wtorek, 18 czerwca 2013

[909] www.czwarte-insygnium.blogspot.com

Magda ocenia opowiadanie: czwarte-insygnium




Pierwsze wrażenie i dodatki - 15/15
Kocham pieska na Twoim szablonie, napisy na nagłówku i belce bawią mnie za każdym razem tak samo, czcionka jest czytelna, kolory nie rażą po oczach, a w kwestii dodatków postawiłaś na fukncjonalny minimalizm. Nie będę więcej pisać, bo po prostu jest doskonale i nieskończenie sympatycznie.

Treść - 38/40
Fabuła, pomysł, oryginalność - 8/8
Fabuła wciągnęła mnie od początku i skończyłam czytać o wiele szybciej niżbym sobie życzyła. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z pomysłem polskiej szkoły magii, więcej, nigdy jeszcze nic takiego nie przyszło mi do głowy. Także wielki plus za pomysł i za oryginalność.
Już pierwsza scena z udziałem Dziadka Paulusa wprawiła mnie w świetny humor. Z miejsca polubiłam Twoich bohaterów. A z Dziadkiem Paulusem momentalnie poczułam swego rodzaju więź, gdy przeczytałam nazwisko Niko (Suutari-Jääskö - jak to się w ogóle wymawia...?). I współczuję Feliksowi parskania mlekiem przez nos, paskudne uczucie, za to diagnozy Ignacego i Niko sugerują, że minęli się z powołaniem i powinni zostać psychiatrami, czy kimś takim.
Twoje opisy lekcji za każdym razem grożą mi uduszeniem, jako że mam zwyczaj zawsze coś spożywać przy komputerze, a jak czytam o Feliksie, nie mogę się nie śmiać.
Akcja rozwija się w odpowiednim tempie - ani zbyt szybko, ani zbyt wolno. Stopniowo wprowadzasz czytelnika w szkolną rzeczywistość Łukowca, sielankową i radosną, by niespodziewanie wplątać bohaterów w jakieś bardzo tajemnicze bagienko. I ja to lubię, takie bagienka są wciągające.
Mamy zatem antagonistę głównych bohaterów - Sobonia, który wcale a wcale nie przypomina Malfoya. Ale o tym za chwilę. Soboń dostaje w nos od Twardowskiego, za co Twardowskiemu należą się brawa, później robi masę złego wrażenia. Coby podobieństw do Malfoya było więcej, Irek knuje po podziemiach, a Feliks go śledzi. A śledzi go tak nieudolnie, że naprawdę nie wierzę, że dało się go nie nakryć. Nad tą sceną jeszcze bym pomyślała.
Ubawiłam się za to, czytając o pobudce, jaką zgotował Feliks przyjaciołom. Zresztą siedząca w kuchni Idalia na diecie też była zabawna. I odpowiedzi Feliksa na klasówce z magizoologii. Masz genialne poczucie humoru (względnie po prostu jest ono kompatybilne z moim, ale to w tej chwili na jedno wychodzi), które sprawia, że czyta się szybko i niemal cały czas z uśmiechem. Piszesz też fantastyczne dialogi, wypowiedzi idealnie pasują do bohaterów.
Dziennik Feliksa ponownie zagroził mi śmiercią poprzez uduszenie kawą, zwłaszcza rysunek i te dwa zdania pod nim. A rozmowy Feliksa z rodzeństwem są bardzo ładne i realistyczne, co stwierdzam, posiadając brata. Moje wątpliwości wzbudziła jednak scena, w której Feliks używa magii w domu. W Polsce nie ma takiego zakazu jak w Anglii? Jakoś trudno mi w to uwierzyć.
Rozmowa wujka z Papą Wołoszynem pod tytułem “a gdzie po tym pracę znaleźć?” jest na wskroś przesiąknięta polską mentalnością. Taak, typowo polska rodzina i typowo polskie rozmówki przy obiedzie. Brawo, to właśnie ten klimat.
O, znalazłam wreszcie rzecz, która mi się nie podoba. Wreszcie, bo już się bałam, że nie będę miała na co marudzić. Nie podoba mi się scena z Zośką. Jest jakaś taka wymuszona i nie pasuje do reszty opowiadania ani trochę. Pseudozłośliwe wypowiedzi Zośki są sztuczne i wcale nie są zabawne, sprawiają wrażenie, jakbyś nie bardzo miała pomysł i pisała na siłę. Poza tym nie widzę sensu wprowadzania postaci Zośki, skoro jest tak bardzo epizodyczna i zaraz znika. Chyba, że masz co do niej jakieś plany na później, ale tego nie mogę wiedzieć. W każdym razie kłótnia Feliksa z Zośką nie bawi, a pozostawia rozczarowanie, bo poziom w tym fragmencie drastycznie spada. Poza tym nie rozumiem, dlaczego Zośka miałaby zostać obdarowana przez Mamę Wołoszyn kluczem od domu.
Jak to jest w końcu z Niko? Chwilę temu nie mógł nawet postać w progu, bo ojciec mu nie pozwalał, a teraz łazi sobie swodobnie po wiosce? Jakaś nielogiczność Ci się wkradła albo to ja czegoś nie ogarnęłam.
Niespecjalnie przypadła mi do gustu Twoja wersja baśni o Insygniach, ale może to przez kulejącą stylistykę. Początek jest dobry - nie doskonały, ale dobry - język próbowałaś dostosować do treści i formy baśni. Ale im dalej tym gorzej i końcówka przypomina mi niemal zwykłą notatkę ze współczesnego zeszytu uczniowskiego. Sugeruję ujednolicenie baśni pod względem stylistycznym, bo w obecnej formie naprawdę nie wygląda to dobrze. Dobrze by było również nieco ją wydłużyć, chociaż trochę opisując losy braci. W obecnej postaci przypomina bardziej streszczenie niż baśń. Proponuję przeredagowanie całości, sądzę, że stać Cię na więcej.
Po przeczytaniu rozmowy Feliksa z księdzem (przezabawnej, swoją drogą) przekonałam się do Twojego pomysłu. Początkowo sceptycznie patrzyłam na tak niekanoniczną wersję baśni, jednak to, że baśń istniała wcześniej i dopiero po potopie została zmodyfikowana trafiło do mnie (w sumie lepsza magiczna ostrzałka do mieczy niż Matka Boska nad Jasną Górą, to pewne). Flakonik nie jest zatem kolejnym Insygnium, ale zwykłym artefaktem, który właściwie przypadkiem wplątał się w opowieść o braciach. Dobrze, kupuję.
A tak nawiasem mówiąc, może Karol Gustaw ujeżdżający smoka, co momentalnie pojawiło mi się przed oczami, nie jest najrozsądniejszym pomysłem, ale z całą pewnością komicznym.
Ogólnie pomysł, że historia Polski jest nierozerwalnie związana z historią magii, jest bardzo ciekawy i w sumie mogłabyś pokusić się o rozwinięcie tego zagadnienia. Mam na myśli to, że mogłabyś podać inne przykłady, nie tylko potop szwedzki, po prostu jako ciekawostkę.
Ciekawy jest pomysł z ubożętami. Ładnie wplotłaś nasze rodzime mityczne stworki, ich historia jest naprawdę przekonująca. I postać Chrątaja jest świetna, miałam wizję Feliksa na leżance i Chrątaja z notatnikiem na podkładce, gdy Feliks wylewał w kuchni swoje żale.
Mam mieszane uczucia względem spotkania Niko z jednorożcem. Jasne, wiem, że w lasach koło Hogwartu również występowały jednorożce, więc natknięcie się na jednego z nich teoretycznie jest możliwe, niemniej wydaje mi się dość naiwne. Czy to musi być akurat jednorożec? Nie wydaje mi się, by były to specjalnie towarzyskie stworzenia albo takie, które nic tylko ratują małych chłopców po lasach.
Feliks i Ignacy łamali sobie głowę i wyspacerowali po podłodze w opuszczonym domu pewnie z kilometr, by dowiedzieć się, że ślady zostawił Niko - to mnie rozwaliło.     
Ogólnie fabuła jest wciągająca, wygląda na przemyślaną i zmierzającą w określonym kierunku. A do tego jest zabawnie i klimatycznie. Czego chcieć więcej?

Bohaterowie - 8/8
Uwielbiam Twoich bohaterów. Wszystkich (no dobrze, prawie wszystkich). I nie mam właściwie żadnych uwag odnośnie ich kreacji.  
Najbardziej, rzecz, jasna, uwielbiam Feliksa. Jest chaotyczny, nieogarnięty, bezczelny i z poczuciem humoru, które przemawia do mnie jak nic innego. Ciekawa, barwna, żywa postać, którą z miejsca polubiłam. I bardzo chętnie wrócę do Ciebie, by poczytać, co wymyśli dalej.
Równie wielką sympatię zdobyli sobie u mnie Ignacy i Niko. Ignaś to jest taki silny, stanowczy facet i uwielbiam go od samego początku, odkąd przyłożył Feliksowi zeszytem, ale nie wiem, co mnie tak w tej scenie urzekło, więc nie pytaj. Złapał u mnie tylko jednego minusa, za to zauroczenie Druellą. Ale rozumiem, że masz jakieś dalsze plany odnośnie tego wątku.  
No i Niko. Małomówny, skryty Fin o dziwacznym nazwisku. Mam wrażenie, że on jest z takich, co przyciągają kłopoty jeszcze bardziej niż Feliks, zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń i jego rewelacji o wampirze. Szkoda tylko, że nie napisałaś więcej o jego rodzinie, zwłaszcza o matce.
Nauczyciele, którzy przewinęli się przez tekst, również wzbudzili we mnie zdecydowanie pozytywne odczucia. Dziadek Paulus z jego prostym kodeksem moralnym, Idalia na diecie ze stadkiem kotów (zwłaszcza ona, jest świetna), Jerzy knujący na boku, astronom Gombrowicz (Gombrowicz, ha!).
O, mamy też nowego dyrektora, Angola, Ryśka Rosiera. Mam jakiś niedosyt w związku z nim. Zresztą, pewnie taki sam niedosyt odczuwali uczniowie Łukowca. Najpierw takie stężenie tajemniczości wokół jego przybycia, a później się okazuje, że to zwykły facet, który w dodatku przewija się gdzieś w tle, a czas antenowy dostaje tylko od święta. Mam jednak wrażenie, że w daleszej części jeszcze Rysiek namiesza. Mylę się?
Jest również przeurocza córeczka pana dyrektora, zarozumiała arystokratka, która nie wie, jak się trzyma aparat. Irytowała mnie, gdy tylko się pojawiała i stanowczo jej nie lubię, ale ma charakter i jest dobrze wykreowana.
Kto tam jeszcze... Ach, tak, Soboń. Widzisz, prawie o nim zapomniałam. Jest jakiś taki wyblakły, to w sumie jedyna postać, do której mam pewne zastrzeżenia. On jest taki... nijaki. Jasne, coś tam knuje, łazi po opuszczonych chatach i w ogóle wygląda podejrzanie i nikt go nie lubi, ale we mnie nie wzbudził właściwie żadnych emocji. Mało przemawia do wyobraźni, mogłabyś go jeszcze trochę podkolorować, by bardziej oddziaływał na czytelnika. Poza tym strasznie kojarzy mi się z Malfoyem przez to swoje tchórzostwo, mazgajenie się, gdy Ignaś go uderzył i skradanie się po lochach.
Jeśli mi umknęło i o kimś nie wspomniałam (na Zośkę narzekałam już wcześniej, więc się nie liczy, nie chcę się powtarzać), to najpewniej znaczy, że nie ma na co narzekać.

Styl, język - 8/8
Tak, tak, znowu maksymalna liczba punktów. Przede wszystkim za wyśmienity humor i niebanalne sformułowania. Czyta się wyjątkowo lekko i bardzo, bardzo przyjemnie. Także tę ósemkę wpisuję z czymstym sumieniem.
A skoro jest tu też “język” w tym podpunkcie - dobrze by było wyjaśniać te fińskie kwestie Niko, francuskie Cath i niemieckie Gerharda, bo ja umiem tylko po angielsku i trochę po rosyjsku, innych ni w ząb, i nie rozumiałam, o czym mówią.

Opisy, kreacja świata przedstawionego - 6/8
Łatwo dostrzec wiele elementów wspólnych z Hogwartem: jest stary dyrektor, surowa wicedyrektorka, dziwaczna nauczycielka wróżbiarstwa, niesamowite sklepienie jadalni. Swoją drogą, owo sklepienie to jedyna rzecz, którą tak naprawdę opisałaś, nie wiem nawet, jak ustawione są stoły.  Nie wiem, jak wygląda pokój chłopaków w akademiku. Jak wyglądają klasy. To wielka szkoda, dobrze by było, gdybyś dodała trochę opisów.
Pomijając to, świat przedstawiony jest bardzo ładnie, starannie wykreowany i przemyślany.

Logika, spójność - 8/8  
Tu nie mam nic do zarzucenia, tekst jest logiczny i spójny.

Poprawność - 5/5
Tekst jest poprawny, wyłapałam jednak nieco potknięć.

Rodział 2
należał do tej części społeczeństwa, którą się po prostu unikało - której.
zdążył zasięgnąć większym informacji - więcej.
dziesiątki ptaków załopotały skrzydłami i wyciągnęły szyję - wspólną szyję miały?

Rozdział 3
Zdaje sobie sprawę z faktu, że wczorajsze wydarzenia wzbudziło zainteresowanie i emocje - “zdaję”, poza tym “wydarzenia wzbudziły”.
pociągnął dwójkę swoim przyjaciół - swoich.

Rozdział 6
tylko dzięki jemu - niemu.

Rozdział 7
a nie było innego sposoby jak ją uzyskać - sposobu.

Dodatkowe punkty od Magdy
(+1) za mięśniosceptycznych chłopców.
(+1) za “Księęędzu, ksiądz wyjdzie”.
(+3) za całą resztę, szczególnie za Feliksa. I za pieska w szablonie.  
Szkoda, mam do dyspozycji za mało punktów, żeby nagrodzić wszystko, co szczególnie mnie urzekło.   

Łącznie punktów jest 63, co daje ocenę celującą. Zresztą od początku czułam, że tak będzie.

Ha, zajęłam sobie numerek 909, od dawna mi się marzył. 

 
LUDU, DO PRACY!

2 komentarze:

  1. Komentarz na "Szlafroku" pisałam ponad godzinę, więc przepraszam, tutaj postaram się być trochę bardziej konkretną, zanim się okaże, że cały dzień spędziłam na komentowaniu. XD
    To tak - Feliks został przyłapany! Mówił o tym Soboń w rozmowie z Niko, ale wyraźniejsze konsekwencje tej nieudanej akcji szpiegowskiej dopadną Wołoszyna dopiero w następnym rozdziale.
    Soboń przypomina Malfoya, ale chyba tylko dlatego, że jest przedstawiony z punktu widzenia głównej trójki, a ludzi, których bardzo-bardzo nie lubimy zazwyczaj widzimy w ten sam sposób. W Harry'm Potterze prawie wszyscy Ślizgoni dla Świętej Trójcy byli tacy sami - wredni, zarozumiali, bezduszni i tak dalej. Oni sami we własnym gronie się rozróżniali, ale dla całej reszty zlewali się w złośliwą masę. Na pełny obraz Izydora trzeba będzie trochę poczekać, bo póki co nie ma miejsca na wgłębianie się w jego psychikę.
    Niestety, ja stylizować za bardzo nie umiem, bo tego nigdy nie ćwiczyłam. XD Nie chciałam też za bardzo rozwlekać się z tą baśnią, bo wtedy sama jej treść byłaby długości przeciętnego rozdziału.
    O Zośkę się nie martw - w tym sensie, że jeszcze się pojawi. Powiedziałabym nawet, że dla fabuły okaże się kluczowa. I może faktycznie trochę "przegięłam" w tej scenie, ale chciałam, żeby dziewczyna zapadła czytelnikom w pamięć. Później jeszcze musieliby latać po rozdziałach i zastanawiać się, kim ta Zośka w ogóle jest. XD A ten klucz też dostał jej się nieprzypadkowo, tyle na razie powiem.
    Tak szczerze, bardzo mnie denerwowała ta "Historia Magii" - bo jak to, tylko magii? Mam uwierzyć, że wojna stuletnia w ogóle nie obchodziła ówczesnych czarodziejów? Że gdy naziści zajmowali Europę, czarodzieje siedzieli sobie i spokojnie popijali herbatkę? Więc ja przekornie stworzyłam taką magiczną Polskę, której nie da się rozdzielić od Polski niemagicznej, bo to jedno i to samo. XD
    Kiedy ja lubię jednorożce. XD To znaczy, ja wiem, jak one się kojarzą - jednorożce, tęcza, śliczne zwierzątka i jakaś królewna o twarzy Barbie. Ale w świecie Harry'ego Pottera były pokazane jako istoty symbolizujące piękno i niewinność i nikt nie widział w nich nic śmiesznego. Oczywiście, że jednorożca nikt się nie spodziewał, zwłaszcza, że w bieszczadzkich lasach ponoć wyginęły i z tego powodu Niko był w niezłym szoku. Po prostu pomyślałam, że w świecie, w którym czasem dzieją się naprawdę straszne rzeczy, dla odmiany jest też trochę miejsca na cuda. Może naprawdę jestem trochę naiwna, ale w moim przypadku jest to niestety nieuleczalne. XD"
    Co do Ignacego i Druelli - kiedy zaczynałam pisać to opowiadanie, to miałam jeszcze dużo wątpliwości co do głównej fabuły, ale od razu wiedziałam, jak to będzie z Twardowskim i Rosierówną. Także nie spodziewałabym się po tej parze niczego dobrego!
    I oj, tak, Rysiu namiesza. Na tym przecież polega jego praca!
    To teraz pozostaje mi tylko pięknie podziękować za ocenę. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja jestem ślepa, albo musiałam się wyłączyć na chwilę w tym samym momencie, gdy czytałam tekst dwa razy, bo nadal nie mogę skojarzyć, by Soboń mówił, że przyłapał Feliksa. Mea culpa, poszukam jeszcz raz :D

      No a baśń jednak by wypadało trochę wydłużyć. Bo ta pierwsza część (czytana przez Ignasia) czyli opis tego, jak to bracia spotkali Śmierć i dostali prezenty, jest ze dwa razy dłuższy niż opis konsekwencji tego spotkania, a powinno być co najmniej tyle samo tekstu. [coś mi od gramatyki urwało, ale jest jeszcze przed ósmą, więc liczę na wyrozumiałość :>]

      A, w takim razie Zośki już się nie czepiam i będę czekać na jej pojawienie się.

      A z tą historią też mnie to trochę dręczyło. Poza tym we wszystkich ff, jakie czytałam, jak już było coś z historią (jakaś kara na przykład), to było zawsze "esej o wojnach goblinów / gnomów / kolorowych wróżek w siedemnastym wieku". Bleh, ileż można? A tu taki powiew świeżości ;)

      A w ogóle to idę się zapisać do obserwatorów ^^

      Usuń