale nie musimy. Jeśli uważasz, że „ukryta w jego ramionach” powinno zostać uznane za wtrącenie, które dla estetyki chcesz wydzielić, dobrze, rób to, ale wydzielaj je przecinkiem zarówno z tyłu, JAK I Z PRZODU. Jeśli nie podoba Ci się przecinek z przodu, usuń również ten z tyłu. Amen.
„Z tego co mówisz nie zasługuje na ciebie” – wtrącenia („co mówisz”) wydzielamy z przodu i z tyłu przecinkiem.
„Czy ja do cholery muszę być tak wrażliwa, czy jak to tam nazwać?” – wtrącenia typu przekleństwa również oddzielamy przecinkami z tyłu i z przodu.
„Czekając na gotującą się wodę podparłam brodę splecionymi dłońmi.” – przecinek przed „podparłam”. Oddzielamy część zdania zawierającą imiesłów przysłówkowy od części zdania zawierającej orzeczenie przecinkiem.
„Wsłuchiwałam się w odgłosy, dochodzące mnie zza okna.” – bez przecinka. W przypadku imiesłowów przymiotnikowych, części zdań je zawierające raczej nie oddziela się przecinkiem od części zdania zawierającej orzeczenie z pewnymi wyjątkami. Po więcej w tym temacie zapraszam cię tutaj.
„Swoje ciało wcisnęłam głęboko w kanapę i łapiąc obiema dłońmi kubek wpatrzyłam się w jakiś bezsensowny obraz.” – przecinek przed „i” oraz przed „wpatrzyłam się”. Na ten temat również przeczytasz w przytoczonym powyżej artykule.
„Skrzywiłam się lekko pod wpływem muzyki, dobiegającej z telefonu, która zakłóciła moją ciszę, gdyż telewizor ciągle był wyciszony.” – bez przecinka przed „dobiegającej” (wyjaśnienie w artykule). Powtórzenie: wyciszony, cisza.
 „Mimo, że nastrój miałam pod psem, a moje oczy same się zamykały, to czułam zniecierpliwienie i ciekawość.” – zasada cofania przecinka. Informacje o tym znajdziesz w tym artykule w wyjątkach.
 „I znów, kiedy zostałam sama nie mogłam się go pozbyć.” i „Po tym jak zasnęłam na kanapie mój kark nie czuje się najlepiej.” – oddzielamy orzeczenia przecinkiem.
„Nawet w czasie snu, wyglądam dobrze.” i  „Pod grubą warstwą kołdry, mogłam odciąć się od wszystkich i wszystkiego.” – czasami zupełnie niezrozumiale stawiasz przecinki i nie wiem nawet, co mają one na celu.
 „Z szybkością maszyny na swoim aparacie naciskałam odpowiedni przycisk, a błyski wydobywające się z mojego jak i z aparatów moich ‘kolegów’, uderzały w oczy, powodując miliony jasnych plamek.” – PWN podaje, iż cudzysłów ‘’ powinien być używany w tekstach naukowych jako wyodrębnienie definicji, zaś w tekstach literackich należy stosować cudzysłów „”, zwłaszcza, gdy używamy go do zabarwienia ironicznego wyrazu.

Powtórzenia:
 „Dzisiaj jest ten dzień, w którym okaże się jak szybko potrafię dostosować się do nowych sytuacji. Wnioskując po niedawnych wydarzeniach - nieszybko, jednak nadal na siebie liczę.” – powtórzenie: szybko.
„Przejeżdżając dłońmi po delikatnym materiale, wygładziłam małe fałdki, które na nim powstały. Spojrzałam na siebie krytycznie z każdej strony, po czym uznałam, że nie jest najgorzej. Nałożyłam lekki makijaż. Delikatnie pomalowałam rzęsy i zatrzepotałam nimi dynamicznie.”  - powtórzenie: delikatny.
„Zdenerwowało mnie tylko zachowanie tamtych trzech… zachowali się, jakby zobaczyli napaloną przedstawicielkę płci żeńskiej, która jest jakimś pasożytem, pragnącym ich zgwałcić.” – powtórzenie: zachowanie, zachowali.
„Chyba dobrze, że dzisiaj ubrałam się bardziej wyjściowo. Moja intuicja chyba nieźle funkcjonuje, dzięki czemu nie wkopałam się w kompletny brak stroju, w miejscu, gdzie będzie od cholery gwiazd.” – powtórzenie: chyba.
„Jedna z nich była[…]. Byłam zdziwiona […] w tym pomieszczeniu był przyjemny. […] było tu idealnie.” – powtórzenie: być.
„[…] raz po raz szybkim krokiem przechadzała się samotnie po pomieszczeniu. Po chwili […]” – normalnie może bym się nie czepiała, ale prezentujesz sobą wyższy poziom, także pozwolę sobie na oburzenie tym przebrzydłym brakiem wyczucia: PO raz, PO POmieszczeniu, PO chwili.
„Był to pojedynczy e-mail, a spędzał mu sen z powiek.
David Jost był menadżerem Tokio Hotel. Menadżer to jednak w jego wypadku zbyt mało powiedziane. Był on jednocześnie producentem, opiekunem, wychowawcą i doradcą, a co najważniejsze był ich odkrywcą. Był tym, który wiedział, co zrobić, żeby pomóc ich talentowi i wizerunkowi wybić się. […] Oczywiście sami chłopcy, pomimo młodego wieku, włożyli we wszystko ogrom pracy, bez której taki sukces niebyły możliwy. […] Był jednak z tym pewien problem i coś ich blokowało.” – powtórzenie: być. Plus: nie byłby.
„Mimo wszystkich wyrzeczeń, kłótni i przekleństw nie zmienią faktu, że to on im pomógł i są mu za to wdzięczni. Gdyby to wszystko podsumować, mógłby ujawnić te zdjęcia tak, aby nie wiedzieli, ze zrobił to on. Przeklął w myślach, kiedy zorientował się, że chce, czy nie, jego myśli ukierunkowują się tak, jak życzyłby sobie tego autor e-maila.” – powtórzenie: przeklinać.
„Ale nie mógł przesądzać faktów. Zanim ich o cokolwiek oskarży, sprawdzi ten fakt.” – powtórzenie: fakt.
„Po chwili jego sylwetka ukazała się moim oczom. Jego włosy były dzisiaj […]” – powtórzenie: jego.
„Złapałam za jeden z nich i zamknęłam lodówkę.
 - Wyciągnij dla mnie też. – Usłyszałam za plecami i aż podskoczyłam wystraszona. Byłam zdziwiona, słysząc głos młodszego bliźniaka. Tak jak mówił, tak zrobiłam. Złapałam jeszcze za dwie łyżeczki i z cichym trzaskiem zamknęłam szufladę.” – nie znasz innego zwrotu określającego wyjęcie jogurtu z lodówki? Znasz? Popisz się tym, to idealne do tego miejsce.

Gramatyka:
„Jak na razie prawie nikogo jeszcze nie było, tylko ludzie z ekip telewizyjnych i technicy wędrowali w tą i z powrotem.” – tę i z powrotem.
„Oboje kochali tę pracę, ale obojgu dawała się ona nieźle we znaki.” – „oboje” oznacza, że byli różnej płci. Jesteś pewna…?
„Nie zbyt bardzo za mną przepada.” – zbyt oznacza za dużo, bardzo. W momencie, gdy łączysz „zbyt” oznaczające bardzo z „bardzo, tworzy nam się piękny pleonazm. Błąd ten znalazł się w tekście chyba ponad dwukrotnie.  Ponadto „niezbyt” piszemy łącznie.
„[…] ton pudru, który […]” – analogicznie do: jedna pomarańcza, która, ALE kilogram pomarańczy, który, tak i: puder, który, ALE tona pudru, która.
„Nigdy za bardzo tego nie okazywał, mimo wszystko nie jest głupim chłopakiem, nie traktowałby mnie źle, więc traktował mnie z pewnego rodzaju obojętnością.” – powtórzenie: traktować.
Błędy frazeologiczne:
 „Na nogi nałożyłam buty na niziutkim obcasie, w których czułam się wygodnie[…]” – nie można czuć się wygodnie. Czuje się wygodę albo jest komuś wygodnie.
„Spokojnie ułożyłam się do snu, pod dłonią ściskając puchową poduszkę.” – w dłoni.
 „Później miałam wtopę na after party, gdzie rozwinęłam znajomość z tą właśnie gwiazdką, kosztem tego, że nie mogłam wyciągnąć swojego aparatu, w celu wykonania ciekawych ujęć zgromadzonych tam gości.” – zacznijmy od tego, iż słowo „wtopa” nie zawiera się w słowniku języka polskiego, nawet jako wyraz potoczny. Poza tym polemizowałabym, czy można „wtopę” mieć. Spotkałam się ze zwrotami „zrobić wtopę” oraz „ale wtopa”.
 „czas spędzony w tym pomieszczeniu był przyjemny.” – można przyjemnie spędzać czas, czas nie może być przyjemny.
„Zmierzyłam go od góry do dołu […]” – wyjęła miarkę i zaczęła go mierzyć? Spoglądać na kogoś = mierzyć kogoś wzrokiem, NIE mierzyć po prostu.
„Od razu usłyszał ich radosny dźwięk, obwieszczający kolejnego gościa, który pojawił się wewnątrz kawiarni.” – obwieszczający przyjście.

Literówki i inne błędy w zapisie:
„Stanął obok mnie, opierając się o blat i patrząc jak nakładam mu spora porcję spagettie.” – spaghetti.
„Kto by pomyślał, że taka drobna i dziewczęcą osóbka jest paparazzo?” – dziewczęca.
„[…] chciałbym, żebyśmy żyli w zgodnie, nie spierając się ciągle na temat tego, co jest dla Toma lepsze.” – w zgodzie.

Ortograficzne:
„Zanim ludzie zaczęli przypatrywać mu się z uwagą, usiadł przy podłużnym blacie, obserwując pułki ze szklankami, talerzykami i innymi gadżetami.” – pułki to liczba mnoga od słowa „pułk” oznaczającego „samodzielną jednostkę organizacyjną w różnych rodzajach wojsk, wchodzącą w skład brygady, dywizji”. „Pozioma deska lub płyta umieszczona w szafie lub przytwierdzona do ściany, przeznaczona do układania na niej różnych rzeczy” to „półka”.

Dodatki (4/5)
Muszę krzyknąć stanowcze NIE! zdjęciom bohaterów. Nie, nie i nie, to nie o to chodzi. Ty masz mi ich opisać słowami, a nie wrzucić ich zdjęcia do albumu i jeszcze nie uprzedzić, że znajdują się tam zdjęcia postaci! To już jest szczyt chamstwa! Zepsułaś całą moją wizję stworzoną tymi opisami, które znalazłam w tekście. Odebrałaś mi możliwość spoglądania na bohaterów również przez pryzmat ich charakteru. Jeśli już chcesz się upierać przy tych zdjęciach, może uprzedź o nich, co? Bo link przenosi nas bezpośrednio do stron, gdzie od razu wyskakuje zdjęcie i nie da się zamknąć strony, nie zwracając uwagi na zdjęcie. 
Przyjemny, zwięzły opis siebie. Nie rozumiem jednak, czemu wszyscy tak się ostatnio upierają, żeby rzucić na wstępie czytelnikowi w twarz, czy jest się bardziej humanistą czy umysłem ścisłym, a przynajmniej w tak schematyczny sposób.
O opowiadaniu krótko, zwięźle. Linki uporządkowane, estetyczne.


Dodatkowe punkty od smirka (3/5)
Potrafiłaś wzbudzić we mnie sympatię do opowiadania o Tokio Hotel, zrobić z tego coś więcej niż tylko opowiadanie o przeciętnej dziewczynie wkradającej się do serca sławnego gitarzysty, poza tym polubiłam Twojego Toma i Twoją kreację jego postaci. Przyjemnie mi tu było. No może poza walkami z adresem.

RAZEM uzyskałaś 40 na 55 punktów, co kwalifikuje Cię do oceny dobrej (4)