wtorek, 29 maja 2012

[834] www.musivum.livejournal.com

Wieczorna Lumaris i jej nowe odkrycie: Lord Huron oceniają opowiadanie Musivum.

Pierwsze wrażenie 7/10
Musivum, o ile dobrze pamiętam z lekcji łaciny, to mozaika. Adres jest świetny, łatwy do zapamiętania i, co stwierdzam już po lekturze wszystkich opowiadań, niesamowicie oddaje charakter tego bloga. Zresztą sam pomysł adresu w tym języku był tak sugestywny, że postanowiłam zmienić adres swojego na coś równie łacińskiego. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Na początku nie mogłam jednak trochę ogarnąć, czymże ta szczecińska mozaika humanistyczna ma być, ponieważ podstrona o blogu jest ukryta sprytnie w profilu, który odkryłam dopiero po kilku minutach błądzenia. Szablonem jestem trochę zawiedziona. Zdecydowanie popieram propozycję Hanki, co do Szczecina na stronie głównej. To naprawdę świetny pomysł! I niekoniecznie szkic, może jakieś ładne zdjęcie? Aktualnie wszystko jest tutaj takie monotonne, trochę ponure i po prostu nie pasuje do tych ludzi, do tego barwnego towarzystwa.  Rozumiem, że ten niebieski w tle i czerwony w linkach miały być nawiązaniem do flagi Szczecina? I jeszcze jedna przykra sprawa, jeśli o szablon chodzi – czcionka w tekstach. Myślę, że wystarczy o kilka rozmiarów większa i sprawa stanie się, że tak powiem, bardziej przejrzysta. Mimo wszystko, od pierwszego momentu polubiłam ten blog i jego humanistyczną atmosferę, nawet jeśli zdecydowanie do humanistów nie należę i zazwyczaj omijam takie rzeczy szerokim łukiem.

Treść 29/30

Priamel
Myślę, że bezsensowne będzie ocenianie pomysłu  na fabułę i jej oryginalności, ponieważ przy tak dobrym stylu nie trzeba historii z kosmosu, aby zrobić coś ciekawego. W końcu to historia ludzi, nie ufoludków. Sam pomysł nie jest jakiś niezwykły, układanie książek, spotkanie znajomych. Ale to dobrze. Takie subtelne wprowadzenie w ten świat, bez niepotrzebnego mieszania od początku. Nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim rozpoczęciem. Powiem szczerze, chwilami brakuje mi słów, bo nie wiem, co mogę tu dodać, skoro wszystko tak do siebie pasuje, scala się w jedno. Czuję się trochę nawet jak pasożyt, który bezczelnie wgapia się w tekst, szukając choćby jednej dziurki. Bez skutku. Jestem wprost zachwycona priamelem, jako początkiem czegoś. Szkoda tylko, że to wszystko rozwija się tak późno, że czytelnik dopiero po kilku lub kilkunastu nawet przeczytanych stronach dowiaduje się, o co tak naprawdę chodzi. Ale fakt – warto było czekać. Gratuluję również świetnej kreacji  bohaterów, nawet jeśli niektórzy są trochę przesadzeni i zbyt jednolici. Z nich wszystkich, chyba tylko Olga wydaje się być taka po prostu… Ludzka. Olek – uosobienie dobra, czułości, ideał męskości, troskliwy, wymarzony przyjaciel i umiejący gotować. Jego postać wydaje mi się być bez wad, promieniujący najcudowniejszymi cechami, jakimi tylko można nadziać człowieka. W moim odczuciu, jest to trochę nierealne, nie umiem tego przetrawić. Albo po prostu nigdy takiego Olka nie spotkałam. Liczę na to, że gdzieś w przyszłości pokaże rogi. Z drugiej strony mamy gburowatego Wiktora, czyli wszystkie najgorsze cechy w jednym. Nie wiem, czy to zabieg celowy, czy też nie, ale ogólnie z punktu widzenia czytelnika, wygląda to trochę komicznie. Zresztą, takich par przeciwieństw jest trochę więcej. Weźmy takiego Michała i Sebastiana, chociaż u nich ta granica się trochę zaciera. I Julek – nie potrafię zrozumieć tego człowieka i mam nadzieję na jakiś epizod z nim w roli głównej. A co do Andrzeja, to no cóż. Zawsze musi być jakiś czarny charakter, prawda? Chociaż w sumie, nie mówię, że te przeciwieństwa są złe. Po prostu za mocno rzucają się w oczy czytelnika. A Olusiowi to dorzuciłabym jakąś wadę. Chociaż najmniejszą. Podobają mi się więzi między nimi wszystkimi, nawet jeśli część z nich oparta jest na przeciwieństwach. Ale wiadomo, że najsilniejsze wiązanie między atomami jest wtedy, gdy pierwiastki są skrajnie różne. Trochę niejasny jest na początku dla mnie czas, w którym dzieje się akcja. Nie wiedzieć czemu – wydawało mi się, że wszystko dzieje się na jesień. Może dlatego, że Olga wydaje mi się taka jesienna? No nie wiem. Niemniej jednak, tutaj też nie mam czego zarzucić – potem wszystko się wyjaśnia. Również opisy miejsca są dobre i wyczerpujące. Jest jednak jedna kwestia, która chodzi mi po głowie i nie daje wytchnienia – co widać z okna kuchni Olgi? I w sumie też innych okien. I wiadomo, w jakiej części Szczecina znajduje się jej mieszkanie. W ogóle malutko w Priamelu tego miasta. Zdecydowanie za mało. Jeśli chodzi o dialogi, wydaje mi się, że było ich czasem trochę za dużo. Po pewnym czasie czytelnik gubi się trochę w tych rozważaniach, pomysłach, kłótniach i całej reszcie. Zresztą, odnoszę wrażenie, że to jest trochę zapętlone, np. Olga, która milion razy zastanawia się, czy zabić Olka, Julek docinający Andrzejowi i na odwrót. Może ten zabieg miał na celu jakoś podkreślić te konflikty lub problemy, ale efekt był taki, że zaczęło to trochę denerwować. Zastanawiam się, czy takiego powtarzania nie można zamienić w jedną, ale porządną sytuację z tym związaną. Chociaż z drugiej strony, wielki plus za to, że mimo takiej ilości osób, udało się stworzyć tak spójny tekst z tyloma dialogami. Ciężko mi jest określić poziom wiarygodności tych dialogów. Całkowicie nie znam się na takim humanistycznym środowisku. Aczkolwiek ujęły mnie te rozmowy o książkach, o swoich zainteresowaniach, sytuacjach. Szczególnie zapadła mi w pamięć ta, gdy rozmawiali o zaginaniu rogów w książkach. To było niezwykle sympatyczne, gdy przyznawali się do swoich przewinień wobec czegoś, co kochali. Na brawa zasługuje również ten prosty język, zrozumiały dla każdego. Oby tak dalej!

Bo to Twój dobry kumpel
Na początku chciałabym pochwalić formę narracji. Wszystkie, ale to wszystkie teksty, które czytałam w takiej formie, były irytujące i nudne. A tutaj mamy mistrzostwo. Tak, mistrzostwo, bo nie potrafię znaleźć słów, które określiłby to inaczej. Osoba Pawła jest świetnie pokazana, jego wahania, dojrzewanie do myśli, że jego przyjaciel jest gejem. Wydaje mi się, że Paweł jest takim typowym człowiekiem, pełnym stereotypów. Naprawdę świetna kreacja postaci. Bardzo dobry był również sam pomysł pokazania tego, jako krótkich historii z życia Michała, oglądanych z perspektywy Pawła. Zdecydowanie zwiększa to pole do przemyśleń, do zastanowienia się nad sobą i tym, jak sami zachowalibyśmy się w takiej sytuacji. Niesamowicie mi się to podoba. Postać Michała jest tak subtelnie przedstawiona. On jest taki domowy, taki kochany, a sposób jego pokazania jeszcze potęguje to wrażenie. Bardzo realne było pokazanie jego przemiany na przestrzeni lat, błądzenie (kolejne nietrafione kierunki). Takie to po prostu ludzkie, proste. Powtórzę się, mówiąc o stylu i języku – prosty, przejrzysty i wciągający od pierwszych słów.

Kiedy zapominam, że widzę innego
I znów obalanie stereotypów, tyle że teraz mniej udane. Nadal mam wrażenie, że Lala jest pokazana jako ta gorsza. Nawet jeśli ma swoje zdanie, hobby i tak dalej, to nie sięga do pięt tym humanistom. Trochę to tendencyjne. I co z tego, że ma osobowość – skoro ta osobowość jest gorsza. A w każdym razie jak to tak odbieram, że wszystko, co nie zna łaciny, greki i nie jest Moniką – jest złe. Tak, widzę, że Michał dojrzał swój błąd, że chciał to zmienić. Ale sam przykład Lali jest najwyraźniej zły. Bardzo ciekawy zabieg – pokazanie sytuacji z punktu widzenia i jej, i Michała. I to zróżnicowanie języka, chociaż momentami denerwujące, także wyszło bardzo dobrze. Nie mogę się jednak pozbyć tego wrażenia, że celowo próbujesz trochę ośmieszyć Lalę, żeby pokazać jak kontrastuje z Cudowną Moniką. Nie mogę się do tego przekonać.

W co bawiły się małe dziewczynki?
Bardzo udany eksperyment. Uwielbiam tę formę. Zresztą, sama tematyka jest niesamowicie ciekawa, tyle wspomnień, tyle zabaw. I do tego wszystko to łączy się w całość z obecnymi osobowościami tych kobiet. Na początku trochę nie ogarnęłam tej mnogości imion, które były do siebie podobne, ale to nie przeszkadza w delektowaniu się tymi historiami i powracaniu do własnego dzieciństwa. Właściwie, tutaj nie ma już nic do dodania. Te formy dialogowe są naprawdę świetne i nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. A, oprócz takiego, żeby pojawiały się częściej.

Od strony pierwszej do ostatniej

Strony pierwsze
Bardzo dobrze wyszła Ci sama forma tekstu, jako pewnego momentu z życia Wiktora, przeplatana jego wspomnieniami i przemyśleniami. Świetne była również ta delikatna analiza bohatera, nie takie bezpośrednie wałkowanie człowieka, rozbieranie go na części pierwsze, ale pozwalanie jemu samemu mówić, poznawać. Jeszcze ciekawiej pokazany jest proces zamieniania się w ostrygę. Szczególne wrażenie zrobiły na mnie te przemyślenia o byciu tłumaczem, o tym ukrywaniu się. Zachwyciła mnie pasja Wiktora do tego, co robi. Właściwie cały Wiktor mnie zachwyca. Wykreowałaś naprawdę interesującą postać, z głębokimi przeżyciami. A wszystko to przedstawione tak realistycznie, jakby pisane na podstawie czyichś przeżyć. Podoba mi się też język, nadal jest taki sam, jak w poprzednich tekstach i liczę, że się nie zmieni. Potrafisz świetnie przyciągnąć uwagę czytelnika.

Strony środkowe
Świetny wątek z Aksjanowami (mam nadzieję, że tak się to odmienia). Zbudowałaś coś na rodzaj prawdziwego domu dla naszej ostrygi. Aż sama mam ochotę przypadkiem do nich wpaść, porozmawiać o książce, o wszystkim. Tak bardzo realnie i bez niepotrzebnych emocji jest to pokazane. Cały tekst napisany jest tak plastycznie, tak bardzo uzupełnia ten poprzedni, aż po prostu nie wiem, co dodać. A, opisy miasta! Jestem nimi zachwycona, szczególnie, gdy Wiktor opowiada o Odrze, o jej zmianach. Trochę przypomina mi to moje myśli, gdy siedziałam nad tą rzeką. Prawdopodobnie w podobnym miejscu. Zresztą, wiele jest takich sytuacji, które spokojnie możemy porównać z naszym życiem. Jak widać, nie trzeba wielkich pomysłów, aby napisać coś wielkiego. Zasmuciło mnie jednak to porównanie z odmrażaniem lodówki. Nie było ono złe, wręcz przeciwnie, ale po prostu było takie przejmujące. W sumie, cały tekst był pełen jakiegoś niepokoju, aż brakuje mi jakiejś iskierki nadziei, że Wiktor nie zamknął się w skorupce do końca, że jest jakaś szczelina. I pozostaje mi naturalnie czekać na strony ostatnie.

Włóczykij polski

Czas wielkiej ucieczki
Początek jest niesamowity – taki Muminkowy, spokojny, oddalony. Świetnie przedstawia Michała na tle ludzi, pokazuje jego odmienność i to narastające pragnienie ucieczki. Pragnienie, które jest tak sugestywne, że czytelnik sam ma ochotę wyjść gdzieś, pobiec daleko ze słuchawkami w uszach. Ciekawa teoria z tym osobistym końcem roku. Bardzo melancholijny tekst, pełen autentycznie oddanych emocji – tego chyba jeszcze u Ciebie nie spotkałam, tej melancholii. A w każdym razie nie w takim natężeniu. Te wszystkie przygotowania do ucieczki, rozdawanie książek – to pokazuje nam Michała z zupełnie innej perspektywy. A może nie innej, ale po prostu lepszej, bardziej z dystansu. Bardzo podobał mi się ten cytat o czasie, gdy bohater się budził. Był magiczny. Jak zresztą i cały ten rytuał przygotowania do wyjazdu, pożegnanie, zostawienie Sebastianowi laptopa i telefonu.

Na lądzie, w wodzie i w powietrzu
Określę ten rozdział jako skandynawski. Taki, który kojarzy mi się z mnogością lasów, z lodowatymi strumykami, bliskością przyrody i skandynawskim folkiem. Myślę, że powinnaś któregoś marca wysłać tam Michała, przypadkiem oczywiście. Podoba mi się opis lasu, momentami trochę monotonny, ale bardzo autentyczny i szczegółowy. Pływanie w strumieniu, czyli szczyt marzeń. Swoją drogą, bardzo mnie to męczyło podczas czytania tego fragmentu – czy on nie bał się wszelkiego robactwa, przywr i temu podobnych? Przecież w dzikich jeziorach jest tego okropnie pełno! To samo z piciem wody z takich zbiorników – można się skutecznie nabawić jakiś pasożytów. Ale może panikuję – w końcu przyszła lekarka. Brakuje mi w tym rozdziale jakiejś konkretnej przemiany Michała. Mam wrażenie, że to się trochę zapętla momentami i nic z tego nie wynika. Czekam na jakiś przełom. I naturalnie plus za ten klimat i za muminkowe nawiązania, które zostały zgrabnie wplecione w treść.

Obrazki wiejskie, szkice miejsce
Właściwie to powtórzę się tylko, mówiąc o tym genialnym klimacie, o plastycznym stylu, o idealnie dobranych słowach. O opisach dworców, miast, wsi. O opisach ludzi. O tym realizmie, o oddaniu zachowań ludzkich. To wszystko samo w sobie jest mozaiką, wielką ucieczką od Szczecina, który jednak gdzieś się majaczy w tle. Sytuacja z Andrzejem była naprawdę nieźle rozegrana. Trochę to szok, tutaj lasy, myśli i muzyka – tam Andrzej, Szczecin i oni wszyscy.  Podobały mi się szczególnie te kolejne dworce odwiedzane przez Michała. Opis tych miejsc. Trochę się pogubiłam, kiedy najpierw był w Pile, potem w Poznaniu, a na końcu w Sieradzu.  Szkoda, że nie napisałaś też opisów tych miast, jakiś ich charakterystyk. Poznań w marcu jest taki magiczny! Właściwie cały marzec jest magiczny, co zresztą dobrze oddałaś. A zmiany planów Michała, czy to było podkreślenie jego zmienności takiej, jak przy zmianie kierunków studiów?

Podsumowanie
Jak już wielokrotnie powtarzałam, nie trzeba mieć niewiadomego i oryginalnego pomysłu, aby stworzyć coś interesującego. Wręcz przeciwnie. Udało Ci się, a raczej udaje, z historii ludzi stworzyć coś magicznego. Zresztą, nie mówię, że nie miałaś pomysłu – pomysł był, jest i zapowiada się na to, że będzie nadal. Chodzi mi o to, że nie jest on nieziemski, nie opowiada o historiach, które mało komu się zdarzają. Jeśli chodzi o oryginalność, pierwsza moja myśl była taka, że przecież w tym nie ma nic oryginalnego. Ale zdałam sobie sprawę z tego, że to jest samo w sobie oryginalne tak bardzo, jak oryginalny jest każdy człowiek. W końcu to historia o ludziach, czyż nie? Poza tym w tym wypadku większą rolę gra sposób przedstawienia tego. A jest on płynny, przejrzysty i wciągający. Prawdopodobnie nigdy wcześniej nie miałam okazji spotkać się z twórczością kogoś, kto tak interesująco wszystko opisuje. Przejdę teraz do bohaterów. Póki co, dane mi było poznać głównie męską część, w szczególności Michała. Kobiet jest niewiele, a w każdym razie konkretnych opowiadań tylko o nich. A, oprócz Olgi, no tak. Ale ona przewija się wszędzie i jest chyba najbardziej dopieszczoną bohaterką. Wszystkie jej cechy są konkretnie umotywowane, przez co ona jest bardziej realna. Olek to tylko jej uzupełnienie, zrównoważenie wad – takiemu wrażeniu nie mogę się oprzeć od samego Priamelu. Zaś Wiktor to przeciwieństwo Olka. I tutaj odnoszę kolejne wrażenie, że powstaje taki śmieszny trójkąt. Swoją drogą, nie zapamiętałam momentu, w którym Olga poznała się z Wiktorem, bardzo mnie to ciekawi. Michał jest taki trochę włóczykijowaty. To według mnie najbardziej tajemnicza postać i jak dotąd jego kreacja wydaje się najbardziej pełna sprzeczności. Z jednej strony wesoły mężczyzna, docinający sobie radośnie z Sebastianem, a zaraz cichy i wyciszony. Podoba mi się ukazanie tego konfliktu w nim. Sebastian wydaje się być również takim uzupełnieniem Michała. Liczę na jakąś dłuższą historię z nim. Julek i Andrzej – tutaj nie wiem, co dodać. Co do pierwszego, przydałaby się jego analiza, podobna, jak u Wiktora. Albo chociaż większe umotywowanie jego zachowań. A Andrzej, to po prostu Andrzej. Nie wiedzieć czemu, to chyba najdojrzalsza postać w tych historiach. A w każdym razie takie odczucia mam. Lala, mimo że nie należy do tego ścisłego grona, zasługuje na brawa. A może nie sama ona, ale jej kreacja. Chwilami irytowało mnie to pokazanie jej, jako tej gorszej, odgórnie skazanej na porażkę, bo nie studiuje pedagogiki, filologii klasycznej, nie zna wszystkich deklinacji łacińskich oraz nie jest Moniką. Jej sposób pokazywania uczuć bardzo mi się podobał, był prosty i taki typowy dla konkretnej grupy ludzi. Chociaż wypadający śmieszne, w porównaniu z uczuciami innych. Powiedziałabym nawet, że jej uczucia wydają się być niskie, zaś reszty wysokie. A Andrzeja najwyższe. Bardzo dobrze jest zrealizowana psychologia większości bohaterów. Ich emocje są prawdziwe, nie są nierealnymi i wyolbrzymionymi tworami układu nerwowego. A to się ceni. Brakuje mi jednak w kilku przypadkach dokładnego tła dla ich zachowań, ale wspominałam o tym już wyżej. Co do świata przedstawionego, żałuję tylko, że opisów niektórych miejsc było trochę za mało. Oczywiście nie mówię tu o skupianiu się na nieistotnych rzeczach. Weźmy chociażby ten Szczecin. Skoro to teksty również o nim, dlaczego jest go tak mało? Właściwie tylko w „Stronach” i „Włóczykiju” była go optymalna ilość. A przecież każdy z bohaterów widzi go inaczej. Ciekawa również jestem kobiecego spojrzenia na to miasto. Poza tym, jak już wspominałam, zawsze interesują mnie widoki z okna, co może być w sumie ciekawym urozmaiceniem. W tekstach są też momenty, gdy akcja nie jest umieszczona w konkretnym miejscu, co wprowadza trochę bałaganu. Weźmy chociażby ostatni rozdział „Włóczykija”. Skakanie między dworcami wprowadziło trochę zamieszania. Co do czasu, czasem łapałam się na tym, że mam wrażenie, jakby wszystko działo się kilka lat temu. Nie wiem, skąd się to wzięło. Chociażby w „Bo to twój dobry kumpel” jest trochę zamieszania z tym i w pewnych momentach nie wiadomo, kiedy to się dzieje. Wystarczyło by tylko dodać gdzieś, ile lat ma bohater, chociażby w zwykłej rozmowie.

Na ocenę treści składały się kolejne punkty:
*Fabuła – 4/4
* Bohaterowie – 5/5
* Świat przedstawiony – 4/5
* Dialogi – 3/3
* Kreacja kolejnych wątków – 4/4
* Styl, język i kompozycja – 4/4
* Logika, spójność i wiarygodność – 4/4
* Zaciekawienie 1/1

Poprawność 5/5
Błędy, które znalazłam są naprawdę pojedyncze i nie zasługują na szczególne odejmowanie punktów. Szczególnie przy takiej masie tekstu.

W co się bawiły małe dziewczynki (B):
„No i miesiącu mojego siedzenia u ciotki wszystkie kury przestały się nieść.” – brak „po” po spójniku „i”.

(C)
Rodzice chcieli mi na pocieszenie kupić rybki, ale rybki uważałam za głupie, więc w końcu dostała żółwia. – Brak końcówki w słowie „dostała”.

Od strony pierwszej do ostatniej (C)
Od lat na tym samym stanowisku, zadowolony ze status quo, rozleniwiony, spędzał dużo czasu przed telewizorem i podśmiewał się niekiedy z maki oraz z jej dokształcania. – Brak litery „t” w słowie „maki”.

Dodatki - 4,5/5
Spis treści jest najlepszą rzeczą, jaką można zastosować w tym przypadku. Bardzo spodobał mi się ten pomysł, aż zaadoptowałam go na swój blog. Archiwum i najnowsze są niepotrzebne, zostałabym bardziej przy samych najnowszych. O ile da się tego pozbyć. Przyjaznych trochę nie ogarnęłam i prawdopodobnie nie ogarniam nadal. Spodziewałam się listy linków, a mamy bohaterów filmu. Hm, oryginalne. Co do profilu, to ciężko go profilem określić. Nazwałabym to raczej „O Musivum” czy coś w tym stylu. Taka podchwytliwość dla niezaznajomionych z blogiem. I znalazły się linki do czytanych blogów, o proszę. Trochę dziwna forma z tym profilem, ale uznam to za przypadłość livejournal. I to by było na tyle. Masz również „Inspiracje” niestety mało mi one mówią, chociaż niektóre cytaty przypadły mi do gustu. Zresztą wizualnie wygląda to bardzo dobrze. Swoją drogą, ten kalendarzyk – nie da się z nim nic zrobić? Wydaje się trochę niepotrzebny.

Dodatkowe punkty – 5/5
A proszę bardzo. Za słowną wędrówkę po Szczecinie, do którego mam duży sentyment, za natchnięcie do większej nauki języka łacińskiego, za mile spędzone wieczory w ciągu ostatniego miesiąca i za to, że nawet jeśli ocenianie Musivum nie było łatwe, dużo we mnie rozwinęło.

Łączna ilość punktów: 50,5/55. Ocena celująca i w pełni zasłużona!


Przepraszam bardzo za opóźnienia w tej ocenie, ale w pewnej części nie zależy one ode mnie. A poza tym, szkoda mi było rozstawać się z tym blogiem. 

8 komentarzy:

  1. Niesamowite uczucie, dostać swoją pierwszą ocenę :D To teraz postaram się odpowiedzieć na nią możliwie najlepiej.
    Po pierwsze – dziękuję ogromnie! Warto było poczekać, by przeczytać coś takiego. Na marginesie, byłam pewna, że gdy dostanę ocenę, najpierw zjadę na sam jej koniec, by zobaczyć ostateczny wynik, a tu nie – czytałam grzecznie linijka po linijce. Może dlatego, że punktacja jest na początku, więc od razu wiedziałam, ile dostała fabuła. Sama fabułę zostawię teraz na koniec i odpowiem najpierw na inne punkty.

    Jeśli chodzi o pierwsze wrażenie: fakt, szablon jest… no, jest. Został pobrany z „żurnalowych szablonów” dla darmowy kont – mój wkład to kolory, układ poszczególnych elementów i czcionka (i obrazki użytkownika). O ile wiem, można zrobić na żurnalu własny szablon, ale jak się to robi – przyznam szczerze, nie mam pojęcia. Zgadzam się jednak, przydałoby się tam jakieś zdjęcie miasta – postaram się wprowadzić to w życie. Co do samej czcionki, to przy większej tekst się dziwacznie rozjeżdża – i niekiedy przestaje się mieścić w postach (nie pytaj, sama tego nie rozumiem). Co do kolorów – niebieski kojarzy mi się ze Szczecinem, a czerwony i biały pasowały do niebieskiego, ale o fladze nie pomyślałam :)
    W każdym razie nad tym szablonem muszę pomyśleć. Cieszę się, że mimo wszystko polubiłaś musivową atmosferę.
    Jeśli chodzi o łacinę, to zarażanie ludzi miłością do łaciny zawsze mnie cieszy! No i wspaniale, że adres może się podobać.

    Ad poprawności – aj, przeklęte literówki! To moja zmora – w pewnym momencie przestaję je widzieć. Między innymi dlatego zawsze drukuję dany tekst i na wydruku robię najważniejszą korektę, ale potem i tak gdzieś mi coś umknie. Później co jakiś czas czytam opublikowane już posty i wychwytuję kolejne literówki, jak jednak widać – nie zawsze wyłapie się wszystko, więc dziękuję za wskazanie tych, jeszcze dziś je poprawię.

    Spis treści wydawał mi się wygodny, zwłaszcza w sytuacji żurnalowej, gdy nie zawsze jeden tekst mieści się w jednym poście. Cieszę się, że popierasz pomysł.
    Teraz co do specyfiki układu LiveJournala: strony-podstrony „najnowsze”, „archiwum” i „przyjazne” to rzeczy nadane odgórnie, tego się usunąć nie da. „Najnowsze” to po prostu ta moja główna strona blogu; z archiwum sama nie korzystam, ale wyrzucić go nie mogę; „przyjazne” to nie linki, tylko zaprzyjaźnione żurnale – to działa na takiej zasadzie: masz żurnal, ja go dodaję do moich przyjaznych żurnali, dzięki czemu nie muszę wchodzić na Twój blog, by wiedzieć, czy napisałaś coś nowego – wchodzę na stronę „moje zaprzyjaźnione blogi” i widzę wszystkie nowe posty (powiedzmy, pięćdziesiąt najnowszych, zależy, jak sobie ustawię). To pozwala uniknąć SPAM-u i zwalnia od wysyłania sobie powiadomień, że pojawiło się coś nowego :) (Tak więc bohaterowie filmu, o których piszesz, to pewnie najnowszy post An-Nah, której blog mam zaprzyjaźniony). Co więcej, mogę te cudze posty czytać na własnym szablonie, więc jeśli cudzy mi nie odpowiada – nie muszę się z nim męczyć.
    O zmianie nazwy „profil” rzeczywiście pomyślę; co do linków – kolejna niedogodność żurnala: darmowe konta mogą mieć góra trzydzieści linków w „normalnym” miejscu, czyli obok postów. Na konto płatne nie mam ani chęci, ani pieniędzy – więc obeszłam problem w postaci tej tabelki, która nie ma żadnych ograniczeń. Na dobrą sprawę teraz jest też czytelniej i wygodniej niż wtedy, gdy linki były w dość ciasnej ramce pod „Inspiracjami”.
    Kalendarzyk – owszem, da się go wyrzucić; trzymam go dla własnej wygody, lubię mieć kalendarz przed oczami, ale rzeczywiście zaczynam się zastanawiać nad jego eliminacją. Raz, że i tak nikt się za jego pomocą do postów nie będzie dostawał, dwa, że ma zły układ – od niedzieli do soboty, to mi zaburza odbiór – a trzy, sam sobą niczego w zasadzie nie wnosi. Chyba więc usunę go, gdy tylko zostanę oceniona w pozostałych dwóch miejscach, w których jestem pierwsza w kolejce.
    (Dokończę w następnym komentarzu, bo tu się nie zmieściłam).

    OdpowiedzUsuń
  2. No to teraz do fabuły!
    „Priamel” (choć ta uwaga będzie do wszystkiego): bardziej od tego, co się wydarza, interesuje mnie to, jak się wydarza, stąd też bardziej od starań o oryginalność ciągnie mnie grzebanie się w psychice – do tego lubię codzienność, zwyczajność, realizm, bo zawsze widzę w nich coś nowego, porywającego, niebanalnego. Masz rację – spotkanie grupy znajomych i przyjaciół w celu układania książek nie jest oryginalne, jest zwyczajne – ale w tej zwyczajności można znaleźć świetne rzeczy.
    Z „Priamelem” sprawa wygląda jeszcze tak, że wprawdzie dla całego projektu jest to tekst wprowadzający, bo pierwszy, ale pojawią się (i pojawiły) także teksty umiejscowione wcześniej w czasie; gdyby więc czytać w innej kolejności (gdy już się pojawią odpowiednie teksty), „Priamel” przestanie być wprowadzeniem, stanie się jednym z istotnych punktów.
    Cieszę się ogromnie, że Cię zachwycił!
    Odnośnie bohaterów – to zresztą też uwaga do całości „Musivum” – za każdym razem, gdy ich pokazuję, pokazuję ich z czyjejś perspektywy. W „Priamelu” zatem niektórzy mogli jak najbardziej wydać Ci się jednolici – bo Olga ich tak odbiera. Olek, którego najlepiej zna i kocha, jest dla niej takim właściwie ideałem – i choć Olga zna jego wady (bo Olek jak najbardziej wady ma, oczywiście!), to jednak na te wady patrzy przez palce. Bo to najbliższy przyjaciel, duchowy brat, więc pal diabli wady, te wady też się da kochać. W drugą stronę z Julkiem, który często działa na nerwy – Olga widzi w nim głównie przerośnięte pisarskie ego, ucieleśnienie malkontenctwa i przewrażliwienie na punkcie wzrostu. Mam wrażenie, że tak jest bardzo często – postrzegamy ludzi głównie od którejś strony, na niektóre aspekty jesteśmy zupełnie ślepi, inne dostrzegamy kątem oka.
    W ramach obrony Olka jeszcze – od niektórych czytających mam sygnały, że takiego Olka spotykały. A wady ma i jasne, wady w innych tekstach pokażę. Z ludźmi pokroju Olka bywa tak, że ich zalety stają się w zasadzie ich wadami.
    Co do Andrzeja – ma paskudny charakter, ale wcale nie chcę pokazywać go jako „czarny charakter” :) Z Andrzejem odwrotnie niż z Olkiem – na dzień dobry widać głównie wady.
    Poza tym, jeszcze co do tych wszystkich przeciwieństw – to cały czas jest spojrzenie Olgi, a spojrzenie danej osoby zawsze jest jakoś ograniczone, ukierunkowane. Olga dostrzega wyraźniej na przykład przeciwieństwa – inni bohaterowie będą patrzeć inaczej.
    Z widokami okien masz rację, zresztą w ogóle uwaga, że w pewnych miejscach jest mało Szczecina, jest słuszna – w części tekstów ogląd miasta zawężam czy zubażam ze względu na bohatera. W „Priamelu” Olga jest skupiona na swoim podstawowym celu wakacyjnym: rozpakować wreszcie te przeklęte kartony i mieć książki pod ręką! W „Kumplu” Paweł patrzy na miasto byle jak, okiem kogoś, kto tu od dawna i przestaje widzieć, zresztą Paweł w ogóle patrzy na miasta mało uważnie – to chyba trochę widać po epizodzie w Amsterdamie. Wiktor w Szczecinie odnajduje coś z siebie, Michał Szczecin kocha jak przyjaciela, inni spojrzą jeszcze inaczej. O widokach z okna jednak będę w przyszłości pamiętać, bo warto pokazać, co jest za szybami.
    Trochę się rozjeżdżam na boki, więc jeszcze wracając do „Priamelu” – wydaje mi się, że Twoje zirytowanie docinkami i kłótniami nie jest złe – bo to jest coś denerwującego, te, jak Olga określiła w innym miejscu, siatki wzajemnych sympatii i antypatii, to denerwuje samą Olgę, więc może fakt, że drażni i czytelnika, jest jakimś tego potwierdzeniem?
    Co do samych dialogów – obserwuję to humanistyczne (moje) środowisko od paru lat, od jednej i drugiej strony, i czasami sama się dziwię, jak niesamowicie przeplata się hermetyczny, fachowy język z elementami, które, zdawałoby się, są już zdecydowanie nie na miejscu u ludzi w pewnym wieku, z pewnym wykształceniem, z pewnymi pretensjami.
    Ogromnie dziękuję za pochwałę stylu i języka :D
    (Dalej się nie zmieściłam).

    OdpowiedzUsuń
  3. Ad „Kumpla” – to mogę tylko podziękować za docenienie narracji. Mówiąc szczerze, sama jej nie lubię i do tekstów w drugiej osobie podchodzę zazwyczaj jak do jeża – ale tu inna być nie mogła, po prostu by nie wyszła.

    Przy „Innym” muszę powiedzieć, że nie, za nic nie chciałam pokazać Lali jako gorszej z tego powodu, że nie jest humanistką. Znów – na Lalę patrzy Michał, a z drugiej strony fakt, gdy mówi Lala, ja jestem przekaźnikiem, przekaźnikiem, który za nic nie chciał jej ośmieszyć, ale też tkwi w swoich ograniczeniach widzenia świata i możliwe, że gdzieś nad tymi ograniczeniami nie zapanowałam do tego stopnia, do jakiego chciałam. Nie zamierzałam też kontrastować Lali z Moniką – która wcale nie jest cudowna, po prostu jest Michałowi bardzo bliska, a to znów warunkuje sposób, w jaki Michał widzi Lalę. Problem Michała jest czymś, co stanowi zagrożenie dla wielu środowisk, mam jednak wrażenie, że dla środowiska humanistycznego szczególnie, z różnych względów; to problem, z którym ja jako osoba nazywająca się humanistką zmagam się często, a zarazem widzę, jak zmagają się (lub nie chcą się zmagać) z nim inni. Osobowość Lali nie jest gorsza – jest inna, tak samo jak osobowość Michała jest inna. Michał z pewnych względów ma wygodniejsze warunki, by uznać się za lepszego, ale tego właśnie chce uniknąć. Ja też.

    „Dziewczynki” to była świetna zabawa, cieszę się niesamowicie, że forma czysto dialogowa zdołała się obronić :) Do form dialogowych powrócę jeszcze na pewno, bo oddawanie głosu bohaterom daje ciekawe efekty – no i uwielbiam dialog jako sposób pokazywania postaci.

    „Strony” – bardzo, bardzo, bardzo się cieszę z Twoich wrażeń. Wiktor wykańcza mnie psychicznie przy pisaniu, skoro jednak efekt jest taki, jakiego chciałam – wybaczam mu wykańczanie.
    Przy okazji – pamiętasz, przy „Priamelu” stwierdziłaś, że widzimy gburowatego Wiktora – w „Stronach” poznajesz go od zupełnie innej strony. To właśnie to, co miałam na myśli wcześniej – Olga (i inni) widzą Wiktora (i innych) tylko z jakiejś strony; Wiktor sam siebie tez widzi tylko z jakiejś strony, te różne oglądy się na siebie nakładają i czasem dają coś pełnego, a czasem kompletny paradoks. Bardzo mi zależy na uchwyceniu tego zjawiska.
    Co do Aksjanowów (dobrze odmieniasz), to zawsze zapraszają :D Do rodziny Jurija jeszcze powrócę, słowo. A na „Strony ostatnie” mam nadzieję, że nie będziesz czekać długo.

    „Włóczykij” to jeden z tych (obok „Innego) wyjątkowo osobistych tekstów. Masz rację, tam jest spore stężenie melancholii. Ja uciekam w pisanie i w wyjazdy konferencyjne –Michał w wyjazdy w nieznane.
    Pytanie o robactwo jest tym, które zadałby Sebastian, a Michał właśnie nie ;) Co do przemiany i przełomu – nie, nie taki jest cel marcowych wędrówek. Inna rzecz, że po tej rzeczywiście pewien przełom nastąpi – sygnały są w drugim i trzecim rozdziale, ale to coś, co zdarzy się dopiero między majem a czerwcem, więc w innym tekście.
    Uczuciem pogubienia w tych przeskokach przeskokach dworca na dworzec wydaje mi się właściwe – to tylko momenty, gdy Michał gdzieś wsiada/wysiada na stacji, sam zgubiony kompletnie. I o ile w ciągu roku uważnie ogląda różne miasta, o tyle w marcu właśnie przestaje, dlatego zrezygnowałam z opisywania Poznania czy Piły. W marcu Michał widzi miasta jako pewien powtarzalny konstrukt, od którego ucieka, nie patrzy na duszę każdego z miast. Po marcu się poprawia :) A Poznań – tak, Poznań jest piękny. Poznaniowi poświęcę sporo miejsca, gdy zajmę się studenckim okresem Olgi i Olka.
    Masz rację, coś jest w tej zmianie planów podróży, coś wspólnego ze zmianami studiów: nie czuję tego, nie ciągnie mnie to, nie chcę tego – więc rzucam, odchodzę, rezygnuję. To jeden z niewielu momentów, gdy Michał jest bardzo radykalny.
    (W następnym komentarzu naprawdę już skończę).

    OdpowiedzUsuń
  4. I podsumowanie z mojej strony – po pierwsze, jeszcze raz dziękuję za ocenę, za wczytanie się w tekst, za dostrzeżenie wielu rzeczy. Dziękuję za docenienie lektury. Dziękuję za pochlebne słowa o stylu, języku, o fabule, o bohaterach – a zarazem za zwrócenie uwagi na pewne rzeczy, które wymagają dopracowania lub dopilnowana. Co do braku głębszej analizy części bohaterów – jasne, potrzeba tej analizy i to jest coś, co systematycznie będę robić – w kolejnych tekstach, szczególnie w tych, które będą pisane z punktu widzenia danej postaci. Swoisty haczyk „Musivum” to właśnie ta fragmentaryczność i brak jednolitej, jasnej chronologii, ale w moim odczuciu Ty jako czytelniczka naprawdę sobie z tym haczykiem poradziłaś.
    Cieszy mnie jeszcze jedna rzecz – po Twojej ocenie widzę, że dostrzegasz orientację seksualną bohaterów i to, że ma ona jakiś wpływ na ich życie, ale nie staje się jedynym elementem, który to życie warunkuje. Cieszę się z tego, bo nie uważam, by człowieka tworzyła tylko jego orientacja seksualna, tak samo jak nie tworzą go tylko jego studia, praca, związek czy wyznanie – na człowieka składa się cala masa rozmaitych rzeczy. I Ty te rzeczy w tekstach dostrzegłaś.
    Na podstawie oceny widzę, że nie czytałaś ekskursów – więc w wolnej chwili zapraszam. Pewne zamieszczone tam drobiazgi z życia poszczególnych bohaterów tez powinny rzucić na nich światło.
    Powody, dla których dostałam dodatkowe punkty, to dla mnie jeszcze jedna radość – bo Szczecin jest wart sentymentu, a łacina nauki (i miłości), natomiast uprzyjemnienie wieczorów to moja osobista satysfakcja. Jeżeli „Musivum” coś w Tobie rozwinęło i żal ci opuszczać blog – to wspaniale. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się skusisz i w wolnej chwili zajrzysz na żurnal, żeby sprawdzić, co słychać u szczecińskiej gromady :)
    (Odpowiedź na ocenę wyszła mi strasznie długa, mam nadzieję, że to nie jest źle widziane. Ja się ciągle rozgaduję).
    Jeszcze raz – ogromnie dziękuję za tak uważne czytanie i za tak dobrą ocenę!

    Pozdrawiam

    Ome

    OdpowiedzUsuń
  5. Ojej, to chyba najdłuższa odpowiedz na ocenę jaką kiedykolwiek dostałam i bardzo za nią dziękuję.
    No tak, wiedziałam, że nie ogarnęłam dodatków, dlatego nie chciałam za nie odejmować punktów. Faktycznie, teraz widzę, że to z profilem jest chyba lepszym rozwiązaniem, niż stosy podstron.
    Faktycznie, jakoś nie wychwyciłam tego patrzenia z czyjegoś punktu widzenia. A w każdym razie, nie świadomie. Może to po prostu wina przyzwyczajenia do narracji typowo trzecio osobowej, no nie wiem. Mam nadzieję, że nie zawiodłam bardzo w ocenie, jeśli o to chodzi.
    Jeśli chodzi o Andrzeja, to nie chodziło mi o taki typowy czarny charakter, ale takie indywiduum, które potrafi jednym słowem zepsuć atmosferę. Ale to w sumie dobrze, że znalazł się i taki. Chociażby aby zrównoważyć to męskie wesołe towarzystwo.
    W sumie fakt, nie da się w każdym tekście wrzucić nie wiadomo ile opisów miasta. Chociaż to też bardzo ciekawe, jak oni wszyscy postrzegają to miasto. Teraz naszła mnie taka myśl, co do „W co bawiły się małe dziewczynki”. Część z nich dorastała w Szczecinie – więc jaki ten Szczecin ich dzieciństwa był i czym różnił się od tego obecnego, jak te zmiany na nie wpłynęły.
    Faktycznie, dialogi mają w sobie coś i z tego, i z tego. Język, którym swobodnie posługują się moi rówieśnicy – licealiści i ten fachowy, bardziej profesjonalny. Widać to szczególnie było w „Priamelu”, gdy z jednej strony rozprawiali o literaturze, aby za chwilę docinać sobie potocznym językiem. Ale w sumie to ciekawe, tak podglądać sobie z boku tych ludzi.
    W „Kumplu” narracja była naprawdę świetna! Może warto się z nią pogodzić, skoro tak dobrze wychodzi?
    No nie wiem, nadal nie mogę się pozbyć tego wrażenia. Może dlatego, że sama normalnie uważałabym się za kogoś lepszego od niej, bo nie zna cyklu życiowego paproci różnozarodnikowej, ani morfologii tasiemca karłowatego. I trochę to, w jaki sposób został opisany punkt jej widzenia. Tak po prostu komicznie, momentami wyśmiewająco. Albo mi się zdaje? No nie wiem, przyjrzę się jeszcze raz temu tekstowi w najbliższym czasie. Ale nie, to zdecydowanie nie jest problem tylko humanistów. Umysły ścisłe również z tym walczą. Albo może nie walczą, bo po prostu się nad tym nie zastanawiają ;))
    Również mam nadzieję, że nie będę długo czekać na strony ostatnie. Jestem bardzo ciekawa zakończenia i ogólnie „Stron” jako całości.
    Może trochę źle zrozumiałam intencje Michała we „Włóczykiju”. Albo za bardzo chciałam jakiejś większej akcji, no nie wiem. O, tego oczyszczenia po marcu, kroków, którymi do tego dochodzi. Ale tak, teraz mi się to rozjaśniło.
    Podziwiam Michała za te zmiany. I chyba dlatego tak bardzo lubię teksty z nim, żeby w pewien sposób się na nim wzorować. Chociaż może rozdawanie swojego księgozbioru, będzie dla mnie zbyt bolesne ;)
    Cieszę się, że poradziłam sobie z tym haczykiem. Miałam pewne obawy, czy uda mi się temu podołać.
    Oczywiście, że dostrzegam ich orientację, jednak to dla mnie rzecz po prostu naturalna, więc uznałam, że nie ma tu za dużo do komentowania. W końcu to wszystko składa się na człowieka, a nie chcę go dzielić na jakieś fragmenty, o wiele lepiej postrzegać jako całość. Oczywiście, na początku był to dla mnie trochę szok, chociaż trwał naprawdę krótko. Szczególnie, gdy kobiety tak otwarcie mówiły o swojej orientacji, nie jestem do tego przyzwyczajona. Ale to dobrze, poszerzyło to zdecydowanie moje horyzonty.
    Ekskursy czytałam, tylko właściwie sama nie wiem, czemu nie dorzuciłam ich oceny. Jeśli chcesz, mogę ją dopisać w wolnym czasie i dać Ci znać o tym. Dla mnie to czysta przyjemność ;)
    Zaglądać na musivum będę często, jak tylko pojawi się coś nowego. Bardzo polubiłam bohaterów, klimat i właściwie wszystko, co się na tę mozaikę składa.
    A ja dziękuję za tę odpowiedz i docenienie mojej pracy. To daje mi dużą satysfakcję, że chociaż w jakiejś części komuś pomogłam.
    Pozdrawiam
    Lum

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozgadałam się, lubię tak pogadać o tekście :)
    Ja się oceną nie czuję zawiedziona, wręcz przeciwnie! Co do Andrzeja, o tak - skutecznie umie popsuć atmosferę, gdy chce. A z reguły niestety chce.
    Zmiany i wpływy Szczecina na bohaterki i bohaterów na pewno podejmę; w "Dziewczynkach" akurat Agacie udało się przypilnować koleżanek, aby rozmowa trzymała się głównie wspomnień zabaw z dzieciństwa.
    Z narracją w drugiej osobie chyba rzeczywiście się jakoś pogodzę - zwłaszcza że jeden czy dwa teksty planowane też wydają się o nią prosić.

    Przy Lali starałam się oddać jej punkt widzenia możliwie... nie powiem "obiektywnie", bo w obiektywizm nie wierzę, ale możliwie uczciwie względem samej Lali. Lala jest osobą, która może chwilami niektórych bawić - ale to też jest tak czasami, że czyjaś prostoduszność, łagodność i pewnego rodzaju życiowa naiwność wywołują rozbawienie. W Andrzeju takie rozbawienie wywołują niemal wszyscy wokół ;)
    Dobrze wiedzieć, że problem nie leży tylko w humanistach - szkoda natomiast, że wszyscy musimy się z nim zmagać. Też mam nadal napady takiego odruchowego ustawiania siebie w pozycji "lepsza - bo...", tylko teraz staram się być tego odruchu świadoma i go stopować, rozkładać na czynniki pierwsze, neutralizować. Na ile mi się to udaje i na ile powinno mi się to udawać - nie wiem.

    Michał jako wzór - to brzmi pozytywnie :) Ale rozdawania księgozbioru nie polecam, to ze strony Michała czysta profanacja!

    Gdy pisałam o orientacji, chodziło mi o jeszcze jedną rzecz - otóż do szału mnie doprowadza stawianie znaku równości między wątkami czy tematyką homoseksualną a yaoi. Gdy w moim tekście pojawia się gej/lesbijka/osoba biseksualna, a czytelnik krzyczy: "o, yaoi/yuri!", to mi ciśnienie skacze. To "o, yaoi!" prowadzi zwykle do zauważania tylko faktu, że bohater/-ka woli swoją płeć, i nagle okazuje się, że poza orientacją nic człowieka nie tworzy. A ja, podobnie jak Ty - wolę postrzegać człowieka jako całość, przy świadomości istnienia poszczególnych odrębnych elementów. Co do otwartego mówienia o swojej orientacji - tu jeszcze dochodzi kwestia towarzystwa. Nie przy każdym się mówi otwarcie, nie przy każdym się mówi w ogóle. W tej akurat grupie, która zasiadła wokół empetrójki Agaty, otwarte mówienie "jestem homo/bi/hetero" jest możliwe.

    Jestem bardzo ciekawa Twoich wrażeń po ekskursach, więc gdybyś dała radę w wolnej chwili coś o nich dorzucić, to będę bardzo wdzięczna :)
    Cieszę się ogromnie, że będziesz zaglądać na żurnal - przepraszam, cieszymy się wszyscy, gromadnie, mozaikowo i szczecińsko. Zapraszam - i jeszcze raz dziękuję za ocenę, którą doceniam i jeszcze wiele razy sobie przeczytam.

    Miłego popołudnia!

    Ome

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow, dobra ocena :) Aż mam ochotę zgłosić swój tekst do lumaris... gdyby oczywiście zgodziła się w drodze wyjątku ocenić fantasy...

    A Lala... kurcze, mnie się Lala wydawała taką fajną, sympatyczną osobą, wcale nie kimś gorszym czy skazanym na porażkę. I w sumie byłam jedną z osób, przez które Ome postanowiła tę postać rozwinąć...

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo dobra ocena :) Jako wiernego czytelnika Musivum bardzo mnie cieszy taki wynik. Serdeczne DZIĘKUJĘ dla Oceniającej!

    OdpowiedzUsuń